Temat: kupno mieszkania - wiek, rodzice

Hej :-) W jakim wieku kupiłyście/kupiliście mieszkanie, bądź Wasz partner/partnerka to uczynił/a? 
I w jakiej wielkości miejscowości mieszkacie?

Co myślicie o sytuacji jak mieszkanie kupują rodzice? (chociażby częściowo)

Temat z czystej ciekawości, inspirowany internetowym hejtem na pomoc ze strony rodziców :-P

Moim zdaniem kupno mieszkania przez rodziców np. w połowie to żaden wstyd, o ile to nie jest żaden problem z ich strony.
Mało kto w wieku powiedzmy poniżej 25 lat ma pieniądze na połowę mieszkania w dużym mieście, za to przykładowo można samemu kredyt spłacać. Lepiej spłacać taki kredyt na droższe i duże mieszkanie w ładnej lokalizacji, niż utkwić w nieco gorszych warunkach, ale w 100% za swoje.

Nie kupuję mieszkania ani domu poki co. Moi rodzice też mi pieniędzy nie dadza. I nie dlatego, że ich nie maja, ale dlatego, że wolę, żeby teraz podróżowali (co od kilku lat robia i nie mówię o wakacjach  we Włoszech) i mieli zabezpieczenie na starość. Ja sobie na swoje zarobię. W życiu nie przyjęłabym od rodziców kilkuset tysięcy złotych.

Nie uważam, żeby dostanie mieszkania od rodziców było czymś złym, natomiast śmieszy mnie to, jak ktoś obraża drugiego, bo rodzice go utrzymują a sam mieszka w mieszkaniu od rodzicow. Uważam, że to hipokryzja.

Mało kogo przed 30 stać na kupno mieszkania czy postawienie domu za swoje, więc to jasne, że potrzebne jest wsparcie banku czy rodziców. Przy pomocy od rodziców to wiadomo, mniejsze koszty czy właściwie spadek ich do zera. Natomiast nie wiem, czy takie osoby zastanawiają się co tym rodzicom zostanie na koncie. Jeśli rodziców stać bez problemu - spoko. Jeśli taki rodzić będzie na starość żył za 600 złotych emerytury czy ledwo miał na leki - to nie uważam, że jest to dobre.

I żeby nie było - moi rodzice oplacili mi w większości liceum za granicą (4 lata) i inżyniera również za granicą. Nie chciałabym brać od nich jeszcze na mieszkanie.

bellleza napisał(a):

Fajnie jest zarabiać tyle żeby sobie kupić własne mieszkanie super lub jeśli rodzice mogą dolozyc do własnego M. Kto by nie chciał zaraz po studiach byc ustawiony... Ale życie to je bajka I jest tak jak napisała jedna z dziewczyn że jest straszny hejt na osoby którym mieszkania kupili rodzice. Ale myślę że nie z zazdrosci ale dlatego że ów osoby uważają się za super samodzielne, zaradne i obrotne a tak naprawdę gdyby nie starzy to by gówno mieli. 

 A ja w tym wątku widzę coś zupełnie przeciwnego - każdy, kto napisał, że dostał pomoc od rodziców jest im wdzięczny i zdaje sobie sprawę, że mógł mieć trudniejszy start.

bellleza napisał(a):

Fajnie jest zarabiać tyle żeby sobie kupić własne mieszkanie super lub jeśli rodzice mogą dolozyc do własnego M. Kto by nie chciał zaraz po studiach byc ustawiony... Ale życie to je bajka I jest tak jak napisała jedna z dziewczyn że jest straszny hejt na osoby którym mieszkania kupili rodzice. Ale myślę że nie z zazdrosci ale dlatego że ów osoby uważają się za super samodzielne, zaradne i obrotne a tak naprawdę gdyby nie starzy to by gówno mieli. 
Oczywiście, że to czysta zawiść i cebulactwo. Bo jak to tak można? Że ktoś nie musi brać kredytów, mieszkać w klitce, oszczędzać latami, w dodatku ma dovrych, odpowiedzislnych i zaradnych rodziców, którzy potrafili swoim dzieciom zapewnić godny start w dorosłość.

Pasek wagi

cancri 

Jak rodziców stać dać w prezencie na mieszkanie, albo kupić mieszkanie to na pewno Ci rodzice suchego chleba nie jedzą i nie mają głodowych emerytur czy pensji, bo by nawet nie dali rady nazbierać takiej kwoty. Moi rodzice dali nam, a na podróżowanie też moja mama ma pieniądze i w zasadzie więcej jej nie ma w domu jak jest. 

I ja bardzo współczuje tym co pomocy od rodziców nie mieli i też uważam, że jeżeli rodziców było stać,a nie pomogli chociaż częsciowo to jest to sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, niemoralne itd. tym bardziej, że wielu z  nich otrzymało mieszkania zakładowe. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że moje dziecko zadłużyło się do końca życia albo tuła się na wynajmowanym,  a mi pieniądze leżą na koncie. 

Widze po znajomych jak to wygląda. Po 30-stce i wieczne randkowanie bo kasy brak na mieszkanie, ewentualnie pomieszkiwanie z rodzicami na małym mieszkanku. Jak już się uskłada coś na wkład własny to zaś odkłada się rodzicielstwo, albo ślub, bo to kolejny wydatek, a rata co miesiąc jest.. Wykształceni są pracę, mają i co z tego jak co miesiąc gówniany przelew. Chcą podnosić kwalifikacje to znowu trzeba opłacić jakieś podyplomówki i znowu jak tu uskładać na mieszkanie, albo znaleźć pieniądze, czy czas na dziecko ? Może najlepiej ludzie będą zakładać rodziny już będąc jedną noga w grobie ...

Naoglądałam się znajomych poszukujących na już co 1-2 lata mieszkań pod wynajem, bo właściciel wypowiedział umowę, chce sprzedać mieszkanie itp. I te tułanie się z dziećmi. Zmiana szkoły, przeprowadzki. Dom to stabilizacja. 

Ja też jestem bardzo wdzięczna rodzicom i tak jak oni mi pomogli tak ja pomogę swojemu dziecku, bo dzięki moim rodzicom będzie mnie na to stać, inaczej spłacałabym kredyt na własne mieszkanie. Moi rodzice wiedzieli, że planujemy dziecko w przyszłości i też pomogli nam z myślą o wnukach, aby wnuki nie musiały się nigdzie tułać, albo abyśmy nie musieli dziecku odmawiać, np. kosztownej rehabilitacji, bo rata kredytu by nas zeżarła. 

Mnie też było cięzko przyjąć pomoc w końcu jestem dorosła i mogę radzić sobie sama, a to są oszczędności moich rodziców, zapracowali na nie więc powinni je sami spożytkować, ale oni to odebrali jako moją niewdzięczność właśnie i mówili, że oszczędzali od początku dla mnie, a ja teraz nie chce tego przyjąć. Oni stwierdzili, że już nic im nie potrzeba, starcza im to co mają, a teraz my mamy wydatki, plany i my potrzebujemy tych pieniędzy, a jak będziemy w ich wieku też już będziemy woleli dać coś swoim dzieciom niż samemu to wydawać. Cieszyli się, że mogą coś takiego dla mnie zorbić. Co ważne pomogli nam , bo widzieli , ze oszczędzamy, że pracujemy , że się staramy. Gdybyśmy zarobione pieniądze przeznaczali na przyjemności, pomocy by nie było. 

Marisca, no nie wiem. Nie trzeba mieć głodowych pensji a odłożyć kasę zawsze mozna. Niektórzy składali całe życie - mniejsze kwoty, ale przez 30 lat. To, że teraz zarabiają to jedno a to, że za 10 lat na emeryturze dostaną psie pieniądze, to drugie. Większość na starość choruje to też wymaga kasy. Raczej wątpię, żeby ktoś odlozyl 200 tys na mieszkanie i kolejne tyle zostawił sobie na godna starość.

27-28 lat, nie pamiętam dokładnie 

Kupiłam sama na kredyt, wkład własny mój 

Nie wzięłabym pieniędzy od rodziców... razem mają mniej niż moja pensja.

Jeśli będę miała dzieci - nie zamierzam im pomagać finansowo, gdy będą dorosłe.  

cancri

Zdziwiłabyś się to raz. Dwa nasi rodzice też mieli rodziców i też dostali coś od nich za życia lub w spadku. Majątek jest wielopokoleniowy i nasz majątek też będzie majątkiem wielopokoleniowym od moich dziadków przez moich rodziców, potem nasze dzieci, ich dzieci itd. 

akitaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

akitaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ptaky napisał(a):

Wilena napisał(a):

Dom, w połowie pieniądze od moich rodziców i dziadków, w połowie pieniądze mojego męża. Ja miałam 24 lata, on 36, mieszkamy w Krakowie. Co myślę - cieszę się, że nie musieliśmy się ładować w kredyt/rezygnować z domu na rzecz mniejszego mieszkania. Rodzina nam mogła pomóc i nie widzę w tym nic złego. Jak będę miała dzieci to też będę się starała im zdjąć z głowy kredyt. Moim zdaniem hejtują osoby, które nie miały tyle szczęścia i zazdroszczą (nawet nie tyle zazdrość, co zawiść i rozżalenie). Albo takie, które mają złe relacje z rodzicami i ich rodzina zamiast się wspierać skacze sobie do gardeł - jakbym darła koty z rodzicami to w sumie też nie wyobrażałabym sobie przyjęcia od nich czekogolwiek (nawet gdyby finansowo mogli i chcieli pomóc i zdecydowali się na czasowe "zawieszenie broni"). 
Moim zdaniem osoby te wolą być np. niezależne. Ja wolę być niezależna i nie korzystać z pomocy rodziny. I jestem z tego dumna, a nie zawistna, rozżalona i zazdrosna że ktoś dostał na tacy coś, na co ja musiałam sobie zapracować. Nie mam złych relacji z rodzicami. Jestem szczęśliwa, że mogę samodzielnie o siebie zadbać i być samowystarczalna.  Czym różni się branie kasy od rodziców na mieszkanie/dom od siedzenia na garnuszku u nich? I tak płacą na utrzymanie dzieci i tak. 
Smutne. W sensie smutne jeżeli skorzystanie z pomocy od swoich rodziców jest dla Ciebie jednoznacznie z byciem od nich zależnym. Są przypadki, nawet na forum czasami dziewczyny się żalą, że rodzice finansują coś dziecku, ale za cenę uważania go za swoją własność i przypisywania sobie prawa do wchodzenia mu w życie z buciorami. Moim zdaniem to nie jest normalne, moi tacy na szczęście nie są i przykro jeżeli ktoś ma w głowie taki model. A kasa na mieszkanie/dom i siedzenie na czyimś garnuszku to jednak dwie różne rzeczy. Mało kogo stać na to, żeby w młodym wieku kupić mieszkanie w całości za gotówkę (jeżeli tak to gratuluję, ale niestety ja się do grupy osób wyciągającej kilkaset tysięcy z kieszeni zaraz po studiach nie zaliczam). Więc siłą rzeczy i tak się jest od kogoś "zależnym", kwestia tylko tego czy od własnych rodziców, czy od banku. Natomiast zapłacenie za chleb, prąd i pastę do zębów to już jest coś w zasięgu możliwości - więc płacę i z garnuszka rodziców w tym zakresie nie korzystam. Plus nie chcę Cię obrazić, ale mój wpis i pytanie autorki dotyczyło osób, które hejtują (nie tych, które nie skorzystały z pomocy rodziców, ale nie mają z tego powodu potrzeby ziać nienawiścią wobec innych). I nagle pada "moim zdaniem", "ja wolę", "jestem dumna" i tak dalej - klasyczne uderz w stół...

akitaa napisał(a):

lilaa893 napisał(a):

akitaa napisał(a):

lilaa893 napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

psycho. napisał(a):

25 i 26lat. Mi rodzice dali tylko na wkład własny do kredytu i na jakieś meble na początek. Mój partner nie miał tak dobrze i pieniądze musiał pożyczyć od rodziny. Miasto wojewódzkie. Za to znajomemu w naszym wieku rodzice kupili mieszkanie za gotówkę i cały czas kupują mu rzeczy typu telewizor, meble itp. 
Really?Czy tylko ja uwazam, ze wydzwiek tej wypowiedzi jest straszny?
no, wkład własny w większym mieście to co najmniej koło 100 000 więc rzeczywiście nie brzmi to dobrze XDmoim zdaniem jakiekolwiek pieniądze na mieszkanie to bardzo miły gest, rodzice mogliby kupić sobie mini domek w górach czy pojechać dookoła świata ;Dplanuję dla przyszłych dzieci odkładać coś co miesiąc, ale nigdy bym tego nie robiła kosztem swoich podróży czy inwestycji w swój rozwój na dany moment
wkład własny to teraz 20%. więc nie przesadzajmy z tymi 100tys, chyba ze to jakieś wypasione apartamentowce w centrum wielkiego miasta to tak. ale fakt, post zabrzmiał mega dziwnie...
za 500 000 w Krakowie są po prostu nowe mieszkania w dobrym standardzie, niedaleko centrum, a nie wielkie apartamenty :-D 
mieszkam w Krakowie i w tym roku kupowałam mieszkanie, więc wiem jakie sa ceny ;) jeśli mówimy o wysokim standardzie to tak, ale średnio jest to 5,5-6tys/m2 (rynek pierwotny) , Ty mówisz o takich 8tys/m2i wyżej. My kupowaliśmy z rynku wtórnego za niecałe 4,5tys/m2, więc da się. Ale jak ktoś zaraz ma wymagania, zeby mu rodzice kupili mieszkanie pod Wawelem za pół miliona to cóż mogę powiedzieć... za to to bym wolała sobie dużą działkę i wypasiony dom z basenem pod miastem wybudować 
Da się, wszystko się da, da się jeść suchy chleb z mortadelą i co z tego? 4,5 tysiąca za metr w Krakowie oznacza, albo wyjątkowe szczęście i super okazje (ale zakładam, że mówimy o normalnej sytuacji, nie cudach), albo mieszkanie w nieciekawej dzielnicy/daleko (owszem, można sobie kupić mieszkanie na Kozłówku, gdzie strach wyjść wieczorem, albo na Wzgórzach Krzesławickich, gdzie diabeł mówi dobranoc i brakuje infrastruktury), albo mieszkanie w kiepskim stanie (w wielkiej płycie, w starym budownictwie, gdzie instalacje nadają się do wymiany i wypadałoby pewnie sporo włożyć w remont i wszystko kuć). Pół miliona to wcale nie apartament po Wawelem, litości. Mieszkania w stanie deweloperskim (a chyba nawet nie) przy Placu na Groblach kosztowały po dwadzieścia tysięcy za metr. Pół miliona to jest średniej wielkości mieszkanie w miarę przyzwoitej okolicy. 
nie mówię o Wzgórzach, tam to się sama zgodzę, że jest zadupie i ceny jeszcze niższe :Pa na Kozłówku wynajmowałam mieszkanie przez 2 lata i nie uważam, że strach wyjść wieczorem :) poza tym zalezy też gdzie kto pracuje - mój mąż z tego Kozłówka miał 5 min tramwajem do pracy ;)my kupiliśmy mieszkanie z rynku wtórnego i to do remontu i co w tym złego? nawet z wypasionym remontem wyjdzie nas mniej niż ten sam metraż w rynku pierwotnym w tej okolicy z gołymi ścianami bez wyposażenia :) i po remoncie bank wycenia póki co na 430tys. różnica jest taka, ze my mamy zieleń, parko osiedlowy należący do spółdzielni (więc nie zabudują go), place zabaw, a oni kostkę brukową wszędzie, parę miejsc parkingowych na krzyż, zero placu zabaw, sąsiedzi z jednej i drugiej strony zaglądają im w okna i sądzą się o to z deweloperem, bo przecież "na wizualizacji wyglądało to inaczej" ^^ także co kto woli. my jesteśmy zadowoleni :)) i w życiu bym nie zamieniła na blokowisko z kostki brukowej np na taką Avię - tragedia a nie inwestycja. Tak się składa, ze kumpel tam pracował i wie jakie jaja odchodza na tych inwestycjach byleby szybko i byleby już skończyć i jak najwięcej mieszkań poupychać w kieszeni dewelopera. I mozna takich mnożyć w Krakowie. Korytarze powietrzne zabudowują coraz bardziej :/ niedługo smog nas udusi przez to. Więc nie życze sobie porównywania do chleba z mortadelą, bo ja w życiu za takie otoczenie w takim miejscu bym nie dała pól miliona, bo to po prostu nie jest warte swojej ceny ani trochę. Chcesz dać pól miliona za mieszkanie w centrum i stać Cię - bardzo proszę. Ale żyj i daj żyć innym bez wmawiania, że nie da się kupić fajnego mieszkania w super cenie na fajnym osiedlu bez wszędobylskiej kostki brukowej zamiast zieleni i sobie go wyremontowac po swojemu.
Nie życzysz sobie porównywania do chleba z mortadelą. Widzę, że ukuło. A użyłam go celowo, bo sama używasz podobnej retoryki, twierdząc że pół miliona to wyrzucanie kasy na apartament pod Wawelem - gdzie wcale tak nie jest. Pół miliona w Krakowie to na ten moment są trzy pokoje w przyzwoitym standardzie, bez wielkiej płyty, w nowszym budownictwie. Jasne, można sobie wyremontować tańsze mieszkanie po swojemu, ale instalacje wymieniasz przecież u siebie, nie w całym bloku - a że nie mieszka się w próżni, to jak zaleje sąsiada to też ma się problem. Plus bez sensu jako przykład podawać Avię, bo jest to mało reprezentatywne - wszyscy wiedzą, że to co tam odwalili woła o pomstę do nieba, ale przecież cały Kraków tak nie wygląda. Tak jakby alternatywa dla starego budownictwa była tylko jedna - Avia. Jasne, Kraków dzieli się na dzielnice, a w tych dzielnicach są osiedla: Avia, Avia, Avia, potem jeszcze Avia i po prawej stronie Wisły dodatkowo Avia. I nie łapię czemu się tak uczepiłaś tej wizji, że pół miliona to mieszkanie w centrum. Nie kupisz za tyle (mówię o sensownym metrażu i standardzie). 
jakie zalejesz sąsiada?;) przecież to się wszystko na zakręconej wodzie/wyłączonym prądzie itd robi i to przez fachowca, więc nie wiem skąd ta panika. sąsiada można i zalać w mieszkaniu z rynku pierwotnego, reguły nie ma (uprzedzając pytanie - tak, też mieliśmy robiona hydroizolację przez fachowca)nie wiem w jakiej części Krk mieszkasz, ale faktycznie w bardzo drogiej skoro uważasz, ze za pół mln to jest tylko przyzwoity standard. Standardy w swoim mieszkaniu każdy sobie sam tworzy, więc wiesz;) my tak odwaliliśmy łazienkę, że mam wysoki standard i bez tego, mieszkając na rynku wtórnym.Zależy też co dla Ciebie znaczy centrum i sensowny metraż - to chyba podstawowe pytanie. Avię podałam jako przykład, szwagier nie mieszka w Avii a podobne jazdy deweloper odwala i teraz niemal każde nowe osiedle to zalany kawałek betonu z kostką brukową i zaglądającymi sobie w okna sąsiadami - no niestety kłóć się lub nie, ale większość tak jest teraz budowana. Mieszkam w Krakowie całe życie, więc wiem jak wyglądał kiedyś a jak teraz, jak wyglądają stare osiedla a jak te nowe.

Przecież nie mówię o momencie wymiany instalacji, tylko o życiu w bloku gdzie są stare instalacje. Wymienisz swoją, ale sąsiedzi niekoniecznie - i jest spora szansa, że coś siądzie u nich, a zniszczeniu ulegnie też Twoje mieszkanie. Oczywiście, że zawsze może się zdarzyć jakaś awaria, ale jednak prędzej problem będzie ze starą instalacją, niż z nową. 

Nie będę się kłócić gdzie się kończy centrum i zaczyna sensowny metraż, bo w sumie każdy to odbiera inaczej. Ale fakt faktem, że mieszkania za mniej niż 4500 za metr to albo koniec świata (wspomniane Wzgórza Krzesławickie chociażby, koniec Bieżanowa i tak dalej), albo wielka płyta/stare budownictwo (wiem, że część Huty np. jest z cegły, ale to chyba centrum, to też żadna przyjemność mieć kłębowisko tramwajów pod oknami). No nie wiem, może niedokładnie przeglądałam czy coś, ale ogarnialiśmy temat niedawno i serio tak to wyglądało w 99% przypadków. Jeszcze odnośnie tego jak teraz budują deweloperzy: mieszkam na południu i z tego co widzę to np. Czerwone Maki to jest taki mały koszmarek. Nie taki jak Avia, ale też blok na bloku. Za to fajne mieszkania są w rejonie Pychowic/Zakrzówka (nie tak gęsto nabudowane, lepszy standard, w miarę blisko tramwaj, plus tam jest większa szansa, że nie zabudują wszystkiego, bo Pychowice to w znacznej części są tereny chronione ze względu na łąki). No ale fajne są też ceny wtedy. To samo jest na Klinach i w Borku, jak jest coś sensownego to cena nagle ze 2000 wyższa za metr niż w tych zalanych kostką okolicach. 

Rodzice moich rodziców wciąż żyją, więc raczej w spadku póki co niczego nie dostali. Poza tym np. Mieszkanie moich dziadków jest zapisane na najstarsza corke. Mieszkanie mojej babci jest zapisane na wszystkich wnuków. Matka mojego nic nie ma, bo całe życie loży na ciężko  chorego brata a ojciec dawno nie zyje. Nie każdy w tym kraju dostaje spadek. Nie każdy dysponuje majątkiem rodzinnym.

No ale wracając do tematu - jasne, że mieszkanie czy dom na start ułatwiają życie, i to bardzo. Tego kwestionować nie można.

Planuje się wyrobić z kupnem mieszkania do 26 lat, oczywiście na kredyt, ale tu gdzie mieszkam przy cenach wynajmu taniej będzie siebie spłacać niż wynajmować, już nie wspominając o innych korzyściach płynących z własnego M. Co sądzę o ludziach którzy dostali mieszkanie od rodziców? Nie uważam żeby było to coś złego, sama chciałabym w przyszłości zabezpieczyć dzieci w ten sposób, bo taki start w dorosłość to jednak duże ułatwienie.Od rodziców nie biorę pieniędzy tylko dlatego, że ich zwyczajnie w świecie nie stać.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.