Temat: Śmieszne i idiotyczne zachowania osób "wyżej" postawionych.

Od 2 tyg. mam praktyki. Szkoła wysłała nas oczywiście na bezpłatne, miesięczne praktyki do danych zakładów gastronomicznych. Mój nie jest zły. Tzn. jest to dobra restauracja, w której można coś porobić. Nie jestem tak jak niektórzy moi znajomi na przysłowiowym zmywaku jednak zauważyłam, przynajmniej u mnie śmieszne i idiotyczne zachowania niektórych pracowników.

Przez 1 tydzień byłam na cukierni. Tam są straszne nudy ale ludzie byli ok. No może po za jednym kolesiem. Młodym. Miał ok. 25 lat. Był strasznie niemiły i mało pomocny. Jednak rzadko kiedy się odzywał. Zamieniłam z nim przez tydzień może z 5 zdań.

Teraz jestem na obsłudze i tutaj sporo osób mnie... nawet nie wiem jak to opisać. Pani kierownik, która denerwuje mnie niemalże bez przerwy. W poniedziałek było ok. Poznałam 3 dziewczyny. Miłe i takie, które rozumiały, że dopiero się uczę więc wszystko mi wyjaśniły. Jednak wczoraj zaczęły się dziwne sytuację. Od razu jak przyszłam to do akcji weszła pani kierowniczka sali(do dzisiaj nie wiem jak ma na imię. Coś na A chyba. Nie przedstawiła się oczywiście). Mówię do niej dzień dobry. A jej pierwsze słowa to: "Spóźnienie widzę". Zdziwiłam się. Do pracy przyszłam o czasie. Poszłam się przebrać oraz poszłam do toalety i ok. 7:10 byłam już na sali. Ona na to, że jutro mam o 7:00 być już gotowa na sali. I poszła nawet nie czekając na odpowiedź. Stwierdziłam ok. Mogła to jakoś milej rozegrać ale no rozumiem. Po czasie jednak uświadomiłam sobie, że nie wiem czy się przypadkiem nie spóźnię jednak ponieważ dojeżdżam do mojego miasta pociągami. Nie byłabym wstanie przyjechać wcześniej. No chyba, ze o jakąś godz. Stwierdziłam, ze na końcu do niej pójdę i pogadam o tym. Tak zrobiłam. Grzecznie poszłam do niej do biura. Zaczęłam zdanie, że nie jestem pewna czy się nie spóźnię ponieważ... Baba przerwała mi w połowie zdania. I z tekstem tylko, że jak później przyjdę to później i wyjdę. Pomyślałam sobie. Aha spoko. Nic mi to nie da bo jak wyjdę nawet o 10 min. później to poczekam sobie po południu za pociągiem ale no kłócić się nie będę. Natomiast sytuacja z dzisiaj to był śmiech na sali. Patrzę na zegarek. Na oko jest 15:00. Czyli godz., o której mam wyjść. Pytam się grzecznie tej pani czy mogę już pójść do domu. A ona patrzy się na zegarek w tel. gdzie była godz. 14:59 i mówi do mnie z uśmiechem na ustach, że nie ma jeszcze 3 więc mam jeszcze stoły ponakrywać. Szczerze to z jednej strony śmiać mi się chciało z tej sytuacji z z drugiej wkurzyłam się bo wiedziałam, że jak wyjdę za późno to znowu będę miała problem z dojazdem. Wyrobiłam się szybko. Patrzę na zegarek 15:04. Szczerze to miałam ochotę jej się spytać czy z tej okazji mogę jutro przyjść dokładnie 4 min. później lub wcześniej wyjść xD Ale machnęłam ręką na tę sprawę. W ogóle to jest genialna nauczycielka. Mówi co masz robić ale nic ci nie wytłumaczy. Podeszła dzisiaj do mnie i mówi, że mam jakiś napój zrobić(podała nazwę). Ja się na nią patrzę z politowaniem i chcę się zapytać jak to się robi. A ona do mnie, że mam znaleźć sobie kogoś kto mi powie. I poszła sobie. Spoko. Już nie mówiąc o wymyślaniu przez nią jakiś głupich zadań. Ja rozumie, że muszę tam dużo robić i nawet fajnie ale chciałabym się tam czegoś uczyć związanego z gastronomią a nie ogrodnictwem przycinając drzewka. Jak nie ma nic do roboty to nie a nie wymyśla jakieś durne rzeczy. Takich rzeczy jest pełno, które ona odwala a dopiero 2 dni tam pracuję.

Jednak tam ta kierowniczka no dobra. jednak jest wyżej postawiona. Rozumiem, że jakiś respekt musi być ale kelnerzy do jest śmiech na sali. Sytuacja z wczoraj, kiedy coś tam pomyliłam. No kurde byłam tam drugi dzień. Zdarza się. Odłożyłam widelce nie tam gdzie trzeba. Na co wydziera się na mnie jakiś kelnerzyna. Rozumiem, ze można zwrócić uwagę się żeby się od razu wdzierać. I jeszcze tekst później w momencie gdy odeszłam o tego stanowiska: "I na co jeszcze czekasz! Zrób coś z tym!". Lub innych kelnerek. Od dzisiaj chyba mój "ulubiony". Rozmawiałam z jedną dziewczyną, która tam pracuje. Stałyśmy obie przy jej stanowisku gdzie miała odbierać rezerwacje tel. Ona na chwilę odeszła. Zadzwonił tel. Nie odbierałam no bo nawet nie wiedziałam co powiedzieć na początku. Nie mówiąc już o tym, że nie znałam pewnie odp. na pyt. które konsument zadaje. Dodatkowo w okół chodziło pełno kelnerów, którzy się tym zajmują. Nagle słyszę jak koleś chamsko mi się pyta czemu nie odbieram. Oczywiście olewając odp. Przeszło mi przez myśl, że może dlatego, iż nie wytłumaczył mi jak działa to stanowisko. Jednak tamto dało się przeżyć. Nic się takiego nie stało. Jednak dzisiejsza sytuacja mnie rozwaliła. Przez cały czas widziałam jak tam ci kelnerzy się miedzy sobą śmieją, dokuczają sobie żartując o itp. Przyszedł ten koleś. Słowem się nie odezwał. Sama nie wiedziałam jak zacząć czy coś. No bo jednak miło byłoby się przedstawić albo coś. Ale chyba tylko dla mnie miło. Facet. Młody ok. 25 lat żeby nie było. Rozbił tam komuś kawę i niósł jedną kawę na tacy(notabene to nie wiem po co mu była ta taca ale ok). Trochę się gibał z tym. I tak spontanicznie zażartowałam sobie z uśmiechem żeby czasami mu się nie wylało. Na co facet podchodzi do mnie później i deklaruje, że ja tutaj nie jestem od takich głupich komentarzy i jedyne co mam robić to się przyglądać oraz uczyć. Ja na to stwierdzam, żeby się uspokoił i, że tylko żartowałam. Na co koleś bez słowa cobie po prostu poszedł. Na początku zrobiło mi się głupio i smutno. Pomyślałam sobie, że może faktycznie przegięłam i mogłam się nie odzywać. Jednak wracając do domu uświadomiłam sobie, że przecież nic złego nie zrobiłam. Nie obraziłam go ani nie śmiałam się z niego. Od tak rzuciłam jakimś "żartem". Z resztą on sam nie był lepszy. Wcześniej jak zapytałam się mu czy jakoś mu pomóc to odp. mi, że jedne co mogę dla niego zrobić to stanąć na jednej nodze. Sama mogłam mu wtedy coś powiedzieć ale nawet nie przeszło mi do przez myśl no bo skumałam, że to ŻART. Już nie mówiąc o tym, iż on sam nie jest nie wiadomo kim wiec raczej też nie jest od tego aby prawić mi takie morały. 

Co myślicie o takich sytuacjach? Też uważacie coś takiego za śmieszne i żenujące? Jak dla mnie to tylko takie sytuacje pokazują kto jakim jest. Wam też przydarzają się takie sytuacje? Jak sobie z tym radzicie?

ludzie... kiedy zrozumiecie, że pisze się/mówi JA ROZUMIEM a nie JA ROZUMIE. Macie coś z mózgiem?

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

AnkaSmietankaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

Moim zdaniem narzekasz na kogoś, a sama nie jesteś wcale lepsza. Chcesz przyjść później to chyba logiczne, że trzeba będzie zostać dłużej - inne dziewczyny mają pracować za Ciebie, bo tobie akurat dojazd nie pasuje? Gdyby tak każdemu nie pasował i każdy by chciał mieć z tego tytułu skrócony czas, w którym jest w pracy to pewnie trzeba by zatrudnić dodatkową osobę. Jak nie wiesz jak coś zrobić to po prostu zapytaj jak to zrobić, a nie stoisz cicho i zamiast zapytać patrzysz na kogoś z politowaniem. Skąd to politowanie? To Ty czegoś nie umiesz, a przecież szkołę masz chyba o gastronomicznym profilu, skoro Cię na takie praktyki skierowali? Potem te drzewka, jak nie umiałaś zrobić tego co jest związane z gastronomią to widocznie dali Ci do przycinania drzewka? Odnośnie tych widelców to ta sama historia co ze spóźnianiem się - ktoś ma za Ciebie pracować? Zwrócono Ci uwagę, coś zrobiłaś źle, to popraw, a nie odchodzisz sobie. Telefon - dzieci nawet potrafią odebrać, chyba lepiej odebrać i w przypadku bardziej skomplikowanych pytań oddać komuś słuchawkę, niż kolejny raz umywać ręce? Ten żart to już w ogóle poniżej poziomu - zbytnie spoufalanie się w stosunku do praktycznie obcej osoby - co innego jak tak sobie dogryzają dobrzy znajomi, a co innego jak się na to sili osoba, która dopiero co zaczyna pracę.  Oczywiście krzyczenie na Ciebie dobre nie jest, ale sama bez winy nie jesteś, własnych błędów nie widzisz, a innych krytykujesz. Może najpierw się ogarnij, doucz się (chociażby takich elementarnych rzeczy jak odbieranie telefonu), a potem się zastanawiaj czy inni naprawdę są tacy źli. 
Ze spokojem. W dalszych postach opisuje lepiej sytuację. Tak jak pisałam już wcześniej może trochę przegięłam ponieważ praktyki nie są tragiczne jednak pisałam wszystko w emocjach.Jednak z tymi godz. to nie do końca się zgodzę. Jak to pracować za mnie? Ja tam nie jestem pracownikiem stałym. Jestem tam bardziej do pomocy na jeden tydzień. Bez praktykantów ten zakład funkcjonuje przez zdecydowaną większość roku więc nikt za mnie by nie pracował. Każdy dawał i daje sobie radę beze mnie. I o jakim skrócaniu czasu? Pierwszego dnia tak jak pisałam wcześniej nikt mi nie powiedział, że o tej godz. mam być już przebrana. W zeszłym tyg. było inaczej. A poszłam do tej pani kierownik aby jakby co ją powiadomić, że może zaistnieć sytuacja ze spóźnieniem. Nie spóźniłam się. Przyszłam punktualnie ponieważ trochę się pospieszyłam gdyż nie chciałam się jednak spóźnić ale z powodu dojazdów różne rzeczy mogą się zdarzyć. Pociąg będzie miał opóźnienie nawet 2-3 min., spóźnię się a tramwaj i już będę później. A z tym politowaniem to może źle się wyraziłam. Po prostu gdy kierowniczka mi powiedziała, że mam zrobić napój to spojrzałam się na nią ze znakiem zapytania w oczach i chciałam się zapytać jak to zrobić ale ona nawet nie pozwoliła mi zacząć zdania tylko od razu powiedziała aby znalazła sobie kogoś kto mi to wytłumaczy.Co do niedouczenia. Mogę się dowiedzieć jak mam wiedzieć jakie u nich funkcjonują przepisy? Szkoła tego nie uczy. Szkoła uczy ogólnie coś zrobić. A każda restauracja ma własne receptury. Aby móc coś zrobić trzeba je znać. Nie mówiąc już o tym, że ja nie skończyłam jeszcze tej szkoły. Nie pojęłam jeszcze wszystkiego. I sama przyznaje się do tego, że zdecydowanie nie umiem jeszcze wszystkiego i po to właśnie są chyba takie praktyki. Po to aby czegoś się nauczyć.Co do tel. Jak już pisałam wcześniej. W około było kilka wolnych osób, które wiedziały co i jak. Wolałam zostawić to im niż odebrać tel. i nie wiedzieć co powiedzieć. Wbrew pozorom to chyba może niezbyt dobrze świadczyć o restauracji, że tel. odbiera ktoś, kto o niczym nie ma pojęcia. Tym bardziej, że wiadomo, iż ktoś będzie chciał złożyć rezerwacje lub zamówienie. A o tym kompletnie nie mam pojęcia. I nigdzie nie napisałam, że własnych błędów nie widzę. Oczywiście, że je popełniam jak każdy chyba. A w tym poście nie chodziło o błędy. Chodziło o to jak ludzie potrafią być nie mili. Czy od razu trzeba się wydzierać lub być niemiłym? Nie można powiedzieć czegoś w bardziej kulturalny i sympatyczny sposób? A co do żartu. No już bez przesady. Trzeba być chyba już na prawdę człowiekiem bez krzty dystansu do siebie. Może po prostu za bardzo wieżę w to, że ludzie mają większe poczucie humoru. Nie wiem jak ty ale gdyby mi ktoś coś takiego powiedział to pewnie bym się uśmiechnęła i coś odpowiedziała. Nie ważne czy tą osobę znam czy nie. Przecież wiadomo, że to żart. No już bez przesady. Przecież go nie obraziłam i nie wyśmiała go. Tym bardziej, że tak jak mówiłam. Wydawało mi się, iż ten chłopak jest ok. Z kolegami żartował ale i do mnie mówił o tym staniu na jednej nodze. I czy ja się obraziłam? No bez jaj. Od tak głupi żart. Wiadomo, że jesteśmy w pracy i trzeba jakoś się zachowywać ale już bez przesady. Serio trzeba być aż tak sztywnym?
Nic nie pisałam o tym byciu już gotowym do pracy o siódmej, moim zdaniem powinni Ci wcześniej dać znać. Pisałam tylko o tym, że chciałaś się spóźniać (czy zabierać za pracę później niż reszta osób), a jednocześnie nie chciałaś zostawać dłużej - moim zdaniem to oznacza dokładnie to, że oczekujesz od kogoś pracowania za Ciebie. Przecież jak sobie skrócisz czas pracy to inna dziewczyna musi w tym czasie zrobić coś co mogłabyś zrobić Ty = szybciej się uwijać. Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona słysząc "miałaś tylko zrobić kawę, ale weź też zmyj naczynia, bo Kasia sobie wyszła wcześniej/przyszła później". Oczywiście jak się wszyscy zgodzą to nie ma problemu, można zawsze zapytać, ale zapytać, a nie iść z nastawieniem "bo ta baba". Z tym napojem dalej nie rozumiem o co halo - powiedziała Ci, żebyś kogoś zapytała, to gdzie problem? Trzeba było kogoś zapytać. Mnie też szef we własnej osobie nie tłumaczył jak się obsługuje ksero jak poszłam na praktyki pierwszy raz, tylko jak chciałam coś skserować to pytałam sekretarki - po co miał tracić czas na tłumaczenie takich łatwych rzeczy? Przepis jasne, rozumiem, nie musiałaś znać - ale wystarczyło kogoś zapytać, tak jak kierowniczka Ci wprost powiedziała. Kwestia telefonu dalej dla mnie jest niezrozumiała - nie potrafisz podnieść słuchawki, przywitać się, zapytać w jakiejś sprawie ktoś dzwoni? Mówię, padło by pytanie, na które nie znasz odpowiedzi, to zawsze można komuś oddać słuchawkę. Nikt nie powinien reagować krzykiem, ale nie dziwię się ludziom, że skończyła im się cierpliwość - widelce olałaś, o przepis było trudno zapytać, głupie żarty, a na koniec nawet telefonu nie odebrałaś. Odnośnie żartu - dla mnie był właśnie głupi (jak sama go określiłaś), taki poziom podstawówki. Jestem przyzwyczajona do sarkastycznych uwag, moi bliscy mają takie poczucie humoru, ale sarkazm, a dogryzanie sobie jak na boisku w szkole to dwie różne rzeczy. Po co się pchać w głupie żarty jak się danej osoby nie zna? Nie każdy musi reagować jak Ty. Najpiękniej by było gdyby wszyscy byli dla siebie mili, dobrzy i w wolnym czasie przeprowadzali pod rękę staruszki przez ulicę, albo dokarmiali małe kotki. Ale często to tak nie wygląda i ludzie są mili nie zawsze, a wtedy kiedy jest się miłym dla nich i nie stwarza się im niepotrzebnie problemów. Takie nieogarnięte osoby działają na nerwy. Możemy tutaj pisać, że nie, nie, tak nie powinno być, wszyscy powinni być mili, ale to niczego nie zmieni. To co można zrobić to po prostu się ogarnąć i przestać innym działać na nerwy. 

Nie. Na prawdę nie szłam wtedy z nastawieniem "bo ta baba". Wtedy jeszcze nie miałam jakichkolwiek większych "zarzutów". I możliwe, że tak to brzmi kiedy o tym piszę ale nie chodziło mi o to, że muszę zostać dłużej no bo to jeszcze rozumiem. Chociaż to wyliczanie co do minuty do według mnie jest troszeczkę przegięciem. Lecz na prawdę chciałam po prostu grzecznie poinformować, że w razie czego może zaistnieć taka sytuacja. Koniec końców udało mi się przyjść na czas. 

Hola ale gdzie ja powiedziałam, że tego napoju nie zrobiłam? Poszłam do kelnerki, zapytałam się i wszystko było ok. Nic nie grymasiłam. Tylko mi osobiście nie spodobało się za bardzo podejście do tematu tej pani ale to nie zmieniło faktu, że zrobiłam to o co mnie prosiła. A z tym tel. po rak kolejny piszę, że nie ma opcji, iż ktoś MOŻE zadać pytanie o coś czego nie wiem. To jest pewne. Ludzie dzwonią po to aby coś zamówić tel. lub dokonać rezerwacji stolików. Wszystko robi się to przez system komputerowy + jeszcze sprawy finansowe. Oczywistym jest to, że nie miałabym pojęcia co powiedzieć. Tym bardziej, że tak jak mówię. Wokół mnie było kilku kelnerów, którzy tym się zajmują więc wydaje mi się, że moje odebranie tel. raczej bardziej by zaszkodziło niż pomogło. Gdybym odebrała tel. i powiedziała, że nie wiem za bardzo o co chodzi i kogoś poszukam to raczej zabrzmiałoby mało profesjonalnie. A przy tym raczej restauracja by nie zyskała. Możliwe, że to jest tylko moje zdanie. Z widelcami też to było tak nie do końca. Z reguły to jest tak, że widelce czyste były już w szufladzie ułożone. Brudne natomiast zawsze wszyscy kładli na szafkę i w momencie gdy było ich już sporo to ktoś to zabierał do zmywalni. Ja to "olałam" ponieważ myślałam, że będzie tak jak zawsze. Jak się więcej tego uzbiera to wtedy się odniesie. Jednak najwidoczniej tylko ja tak myślałam. No ale rozumiem to, że mogłam to odnieść lecz wydaje mi się, że można było się po prostu milej zwrócić.

Każdy ma inne poczucie humoru. Zdaje sobie z tego sprawę. Ale tak jak mówię no już bez przesady. Tym bardziej, że wcześniej ten sam facet żartował sobie w podobny sposób ze mnie. I co? Zrobiłam z tego jakąś aferę. No nie przesadzajmy chyba.

Z tym ostatnim nie do końca się zgodzę. Wydaje mi się, że można kogoś nie lubić itd. ale po co reagować od razu krzykiem? Może i działam komuś na nerwy ale bez przesady. Ja też znam osoby, za którymi średnio przepadam ale nigdy w życiu nie odezwałam się do kogoś krzycząc, wyśmiewając lub robiąc problemy. Można kogoś nie lubić ale trzeba szanować. 

abcba napisał(a):

@AnkaSmietankaachyba nie do końca zrozumiałaś moją wypowiedź. Ja doskonale rozumiem co myślisz i dlaczego, też miałam kiedyś 18 lat i zaczynałam pracować. Jako starsza koleżanka po prostu próbuję Ci wyjaśnić jak to wygląda z perspektywy czasu. Kierowniczka jest kierowniczką - może Ci tłumaczyć wszystko krok po kroku, ale nie musi. Tak to już w życiu jest, że jednym się trafiają fajni przełożeni a innym nie. Nie wiedziałaś, że powinnaś być o 7 na sali - spoko, teraz już wiesz więc nie ma problemu. Pisałam wcześniej, że człowiek uczy się wszystkiego, również tego jak się zachowywać w konkretnych sytuacjach. Co do tych kilku minut, ja akurat zawsze miałam w porządku przełożonych i jak musiałam wyjść 3 min wcześniej to nie robili problemu, ale MUSISZ zaakceptować fakt, że nie każdy kierownik taki będzie i jak wymagają od Ciebie obecności do ostatniej minuty to trudno, takie życie. Możesz uważać, że to głupie, ale czy kierownik ma do tego prawo? Ma. Koniec tematu. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że jakaś tam przerwa Ci się należy więc dowiedz się jaka i z niej korzystaj. To że Ty pracujesz a inni stoją - no cóż... to tylko praktyki, wytrzymaj tyle ile musisz i nie nakręcaj się, bo szkoda Twoich nerwów. Któraś z dziewczyn bardzo dobrze napisała, że im się nie opłaca Ciebie szkolić (chociaż powinni), bo Ty i inni praktykanci jesteście tylko darmową siłą roboczą. Po co mają tracić na Ciebie czas, skoro za miesiąc czy kiedy tam kończysz te praktyki już Cię tam nie będzie? Lepiej dać Ci łatwe zadania, wyeksploatować Cię i za miesiąc zrobić to z następnym praktykantem.

Na prawdę ja rozumiem to wszystko i nie robię z tego powodu afery w pracy. To co napisałam to tylko moje przemyślenia na ten temat. Przecież nie idę do kierowniczki i nie wygarniam jej wszystkiego. Umiem się zachować. Tylko problem w tym, że ja zawsze wszystko przeżywam. Jest raczej wrażliwcem w takich sprawach. I takie rzeczy do siebie. Staram się nie przejmować jednak jak ktoś na mnie krzyczy to często mam się ochotę rozpłakać. Oczywiście hamuję się ale jest mi przykro. Zapewne to dlatego, że ja nie potrafię się na kogoś wydrzeć. Jestem osobą, która zawsze stara się rozmawiać i zrozumieć obie strony. Nie mówiąc o tym, że raczej jestem z tych pozytywnych osób, które nie lubią nudy, monotonii oraz złych emocji. Jeżeli jestem w nowym towarzystwie to staram się z reguły jakoś zagaić. Z tym, że tutaj nie da rady. Z tym żartem może wyszło słabo jednak tutaj chodziło o to, że starałam się jakoś "wejść w towarzystwo". Nie wiedziałam, że otrzymam taką negatywną reakcję.

AnkaSmietankaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

AnkaSmietankaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

Moim zdaniem narzekasz na kogoś, a sama nie jesteś wcale lepsza. Chcesz przyjść później to chyba logiczne, że trzeba będzie zostać dłużej - inne dziewczyny mają pracować za Ciebie, bo tobie akurat dojazd nie pasuje? Gdyby tak każdemu nie pasował i każdy by chciał mieć z tego tytułu skrócony czas, w którym jest w pracy to pewnie trzeba by zatrudnić dodatkową osobę. Jak nie wiesz jak coś zrobić to po prostu zapytaj jak to zrobić, a nie stoisz cicho i zamiast zapytać patrzysz na kogoś z politowaniem. Skąd to politowanie? To Ty czegoś nie umiesz, a przecież szkołę masz chyba o gastronomicznym profilu, skoro Cię na takie praktyki skierowali? Potem te drzewka, jak nie umiałaś zrobić tego co jest związane z gastronomią to widocznie dali Ci do przycinania drzewka? Odnośnie tych widelców to ta sama historia co ze spóźnianiem się - ktoś ma za Ciebie pracować? Zwrócono Ci uwagę, coś zrobiłaś źle, to popraw, a nie odchodzisz sobie. Telefon - dzieci nawet potrafią odebrać, chyba lepiej odebrać i w przypadku bardziej skomplikowanych pytań oddać komuś słuchawkę, niż kolejny raz umywać ręce? Ten żart to już w ogóle poniżej poziomu - zbytnie spoufalanie się w stosunku do praktycznie obcej osoby - co innego jak tak sobie dogryzają dobrzy znajomi, a co innego jak się na to sili osoba, która dopiero co zaczyna pracę.  Oczywiście krzyczenie na Ciebie dobre nie jest, ale sama bez winy nie jesteś, własnych błędów nie widzisz, a innych krytykujesz. Może najpierw się ogarnij, doucz się (chociażby takich elementarnych rzeczy jak odbieranie telefonu), a potem się zastanawiaj czy inni naprawdę są tacy źli. 
Ze spokojem. W dalszych postach opisuje lepiej sytuację. Tak jak pisałam już wcześniej może trochę przegięłam ponieważ praktyki nie są tragiczne jednak pisałam wszystko w emocjach.Jednak z tymi godz. to nie do końca się zgodzę. Jak to pracować za mnie? Ja tam nie jestem pracownikiem stałym. Jestem tam bardziej do pomocy na jeden tydzień. Bez praktykantów ten zakład funkcjonuje przez zdecydowaną większość roku więc nikt za mnie by nie pracował. Każdy dawał i daje sobie radę beze mnie. I o jakim skrócaniu czasu? Pierwszego dnia tak jak pisałam wcześniej nikt mi nie powiedział, że o tej godz. mam być już przebrana. W zeszłym tyg. było inaczej. A poszłam do tej pani kierownik aby jakby co ją powiadomić, że może zaistnieć sytuacja ze spóźnieniem. Nie spóźniłam się. Przyszłam punktualnie ponieważ trochę się pospieszyłam gdyż nie chciałam się jednak spóźnić ale z powodu dojazdów różne rzeczy mogą się zdarzyć. Pociąg będzie miał opóźnienie nawet 2-3 min., spóźnię się a tramwaj i już będę później. A z tym politowaniem to może źle się wyraziłam. Po prostu gdy kierowniczka mi powiedziała, że mam zrobić napój to spojrzałam się na nią ze znakiem zapytania w oczach i chciałam się zapytać jak to zrobić ale ona nawet nie pozwoliła mi zacząć zdania tylko od razu powiedziała aby znalazła sobie kogoś kto mi to wytłumaczy.Co do niedouczenia. Mogę się dowiedzieć jak mam wiedzieć jakie u nich funkcjonują przepisy? Szkoła tego nie uczy. Szkoła uczy ogólnie coś zrobić. A każda restauracja ma własne receptury. Aby móc coś zrobić trzeba je znać. Nie mówiąc już o tym, że ja nie skończyłam jeszcze tej szkoły. Nie pojęłam jeszcze wszystkiego. I sama przyznaje się do tego, że zdecydowanie nie umiem jeszcze wszystkiego i po to właśnie są chyba takie praktyki. Po to aby czegoś się nauczyć.Co do tel. Jak już pisałam wcześniej. W około było kilka wolnych osób, które wiedziały co i jak. Wolałam zostawić to im niż odebrać tel. i nie wiedzieć co powiedzieć. Wbrew pozorom to chyba może niezbyt dobrze świadczyć o restauracji, że tel. odbiera ktoś, kto o niczym nie ma pojęcia. Tym bardziej, że wiadomo, iż ktoś będzie chciał złożyć rezerwacje lub zamówienie. A o tym kompletnie nie mam pojęcia. I nigdzie nie napisałam, że własnych błędów nie widzę. Oczywiście, że je popełniam jak każdy chyba. A w tym poście nie chodziło o błędy. Chodziło o to jak ludzie potrafią być nie mili. Czy od razu trzeba się wydzierać lub być niemiłym? Nie można powiedzieć czegoś w bardziej kulturalny i sympatyczny sposób? A co do żartu. No już bez przesady. Trzeba być chyba już na prawdę człowiekiem bez krzty dystansu do siebie. Może po prostu za bardzo wieżę w to, że ludzie mają większe poczucie humoru. Nie wiem jak ty ale gdyby mi ktoś coś takiego powiedział to pewnie bym się uśmiechnęła i coś odpowiedziała. Nie ważne czy tą osobę znam czy nie. Przecież wiadomo, że to żart. No już bez przesady. Przecież go nie obraziłam i nie wyśmiała go. Tym bardziej, że tak jak mówiłam. Wydawało mi się, iż ten chłopak jest ok. Z kolegami żartował ale i do mnie mówił o tym staniu na jednej nodze. I czy ja się obraziłam? No bez jaj. Od tak głupi żart. Wiadomo, że jesteśmy w pracy i trzeba jakoś się zachowywać ale już bez przesady. Serio trzeba być aż tak sztywnym?
Nic nie pisałam o tym byciu już gotowym do pracy o siódmej, moim zdaniem powinni Ci wcześniej dać znać. Pisałam tylko o tym, że chciałaś się spóźniać (czy zabierać za pracę później niż reszta osób), a jednocześnie nie chciałaś zostawać dłużej - moim zdaniem to oznacza dokładnie to, że oczekujesz od kogoś pracowania za Ciebie. Przecież jak sobie skrócisz czas pracy to inna dziewczyna musi w tym czasie zrobić coś co mogłabyś zrobić Ty = szybciej się uwijać. Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona słysząc "miałaś tylko zrobić kawę, ale weź też zmyj naczynia, bo Kasia sobie wyszła wcześniej/przyszła później". Oczywiście jak się wszyscy zgodzą to nie ma problemu, można zawsze zapytać, ale zapytać, a nie iść z nastawieniem "bo ta baba". Z tym napojem dalej nie rozumiem o co halo - powiedziała Ci, żebyś kogoś zapytała, to gdzie problem? Trzeba było kogoś zapytać. Mnie też szef we własnej osobie nie tłumaczył jak się obsługuje ksero jak poszłam na praktyki pierwszy raz, tylko jak chciałam coś skserować to pytałam sekretarki - po co miał tracić czas na tłumaczenie takich łatwych rzeczy? Przepis jasne, rozumiem, nie musiałaś znać - ale wystarczyło kogoś zapytać, tak jak kierowniczka Ci wprost powiedziała. Kwestia telefonu dalej dla mnie jest niezrozumiała - nie potrafisz podnieść słuchawki, przywitać się, zapytać w jakiejś sprawie ktoś dzwoni? Mówię, padło by pytanie, na które nie znasz odpowiedzi, to zawsze można komuś oddać słuchawkę. Nikt nie powinien reagować krzykiem, ale nie dziwię się ludziom, że skończyła im się cierpliwość - widelce olałaś, o przepis było trudno zapytać, głupie żarty, a na koniec nawet telefonu nie odebrałaś. Odnośnie żartu - dla mnie był właśnie głupi (jak sama go określiłaś), taki poziom podstawówki. Jestem przyzwyczajona do sarkastycznych uwag, moi bliscy mają takie poczucie humoru, ale sarkazm, a dogryzanie sobie jak na boisku w szkole to dwie różne rzeczy. Po co się pchać w głupie żarty jak się danej osoby nie zna? Nie każdy musi reagować jak Ty. Najpiękniej by było gdyby wszyscy byli dla siebie mili, dobrzy i w wolnym czasie przeprowadzali pod rękę staruszki przez ulicę, albo dokarmiali małe kotki. Ale często to tak nie wygląda i ludzie są mili nie zawsze, a wtedy kiedy jest się miłym dla nich i nie stwarza się im niepotrzebnie problemów. Takie nieogarnięte osoby działają na nerwy. Możemy tutaj pisać, że nie, nie, tak nie powinno być, wszyscy powinni być mili, ale to niczego nie zmieni. To co można zrobić to po prostu się ogarnąć i przestać innym działać na nerwy. 
Nie. Na prawdę nie szłam wtedy z nastawieniem "bo ta baba". Wtedy jeszcze nie miałam jakichkolwiek większych "zarzutów". I możliwe, że tak to brzmi kiedy o tym piszę ale nie chodziło mi o to, że muszę zostać dłużej no bo to jeszcze rozumiem. Chociaż to wyliczanie co do minuty do według mnie jest troszeczkę przegięciem. Lecz na prawdę chciałam po prostu grzecznie poinformować, że w razie czego może zaistnieć taka sytuacja. Koniec końców udało mi się przyjść na czas. Hola ale gdzie ja powiedziałam, że tego napoju nie zrobiłam? Poszłam do kelnerki, zapytałam się i wszystko było ok. Nic nie grymasiłam. Tylko mi osobiście nie spodobało się za bardzo podejście do tematu tej pani ale to nie zmieniło faktu, że zrobiłam to o co mnie prosiła. A z tym tel. po rak kolejny piszę, że nie ma opcji, iż ktoś MOŻE zadać pytanie o coś czego nie wiem. To jest pewne. Ludzie dzwonią po to aby coś zamówić tel. lub dokonać rezerwacji stolików. Wszystko robi się to przez system komputerowy + jeszcze sprawy finansowe. Oczywistym jest to, że nie miałabym pojęcia co powiedzieć. Tym bardziej, że tak jak mówię. Wokół mnie było kilku kelnerów, którzy tym się zajmują więc wydaje mi się, że moje odebranie tel. raczej bardziej by zaszkodziło niż pomogło. Gdybym odebrała tel. i powiedziała, że nie wiem za bardzo o co chodzi i kogoś poszukam to raczej zabrzmiałoby mało profesjonalnie. A przy tym raczej restauracja by nie zyskała. Możliwe, że to jest tylko moje zdanie. Z widelcami też to było tak nie do końca. Z reguły to jest tak, że widelce czyste były już w szufladzie ułożone. Brudne natomiast zawsze wszyscy kładli na szafkę i w momencie gdy było ich już sporo to ktoś to zabierał do zmywalni. Ja to "olałam" ponieważ myślałam, że będzie tak jak zawsze. Jak się więcej tego uzbiera to wtedy się odniesie. Jednak najwidoczniej tylko ja tak myślałam. No ale rozumiem to, że mogłam to odnieść lecz wydaje mi się, że można było się po prostu milej zwrócić.Każdy ma inne poczucie humoru. Zdaje sobie z tego sprawę. Ale tak jak mówię no już bez przesady. Tym bardziej, że wcześniej ten sam facet żartował sobie w podobny sposób ze mnie. I co? Zrobiłam z tego jakąś aferę. No nie przesadzajmy chyba.Z tym ostatnim nie do końca się zgodzę. Wydaje mi się, że można kogoś nie lubić itd. ale po co reagować od razu krzykiem? Może i działam komuś na nerwy ale bez przesady. Ja też znam osoby, za którymi średnio przepadam ale nigdy w życiu nie odezwałam się do kogoś krzycząc, wyśmiewając lub robiąc problemy. Można kogoś nie lubić ale trzeba szanować. 

Wiesz, mnie, ani nikomu innemu na forum się tłumaczyć nie musisz. Ja oceniam ze swojej perspektywy - jakby mi ktoś zwrócił uwagę, że czegoś nie zrobiłam to bym to szybko poprawiła, jakby dzwonił telefon to bym przynajmniej zapytała czy odebrać, jakbym chciała przyjść później to bym była gotowa zostać dłużej, głupie żarty bym sobie darowała, zwłaszcza pod adresem osób, które krótko i słabo znam. Robisz inaczej, to Twój wybór. Ja Ci tylko próbuję napisać, że jeżeli ktoś ma perspektywę zbliżoną do mojej to Cię odbiera jako nieogarniętą, roszczeniową lub po prostu niegrzeczną. Być może taki odbiór jest zły, nie neguję tego. Tylko problem polega na tym, że my co najwyżej możemy się pokłócić na forum i tyle, wyłączysz komputer, albo po prostu przestaniesz czytać, koniec, masz spokój. A jak ktoś w pracy Cię tak odbiera to problem nie zniknie, będzie Cię nadal źle odbierał i być może źle traktował. Tutaj Ci możemy przyznać rację, że krzyczenie na kogoś jest złe (bo jest), ale zachowania ludzi w pracy to nijak nie zmieni. Możesz się oburzać, że nie powinni krzyczeć - a oni nadal będą. Chcesz coś w tym kierunku zmienić to zacznij zmiany od siebie i popraw to co możesz. Bo jaki jest inny pomysł? - przecież kazania im nie wygłosisz, a nawet jak wygłosisz to wątpliwe, że je sobie wezmą do serca. 

Anka, to tylko praktyki takze predzej czy pozniej je skonczysz, a tych ludzi nie zobaczysz wiecej na oczy. Musisz zrozumiec ze na praktykach (szczegolnie tych ze szkoly) jestes popychadlem i murzynem od najgorszej roboty, musisz zdawac sobie sprawe ze dla tych ludzi jestes tylko dodatkowa robota, a nie pomoca. 

Odnosnie telefonu i przyjscia do pracy to mysle ze masz racje, powinni Ci wyjasnic o ktorej masz byc gotowa, o ktorej wychodzisz. Co do telefonu tez masz racje  ale tutaj glownie chodzi o to zeby odebrac i "przytrzymac" klienta na telefonie.

Ja na praktykach bylam w trzech roznych biurach podrozy. Tylko raz sie szef na mnie wydarl jak kazal mi powpinac kartki do segregatora a ja sie tak poschizowalam ( pierwsze w zyciu praktyki i pierwszy dzien) ze nie ogarnelam jak otworzyc ten segregator ( w sensie odbezpieczyc te zasuwki na poczatku i na chama je przesunelam) XD w sumie blahotka ale niezle mi wtedy pojechal po ambicji ;p z pespektywy czasu mu sie nie dziwie. ale praktyki tam wspominam milo, szef zawsze nam przynosil ciasto albo truskawki i byl mega zabawny ^^ 

A raz bylam w biurze razem z szefowa Mariolka, a Mariolka to niezla szajbuska byla. Nigdy nie nakrzyczala ale kazala mi chodzic na targ i patrzec gdzie najtaniej kupi slonecznik dla golebi. A te golebie to byl w ogole ewenement bo kazala je wpuszczac do biura, a raz jednego zamknela na cala noc w biurze bo wydawalo jej sie ze jest chory to jej wszystko poobsrywal :P Pierwszego dnia kazala przyjsc na 10, a sama przyszla o 11.30 (czekalam na nia pod drzwiami). XD raz mnie zostawila sama w biurze na caly dzien bo poszla na zakupy. A juz o robieniu jej herbatki, kawki, chodzeniu jej codziennie po sniadanie i zakupy albo o myciu garow lub podlogi to lepiej nie wspominac bo to byla moja codziennosc przez miesiac. Takze uwazaj bo na rozne szefowstwo mozesz trafic, a Twoje chyba nie jest az tak zle. 

A moj kolega raz na praktykach sie postawil bo tez mu kazali sprzatac i powiedzial ze nie bedzie tego robil bo to nie nalezy do jego obowiazkow to kazali mu isc do szkoly z tym, a w szkole kazali mu wracac do biura i przepraszac XD

Z praktykami różnie bywa - jedne są bardziej, inne mniej wartościowe. Nigdy nie wiesz z kim w życiu będziesz mieć do czynienia - jest to dobra lekcja obycia z ludźmi, a przy okazji lekcja pokory i cierpliwości. Tak czy siak, czy Ci się to podoba czy nie, jako praktykantka jesteś najniżej w hierarchii.

Ja robiłam praktyki w szkołach - wyniosłam z nich ciekawe obserwacje i doświadczenia - były to nie tylko lekcje dla uczniów, ale i dla mnie. No ale czasem też zalewała mnie krew i niewiele mogłam zrobić (nauczycielom ogólnie coraz mniej wolno). Tak więc zawsze są jakieś plusy i minusy. Skup się na tym, co dobrego możesz wyciągnąć dla siebie.

Pasek wagi

Spokojnie. W każdy system pracy trzeba się wdrożyć, ale jesteś w sytuacji, gdzie musisz dostosować się do zasad panujących w zespole, a nie że zespół powinien działać tak, jak Ty sobie pracę wyobrażasz. Wydaje mi się że wiem na jakim podłożu masz "problem" z kierowniczką. Ona oczekuje reakcji, a Ty chyba niespecjalnie szybko reagujesz. Np. z tym napojem, kazała Ci zrobić, nie wiesz jak, od razu pytasz czy przepis jest gdzieś na piśmie, czy ktoś Ci może go przedstawić, a nie sprawiasz wrażenie jakbyś z nieba spadła; telefon: nie stoisz i się rozglądasz, tylko pytasz czy masz odebrać, albo po prostu odbierasz. Być może to kobieta, która uważa że rzucenie hasła wystarczy dla pełni porozumienia, i być może z zespołem już się w ten sposób rozumieją. 

Co do pokazywania nowym osobom. No tu mam mieszane uczucia, rozumiem pracowników, którym wykonanie czynności zajęło by mniej czasu niż pokazywanie, tłumaczenie i kontrolowanie kogoś. Oni nie muszą chcieć tego robić, to nie ich broszka, że firma przyjęła praktykanta. Oczywiście dobra wola to co innego, ale też nie każdy ją ma. Z tym się należy pogodzić, a niekoniecznie mieć pretensje. To Ty jesteś na praktykach, Tobie powinno zależeć żeby się nauczyć pracy jako takiej, a nie czekać aż ktoś Cię wykorzysta do prostych zadań. Obserwuj, pomyśl i naśladuj, a w razie czego pytaj. Chodzi o to, żeby zespół poczuł, że jesteś przydatna. 

Co prawda postawa praktykanta jest dość specyficzna, od razu ich widać, stoją albo wystraszone sierotki, albo znudzone lejdis z zatwardzeniem na twarzy. Oczywiście wszystko jest wyrazem zagubienia albo jakiegoś tam poczucia, że jest się zupełnie gdzie indziej niż by chciało, nie mniej wrażenie robi słabe i jednym z zadań powinna być nauka ukrywania tego ;)

nie bede sie odwolywac do wszystkich przykladow, ktore podalas

napisze tylko, ze do dzis gdy juz jestem dorosla i pracuje zawodowo, tylko w wyjatkowych sytuacjach zdarza mi sie spoznic do pracy ( korek na drodze itp.) gdy zaczynam prace o 8 .00 to jestem kilka minut przed, ide do toalety, robie sobie kawe. o 8.00 jestem gotowa do pracy, nie odwaze sie tez wyjsc predzej ( nawet minute) chyba, ze szefowa powie,ze moge juz isc

praktyki to pierwsze doswiadczenia w doroslym zyciu, pracy zawodowej, twoja kierowniczka byc moze traktuje cie jak potencjalnego pracownika a nie jak dziecko i stad twoja zaskoczenie

Mowisz, ze wyliczanie co do minuty jest bez sensu...ale "placa" Ci w pracy za pelna godzine. Nie odliczaja od niej kolejnych minut. 15 minut dziennie (10 spoznienia, 5 minut wyjscia wczesniej), to po czterech dniach juz cala nadplacona godzina. A jesli zamierzasz sie tak spozniac codziennie, to w skali miesiaca to powiedzmy 6 godzin.

"Zapomniał wół jak cielęciem był". Niestety ciężko trafić na empatycznych współpracowników. Po prostu musisz sprawę stawiać bardziej jasno i być bardziej asertywną. Wyczują, że jesteś taką osobą, która ani nie odpowie, ani się nie postawi i będą jeszcze bardziej "cisnąć". No a zachowanie z ich strony to zwykłe cebulactwo, więc nie przejmuj się tym za bardzo. Rób swoje i się domagaj swego, bo inaczej skończysz praktyki i się nie nauczysz nic. 

U mnie na praktykach (co prawda inna branża) też są takie osobistości z wyższej pierdo*encji, które nic nie wytłumaczą, nic nie powiedzą, ale ja tam się domagam :D

Megaphragma napisał(a):

witamy w świecie pracy,  obowiązków i nierownego traktowania: ) kochana to dopiero początek (co widać po Twoim wpisie) . Ja z 10 letnim stażem już na takie kierowniczki mam wyrabane: )i Tobie też radzę: )Ps. Nikt nad stazystami się nie rozczula 
Dokładnie tak! Trafiłaś w sedno. Dziewczyna jest młodziudka i jeszcze się wszystkim przejmuje. Że ktoś krzywo spojrzał, że ktoś odburknął itp. Biedna wszystko analizuje i przeżywa. Odbębnić swoje, nauczyć się na maxa co się da, do każdego podchodzić z dystansem, to moja rada. I przede wszystkim nie brać wszystkiego tak do siebie. Przecież dopiero się uczysz. Nabierzesz jeszcze doświadczenia i ogłady. Każdy, nawet doświadczony pracownik, popełnia błędy i czasem nie wie co zrobić. Odwagi i głowa do góry :)

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.