może nie straszna a głupia, ale jakieś 4 dni temu z 3 piętra mego bloku, ponoć, bo nie wiem czy na 100% zjarany chłopaczek wyleciał przez balkon, oczywiście krzywdy sobie żadnej nie zrobił.
znam rodzinę, w której kobieta miała męża i chyba 4 synów. Mąż zginął w wypadku, 2 lata później jeden z synów się utopił w stawie jadąc samochodem, a za kolejne 2 lata, drugi syn jadąc motocyklem nie wyrobił się w zakręt i walną w betonowy słup, też zginął.
koleżanka mi opowiadała, jak jej kolega zginął w pożarze. Jego rodzice byli po rozwodzie, ojciec nienawidził matki i któregoś razu pijany poszedł do domu w którym mieszkała z synem. Zobaczył, że nie ma auta, wiec był pewien, że i syna nie ma w domu (auto zostało u jego dziewczyny, bo wypili kilka piw). Podpalił dom. Chłopak młody, zginął wraz z matką.
Chłopak poszedł ze znajomymi nad rzekę, a owe "kąpielisko" słynęło z wirów i głębszych miejsc. Chciał ostatni raz, zanim mieli się "zwijać" do domu, wskoczyć do wody. Wskoczył. Nie wypłynął. Utopił się. A wszystko miało miejsce zaledwie 3 lata po śmierci jego ojca, który został pobity ze skutkiem śmiertelnym 40m od własnego domu. Wdowie, został tylko najmłodszy syn.
Edit:
Miałam pradziadka, wspaniały mężczyzna, chociaż mało go pamiętam jakoś 7 lat temu blisko mu już było do śmierci. Odkąd pamiętam nie ukrywał, że nie lubił synowej i jak już wiedział, że umiera, nie chciał by była obecna na pogrzebie. Tak też było, gdy na 3 dni przed jego śmiercią jego synowa dostała niedotlenienia prawej półkuli mózgowej.
Mój pradziadek także nie tolerował księdza prawosławnego, którego miał w swojej wiosce, bo ten popijał i nie dawał przykładu jako duchowny. Pradziadek powiedział, że jeśli umrze, to on ie chce być pochowany przez owego duchownego. Na dzień przed pogrzebem dziadka, dowiedzieliśmy się, że ów ksiądz został potrącony przez samochód idąc do cerkwi.