Parę razy, np. często na obozach dzieci gubiły pieniądze po 50, 100 złotych. Wtedy oddawaliśmy im dopiero wtedy, kiedy dziecko przyszło zapłakane i mówiło, że zgubiło pieniążki, pytaliśmy jaką kwotę i mniej więcej kiedy, i wtedy oddawaliśmy. Również dlatego, żeby mieć pewność, że to dziecko naprawdę je zgubiło.
Kiedyś w Szwajcarii znalazłam kilaset franków, koleś wybierał pieniądze z bankomatu na ulicy, wsadził gdzieś do kieszeni i mu od razu wyleciało, no i dogoniłyśmy go i oddałyśmy pieniążki.
Ale za to kiedyś znalazłam za granicą telefon, który sobie zostawiłam. Był w częściach, nie miał żadnej karty, i żadnych kontaktów. Pytałam kolegę policjanta z tego kraju i mówił, żeby nie oddawać, bo jak się odda i właściciel się nie zgłosi, to telefon wędruje do kieszeni któregoś z policjantów, niestety. I że tak naprawdę nikt się po to nie zgłasza. Rozwiesiłam ogłoszenia itd. ale nikt się nie zgłaszał, więc olałam sprawę.
Aaa i na stołówce znalazłam portfel pełny dokumentów jakiegoś Chińczyka, stołówkę zamykali właśnie, więc wzięłam go ze sobą bo moja współlokatorka też była z Chin no i mogła go znać, ale nie znała, więc chciałam na drugi dzień oddać do biura rzeczy znalezionych na uni, ale chłopak już rozwiesił ogłoszenie, że zgubił, zadzwoniłam pod numer i mu oddałam. Było tam chyba 70 euro, karty do bankomatu, paszport, legitka, ubezpieczenie, wszystko. Koleś mnie prawie po rękach całował i chciał dać tą kasę co była w środku, powiedziałam, że nie ma mowy. Za to na drugi dzień przyszedł ponownie i dał mi jakiś upominek z Chin, musiałam już przyjąć, bo to by było niegrzeczne.
aha, i często się zdarza tak, że jak nie mam pieniędzy rozpaczliwie, to np. idę i znajduję 10 złotych, które mnie ratuje, wiele razy tak było jak byłam w liceum i mi brakowało kasy, mój eks się zawsze śmiał z tego, że mam jakiś radar w sytuacjach kryzysowych.