- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 października 2017, 22:25
Hej :-) W jakim wieku kupiłyście/kupiliście mieszkanie, bądź Wasz partner/partnerka to uczynił/a?
I w jakiej wielkości miejscowości mieszkacie?
Co myślicie o sytuacji jak mieszkanie kupują rodzice? (chociażby częściowo)
Temat z czystej ciekawości, inspirowany internetowym hejtem na pomoc ze strony rodziców :-P
Moim zdaniem kupno mieszkania przez rodziców np. w połowie to żaden wstyd, o ile to nie jest żaden problem z ich strony.
Mało kto w wieku powiedzmy poniżej 25 lat ma pieniądze na połowę mieszkania w dużym mieście, za to przykładowo można samemu kredyt spłacać. Lepiej spłacać taki kredyt na droższe i duże mieszkanie w ładnej lokalizacji, niż utkwić w nieco gorszych warunkach, ale w 100% za swoje.
Edytowany przez lilaa893 23 października 2017, 22:40
24 października 2017, 13:37
Ale teraz przynajmniej może żyć samodzielnie. Bo się rodzice natyrali, a ona łapy już wyciągła. Ja wybrałam samodzielność od początku i tyranie dla satysfakcji. Tylko moja satysfakcja nie jest "jakaśtam" jak w wypowiedzi powyżej. Oczywiście to kwestia wyboru. I to nie jest krytyka i pogarda. Po prostu inaczej rozumiemy niezależność i samodzielność.zabrzmiało trochę egoistycznie, a Twoi rodzice tyrali dla Ciebie.Nie czuję się od nikogo zależna. Mieszkanie za kasę rodziców, ale teraz utrzymuję się sama, nie wyciągam łapy po nic, nikt mnie z niczego nie rozlicza. A na mieszkaniu życie się nie kończy - można mieć satysfakcję, że zarabia się na coś innego. To, że ktoś dostał pomoc w zakupie nieruchomości nie znaczy, że do końca życia będzie siedział na garnku i żył z pomocy rodziców. Mieszkanie to jakiś tam start, a potem już można żyć samodzielnie. Więc skoro ktoś chce i może pomóc, to dlaczego z tego nie skorzystać, tylko odrzucić i tyrać dla jakiejś tam satysfakcji. Mi satysfakcję dają inne rzeczy. Nie twierdzę, że jesteś zawistna czy zazdrosna. Za to z Twojej wypowiedzi bije ewidentna pogarda dla tych, którzy pomoc przyjęli. Bo Ty wszystko sama, a ktoś wziął za friko, bez wysiłku. Ty nie chciałaś pomocy - Twój wybór. Ale dlaczego od razu krytykować tych, którzy taką pomoc przyjęli?Moim zdaniem osoby te wolą być np. niezależne. Ja wolę być niezależna i nie korzystać z pomocy rodziny. I jestem z tego dumna, a nie zawistna, rozżalona i zazdrosna że ktoś dostał na tacy coś, na co ja musiałam sobie zapracować. Nie mam złych relacji z rodzicami. Jestem szczęśliwa, że mogę samodzielnie o siebie zadbać i być samowystarczalna. Czym różni się branie kasy od rodziców na mieszkanie/dom od siedzenia na garnuszku u nich? I tak płacą na utrzymanie dzieci i tak.Dom, w połowie pieniądze od moich rodziców i dziadków, w połowie pieniądze mojego męża. Ja miałam 24 lata, on 36, mieszkamy w Krakowie. Co myślę - cieszę się, że nie musieliśmy się ładować w kredyt/rezygnować z domu na rzecz mniejszego mieszkania. Rodzina nam mogła pomóc i nie widzę w tym nic złego. Jak będę miała dzieci to też będę się starała im zdjąć z głowy kredyt. Moim zdaniem hejtują osoby, które nie miały tyle szczęścia i zazdroszczą (nawet nie tyle zazdrość, co zawiść i rozżalenie). Albo takie, które mają złe relacje z rodzicami i ich rodzina zamiast się wspierać skacze sobie do gardeł - jakbym darła koty z rodzicami to w sumie też nie wyobrażałabym sobie przyjęcia od nich czekogolwiek (nawet gdyby finansowo mogli i chcieli pomóc i zdecydowali się na czasowe "zawieszenie broni").
Rozumiem, że skoro wybrałaś to znaczy że rodzice zaproponowali Ci kupno mieszkania a Ty ta propozycje odrzucilas? W przeciwnym razie nic nie wybrałaś, tylko dostosowalas się do okoliczności, bo nie miałaś innego wyjścia. Nie oznacza to że faktycznie nie jesteś samodzielna, ale nie można tu mówić o jakimkolwiek wyborze;)
Edytowany przez sacria 24 października 2017, 13:44
24 października 2017, 13:48
Ci co wzięli kredyt bez pomocy rodziny , bo chcieli być tacy samodzielni to co za 30 lat zaoferują swojemu dziecku wchodzącemu w dorosłość ? Raczej nie dadzą rady odłożyć, bo mają kredyt na głowie. Moi rodzice nie chcieli, abyśmy musieli się martwić i my dla swojego dziecka też tego nie chcemy. Nasi rodzice żyli spokojnie, żadnego kredytu brać nie musieli i tego samego chcieli dla nas.
O to jest mniej wiecej to, o czym wczoraj pisalam. Hejt tych, ktorym rodzicie pomogli na branie kredytu przez tych, ktorych rodzice nie mogli/nie chcieli pomoc Lepiej przez 20lat ciulac mieszkajac katem u rodzicow, lub wkladac gruby hajs w wynajem i przez 20lat splacajac kredyt komus innemu, nie Marisca?
A w ogole to ta jalowa dyskusja i proba udowodnienia calemu swiatu, ze "moj wybor to jedyny sluszny wybor", ze ma byc bez kredytu i tylko w starym budownictwie, ze reszta ludzi, ktorzy podjeli inne decyzje to jakas banda nic nie rozumiejacych idiotow, jest mega slabe i pachnie mi tu proba wyleczenia kompleksow pt. "nie bylo mnie stac na nic innego, to co sil bede krzyczec, ze tak jest zajebiscie"
--------------------
Jesli chodzi o pomoc rodzicow nie lubie, gdy ktos, kto z niej skorzystal umniejsza jej wartosc "Rodzice dali nam tylko na wklad wlasny", "rodzice nam tylko kupili mieszkanie, przeciez reszte organizujemy sobie sami". Podoba mi sie za to podejscie prezentowane tu przez Sacrie, czyli rodzice kupili mi mieszkanie, czym bardzo ulatwili mi start. Bez nadecia w zadna strone - ot, stwierdzenie faktu.
24 października 2017, 13:50
my kupujemy w tym roku, mamy po 29 lat. nie będzie pomocy rodziców, natomiast bez kredytu się nie obejdzie.
mnie nie wkurza to, że ktoś miał pomoc od rodziców, a to kiedy ludzie oceniają moje wybory jakoś złośliwie, np. "jak można mieszkać z rodzicami?!", a sami mają wszystko podstawione pod nos :P mam taką siostrę cioteczną, która najpierw hejtowała nas że mieszkamy z rodzicami (uwiesiliśmy się na nich itd, oczywiście nic nie wiedząc o tym jak się z nimi rozliczamy i dlaczego z nimi mieszkamy;)) natomiast sama oczywiście kupiła mieszkanie za gotówkę co się okazało później, że nie do końca była to jej gotówka. i rzeczywiście zazdroszcze jak ktoś ma mieszkanie / samochód / cokolwiek i nie musi na to pracować, też bym tak chciała, ale nic mnie tak nie drażni jak taka bijąca po oczach hipokryzja.
Edytowany przez Despacitoo 24 października 2017, 13:57
24 października 2017, 14:04
sweetdecember
Nic nie zrozumiałaś z mojej wypowiedzi. Odnosiło się to do dziewczyny, której rodzice chcieli pomóc, a ona stwierdziła, że sama sobie poradzi, bo chce być samodzielna i niezależna, a nie na czyimś utrzymaniu. Nie dotyczy to osób, którym rodzicie nie chcieli lub nie mogli pomóc. Kredyt nie jest zły jeśli nie ma innej opcji. Jakoś żyć trzeba, ale nie ukrywajmy kredyt jest obciążeniem na całe życie, zawsze jest strach przy utracie pracy, przy pojwaieniu się dziecka itp. dlatego nie rozumiem tego wywyższania się, ze ktoś nie wziął pomocy od rodziców, a mógł. Takim wyborem zasponsorował sobie i sowim dzieciom niepewność, zależnośc od banku do końca życia i niemożnośc nazbierania dziecku na jakieś lokum.
24 października 2017, 14:36
Ale teraz przynajmniej może żyć samodzielnie. Bo się rodzice natyrali, a ona łapy już wyciągła. Ja wybrałam samodzielność od początku i tyranie dla satysfakcji. Tylko moja satysfakcja nie jest "jakaśtam" jak w wypowiedzi powyżej. Oczywiście to kwestia wyboru. I to nie jest krytyka i pogarda. Po prostu inaczej rozumiemy niezależność i samodzielność.zabrzmiało trochę egoistycznie, a Twoi rodzice tyrali dla Ciebie.Nie czuję się od nikogo zależna. Mieszkanie za kasę rodziców, ale teraz utrzymuję się sama, nie wyciągam łapy po nic, nikt mnie z niczego nie rozlicza. A na mieszkaniu życie się nie kończy - można mieć satysfakcję, że zarabia się na coś innego. To, że ktoś dostał pomoc w zakupie nieruchomości nie znaczy, że do końca życia będzie siedział na garnku i żył z pomocy rodziców. Mieszkanie to jakiś tam start, a potem już można żyć samodzielnie. Więc skoro ktoś chce i może pomóc, to dlaczego z tego nie skorzystać, tylko odrzucić i tyrać dla jakiejś tam satysfakcji. Mi satysfakcję dają inne rzeczy. Nie twierdzę, że jesteś zawistna czy zazdrosna. Za to z Twojej wypowiedzi bije ewidentna pogarda dla tych, którzy pomoc przyjęli. Bo Ty wszystko sama, a ktoś wziął za friko, bez wysiłku. Ty nie chciałaś pomocy - Twój wybór. Ale dlaczego od razu krytykować tych, którzy taką pomoc przyjęli?Moim zdaniem osoby te wolą być np. niezależne. Ja wolę być niezależna i nie korzystać z pomocy rodziny. I jestem z tego dumna, a nie zawistna, rozżalona i zazdrosna że ktoś dostał na tacy coś, na co ja musiałam sobie zapracować. Nie mam złych relacji z rodzicami. Jestem szczęśliwa, że mogę samodzielnie o siebie zadbać i być samowystarczalna. Czym różni się branie kasy od rodziców na mieszkanie/dom od siedzenia na garnuszku u nich? I tak płacą na utrzymanie dzieci i tak.Dom, w połowie pieniądze od moich rodziców i dziadków, w połowie pieniądze mojego męża. Ja miałam 24 lata, on 36, mieszkamy w Krakowie. Co myślę - cieszę się, że nie musieliśmy się ładować w kredyt/rezygnować z domu na rzecz mniejszego mieszkania. Rodzina nam mogła pomóc i nie widzę w tym nic złego. Jak będę miała dzieci to też będę się starała im zdjąć z głowy kredyt. Moim zdaniem hejtują osoby, które nie miały tyle szczęścia i zazdroszczą (nawet nie tyle zazdrość, co zawiść i rozżalenie). Albo takie, które mają złe relacje z rodzicami i ich rodzina zamiast się wspierać skacze sobie do gardeł - jakbym darła koty z rodzicami to w sumie też nie wyobrażałabym sobie przyjęcia od nich czekogolwiek (nawet gdyby finansowo mogli i chcieli pomóc i zdecydowali się na czasowe "zawieszenie broni").
Oczywiście, że jest krytyka i pogarda. Gardzisz mną, bo według Ciebie to, że jesteś niezależna i sama zarobiłaś na swoje mieszkanie jest więcej warte niż to, że ja mieszkam w mieszkaniu od rodziców. Rozumiem, że Twoi rodzice postawili przed Tobą mieszkanie/dom, albo wyłożyli kasę, a Ty na to "nie dziękuję"? Bo jeśli tak, to na miejscu rodziców odebrałabym to jako pewnego rodzaju niewdzięczność... A jeśli nie, to o jakim wyborze mówisz? Jeśli nie odmówiłaś przyjęcia pomocy, to nic nie wybrałaś, tylko przyjęłaś rzeczywistość taką, jaką otrzymałaś.
Moi rodzice kupili mieszkanie dla mnie i rodzeństwa, bo wszyscy studiowaliśmy w tym samym mieście (poza miastem rodzinnym) i rata na mieszkanie wychodziła taniej, niż wynajem dla naszej trójki. Istotny jest fakt, że wtedy jeszcze ceny mieszkań były zupełnie inne, niż obecnie. Potem jakoś tak wyszło, że reszta ułożyła sobie życie gdzie indziej, a ja zostałam. I w pewnym momencie rodzice mieszkanie przepisali na mnie. To co, miałam powiedzieć "nie, nie chcę, zabierzcie sobie, sprzedajcie, ja sobie jakiś pokój wynajmę" (bo mnie samej nie byłoby stać na zakup czegoś na własność)? Bo wiem, że kasy by ode mnie na pewno nie wzięli za "wynajmowanie" czy żebym od nich "odkupiła". I co, mam teraz się pogrążyć w braku satysfakcji i osiągnięć życiowych, bo nie mam mieszkania za swoje? I naprawdę porównujesz to do ciągłego bycia na garnuszku u rodziców i wyciągania kasy na codzienne potrzeby? Bo dla mnie to jednak dwie zupełnie różne sprawy. Ułatwienie startu a bieżące utrzymywanie stawiać na równi? No jak kto uważa... Dla mnie to trochę niezbyt pasuje.
24 października 2017, 15:24
Przede wszystkim to nasi rodzice (jako pokolenie) często są aktualnie w dużo lepszej sytuacji finansowej niż my będąc przed 30. I będąc w naszym wieku też byli w dużo lepszej. I często włożyli w to znacznie mniej wysiłku, bo po prostu czasy były inne. Jeśli przykładowo rodzice zarabiają miesięcznie razem 10-20 tyś netto i mają już majątek ( a takich jest sporo), a ich wchodzace w zycie dzieci zarabiają po najniższej krajowej do 2 tyś netto to serio to takie straszne i uwłaczające dla tych dzieci jeśli im pomogą i one pomoc przyjmą? Bo ja mam nadzieję móc kiedyś pomóc finansowo własnym dzieciom w starcie w dorosłe życie. Poza tym to, że kończy się 18 lat nie znaczy że przestaje się być częścią rodziny. Dla mnie rodzina która nie wspiera swoich dzieci w starcie w dorosłe życie jest czymś złym. I wszystko powinno się właściwie odnosić do indywidualnej sytuacji finansowej danej rodziny. Bo dla ojca, który zarabia 20 tyś miesięcznie kupno mieszkania będzie drobnostką, a dla ojca, który ma rentę pomoc dziecku w postaci dania słoika z jedzeniem będzie poświęceniem. Podsumowując, jeśli mogą i chcą pomóc finansowo to ja nie widzę w tym nic złego żeby tą pomoc przyjąć.
Sama należę do grupy, której rodzice nie mają takich możliwości żeby pomóc w kupnie mieszkania. Ze względu na to, że mąż dopiero kończy zdobywać uprawnienia zawodowe, a ja nie znalazłam pracy ponad 2200 na rękę, to mieszkamy w wynajetej klitce, za którą placimy 1000 zl. Kredytu się boimy ze względu na perspektywę rozkrecania działalności przez męża. Mamy po 28-29 lat, studia, ja będę zdobywać dodatkowe uprawnienia żeby móc zarobić więcej i pewnie kiedyś będzie nas stać na mieszkanie w centrum miasta. Ale gdyby rodzice mogli nam pomóc to bym taką pomoc bez wahania przyjęła. Może nie musiałabym wtedy odkładać macierzyństwa do w najbardziej optymistycznej wersji 33 roku życia. Poza tym w pewnym wieku juz po prostu marzysz o czymś własnym. Nawet myślę, że gdybym wywodzila się z bogatej rodziny i moi majętni rodzice patrzyliby jak się męczymy żeby wystartować i mi nie pomogli to po prostu uznawanym to za niemoralne. Także ja jestem w tej grupie, która na wszystko zapracuje sama bo musi i nie widzę w tym nic godnego podziwu. Jestem wdzięczna rodzicom za każdy słoik z jedzeniem ale najprawdopodobniej dzieci będę odprowadzać do pierwszej klasy w wieku 40 lat. O ile się uda. I mam nadzieję że będziemy po 30. zarabiać więcej żeby szybko spłacić kredyt i żeby te moje dzieci nie musiały przechodzić tego co ja. Bo inaczej w ogóle nie widzę w tym momencie sensu posiadania dzieci jeśli mam je po prostu olac po 18 latach. Uważam że rodzina jest po to żeby sobie pomagać - w taki sposób w jaki może. Wszystkie osoby które się oburzaja na przyjmowanie pomocy materialnej od rodziców uważam za hipokrytów albo osoby ktore pochodzą z rodziny o zimnych relacjach. I nie chodzi mi o tych co nie dostają pomocy bo nie mają od kogo ale nie szumią jakimi to są bohaterami. (Czyli -Nie dostajemy bo naszych rodzicow nie stac ale jakby bylo stac to bylaby to ogromana pomoc.). Tylko o tych co robią z siebie bohaterow pokolenia. Serio gdyby ktoś wam chciał pomóc - bralibyscie. I dziś ta pomoc mogłaby się przerodzić w to że zarabialibysie więcej w lepszych warunkach i moglibyście zabrać rodziców na wakacje itd. Bo odpadloby zmartwienie w postaci ogromnego kredytu. Albo moglibyście mieć dzieci w wieku szkolnym które by uwielbialy dziadków.
24 października 2017, 15:40
Ja jestem zadowolona z zakupu nowego mieszkania od dewelopera, mieszkam na parterze mam duży ogródek (70m2) do którego z zewnątrz nie ma dostępu. Wszystko nowiutkie, klatka schodowa w kafelkach, codziennie myta prze firmę sprzątającą, w bloku z lat 90 tych i wcześniej tego bym nie miała.
24 października 2017, 15:46
Nie życzysz sobie porównywania do chleba z mortadelą. Widzę, że ukuło. A użyłam go celowo, bo sama używasz podobnej retoryki, twierdząc że pół miliona to wyrzucanie kasy na apartament pod Wawelem - gdzie wcale tak nie jest. Pół miliona w Krakowie to na ten moment są trzy pokoje w przyzwoitym standardzie, bez wielkiej płyty, w nowszym budownictwie. Jasne, można sobie wyremontować tańsze mieszkanie po swojemu, ale instalacje wymieniasz przecież u siebie, nie w całym bloku - a że nie mieszka się w próżni, to jak zaleje sąsiada to też ma się problem. Plus bez sensu jako przykład podawać Avię, bo jest to mało reprezentatywne - wszyscy wiedzą, że to co tam odwalili woła o pomstę do nieba, ale przecież cały Kraków tak nie wygląda. Tak jakby alternatywa dla starego budownictwa była tylko jedna - Avia. Jasne, Kraków dzieli się na dzielnice, a w tych dzielnicach są osiedla: Avia, Avia, Avia, potem jeszcze Avia i po prawej stronie Wisły dodatkowo Avia. I nie łapię czemu się tak uczepiłaś tej wizji, że pół miliona to mieszkanie w centrum. Nie kupisz za tyle (mówię o sensownym metrażu i standardzie).nie mówię o Wzgórzach, tam to się sama zgodzę, że jest zadupie i ceny jeszcze niższe :Pa na Kozłówku wynajmowałam mieszkanie przez 2 lata i nie uważam, że strach wyjść wieczorem :) poza tym zalezy też gdzie kto pracuje - mój mąż z tego Kozłówka miał 5 min tramwajem do pracy ;)my kupiliśmy mieszkanie z rynku wtórnego i to do remontu i co w tym złego? nawet z wypasionym remontem wyjdzie nas mniej niż ten sam metraż w rynku pierwotnym w tej okolicy z gołymi ścianami bez wyposażenia :) i po remoncie bank wycenia póki co na 430tys. różnica jest taka, ze my mamy zieleń, parko osiedlowy należący do spółdzielni (więc nie zabudują go), place zabaw, a oni kostkę brukową wszędzie, parę miejsc parkingowych na krzyż, zero placu zabaw, sąsiedzi z jednej i drugiej strony zaglądają im w okna i sądzą się o to z deweloperem, bo przecież "na wizualizacji wyglądało to inaczej" ^^ także co kto woli. my jesteśmy zadowoleni :)) i w życiu bym nie zamieniła na blokowisko z kostki brukowej np na taką Avię - tragedia a nie inwestycja. Tak się składa, ze kumpel tam pracował i wie jakie jaja odchodza na tych inwestycjach byleby szybko i byleby już skończyć i jak najwięcej mieszkań poupychać w kieszeni dewelopera. I mozna takich mnożyć w Krakowie. Korytarze powietrzne zabudowują coraz bardziej :/ niedługo smog nas udusi przez to. Więc nie życze sobie porównywania do chleba z mortadelą, bo ja w życiu za takie otoczenie w takim miejscu bym nie dała pól miliona, bo to po prostu nie jest warte swojej ceny ani trochę. Chcesz dać pól miliona za mieszkanie w centrum i stać Cię - bardzo proszę. Ale żyj i daj żyć innym bez wmawiania, że nie da się kupić fajnego mieszkania w super cenie na fajnym osiedlu bez wszędobylskiej kostki brukowej zamiast zieleni i sobie go wyremontowac po swojemu.Smutne. W sensie smutne jeżeli skorzystanie z pomocy od swoich rodziców jest dla Ciebie jednoznacznie z byciem od nich zależnym. Są przypadki, nawet na forum czasami dziewczyny się żalą, że rodzice finansują coś dziecku, ale za cenę uważania go za swoją własność i przypisywania sobie prawa do wchodzenia mu w życie z buciorami. Moim zdaniem to nie jest normalne, moi tacy na szczęście nie są i przykro jeżeli ktoś ma w głowie taki model. A kasa na mieszkanie/dom i siedzenie na czyimś garnuszku to jednak dwie różne rzeczy. Mało kogo stać na to, żeby w młodym wieku kupić mieszkanie w całości za gotówkę (jeżeli tak to gratuluję, ale niestety ja się do grupy osób wyciągającej kilkaset tysięcy z kieszeni zaraz po studiach nie zaliczam). Więc siłą rzeczy i tak się jest od kogoś "zależnym", kwestia tylko tego czy od własnych rodziców, czy od banku. Natomiast zapłacenie za chleb, prąd i pastę do zębów to już jest coś w zasięgu możliwości - więc płacę i z garnuszka rodziców w tym zakresie nie korzystam. Plus nie chcę Cię obrazić, ale mój wpis i pytanie autorki dotyczyło osób, które hejtują (nie tych, które nie skorzystały z pomocy rodziców, ale nie mają z tego powodu potrzeby ziać nienawiścią wobec innych). I nagle pada "moim zdaniem", "ja wolę", "jestem dumna" i tak dalej - klasyczne uderz w stół...Moim zdaniem osoby te wolą być np. niezależne. Ja wolę być niezależna i nie korzystać z pomocy rodziny. I jestem z tego dumna, a nie zawistna, rozżalona i zazdrosna że ktoś dostał na tacy coś, na co ja musiałam sobie zapracować. Nie mam złych relacji z rodzicami. Jestem szczęśliwa, że mogę samodzielnie o siebie zadbać i być samowystarczalna. Czym różni się branie kasy od rodziców na mieszkanie/dom od siedzenia na garnuszku u nich? I tak płacą na utrzymanie dzieci i tak.Dom, w połowie pieniądze od moich rodziców i dziadków, w połowie pieniądze mojego męża. Ja miałam 24 lata, on 36, mieszkamy w Krakowie. Co myślę - cieszę się, że nie musieliśmy się ładować w kredyt/rezygnować z domu na rzecz mniejszego mieszkania. Rodzina nam mogła pomóc i nie widzę w tym nic złego. Jak będę miała dzieci to też będę się starała im zdjąć z głowy kredyt. Moim zdaniem hejtują osoby, które nie miały tyle szczęścia i zazdroszczą (nawet nie tyle zazdrość, co zawiść i rozżalenie). Albo takie, które mają złe relacje z rodzicami i ich rodzina zamiast się wspierać skacze sobie do gardeł - jakbym darła koty z rodzicami to w sumie też nie wyobrażałabym sobie przyjęcia od nich czekogolwiek (nawet gdyby finansowo mogli i chcieli pomóc i zdecydowali się na czasowe "zawieszenie broni").Da się, wszystko się da, da się jeść suchy chleb z mortadelą i co z tego? 4,5 tysiąca za metr w Krakowie oznacza, albo wyjątkowe szczęście i super okazje (ale zakładam, że mówimy o normalnej sytuacji, nie cudach), albo mieszkanie w nieciekawej dzielnicy/daleko (owszem, można sobie kupić mieszkanie na Kozłówku, gdzie strach wyjść wieczorem, albo na Wzgórzach Krzesławickich, gdzie diabeł mówi dobranoc i brakuje infrastruktury), albo mieszkanie w kiepskim stanie (w wielkiej płycie, w starym budownictwie, gdzie instalacje nadają się do wymiany i wypadałoby pewnie sporo włożyć w remont i wszystko kuć). Pół miliona to wcale nie apartament po Wawelem, litości. Mieszkania w stanie deweloperskim (a chyba nawet nie) przy Placu na Groblach kosztowały po dwadzieścia tysięcy za metr. Pół miliona to jest średniej wielkości mieszkanie w miarę przyzwoitej okolicy.mieszkam w Krakowie i w tym roku kupowałam mieszkanie, więc wiem jakie sa ceny ;) jeśli mówimy o wysokim standardzie to tak, ale średnio jest to 5,5-6tys/m2 (rynek pierwotny) , Ty mówisz o takich 8tys/m2i wyżej. My kupowaliśmy z rynku wtórnego za niecałe 4,5tys/m2, więc da się. Ale jak ktoś zaraz ma wymagania, zeby mu rodzice kupili mieszkanie pod Wawelem za pół miliona to cóż mogę powiedzieć... za to to bym wolała sobie dużą działkę i wypasiony dom z basenem pod miastem wybudowaćza 500 000 w Krakowie są po prostu nowe mieszkania w dobrym standardzie, niedaleko centrum, a nie wielkie apartamenty :-Dwkład własny to teraz 20%. więc nie przesadzajmy z tymi 100tys, chyba ze to jakieś wypasione apartamentowce w centrum wielkiego miasta to tak. ale fakt, post zabrzmiał mega dziwnie...no, wkład własny w większym mieście to co najmniej koło 100 000 więc rzeczywiście nie brzmi to dobrze XDmoim zdaniem jakiekolwiek pieniądze na mieszkanie to bardzo miły gest, rodzice mogliby kupić sobie mini domek w górach czy pojechać dookoła świata ;Dplanuję dla przyszłych dzieci odkładać coś co miesiąc, ale nigdy bym tego nie robiła kosztem swoich podróży czy inwestycji w swój rozwój na dany momentReally?Czy tylko ja uwazam, ze wydzwiek tej wypowiedzi jest straszny?25 i 26lat. Mi rodzice dali tylko na wkład własny do kredytu i na jakieś meble na początek. Mój partner nie miał tak dobrze i pieniądze musiał pożyczyć od rodziny. Miasto wojewódzkie. Za to znajomemu w naszym wieku rodzice kupili mieszkanie za gotówkę i cały czas kupują mu rzeczy typu telewizor, meble itp.
jakie zalejesz sąsiada?;) przecież to się wszystko na zakręconej wodzie/wyłączonym prądzie itd robi i to przez fachowca, więc nie wiem skąd ta panika. sąsiada można i zalać w mieszkaniu z rynku pierwotnego, reguły nie ma (uprzedzając pytanie - tak, też mieliśmy robiona hydroizolację przez fachowca)
nie wiem w jakiej części Krk mieszkasz, ale faktycznie w bardzo drogiej skoro uważasz, ze za pół mln to jest tylko przyzwoity standard. Standardy w swoim mieszkaniu każdy sobie sam tworzy, więc wiesz;) my tak odwaliliśmy łazienkę, że mam wysoki standard i bez tego, mieszkając na rynku wtórnym.
Zależy też co dla Ciebie znaczy centrum i sensowny metraż - to chyba podstawowe pytanie.
Avię podałam jako przykład, szwagier nie mieszka w Avii a podobne jazdy deweloper odwala i teraz niemal każde nowe osiedle to zalany kawałek betonu z kostką brukową i zaglądającymi sobie w okna sąsiadami - no niestety kłóć się lub nie, ale większość tak jest teraz budowana. Mieszkam w Krakowie całe życie, więc wiem jak wyglądał kiedyś a jak teraz, jak wyglądają stare osiedla a jak te nowe.
Edytowany przez akitaa 24 października 2017, 15:49
24 października 2017, 15:50
Fajnie jest zarabiać tyle żeby sobie kupić własne mieszkanie super lub jeśli rodzice mogą dolozyc do własnego M. Kto by nie chciał zaraz po studiach byc ustawiony...
Ale życie to je bajka I jest tak jak napisała jedna z dziewczyn że jest straszny hejt na osoby którym mieszkania kupili rodzice. Ale myślę że nie z zazdrosci ale dlatego że ów osoby uważają się za super samodzielne, zaradne i obrotne a tak naprawdę gdyby nie starzy to by gówno mieli.
24 października 2017, 15:56
Miałam 25 lat, a mąż 31 kiedy kupiliśmy razem dom pod Warszawą. Bez pomocy rodziców.
W wieku 18 lat dostałam od rodziców mieszkanie w Warszawie, ale długo w nim nie pomieszkałam, bo wyjechałam na studia do Londynu, wróciłam gdy już byłam w związku z obecnym mężem w wieku 23 lat i wprowadziłam się do jego mieszkania, które było prezentem od jego rodziców. Dziś oba mieszkania wynajmujemy.