- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 października 2014, 11:08
Hmm, od razu napiszę, że moim celem nie jest urażenie kogokolwiek :) czysta ciekawość po prostu.
Jest wielu otyłych ludzi, spotykamy ich na co dzień, na forum, często mamy w rodzinie.... i tu moje pytanie, dlaczego takie osoby po prostu nie schudną? Albo inaczej, dlaczego wciąż wcinają słodycze , fast foody ?
Mam otyłego tatę, je wszystko, co mu się podoba, żadnych zasad- mnóstwo słodyczy, tłuste jedzenie. Ja i mama zaś staramy odżywiać się zdrowo, gotujemy zdrowo, kupujemy zdrowe produkty, a tata zamiast się wziąć za siebie, jeszcze się obraża gdy na obiad w niedzielę nie jest schabowy, a coś zdrowszego.....
I zastanawiam się, czy otyłych ludzi po prostu przerasta już ta ilość kilogramów do zrzucenia, nie wierzą, że mogą schudnąć, czy zwyczajnie są leniwi? Jakie jest Wasze zdanie? :)
11 października 2014, 11:11
Moja mama całe życie jest gruba. Mowi, że nie ma czasu albo pieniędzy na odchudzanie oraz, że po ciązy jest jej trudno schudnąć a rodziła 22 lata temu a mi jest bardzo trudno schudnąć ale robię wszystko żeby schudnąć. i jak się tyje to się tego nie widzi sama kiedyś nie mogłam tego pojąć poprostu jak już nie wchodzisz w spodnie to myslisz kurde kiedy ja tak przytylam??
Edytowany przez NebbiaEsole 11 października 2014, 11:16
11 października 2014, 11:20
.
Edytowany przez BursztynowaLady 25 października 2014, 14:21
11 października 2014, 11:33
Mnie się wydaje, że takie osoby nie mają wystarczająco silnej chęci schudnięcia, może nie czują takiej potrzeby lub akceptują siebie niezależnie od swojej wagi. Zrzucenie kilogramów wymaga czasu, zmiana przyzwyczajeń związanych z trybem życia też nie jest łatwa. To demotywuje. No i często takie osoby nie wierzą w sukces. Lenistwo też często za tym stoi - niby chcę być szczupła, ale nie chce mi się ćwiczyć, wolę posiedzieć w fotelu z paczką chipsów.
11 października 2014, 11:37
Problem otyłości to nie tylko kwestia jedzenia ale chyba przede wszystkim kwestia psychiki. To tak jakby przeciwieństwo anoreksji. Czy jak powiesz anorektyczce że jest chora i ma zacząć jeść to posłucha? Tak samo jest z osobami otyłymi, a może nawet gorzej bo anoreksję łatwiej ukryć niż nadprogramowe kilogramy. Łatwiej piętnować otyłość a to prowadzi tylko do błędnego koła.
11 października 2014, 11:45
Problem otyłości to nie tylko kwestia jedzenia ale chyba przede wszystkim kwestia psychiki. To tak jakby przeciwieństwo anoreksji. Czy jak powiesz anorektyczce że jest chora i ma zacząć jeść to posłucha? Tak samo jest z osobami otyłymi, a może nawet gorzej bo anoreksję łatwiej ukryć niż nadprogramowe kilogramy. Łatwiej piętnować otyłość a to prowadzi tylko do błędnego koła.
zgadzam sie, moze smiesznie to brzmi, ale to chyba na pewien sposob uzaleznienie, dodatkowo bardzo czesto napedzane stresem
11 października 2014, 11:48
A ja mam do ciebie pytanie. Dlaczego uwazasz, ze ludzie powinni zyc wedlug jednego, odpowiedniego dla ciebie wzorca? Kto powiedzial, ze gruby MUSI sie odchudzac? Czy podchodzisz do alkoholikow i pytasz sie, dlaczego pija? Do palaczy, dlaczego pala? Do ludzi o krzywym nosie, dlaczego nie pojda sie zoperowac? Do glupich, dlaczego nie zmadrzeja? Do chamow, dlaczego nie stana sie milsi? Kazdy jest kowalem wlasnego losu i nie powinnas ingerowac w to, jak ktos przezywa swoje zycie. Powiem szczerze, ze grubi maja przerabane w Polsce, bo spoleczenstwo traktuje ich gorzej niz bandytow, terorrystow czy nawet alkoholikow. Polacy z jednej strony chca uchodzic za mega tolerancyjnych, a w zadnym innym kraju tak sie nie gardzi grubymi jak w Polsce. Zacznij pracowac nad swoim zyciem, bo na pewno sa obszary, w ktorych kulejesz i daj ludziom swiety spokoj.
11 października 2014, 11:56
Ja się już nastolatka szarpałam z wagą, ale raczej nie przekraczałam granic BMI, tak wiecznie w obrębie 19-25 (co przy moim wzroście bagatela 20 kg). Miałam kompulsy, raz nad nimi panowałam bardziej, raz mniej. Potem miałam życiowy dołek i przestałam panować kompletnie. Zaczęłam się objadać i bardzo dużo, bardzo szybko przytyłam. Oczywiście widziałam, że tyję, ale byłam na tyle rozsypana psychicznie, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Równocześnie mam chyba naturę perfekcjonisty trochę, co generuje wysoki poziom stresu jednak (bo jakżesz to 4 a nie 5 z egzaminu - i co mnie obchodzi że połowa nie zdała i powinnam się cieszyć, ja chciałam 5). Więc tak trwałam w jakimś "stanie przeddepresyjnym" dobita życiowo, wmawiając sobie że muszę dalej wszystko zrobić "naj" - no i jedzenie i własna waga były chyba jedyną kategorią, która została wyłączona spod tej kategorii. A przy kompulsach na prawdę jeżeli się nie ogarnie sobie psychiki to się nie da upilnować diety. I nie piszę tego jako próby usprawiedliwienia się, tylko po prostu doświadczyłam tego na swojej skórze, zanim w ogóle przeszłam na dietę sporo czasu potrzebowałam do podjęcia tej decyzji. Więc tak, rozumiem osoby, które są grube i nic z tym nie robią. Jednocześnie im współczuję (bo wiem ile pracy je czeka) i mam ochotę kopnąć w tyłek (bo wiem, że takie pogłębianie się w marazmie i pocieszanie się jedzeniem to tylko pogłębianie fatalnych nawyków i z każdym dniem te nawyki trudniej zmienić).
11 października 2014, 12:05
Ja się już nastolatka szarpałam z wagą, ale raczej nie przekraczałam granic BMI, tak wiecznie w obrębie 19-25 (co przy moim wzroście bagatela 20 kg). Miałam kompulsy, raz nad nimi panowałam bardziej, raz mniej. Potem miałam życiowy dołek i przestałam panować kompletnie. Zaczęłam się objadać i bardzo dużo, bardzo szybko przytyłam. Oczywiście widziałam, że tyję, ale byłam na tyle rozsypana psychicznie, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Równocześnie mam chyba naturę perfekcjonisty trochę, co generuje wysoki poziom stresu jednak (bo jakżesz to 4 a nie 5 z egzaminu - i co mnie obchodzi że połowa nie zdała i powinnam się cieszyć, ja chciałam 5). Więc tak trwałam w jakimś "stanie przeddepresyjnym" dobita życiowo, wmawiając sobie że muszę dalej wszystko zrobić "naj" - no i jedzenie i własna waga były chyba jedyną kategorią, która została wyłączona spod tej kategorii. A przy kompulsach na prawdę jeżeli się nie ogarnie sobie psychiki to się nie da upilnować diety. I nie piszę tego jako próby usprawiedliwienia się, tylko po prostu doświadczyłam tego na swojej skórze, zanim w ogóle przeszłam na dietę sporo czasu potrzebowałam do podjęcia tej decyzji. Więc tak, rozumiem osoby, które są grube i nic z tym nie robią. Jednocześnie im współczuję (bo wiem ile pracy je czeka) i mam ochotę kopnąć w tyłek (bo wiem, że takie pogłębianie się w marazmie i pocieszanie się jedzeniem to tylko pogłębianie fatalnych nawyków i z każdym dniem te nawyki trudniej zmienić).
Hm, ale wiesz, w sumie co innego jak ktoś się zmaga z zaburzeniami odżywiania, a co innego jak przez wieeeele lat po prostu się objada każdego dnia.
W sumie nie chodziło mi o atakowanie otyłych, a po prostu zaciekawiły mnie przyczyny.
11 października 2014, 12:12
Hm, ale wiesz, w sumie co innego jak ktoś się zmaga z zaburzeniami odżywiania, a co innego jak przez wieeeele lat po prostu się objada każdego dnia. W sumie nie chodziło mi o atakowanie otyłych, a po prostu zaciekawiły mnie przyczyny.Ja się już nastolatka szarpałam z wagą, ale raczej nie przekraczałam granic BMI, tak wiecznie w obrębie 19-25 (co przy moim wzroście bagatela 20 kg). Miałam kompulsy, raz nad nimi panowałam bardziej, raz mniej. Potem miałam życiowy dołek i przestałam panować kompletnie. Zaczęłam się objadać i bardzo dużo, bardzo szybko przytyłam. Oczywiście widziałam, że tyję, ale byłam na tyle rozsypana psychicznie, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Równocześnie mam chyba naturę perfekcjonisty trochę, co generuje wysoki poziom stresu jednak (bo jakżesz to 4 a nie 5 z egzaminu - i co mnie obchodzi że połowa nie zdała i powinnam się cieszyć, ja chciałam 5). Więc tak trwałam w jakimś "stanie przeddepresyjnym" dobita życiowo, wmawiając sobie że muszę dalej wszystko zrobić "naj" - no i jedzenie i własna waga były chyba jedyną kategorią, która została wyłączona spod tej kategorii. A przy kompulsach na prawdę jeżeli się nie ogarnie sobie psychiki to się nie da upilnować diety. I nie piszę tego jako próby usprawiedliwienia się, tylko po prostu doświadczyłam tego na swojej skórze, zanim w ogóle przeszłam na dietę sporo czasu potrzebowałam do podjęcia tej decyzji. Więc tak, rozumiem osoby, które są grube i nic z tym nie robią. Jednocześnie im współczuję (bo wiem ile pracy je czeka) i mam ochotę kopnąć w tyłek (bo wiem, że takie pogłębianie się w marazmie i pocieszanie się jedzeniem to tylko pogłębianie fatalnych nawyków i z każdym dniem te nawyki trudniej zmienić).
Myślę, że niekoniecznie trzeba mieć kompulsy, czy jakieś inne zaburzenie odżywiania, żeby sobie nie radzić z jedzeniem na emocjonalnym tle. Przy kompulsach się wpycha w siebie po kilka tysięcy kalorii (głównie pochodzących jednak z cukru) na raz. Jak ktoś się objada to sobie je rozkłada w czasie, a nie pochłania w ciągu +/- godziny. I nie uwierzę, że otyli ludzie jedzą tylko dlatego, że są łakomi. W 99% przypadków zajada się wszystkie złe emocje, stres, nudę, nieumiejętność poradzenia sobie z krytyką innych, niską samoocenę. Kiloramów coraz więcej, więc i tej krytyki bywa więcej i samoakceptacja coraz bardziej kuleje. Się tkwi w takim letargu, z którego się ciężko wyrwać. Więc jakby rozumiem czemu ktoś doprowadza się do stanu otyłości. Nie rozumiem tylko ludzi, którzy w takim stanie trwają po kilka lat, albo zaczynają się odchudzać i nie są w stanie utrzymać diety dłużej niż tydzień.