Temat: Co sądzicie o takim zachowaniu?

Jak kobiety załatwiają się, pierdzą, bekają i robią inne obrzydliwe czynności przy swoich facetach.

Czy tego typu zachowania są normą w waszym związku? 

Czy wyobrażacie sobie taką sytuację, że wy jesteście w łazience i załatwiacie swoją potrzebę, a facet w tym czasie np. goli się, albo myje zęby? Przecież to jest obrzydliwe, a znam laski, które uważają, że to przecież nic nadzwyczajnego i właśnie tak się zachowują. Myślicie, że facetom nie zaburza to w jakimś stopniu pociągu seksualnego do swojej partnerki?

Yuratka ma rację - co para robi w domu, to tylko i wyłącznie ich sprawa, nie porównujmy zachowaniami przy znajomych czy w pracy!

Mia900 napisał(a):

Jak kobiety załatwiają się, pierdzą, bekają i robią inne obrzydliwe czynności przy swoich facetach.Czy tego typu zachowania są normą w waszym związku? Czy wyobrażacie sobie taką sytuację, że wy jesteście w łazience i załatwiacie swoją potrzebę, a facet w tym czasie np. goli się, albo myje zęby? Przecież to jest obrzydliwe, a znam laski, które uważają, że to przecież nic nadzwyczajnego i właśnie tak się zachowują. Myślicie, że facetom nie zaburza to w jakimś stopniu pociągu seksualnego do swojej partnerki?

Serio? Najwidoczniej mam inny próg obrzydliwości :D

Mia900 napisał(a):

Jak kobiety załatwiają się, pierdzą, bekają i robią inne obrzydliwe czynności przy swoich facetach.Czy tego typu zachowania są normą w waszym związku? Czy wyobrażacie sobie taką sytuację, że wy jesteście w łazience i załatwiacie swoją potrzebę, a facet w tym czasie np. goli się, albo myje zęby? Przecież to jest obrzydliwe, a znam laski, które uważają, że to przecież nic nadzwyczajnego i właśnie tak się zachowują. Myślicie, że facetom nie zaburza to w jakimś stopniu pociągu seksualnego do swojej partnerki?

No więc opisałaś cały mój związek w tym jednym poście. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Była nawet taka książka dla dzieci "Wszyscy robimy kupę". Kompletnie mnie nie rusza to, że jak ja się maluję to mój partner skorzysta sobie z toalety i vice versa. Widział już nawet jak zmieniam tampon (żeby nie było, mieliśmy 2 minutki do wyjścia i oboje musieliśmy swoje sprawy w tym czasie załatwić w łazience) i jakoś go to nie ruszyło, ani nie pozbawiło mojej atrakcyjności w jego oczach. Nie widzę sensu się tym tak oburzać - czysta fizjologia, wszyscy to robimy i to coś naturalnego przy kimś kogo się traktuje jak część siebie. 

Jeśli chodzi o odruchy typu pierdzenie czy bekanie, to co mam niby robić? Wylatywać jak poparzona z pokoju do łazienki, bo muszę sobie beknąć? To by była już paranoja. Co nie zmienia faktu, że kultura wymaga mimo wszystko przeproszenia i robię to automatycznie. 

Siku i bekanie - nie mam jakiegoś specjalnego problemu ;d

Załatwianie tej drugiej potrzeby i puszczanie bąków - nie.

Pasek wagi

Corek napisał(a):

Mia900 napisał(a):

Jak kobiety załatwiają się, pierdzą, bekają i robią inne obrzydliwe czynności przy swoich facetach.Czy tego typu zachowania są normą w waszym związku? Czy wyobrażacie sobie taką sytuację, że wy jesteście w łazience i załatwiacie swoją potrzebę, a facet w tym czasie np. goli się, albo myje zęby? Przecież to jest obrzydliwe, a znam laski, które uważają, że to przecież nic nadzwyczajnego i właśnie tak się zachowują. Myślicie, że facetom nie zaburza to w jakimś stopniu pociągu seksualnego do swojej partnerki?
No więc opisałaś cały mój związek w tym jednym poście. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Była nawet taka książka dla dzieci "Wszyscy robimy kupę". Kompletnie mnie nie rusza to, że jak ja się maluję to mój partner skorzysta sobie z toalety i vice versa. Widział już nawet jak zmieniam tampon i jakoś go to nie ruszyło, ani nie pozbawiło mojej atrakcyjności w jego oczach. Nie widzę sensu się tym tak oburzać - czysta fizjologia, wszyscy to robimy i to coś naturalnego przy kimś kogo się traktuje jak część siebie. Jeśli chodzi o odruchy typu pierdzenie czy bekanie, to co mam niby robić? Wylatywać jak poparzona z pokoju do łazienki, bo muszę sobie beknąć? To by była już paranoja. Co nie zmienia faktu, że kultura wymaga mimo wszystko przeproszenia i robię to automatycznie. 

Jakiś czas temu był temat o nagości w saunie. I tam wszyscy byli za tym, żeby od dziecka przyzwyczajać do wyglądu ludzkiego ciała, że to normalne, że komuś coś wisi, coś ma krzywe, coś ma nieładne, ale ludzkie ciało, to ludzkie ciało i powinno być traktowane normalnie, bez zbędnego czajenia się. Łącznie z tym, że normalne jest chodzenie nago po basenach, saunach, prysznicach, plażach, oficjalnie z gołą pusią. Ale już puszczenie bąka jest be i fu. Gdzie tu logika? A poza tym jak można wyciągać wnioski, że jak ktoś czuje się "swobodnie" w domu, to jest też niekulturalny i pierdzi przy współpracownikach? U mnie w domu nigdy nie było problemu z przejściem nago po mieszkaniu, nie mam problemów z nagością przed facetem i akceptuję niedoskonałości ciała moje i jego i nie dziwią mnie one - ale publicznie rozbierać się nie lubię i tego nie robię. To samo z drapaniem się po tyłku, dłubaniem w nosie czy potrzebami fizjologicznymi - to, że w domu człowiek chce się czuć swobodnie, bo gdzie indziej jak nie w domu? to jeszcze nie znaczy, że wynosi to na zewnątrz i przy innych ludziach też się tak zachowuje.

Mi się to w głowie nie mieści.I zawsze jest mi wstyd za te sprawy.Nie mam chłopaka .

vitalijka23 napisał(a):

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

A ja uwazam, ze sa to uzgodnione zasady panujace w zwiazku. Jesli para przy sobie sie zalatwia, beka, puszcza gazy itd to ich sprawa i nikomu nic do tego. Tak samo jakbym chciala poszczekac sobie w trakcie stosunku, a moj partner by na to przyzwalal albo bardziej sie podniecal (!)- to nasza sprawa! Nie ma to nic wspolnego z kultura. Robic takie rzeczy wsrod obcych lub znajomych to jest brak kultury. 
Nie? Nikomu nic do tego co dana para robi w łóżku, to racja, w końcu każdy decyduje sam o swoim współżyciu i ma własne upodobania. Natomiast bekanie, puszczanie gazów i tak dalej, w czyjejś obecności jest po prostu obiektywnie niekulturalne. Zasady kultury są uniwersalne (w naszym kręgu kulturowym oczywiście, bo co innego w Chinach na przykład, gdzie bekanie jest traktowane jako komplement dla kucharza). Partnerowi ten brak kultury może nie przeszkadzać, ale brak kultury brakiem kultury pozostaje. 
no nie do końca - chodzić publicznie w bieliźnie też nie wypada a czy to znaczy, że przy partnerze też tak nie chodzisz? Ja uznaję, że jak się jest z kimś masę czasu to nie ma siły żeby nie poznał "ciemniejszej strony człowieczeństwa". O ile samej by mi przeszkadzała obecność partnera w trakcie defekacji to fakt, że czasem piardnie czy beknie przy mnie to nie, to ludzka rzecz i tyle. Innych nie oceniam, generalnie yuratka ma rację - dopóki sami zainteresowani to akceptują to jest ok.

Do końca. Chodzić publicznie w bieliźnie faktycznie nie wypada - racja. Tylko czy chodzenie w bieliźnie przy partnerze jest publicznym chodzeniem w bieliźnie? - nie. Chodzenie w bieliźnie przy partnerze jest chodzeniem w bieliźnie przy partnerze, w prywatnych, wręcz intymnych okolicznościach. Celem wprowadzenia jakiejś tam zasady dobrego zachowania się "nie pokazuj publicznie bielizny" było podkreślenie, że źle widziane jest chodzenie w bieliźnie przy innych, często obcych ludziach. Natomiast w regule na przykład "nie bekaj" napiętnowana jako nieelegancka i niekulturalna jest sama czynność. Oczywiście wolność Tomku w swoim domku, każdy się zachowuje jak tylko ma ochotę, niektórzy jak widać po prostu niekulturalnie i tyle. Nie ma co się łudzić i szukać usprawiedliwienia dla swojego braku kultury, czarne jest czarne, białe jest białe. 

nordlys napisał(a):

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

A ja uwazam, ze sa to uzgodnione zasady panujace w zwiazku. Jesli para przy sobie sie zalatwia, beka, puszcza gazy itd to ich sprawa i nikomu nic do tego. Tak samo jakbym chciala poszczekac sobie w trakcie stosunku, a moj partner by na to przyzwalal albo bardziej sie podniecal (!)- to nasza sprawa! Nie ma to nic wspolnego z kultura. Robic takie rzeczy wsrod obcych lub znajomych to jest brak kultury. 
Nie? Nikomu nic do tego co dana para robi w łóżku, to racja, w końcu każdy decyduje sam o swoim współżyciu i ma własne upodobania. Natomiast bekanie, puszczanie gazów i tak dalej, w czyjejś obecności jest po prostu obiektywnie niekulturalne. Zasady kultury są uniwersalne (w naszym kręgu kulturowym oczywiście, bo co innego w Chinach na przykład, gdzie bekanie jest traktowane jako komplement dla kucharza). Partnerowi ten brak kultury może nie przeszkadzać, ale brak kultury brakiem kultury pozostaje. 
Jak można mówić co jest obiektywnie kulturalne u kogoś w domu? Nie da się przenieść wszystkich zasad naszego kręgu kulturowego do każdego domu. Bo właśnie one dotyczą "kręgu kulturowego", a nie pojedynczej jednostki. U kogoś w domu może być oznaką kultury to, że każdy może się zachowywać swobodnie, nie musi się zrywać jak chihuahua, żeby uciec z pokoju i puścić bąka, nie musi się stresować, że nie może tego zrobić, kiedy potrzebuje i go później brzuch boli. Że szanuje się "człowieczeństwo" tej drugiej osoby, włączając jego śmierdzącą część. Trzeba dostosowywać swoje zachowanie do środowiska, w którym się jest i do panujących tam zasad kultury. W domu panują domowe zasady kulturalnego zachowania, a na zewnątrz - w szkole, w pracy, w pubie - inne. Bo to tak samo jakby ujednolicać, że noszenie krótkich spodenek jest obiektywnie niekulturalne, bo do pracy i kościoła tak chodzić nie można.

Normalnie? - pewne rzeczy są obiektywnie niekulturalne i tyle. Być może u kogoś są akceptowane, nawet arbitralnie uznawane za kulturalne, ale obiektywnie pozostają niekulturalne. Przecież nie każdy się zachowuje kulturalnie w domu - samej mi się zdarza w przepaskudny sposób wygrzebywać z ryby ości (oczywiście nożem do mięsa) na przykład. Bo u mnie się tak zawsze jadło i nikt noża do ryb z szuflady nie wyciągał (chyba, że przychodzili goście) - to znaczy, że zachowuję się kulturalnie? - oczywiście, że nie. Jest to wygodne, domowe, takie nasze, ale jednocześnie niekulturalne. Analogicznie z całym szeregiem "czynności około-fizjologicznych" - domowe, praktykowane w domu i niekulturalne przy tym. I jak wyżej - już o tym pisałam, ale w reguła dobrego zachowania się mówiąca chociażby "nie bekaj" napiętnuje samą czynność, nie ma w regułach savoir-vivre gwiazdki. Jest jasno napisane, że jest to niekulturalne i już. W przypadku krótkich spodenek nie ma jednej, obiektywnej zasady piętnującej noszenie ich w ogólności - tylko właśnie, na plaży w porządku, w kościele nie bardzo. 

vitalijka23 napisał(a):

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

A ja uwazam, ze sa to uzgodnione zasady panujace w zwiazku. Jesli para przy sobie sie zalatwia, beka, puszcza gazy itd to ich sprawa i nikomu nic do tego. Tak samo jakbym chciala poszczekac sobie w trakcie stosunku, a moj partner by na to przyzwalal albo bardziej sie podniecal (!)- to nasza sprawa! Nie ma to nic wspolnego z kultura. Robic takie rzeczy wsrod obcych lub znajomych to jest brak kultury. 
Nie? Nikomu nic do tego co dana para robi w łóżku, to racja, w końcu każdy decyduje sam o swoim współżyciu i ma własne upodobania. Natomiast bekanie, puszczanie gazów i tak dalej, w czyjejś obecności jest po prostu obiektywnie niekulturalne. Zasady kultury są uniwersalne (w naszym kręgu kulturowym oczywiście, bo co innego w Chinach na przykład, gdzie bekanie jest traktowane jako komplement dla kucharza). Partnerowi ten brak kultury może nie przeszkadzać, ale brak kultury brakiem kultury pozostaje. 
no nie do końca - chodzić publicznie w bieliźnie też nie wypada a czy to znaczy, że przy partnerze też tak nie chodzisz? Ja uznaję, że jak się jest z kimś masę czasu to nie ma siły żeby nie poznał "ciemniejszej strony człowieczeństwa". O ile samej by mi przeszkadzała obecność partnera w trakcie defekacji to fakt, że czasem piardnie czy beknie przy mnie to nie, to ludzka rzecz i tyle. Innych nie oceniam, generalnie yuratka ma rację - dopóki sami zainteresowani to akceptują to jest ok.

Do końca. Chodzić publicznie w bieliźnie faktycznie nie wypada - racja. Tylko czy chodzenie w bieliźnie przy partnerze jest publicznym chodzeniem w bieliźnie? - nie. Chodzenie w bieliźnie przy partnerze jest chodzeniem w bieliźnie przy partnerze, w prywatnych, wręcz intymnych okolicznościach. Celem wprowadzenia jakiejś tam zasady dobrego zachowania się "nie pokazuj publicznie bielizny" było podkreślenie, że źle widziane jest chodzenie w bieliźnie przy innych, często obcych ludziach. Natomiast w regule na przykład "nie bekaj" napiętnowana jako nieelegancka i niekulturalna jest sama czynność. Oczywiście wolność Tomku w swoim domku, każdy się zachowuje jak tylko ma ochotę, niektórzy jak widać po prostu niekulturalnie i tyle. Nie ma co się łudzić i szukać usprawiedliwienia dla swojego braku kultury, czarne jest czarne, białe jest białe. 

nordlys napisał(a):

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

A ja uwazam, ze sa to uzgodnione zasady panujace w zwiazku. Jesli para przy sobie sie zalatwia, beka, puszcza gazy itd to ich sprawa i nikomu nic do tego. Tak samo jakbym chciala poszczekac sobie w trakcie stosunku, a moj partner by na to przyzwalal albo bardziej sie podniecal (!)- to nasza sprawa! Nie ma to nic wspolnego z kultura. Robic takie rzeczy wsrod obcych lub znajomych to jest brak kultury. 
Nie? Nikomu nic do tego co dana para robi w łóżku, to racja, w końcu każdy decyduje sam o swoim współżyciu i ma własne upodobania. Natomiast bekanie, puszczanie gazów i tak dalej, w czyjejś obecności jest po prostu obiektywnie niekulturalne. Zasady kultury są uniwersalne (w naszym kręgu kulturowym oczywiście, bo co innego w Chinach na przykład, gdzie bekanie jest traktowane jako komplement dla kucharza). Partnerowi ten brak kultury może nie przeszkadzać, ale brak kultury brakiem kultury pozostaje. 
Jak można mówić co jest obiektywnie kulturalne u kogoś w domu? Nie da się przenieść wszystkich zasad naszego kręgu kulturowego do każdego domu. Bo właśnie one dotyczą "kręgu kulturowego", a nie pojedynczej jednostki. U kogoś w domu może być oznaką kultury to, że każdy może się zachowywać swobodnie, nie musi się zrywać jak chihuahua, żeby uciec z pokoju i puścić bąka, nie musi się stresować, że nie może tego zrobić, kiedy potrzebuje i go później brzuch boli. Że szanuje się "człowieczeństwo" tej drugiej osoby, włączając jego śmierdzącą część. Trzeba dostosowywać swoje zachowanie do środowiska, w którym się jest i do panujących tam zasad kultury. W domu panują domowe zasady kulturalnego zachowania, a na zewnątrz - w szkole, w pracy, w pubie - inne. Bo to tak samo jakby ujednolicać, że noszenie krótkich spodenek jest obiektywnie niekulturalne, bo do pracy i kościoła tak chodzić nie można.

Normalnie? - pewne rzeczy są obiektywnie niekulturalne i tyle. Być może u kogoś są akceptowane, nawet arbitralnie uznawane za kulturalne, ale obiektywnie pozostają niekulturalne. Przecież nie każdy się zachowuje kulturalnie w domu - samej mi się zdarza w przepaskudny sposób wygrzebywać z ryby ości (oczywiście nożem do mięsa) na przykład. Bo u mnie się tak zawsze jadło i nikt noża do ryb z szuflady nie wyciągał (chyba, że przychodzili goście) - to znaczy, że zachowuję się kulturalnie? - oczywiście, że nie. Jest to wygodne, domowe, takie nasze, ale jednocześnie niekulturalne. Analogicznie z całym szeregiem "czynności około-fizjologicznych" - domowe, praktykowane w domu i niekulturalne przy tym. I jak wyżej - już o tym pisałam, ale w reguła dobrego zachowania się mówiąca chociażby "nie bekaj" napiętnuje samą czynność, nie ma w regułach savoir-vivre gwiazdki. Jest jasno napisane, że jest to niekulturalne i już. W przypadku krótkich spodenek nie ma jednej, obiektywnej zasady piętnującej noszenie ich w ogólności - tylko właśnie, na plaży w porządku, w kościele nie bardzo. 

Nie lubie tego. Dla mojego (byłego) faceta było to normalne. Co prawda nigdy przy nim nie bekałam czy nie pierdziałam, ale potrafił mi wbić do toalety gdy siedziałam na muszli, a jak się denerwowałam to mówił, że jemu to nie przeszkadza i np. brał się za mycie zębów. 

Hmmm... mój tata mojej mamy nawet nigdy w wałkach nie widział :D Mimo, że często kręciła włosy.

Nawet maseczki przy nim nie zrobiła :D 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.