Temat: Niepracujące matki

Co myślicie o niepracujących matkach? Nie mowię tu o mamach niemowlaków czy dzieci niepłnosprawnych. Ale matkach, ktore miją dziecko lub dwójkę w wieku wczesnoszkolnym lub późnoprzedszkolnym i tłumaczą swoje siedzenie w domu posiadaniem dzieci. Nie mogą pójść do pracy bo dzieci przecież nie mogą być poza domem do 16, bo tylko one potrafią z dziećmi odrobić lekcje, żaden inny opiekun, bo obiad trzeba ugotować, bo tyle prac w domu. Jak myślicie, jest to lenistwo czy nieporadność życiowa?

przypomne, ze w pierwszym posciec bylo pytanie o matki dzieci w wieku wczesnoszkolnym lub poznoprzedszkolnym, takie, ktore sie "zasiedzialy"... doprawdy, nikt nie zarzuci matce niemowlaka ze siedzi w domu z dzieckiem z lenistwa, nie popadajmy w demagogie... :)

mnie natomiast zastanawia troche argument "nikt nie bedzie wychowywal mojego dziecka bo ja od tego jestem"... ok, czy aby na pewno?

jestem zdania, ze dziecko wychowuje sie w calej spolecznosci jaka go otacza: przedszkole, szkola, grupa rowiesnicza, rodzina, obcy dorosli...  z kazdym ma inne uklady i stosunki i powinno sie o tym przekonac zaczem dorosnie, bo potem zderzenie z rzeczywistoscia moze byc bolesne... rodzic powinien jedynie wypracowac taki autorytet i zaufanie, by przekazac dziecku wartosci i pomagac rozwiazywac problemy bedac bogatszym o dswiadczenia, a nie zeby byc dla dziecka calym swiatem...

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 

a przepraszam bardzo ile to było lat temu ?! Bo czasy troszkę się zmieniły ! u nas w publicznym przedszkolu są 2 grupy 3 latków, teraz )wcześniej były 3-4), po zmianie w szkolnictwie (zmiana w6 latkach) nie ma kompletnie miejsc, wczesniej bylo ciezko, teraz to graniczy z cudem. prywatne sa faktycznie,ale koszt zostawienia tam dziecka to kolo 800 zł,także suma kolosalna niestety. a no i jeszcze jedna rzecz. aby dziecko przyjęto potrzebna jest wypełniona karta gdzie się pracuje i pieczątka pracodawcy.. także świetnie. Czasem Kobieta traci pracę przez macierzyństwo właśnie i do nowej po tych 3 latach nie pojdzie,gdyż nie ma jak jej znaleźć nawet.Jedyne wyjść poświęcić wakacje i z dzieckiem na rozmowy chodzić, ciekawe czy pracowadca byłby przychylny.. chociaz w 1 przedszkolu mojej znajomej,jako ze byla sdamotna matka dyrektorka dała 1 miesaiac na doniesienie pieczątki tzn na znalezienie pracy,bo inaczej dziecko wypisują.

sacria napisał(a):

skrzydlata napisał(a):

a dla mnie dziecko to skarb i kazda wspolnie spedzona chwila jest warta wiecej niz kazdy pieniadz. Dlatego pracuje tylko dorywczo i wiekszosc czasu spedzam z moim maluchem. A jak ktos lubi kiedy omijaja go najpiekniejsze chwile w zyciu to jego wybor.
a dla mnie to co piszesz to masakra... uważam że nie można zatracac siebie i żyć tylko dzieckiem. dziecko będzie starsze i będzie miało swoje życie, a co wtedy z Twoim życiem, skoro najpiekniejsze chwile to te z dzieckiem...? niektóre z Was chyba zapominają że oprócz bycia matkami, jesteście KOBIETAMI, często żonami/partnerkami i to powinno być równie ważne, jak nie ważniejsze.zostanie w domu kojarzy mi się z brakiem jakichkolwiek ambicji i byciem taka "ciepła klucha".

Jak sie wydaje wyplate na opiekunke to nie jest praca zawodowa tylko drogie i meczace hobby.

Pasek wagi

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 

do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...

mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować

skrzydlata napisał(a):

a dla mnie dziecko to skarb i kazda wspolnie spedzona chwila jest warta wiecej niz kazdy pieniadz. Dlatego pracuje tylko dorywczo i wiekszosc czasu spedzam z moim maluchem. A jak ktos lubi kiedy omijaja go najpiekniejsze chwile w zyciu to jego wybor.

dokładnie myślę tak samo i dla mnie niepojęte jest zostawić niemowlaka z kimś innym czy to z matką, teściową czy obcą osobą, nie mieści mi się to w głowie, to po co to dziecko? by je widzieć rano i wieczorem ..

Cyrica napisał(a):

przypomne, ze w pierwszym posciec bylo pytanie o matki dzieci w wieku wczesnoszkolnym lub poznoprzedszkolnym, takie, ktore sie "zasiedzialy"... doprawdy, nikt nie zarzuci matce niemowlaka ze siedzi w domu z dzieckiem z lenistwa, nie popadajmy w demagogie... :)mnie natomiast zastanawia troche argument "nikt nie bedzie wychowywal mojego dziecka bo ja od tego jestem"... ok, czy aby na pewno?jestem zdania, ze dziecko wychowuje sie w calej spolecznosci jaka go otacza: przedszkole, szkola, grupa rowiesnicza, rodzina, obcy dorosli...  z kazdym ma inne uklady i stosunki i powinno sie o tym przekonac zaczem dorosnie, bo potem zderzenie z rzeczywistoscia moze byc bolesne... rodzic powinien jedynie wypracowac taki autorytet i zaufanie, by przekazac dziecku wartosci i pomagac rozwiazywac problemy bedac bogatszym o dswiadczenia, a nie zeby byc dla dziecka calym swiatem...

I dla mnie to jest wlasnie po prostu chore. O ile moge zrozumiec strach w pierwszych miesiacach zycia, o tyle takie podejscie, kiedy dziecko chodzi do szkoly, a matka skutecznie blokuje takiemu dziecku rozwoj u boku innych ludzi, to jest dla mnie wlasnie uposledzanie dziecka. Kawalerzy typu: mama wszystko wie najlepiej, nie biora sie znikad ;-)))

aster1987 napisał(a):

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować

Dlatego moim zdaniem po prostu kobieta, która wie, że nikt jej nie pomoże, będzie musiała wszystko w życiu robić sama, a nie ma na tyle dobrej pracy żeby móc zapłacić za przedszkole czy opiekunkę powinna na jakiś czas zrezygnować z dziecka. Wiem, że pieniądze wyznacznikiem szczęścia nie są, ale nie rozumiem trochę płaczu osób "pracuję ciężko fizycznie, 800 zł za przedszkole to pół mojej pensji, na nic mnie nie stać, przychodzę urobiona po pracy i nie mam siły się z dzieckiem pobawić" - chyba same sobie taki los zapewniły? Co to za frajda? A potem szarpać się całe życie żeby dziecko miało na książki. Nie wiem, ja bym nie chciała mieć dziecka przed 30tką, może najpierw warto skończyć studia, zrobić wszelkie kursy i certyfikaty jakie się ma w życiu zrobić, znaleźć sobie sensowną pracę, popracować jakiś czas i jak się już ma ogarniętą sytuację to się decydować. I nie mówcie, że nie realne, bo mam właśnie takie przypadki w najbliższym otoczeniu, pracodawca żadnych problemów nie robi, 4 godziny się jest w pracy +/- fizycznie, część roboty można sobie zabrać do domu. No i tak zrobiła moja mama. Miała taką sytuację, że mając dziecko mogła potem normalnie wrócić do pracy, nie rezygnując ani z dziecka, ani z pracy. I przypominam, że wątek jest o dzieciach szkolnych i późnoprzedszkolnych (4-5 lat), nikt nie mówi tutaj o oddawaniu 2-latka do przedszkola, albo niemowlaka do żłobka. 

Wilena napisał(a):

aster1987 napisał(a):

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować
Dlatego moim zdaniem po prostu kobieta, która wie, że nikt jej nie pomoże, będzie musiała wszystko w życiu robić sama, a nie ma na tyle dobrej pracy żeby móc zapłacić za przedszkole czy opiekunkę powinna na jakiś czas zrezygnować z dziecka. Wiem, że pieniądze wyznacznikiem szczęścia nie są, ale nie rozumiem trochę płaczu osób "pracuję ciężko fizycznie, 800 zł za przedszkole to pół mojej pensji, na nic mnie nie stać, przychodzę urobiona po pracy i nie mam siły się z dzieckiem pobawić" - chyba same sobie taki los zapewniły? Co to za frajda? A potem szarpać się całe życie żeby dziecko miało na książki. Nie wiem, ja bym nie chciała mieć dziecka przed 30tką, może najpierw warto skończyć studia, zrobić wszelkie kursy i certyfikaty jakie się ma w życiu zrobić, znaleźć sobie sensowną pracę, popracować jakiś czas i jak się już ma ogarniętą sytuację to się decydować. I nie mówcie, że nie realne, bo mam właśnie takie przypadki w najbliższym otoczeniu, pracodawca żadnych problemów nie robi, 4 godziny się jest w pracy +/- fizycznie, część roboty można sobie zabrać do domu. No i tak zrobiła moja mama. Miała taką sytuację, że mając dziecko mogła potem normalnie wrócić do pracy, nie rezygnując ani z dziecka, ani z pracy. I przypominam, że wątek jest o dzieciach szkolnych i późnoprzedszkolnych (4-5 lat), nikt nie mówi tutaj o oddawaniu 2-latka do przedszkola, albo niemowlaka do żłobka. 

Po 1. zrobienie studiow i certyfikatow nie koniecznie gwarantuje dobra prace (czyt dobrze platna).

Po2.Jak juz sie to osiagnie to mozna miec 40 lat i menopauze.

Znam taki przypadek, fakt faktem miala dobra prace, zaczela starac sie odziecko w wieku 37 lat, udalo sie jak miala 41.Jak urodzilo to i tak dziecko przyslonilo jej caly swiat i stwierdzila, ze nie po to sie tyle o nie starala by je widziec 2 godz dziennie i wcale do pracy nie wrocila.Dopiero jak poszlo do szkoly. I to do innej mniej platnej, ale godziny byly dogodne.

Pasek wagi

maharettt napisał(a):

Wilena napisał(a):

aster1987 napisał(a):

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować
Dlatego moim zdaniem po prostu kobieta, która wie, że nikt jej nie pomoże, będzie musiała wszystko w życiu robić sama, a nie ma na tyle dobrej pracy żeby móc zapłacić za przedszkole czy opiekunkę powinna na jakiś czas zrezygnować z dziecka. Wiem, że pieniądze wyznacznikiem szczęścia nie są, ale nie rozumiem trochę płaczu osób "pracuję ciężko fizycznie, 800 zł za przedszkole to pół mojej pensji, na nic mnie nie stać, przychodzę urobiona po pracy i nie mam siły się z dzieckiem pobawić" - chyba same sobie taki los zapewniły? Co to za frajda? A potem szarpać się całe życie żeby dziecko miało na książki. Nie wiem, ja bym nie chciała mieć dziecka przed 30tką, może najpierw warto skończyć studia, zrobić wszelkie kursy i certyfikaty jakie się ma w życiu zrobić, znaleźć sobie sensowną pracę, popracować jakiś czas i jak się już ma ogarniętą sytuację to się decydować. I nie mówcie, że nie realne, bo mam właśnie takie przypadki w najbliższym otoczeniu, pracodawca żadnych problemów nie robi, 4 godziny się jest w pracy +/- fizycznie, część roboty można sobie zabrać do domu. No i tak zrobiła moja mama. Miała taką sytuację, że mając dziecko mogła potem normalnie wrócić do pracy, nie rezygnując ani z dziecka, ani z pracy. I przypominam, że wątek jest o dzieciach szkolnych i późnoprzedszkolnych (4-5 lat), nikt nie mówi tutaj o oddawaniu 2-latka do przedszkola, albo niemowlaka do żłobka. 
Po 1. zrobienie studiow i certyfikatow nie koniecznie gwarantuje dobra prace (czyt dobrze platna).Po2.Jak juz sie to osiagnie to mozna miec 40 lat i menopauze.

1. Tak, więc te studia też by wypadało wybrać takie, które dają jak największą gwarancję potem dobrej pracy. Można kończyć medycynę, prawo, jakiś ścisły i poszukiwany kierunek, zostać tłumaczem przysięgłym, albo specjalistą w danej dziedzinie (najlepiej okołoekonomicznego-handlowego-bankowego sektora) też potrzebnej na rynku pracy, czy coś ścisłego jak informatyka, a można kończyć socjologię, stosunki międzynarodowe, polonistykę, albo psychologię. I jest różnica kończyć z dobrymi wynikami, jak się robiło dodatkowe praktyki etc., a ledwo się prześlizgnąć. Jasne, nic nie daje gwarancji, ale sporo ludzi ma tak - nie skończy studiów/skończy jakiś słaby kierunek/skończy ledwo ledwo/skończy na jakiejś beznadziejnej uczelni i potem płacze. 2. To już by była ww. niezaradność życiowa, jeżeli komuś potrzeba tyle czasu. Nie mówię, żeby być ordynatorem, prezesem banku i właścicielem kancelarii, ale jest jakiś środek też między tym, a byciem salową, panią która w banku myje szyby i sekretarką parzącą kawę. 

oj maharett, dla mnie wciaz na sile negujesz kazdy argument.

Do zlobka Ci dziecka nie wezma, kursy Ci nic nie dadza... jak kobieta ma takie podejscie, to sie nie dziwie, ze jej nic w tym temacie nie wychodzi.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.