- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
1 marca 2011, 20:40
Wiem z autopsji, że nadmiarowe kilogramy mogą stać się przyczyną niesmacznych żartów lub co gorsza wyzwisk. Czy wśród obraźliwych określeń jakie padły były takie, które stały się Waszą motywacją, bo miałyście już serdecznie dość uwag i wyzwisk? Czy przeżyłyście jakąś żenującą sytację, która uświadomiła Wam, że czas podjąć decyzję o odchudzaniu (np. wredna ekspedientka w sklepie odzieżowym: "my tu nie mamy takich dużych rozmiarów")?
U mnie przez wiele lat dokuczał mi brat-był ekspertem w wymyślaniu wyzwisk. Najmocniej wyryły mi się w pamięci określenia typu: prośna maciora, locha, cielna krowa, baleron, salceson, pasztetówa, tłusta krowa itp.
Samo wspomnienie boli do dziś
Edytowany przez Ivette. 1 marca 2011, 20:42
1 marca 2011, 21:49
1 marca 2011, 21:50
jak to czytam to jestem w szokupowiedziec do kogos maciora
hmm jak bylam w podstawowce bylam przy kosci ale nie na tyle bys sie ze mnie smiali albo przynajmniej nie w twarz..Potem troche schudlam nigdy nie uslyszalam slow tego typu ..Jedynie to ze mi sie tluszczyk zawsze na brzuszku odkladal i nie raz slyszalam podejzenie z eniby jestem w ciazy;/
1 marca 2011, 21:52
1 marca 2011, 21:54
1 marca 2011, 21:54
1 marca 2011, 21:57
1 marca 2011, 22:01
1 marca 2011, 22:03
Chyba najbardziej boli, gdy pojeżdża po tobie rodzina. Mama-szczupła z natury czasem mi docinała, ale tacie zdarzyło się to dwa razy w życiu i nigdy mu tego nie zapomnę: "uwal swoje cielsko" (robiąc mi miejsce na kanapie) i "masz łydy jak mamusia" (jego 'mamusia', a moja babcia, która ma chorobę zwyrodnieniową i jej nogi "rozepchnęło"), ałć-ależ to kur*a zabolało.
Mam masywną budowę i już, z nadmiarem tłuszczu walczę, ale jako tako zaakceptowałam siebie dopiero pod wpływem męża, który KOCHA moje łydy, bo są umięśnione, nie tłuste (większość życia jeździłam rowerem robiąc ok. 10 km dziennie)
Polubiłam więc swoje nogi dzięki mojemu C., choć z brzuszysławem się ciągle nie cierpimy