Temat: otyłość - pytanie

Hmm, od razu napiszę, że moim celem nie jest urażenie kogokolwiek :) czysta ciekawość po prostu.

Jest wielu otyłych ludzi, spotykamy ich na co dzień, na forum, często mamy w rodzinie.... i tu moje pytanie, dlaczego takie osoby po prostu nie schudną? Albo inaczej, dlaczego wciąż wcinają słodycze , fast foody ?

 Mam otyłego tatę, je wszystko, co mu się podoba, żadnych zasad- mnóstwo słodyczy, tłuste jedzenie. Ja i mama zaś staramy odżywiać się zdrowo, gotujemy zdrowo, kupujemy zdrowe produkty, a tata zamiast się wziąć za siebie, jeszcze się obraża gdy  na obiad w niedzielę nie jest schabowy, a coś zdrowszego..... 

I zastanawiam się, czy otyłych ludzi po prostu przerasta już ta ilość kilogramów do zrzucenia, nie wierzą, że mogą schudnąć, czy zwyczajnie są leniwi? Jakie jest Wasze zdanie? :)

Wilena napisał(a):

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ja się już nastolatka szarpałam z wagą, ale raczej nie przekraczałam granic BMI, tak wiecznie w obrębie 19-25 (co przy moim wzroście bagatela 20 kg). Miałam kompulsy, raz nad nimi panowałam bardziej, raz mniej. Potem miałam życiowy dołek i przestałam panować kompletnie. Zaczęłam się objadać i bardzo dużo, bardzo szybko przytyłam. Oczywiście widziałam, że tyję, ale byłam na tyle rozsypana psychicznie, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Równocześnie mam chyba naturę perfekcjonisty trochę, co generuje wysoki poziom stresu jednak (bo jakżesz to 4 a nie 5 z egzaminu - i co mnie obchodzi że połowa nie zdała i powinnam się cieszyć, ja chciałam 5). Więc tak trwałam w jakimś "stanie przeddepresyjnym" dobita życiowo, wmawiając sobie że muszę dalej wszystko zrobić "naj" - no i jedzenie i własna waga były chyba jedyną kategorią, która została wyłączona spod tej kategorii. A przy kompulsach na prawdę jeżeli się nie ogarnie sobie psychiki to się nie da upilnować diety. I nie piszę tego jako próby usprawiedliwienia się, tylko po prostu doświadczyłam tego na swojej skórze, zanim w ogóle przeszłam na dietę sporo czasu potrzebowałam do podjęcia tej decyzji. Więc tak, rozumiem osoby, które są grube i nic z tym nie robią. Jednocześnie im współczuję (bo wiem ile pracy je czeka) i mam ochotę kopnąć w tyłek (bo wiem, że takie pogłębianie się w marazmie i pocieszanie się jedzeniem to tylko pogłębianie fatalnych nawyków i z każdym dniem te nawyki trudniej zmienić).
Hm, ale wiesz, w sumie co innego jak ktoś się zmaga z zaburzeniami odżywiania, a co innego jak przez wieeeele lat po prostu się objada każdego dnia. W sumie nie chodziło mi o atakowanie otyłych, a po prostu zaciekawiły mnie przyczyny.
Myślę, że niekoniecznie trzeba mieć kompulsy, czy jakieś inne zaburzenie odżywiania, żeby sobie nie radzić z jedzeniem na emocjonalnym tle. Przy kompulsach się wpycha w siebie po kilka tysięcy kalorii (głównie pochodzących jednak z cukru) na raz. Jak ktoś się objada to sobie je rozkłada w czasie, a nie pochłania w ciągu +/- godziny. I nie uwierzę, że otyli ludzie jedzą tylko dlatego, że są łakomi. W 99% przypadków zajada się wszystkie złe emocje, stres, nudę, nieumiejętność poradzenia sobie z krytyką innych, niską samoocenę. Kiloramów coraz więcej, więc i tej krytyki bywa więcej i samoakceptacja coraz bardziej kuleje. Się tkwi w takim letargu, z którego się ciężko wyrwać. Więc jakby rozumiem czemu ktoś doprowadza się do stanu otyłości. Nie rozumiem tylko ludzi, którzy w takim stanie trwają po kilka lat, albo zaczynają się odchudzać i nie są w stanie utrzymać diety dłużej niż tydzień.

W sumie racja, też jestem w stanie zrozumieć dlaczego ktoś stał się gruby, ale nie rozumiem dlaczego przez wiele lat nic z tym nie robi. 

Idealny przykład- mój tata. Otyły od ok. 20 lat i nie przejmuje się, w domu słodyczy nie trzymamy, to sam sobie kupuje, obraża się jak zrobimy z mamą zdrowy obiad, proponujemy jakikolwiek ruch, np. spacer, to oczywiście się nie chce. I takie podejście mnie irytuje. Co innego jeszcze jest jak cała rodzina je źle, mają złe nawyki żywieniowe, kupują mnóstwo śmieciowego jedzenia. Cóż, w przypadku mojego taty to chyba tylko lenistwo.

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ja się już nastolatka szarpałam z wagą, ale raczej nie przekraczałam granic BMI, tak wiecznie w obrębie 19-25 (co przy moim wzroście bagatela 20 kg). Miałam kompulsy, raz nad nimi panowałam bardziej, raz mniej. Potem miałam życiowy dołek i przestałam panować kompletnie. Zaczęłam się objadać i bardzo dużo, bardzo szybko przytyłam. Oczywiście widziałam, że tyję, ale byłam na tyle rozsypana psychicznie, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Równocześnie mam chyba naturę perfekcjonisty trochę, co generuje wysoki poziom stresu jednak (bo jakżesz to 4 a nie 5 z egzaminu - i co mnie obchodzi że połowa nie zdała i powinnam się cieszyć, ja chciałam 5). Więc tak trwałam w jakimś "stanie przeddepresyjnym" dobita życiowo, wmawiając sobie że muszę dalej wszystko zrobić "naj" - no i jedzenie i własna waga były chyba jedyną kategorią, która została wyłączona spod tej kategorii. A przy kompulsach na prawdę jeżeli się nie ogarnie sobie psychiki to się nie da upilnować diety. I nie piszę tego jako próby usprawiedliwienia się, tylko po prostu doświadczyłam tego na swojej skórze, zanim w ogóle przeszłam na dietę sporo czasu potrzebowałam do podjęcia tej decyzji. Więc tak, rozumiem osoby, które są grube i nic z tym nie robią. Jednocześnie im współczuję (bo wiem ile pracy je czeka) i mam ochotę kopnąć w tyłek (bo wiem, że takie pogłębianie się w marazmie i pocieszanie się jedzeniem to tylko pogłębianie fatalnych nawyków i z każdym dniem te nawyki trudniej zmienić).
Hm, ale wiesz, w sumie co innego jak ktoś się zmaga z zaburzeniami odżywiania, a co innego jak przez wieeeele lat po prostu się objada każdego dnia. W sumie nie chodziło mi o atakowanie otyłych, a po prostu zaciekawiły mnie przyczyny.

A skąd wiesz że to jedzenie nie jest właśnie zaburzeniem odżywiania? ED to nie tylko głodówki czy kompulsy. Poza tym ED może mieć różne podłoża, w moim wypadku to było PTSD, ja nie miałam kompulsów, ale przez wiele lat właśnie obżerałam się każdego dnia co skończyło się wagą trzy cyfrową.

Właśnie się zastanawiałam ostatnio nad tym, ile otyłych osób je bo ma jakąś formę zaburzenia odżywiania ( i to niezależnie od tego czy będzie to coś szeroko opisanego w medycznej literaturze jak BED czy kompulsy, czy właśnie stres pourazowy, jakaś trauma, niezdiagnozowana nerwica i pewnie masa innych czynników), a ile tyje z własnego lenistwa. I doszłam do wniosku, że większość musi mieć jakieś zaburzenie. Mój tata dajmy na to, otyłość, nadciśnienie, tona tabletek, wiecznie narzeka że bolą go kolana, siedząca praca po 10-12 godzin czasami, a nic z tym nie robi. I nosi te kilogramy odkąd pamiętam, tylko coraz ich więcej z czasem. No i już po tysięcznej pogadance mamy i mojej się w końcu wkurzyłyśmy i zaczęłyśmy mu jak dziecku podtykać zdrowe jedzenie. Ja i tak sobie gotuję osobno, więc problemu nie było, pakowałam tacie to co sobie (tylko dużo większe porcje). Nawet mu smakowało! Tylko co z tego, jak po zjedzeniu puddingu z kaszy jaglanej z owocami zjada 3 pączki, albo godzinę po zjedzeniu ryby, ryżu i surówki wcina frytki. I to niezależnie od tego ile by tego zdrowszego jedzenia nie było, więc to na pewno nie jest kwestia tego że dieta była zbyt mało kaloryczna, czy źle zbilansowana. Twierdzi, że nic mu nie jest, emocjonalnie sobie radzi, nic sie nie dzieje, etc. Ma odpowiedzialną pracę i stresującą. Jestem charakterologicznie skórą zdartą z taty, więc przypuszczam, że tylko tak mówi, a w rzeczywistości jeden chodzący nerwoból i zadaja nerwy. Plus 20 lat złych nawyków robi swoje. Tylko nie wiem czy tak robi, bo nie wierzy że schudnie, czy się boi że jak przestanie uspokajać nerwy jedzeniem to się psychicznie rozsypie, czy tak mu wygodniej. Do psychoanalityka oczywiście nie pójdzie, bo "nic mu nie jest". I podejrzewam, że zaskakująco dużo osób ma tak samo. A rodzina może sobie nagadać :/ 

Wilena napisał(a):

Właśnie się zastanawiałam ostatnio nad tym, ile otyłych osób je bo ma jakąś formę zaburzenia odżywiania ( i to niezależnie od tego czy będzie to coś szeroko opisanego w medycznej literaturze jak BED czy kompulsy, czy właśnie stres pourazowy, jakaś trauma, niezdiagnozowana nerwica i pewnie masa innych czynników), a ile tyje z własnego lenistwa. I doszłam do wniosku, że większość musi mieć jakieś zaburzenie. Mój tata dajmy na to, otyłość, nadciśnienie, tona tabletek, wiecznie narzeka że bolą go kolana, siedząca praca po 10-12 godzin czasami, a nic z tym nie robi. I nosi te kilogramy odkąd pamiętam, tylko coraz ich więcej z czasem. No i już po tysięcznej pogadance mamy i mojej się w końcu wkurzyłyśmy i zaczęłyśmy mu jak dziecku podtykać zdrowe jedzenie. Ja i tak sobie gotuję osobno, więc problemu nie było, pakowałam tacie to co sobie (tylko dużo większe porcje). Nawet mu smakowało! Tylko co z tego, jak po zjedzeniu puddingu z kaszy jaglanej z owocami zjada 3 pączki, albo godzinę po zjedzeniu ryby, ryżu i surówki wcina frytki. I to niezależnie od tego ile by tego zdrowszego jedzenia nie było, więc to na pewno nie jest kwestia tego że dieta była zbyt mało kaloryczna, czy źle zbilansowana. Twierdzi, że nic mu nie jest, emocjonalnie sobie radzi, nic sie nie dzieje, etc. Ma odpowiedzialną pracę i stresującą. Jestem charakterologicznie skórą zdartą z taty, więc przypuszczam, że tylko tak mówi, a w rzeczywistości jeden chodzący nerwoból i zadaja nerwy. Plus 20 lat złych nawyków robi swoje. Tylko nie wiem czy tak robi, bo nie wierzy że schudnie, czy się boi że jak przestanie uspokajać nerwy jedzeniem to się psychicznie rozsypie, czy tak mu wygodniej. Do psychoanalityka oczywiście nie pójdzie, bo "nic mu nie jest". I podejrzewam, że zaskakująco dużo osób ma tak samo. A rodzina może sobie nagadać :/ 

U mnie jest dokładnie to samo! Co z tego, że tata zje wielką porcję zdrowego jedzenia, które mu mama podsunie pod nos, skoro i tak po godzince znowu zje( tym razem coś mniej zdrowego). Albo idziemy w gości na 15(wiadomo będzie obiad+deser), a o 14 tata potrafi zjeść wielki posiłek... Z tym, że mój tata raczej ma ogólnie luźne podejście do życia( wszystko bez stresu, na "luziku"), no i uważa, że życie jest zbyt krótkie, by sobie odmawiać jedzenia.... To chyba przypadek beznadziejny.

jest bardzo wiele rożnych czynników przez które ludzie tyją.., ja to bardzo widzę po sobię, brak czasu (powrot do domu po 19), stres, niewysypianie się, trauma, problemy emocjonalne, każdy radzi sobie ze światem tak jak umie, każdy ma jakieś problemy, to nie jest tylko lenistwo, ja na przykład sporo przytyłam po wyprowadzce z kraju, bo przez spory okres czasu miałam mało znajomych (częste przeprowadzki nie sprzyjają zacieśnianiu więzi), wiec w sumie robienie kariery wpływa bardzo na mój life-work-balance

dlatego ponieważ droga do osiągnięcia sukcesu jest bardzo długa, i o ile co co mają do zrzucenia 5kg zrobią to w miesiąc , to ci z otyłości będą musieli sobie wszystkiego odmawaic miesiącami albo raczej latami i tak do końca życia. ja przez tarczycę chudłam baaaardzo powoli i gdy po miesiącu odchudzania na wadze było 100gram mniej, to mi się odechciewało wszystkiego.

BursztynowaLady napisał(a):

Ja mam swoje zdanie na ten temat i uważam, że powodów takiego zachowania jest wiele, natomiast to jest indywidualna sprawa każdego człowieka i nie jest na miejsu roztrząsanie motywów takiego a nie innego działania.Zauważyłam z kolei, że dużo osób na diecie chce naprawiać świat i innym mówić co mają robić i jak się odżywiać tak jakby mieli żal do innych, że nie muszą sobie niczego odmawiać i być na diecie. Dajcie ludziom żyć. Są otyli to ich sprawa i po co to roztrząsać. 

Otoz mylisz sie i to bardzo. Ich otylosc jest ich sprawa dopoki nie dopadnie ich cukrzyca, miazdzyca i szereg chorob bedacych jej nastepstwem . Potem za leczenie tychze chorob placimy z naszych podatkow .

TaliaJakBalia napisał(a):

BursztynowaLady napisał(a):

Ja mam swoje zdanie na ten temat i uważam, że powodów takiego zachowania jest wiele, natomiast to jest indywidualna sprawa każdego człowieka i nie jest na miejsu roztrząsanie motywów takiego a nie innego działania.Zauważyłam z kolei, że dużo osób na diecie chce naprawiać świat i innym mówić co mają robić i jak się odżywiać tak jakby mieli żal do innych, że nie muszą sobie niczego odmawiać i być na diecie. Dajcie ludziom żyć. Są otyli to ich sprawa i po co to roztrząsać. 
Otoz mylisz sie i to bardzo. Ich otylosc jest ich sprawa dopoki nie dopadnie ich cukrzyca, miazdzyca i szereg chorob bedacych jej nastepstwem . Potem za leczenie tychze chorob placimy z naszych podatkow .

Tak samo jak za choroby palaczy czy alkoholików, a jakoś nikt ich tak bardzo nie piętnuje jak otyłych. A co z piratami drogowymi? Istnieje ogólne przyzwolenie na zbyt szybką jazdę bo przecież wypadki to wina złych dróg a nie kierowców, a ktoś musi leczyć później ofiary tych wypadków. A choroby genetyczne? Może od razu na wstępie kastrować i sterylizować ludzi których ewentualne dzieci mogły by być chore na chorobę genetyczną? 

TaliaJakBalia napisał(a):

BursztynowaLady napisał(a):

Ja mam swoje zdanie na ten temat i uważam, że powodów takiego zachowania jest wiele, natomiast to jest indywidualna sprawa każdego człowieka i nie jest na miejsu roztrząsanie motywów takiego a nie innego działania.Zauważyłam z kolei, że dużo osób na diecie chce naprawiać świat i innym mówić co mają robić i jak się odżywiać tak jakby mieli żal do innych, że nie muszą sobie niczego odmawiać i być na diecie. Dajcie ludziom żyć. Są otyli to ich sprawa i po co to roztrząsać. 
Otoz mylisz sie i to bardzo. Ich otylosc jest ich sprawa dopoki nie dopadnie ich cukrzyca, miazdzyca i szereg chorob bedacych jej nastepstwem . Potem za leczenie tychze chorob placimy z naszych podatkow .

Jak zwykle ten sam argument. Bo płacimy z podatków na leczenie grubych, ten argument zawsze mnie denerwuje. Na raka palaczy też płacisz. Płacisz na chore dzieci matek, które piły w ciąży. Płacisz na pensje posłów a i tak nie protestujesz, podczas gdy oni kupują sobie samochód za Twoją kasę. Podatki są, były i będą, akurat na leczenie grubasów dużo nie idzie, więcej płacisz na to, że przyjdzie poseł do szpitala i będzie przed Tobą obsłużony a Ciebie zleją z urwaną nogą. Zresztą służba zdrowia to już zupełnie oddzielny temat. Żyjesz w społeczeństwie, więc tego się wymaga aby każdy miał prawo do leczenia niezależnie od powodów. Chcesz inaczej - zacznij życie pustelnika. Moim zdaniem większość osób nie interesuje zdrowie otyłej osoby, podatki, to po prostu razi w poczucie estetyki. Że tu się wylewa, tam się trzęsie a podatki i choroby to tylko słabe wymówki, żeby nie wyjść na nietolerancyjną osobę.

Co do tematu. Owszem, uważam tak jak tu napisała rabanne22 - każdy niech się zajmie sobą, bo jak nadal będziemy takim narodem jakim jesteśmy teraz, zakompleksionym, zazdrosnym to zawsze będziemy 300 lat za Murzynami.

Co do grubasów, są różne przyczyny. Brak silnej woli, problemy emocjonalne czy też zwyczajne lenistwo. Moim zdaniem grubasom często brak silnej woli. To znaczy chcieliby zmienić życie ale jak pomyśli o tym, że do schudnięcia jest np. 40kg to woli zostać w stanie w jakim jest. Poza tym doprowadzenie się do stanu 100 kg zazwyczaj świadczy o głębszych problemach niż same problemy związane z jedzeniem. Też pomijam kwestie, że nigdzie się ludzi nie uczy jak mają jeść. Dietetyk pierdolnie dietę 1000 kcal i się cieszy i zbija kasę. W Polsce je się źle. Schabowe, paniery, ciężkie sosy na mące i grubasy mają złe pojęcie o diecie. Myślą, że z jednej strony jest polskie jedzenie a z drugiej marchewka na obiad. Ja kiedyś przeczytałam tutaj mądre słowa. Że jedzenie może być jak uzależnienie. Narkoman ma wręcz łatwiej, bo przeboleje odwyk i jest czysty a uzależniony od jedzenia zmaga się ze samym sobą cały czas. Bo przecież nie można zrezygnować całkowicie z jedzenia.

Może przytoczę tutaj post jednej dziewczyny z vitalii

http://vitalia.pl/forum11,897773,0_Brak-silnej-wol...

Dziewczyna odchudza się od 7 lat, zaczynała z wagą 70 kg, teraz ma 110 kg. Ten przypadek bardziej mnie zastanawia, bo ona nic się nie nauczyła przez 7 lat. Nadal je źle i ciągle kg idą w górę. Pamiętnik to po prostu masakra.

A innym po prostu nie zależy. Nie dla każdego priorytetem jest piękna figura. Dopiero jak zaczyna zdrowie szwankować takie osoby biorą się za siebie ale wtedy to często ma się już 40+ lat na karku a ciężko zmienić nawyki 40-letniej osoby

ale o czym tu gadac. Na Vitalii kroluje na glownej Aneta,ktora calymi dniami gotuje i dokarmia. Kilku uzytkownikow zwrocilo jej na to uwage, ja oczywiscie tez.Malo inne uzytkowniczki nie zlinczowaly!  Przy tak tuczacej diecie kwestia czasu jest zwyrodnienie stawow i ciekawe co wtedy napisza? Bo jak czlowiek z dobroci serca dobrze radzi to od razu jest zazdrosnym , zawisnym hejterem.Wogole zastanawiajace jest to,ze na glownej sa czesto osoby posiadajace tu kono kilka lat i co? Obojetnie czy upieka ciasto, czy zjedza owsianke zawsze oklaski a jak czytam o *diecie* niejakiej pandy to juz szok na maksa.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.