- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
7 lipca 2024, 17:27
Temat wyłącznie do wypowiedzenia się dla osób mieszkających za granicą, chodzi mi o imigrantów. Czy rzeczywiście są z nimi problemy? Boicie się? Ja za granicą nigdy nie mieszkałam, a często gdzieś widać w internecie narzekania. Ale chciałabym wiedzieć jak jest od osób, które mają z tym styczność, a nie tylko widziały filmy na YouTube albo gdzieś czytały. Tylko jak to jest na żywo. U nas są Ukraińcy, ale ja osobiście nigdy się nie spotkałam z niczym złym z ich strony, a mieszkam w Warszawie. A też są ludzie którzy ich nie lubią.
7 lipca 2024, 20:17
Temat wyłącznie do wypowiedzenia się dla osób mieszkających za granicą, chodzi mi o imigrantów. Czy rzeczywiście są z nimi problemy? Boicie się? Ja za granicą nigdy nie mieszkałam, a często gdzieś widać w internecie narzekania. Ale chciałabym wiedzieć jak jest od osób, które mają z tym styczność, a nie tylko widziały filmy na YouTube albo gdzieś czytały. Tylko jak to jest na żywo. U nas są Ukraińcy, ale ja osobiście nigdy się nie spotkałam z niczym złym z ich strony, a mieszkam w Warszawie. A też są ludzie którzy ich nie lubią.
Mój mąż pracuje w policji we Fr - pracował chyba w większości rozpoznawalnych typów jednostek, włączając antyterrorystów czy obsługę protestów. I wg. jego opowieści z pracy, na chwilę obecną większość ludzi, z którymi ma do czynienia, to są nielegalni imigranci. Nie imigranci. Nie drugie czy trzecie pokolenie. Tylko ludzie, którzy totalnie we FR nie powinni być i funkcjonują poza systemem. Oczywiście imigranci i drugie pokolenie są zaraz za nimi, ale podium przejęli ludzie totalnie nie zintegrowani w jakikolwiek sposób.
Przy czym tego nie widać jeśli sobie mieszkasz w jakiejś fajnej dzielnicy, czy sympatycznym mieście i się starasz nie zapuszczać tam, gdzie się nie powinno zapuszczać - I uwierz mi, we FR na tej podstawie się kupuje mieszkania czy domy. Nie gdzie jest ładnie i blisko, ale gdzie jest bezpiecznie i możesz bez obaw dziecko do szkoły posłać.Kurde, ja bym serio nie miała nic przeciwko mieszaniu się kultur, ale na tę przestępczość nie da się przymykać oczu. Bo to nie jest tylko kwestia liczb, ale też brutalności. W PL moich znajomych przygody z obrabowaniem na ulicy, to był łysy kolo, który wymuszał oddanie telefonu. We Fr tego typu sytuacje kończą się pobiciem czy wyciągnięciem noża. To jest nie tylko ilościowa ale też jakościowa zmiana. Na gorsze.
no właśnie dużo zależy od konkretnego kraju. Nie ma jednej ?zagranicy?. Na pewno bardziej niebezpiecznie jest w Paryżu, niż w Dublinie.
Myślę że tak, choć stawiam, że główna różnica jest w tym, gdzie się mieszka i gdzie się bywa w obrębie konkretnego miasta. Dlatego ludzie czasem piszą, że całe życie mieszkali w Paryżu i nic im się nigdy nie stało. No pewnie, w moim Vincennes gdzie mieszkałam przez dobrych X lat raczej ciężko o przestępczość uliczną, dlatego to miasto wybraliśmy - choć np. mieliśmy obozowiska bezdomnych w naszym parku i za cholerę bym tam dziecka samego nie puściła. Ja bym jeszcze dodała, że ludzie są trochę ślepi na to, co się dzieje na około nich. Nie wyłapują potencjalnej aktywności przestępczej, bo nie wiedzą na co patrzeć i nie chcą oceniać ludzi na podstawie pierwszego wrażenia, bo to rasistowskie. Mój mąż takich oporów nie ma i pamiętam wielokrotnie łażąc z nim po mieście potrafił z wyprzedzeniem wyłapać, że komuś ukradną torebkę czy wyrwą telefon (na naszych oczach. Telefon mu się udało odzyskać po spektakularnym pościgu, torebki nie, bo laska którą okradli była w takim szoku, że nie krzyknęła ani nie zareagowała kompletnie i było o kilka sekund za późno), że jakiś kolo jest naćpany, że inny sprzedaje narkotyki, że ta kobieta jest prostytutką i tak dalej. To jest tak w 40% to, na czym polega profilowanie policji, czego tak nie cierpią media lewicowe. Dla niego to jest oczywiste, dla mnie - ja bym tą ulicą szła i nie zauważyła niczego podejrzanego. Dla kontrastu - jak twierdzi mój, albo w PL mają inne kody przestępcze, albo tej aktywności praktycznie nie ma, bo mu się totalnie nie odpalają instynkty pracowe. Dodatkowo, mam wrażenie, że jak się mieszka w Paryżu, to człowiek przywyka do pewnych rzeczy, i w ogóle przestaje je widzieć jako problem. Bezdomni, agresywni żebracy, nagabywanie kobiet - mam wrażenie, że Francuzi na to już kompletnie już nie zwracają uwagi, to jest norma, która szokuje tylko kogoś z zewnątrz. W Ameryce mu się nie podobało, jak gdzieś poszli na przedmieścia DC. Przedmieścia mu się wydawały nie tak różne klimatem od Francuskich, ale jednak myśl, że dużo osób dodatkowo ma broń była dość przytłaczająca.
no widzisz - twojemu mezowi nie odpalaja sie instynkty w Pl a mi wlasnie w Polsce odpalaly sie i po tym jak sama zostalam okradziona w komunikacji miejskiej zaczelam za kazdym razem obserwowac wsiadajacych zanim sama wsiadlam i tez kilka razy widzialam panow w akcji, raz narobilam wrzasku i uciekli, innym razem zdarzylam zauwazyc jak wyskakiwali z autobusu zanim ruszyl.
Zlodzieje, przestepcy sa wszedzie.
Zyje i pracuje z duzymi grupami imigrantow , legalnych, szukajacych pracy, uczeszczajacych na kursy jezykowe, sa tez ci leniwi, ktorzy korzystajac z kursu za moje pieniadze podatkowe nie ucza sie i nie maja zamiaru zadbac o samodzielna prace.
Wiesz jaka jest różnica między kradzieżą w PL a w Paryżu? W Paryżu dostaniesz przy okazji pięścią w oko. I nie wyolbrzymiam. Ja miałam w Paryżu mały krąg znajomych. Kilkanaście osób z pracy, paru współlokatorów. W tej grupie mieliśmy 2 napadnięcia z nożem (w tym jedno moje i męża), kilka pobić. Ja przy okazji spotkałam, tu jestem praktycznie pewna, gwałciciela. Moja koleżanka z pracy została napadnięta w celu gwałtu i udało się jej uciec po zdzieleniu gwałciciela butelką szampana przez głowę, bo to był nowy rok. Paryż (i przedmieścia) nie jest bezpieczny. Obiektywnie, statystycznie, Paryż jest dużo mniej bezpieczny niż Polska.
Damn, jak Romka próbowała mnie okraść w metrze, to dosłownie bez wstydu się do mnie uśmiechnęła, jak jej powiedziałam, że ma spie..ać. W metrze FR jak widzisz Romów, to często, z reguły jakaś pani w średnim wieku krzyknie: uwaga, złodzieje w metrze! Bo oni się totalnie nie certolą. Zero wstydu. I jak to nie profilować rasowo? Nawet jakby człowiek chciał, to się nie da.
A co do przestępstw - ja nigdy bym nie powiedziała, że każdy imigrant to przestępcą - to przecież oczywiste. Ale kultura przedmieść jest taka,jaka jest - anty Francuska, agresywna względem policji, z poczuciem bycia ofiarą systemu. To też jest podejście promowane przez skrajną lewicę, która nomen omen jest teraz w koalicji, która jest druga w statystykach wyborczych. I tak długo, jak same mniejszości nie zaczną wymagać na swoich członkach dostosowania się do społeczeństwa, w którym żyją, tak długo będzie jak jest. I najgorzej na tym wychodzą osoby, które chciałyby normalnie pracować i się zintegrować, ale patrzy się na nie podejrzliwie i ze strachem przez to tylko jak wyglądają.
Imho, biorąc pod uwagę, że obecnie ta imigracja jest kompletnie poza kontrolą, będzie gorzej. Bo jest widocznie progresywnie gorzej już teraz, z roku na rok. Paryż z 2013 kiedy do niego przyjechałam i Paryż z 2024, kiedy się wyprowadziłam, to są inne miasta.
Edytowany przez menot 7 lipca 2024, 20:20
7 lipca 2024, 20:22
Wiesz co, to nie jest "konkretne" to jest raczej instynkt. Na pewno dużo jakiś dziwnych zachowań M. potrafi wyłapać na oko. Że ktoś dziwnie patrzy, że jest w miejscu, gdzie jakoś nie powinien być, że powtarza jakiś wzorzec zachowań, typowy dla przestępców. Nie wiem, np. skuter gdzie z przodu jest masywniejsza osoba, a z tyłu mały chłopak - to typowy układ pod kradzieże torebek. Normalnie częściej z tyłu masz kobietę, nie? Że ludzie, którzy często jadą za wolno i przy szeroko otwartych oknach są pijani. On czasem nawet nie potrafi konkretnie powiedzieć co jest nie tak. Kolejne X % to jest przewidywanie zachowań po popełnieniu przestępstwa. Że np. złodzieje po tym, jak się na nich zawoła policję chowają się gdzieś w najbliższej okolicy i podpatrują co się dzieje - można ich złapać jak się pojeździ po najbliższych uliczkach. Albo, że ogólnie przestępcy czasem po "akcji" zamiast zebrać się do domu kręcą się po okolicy. Wydaje się to głupie, ale to są najczęściej głupi ludzie. Więc ostatnio złapali gwałciciela, bo zamiast iść na chatę poszedł jeszcze sobie dopić z jakąś tam grupką znajomków w okolicy.Więc jak zawsze się mówi, że policja "profiluje" rasowo, to w tym jest w dużym stopniu odczytywanie podejrzanych zachowań, w kolejnym to, że często szukają konkretnej osoby, która popełniła przestępstwo w okolicy i jest opis świadka, ale tego się nie zdradza podchodząc do jakiejś grupki ludzi, bo się czeka na reakcję - kto spróbuje uciec, kto będzie przesadnie ugodowy, kto będzie agresywny i tak dalej. W przykładzie podanym powyżej, w momencie, kiedy kontrola wydawała się całkowicie przypadkowa, wszyscy ludzie w grupie byli agresywni, a gwałciciel odwrotnie, bardzo się starał załagodzić sprawę przy okazji dyskretnie się wycofując. Dla wszystkich w tej grupie kontrola policji mogła się wydawać randomowa, bazująca na kolorze skóry - nie była. To było polowanie na konkretną osobę. M. też często mówi, że czasem kontroluje jakiś idiotów za nie przestrzeganie ciszy nocnej na ulicy i tak dalej, i 5 razy daje im szansę, żeby się zwinęli do domu, a oni są napruci i wolą się wdawać w pyskówkę o rasizmie policji, co kończy się tym, że trzeba ich aresztować na noc. Od groma sytuacji eskaluje do poziomu aresztu bo ludzie, którzy wchodzą w konflikt z policją są serio....głupi. Ostatnio jakiś debil go pogryzł - serio? Tyle, że to nie jest jakaś nie wiem, wiedza, której policjanci się uczą, to jest totalnie poza oficjalnym systemem uczenia i jest wiedzą przekazywaną z pokolenia na pokolenie, w trakcie pracy. Jak mój mąż po latach pracy w Paryżu wyjechał do małego miasta i zaczął podwładnym pokazywać te metody, to patrzyli na niego jak na magika. Bo nikt ich tego nie nauczył.
to wynika z wiedzy i doswiadczenia praktycznego, troche juz w tym zawodzie pracuje. Ja pracujac kupe lat w szkole nie potrzebuje wielkich obserwacji by umies oszacowac checi zdobywania wiedzy, inteligencje, ciekawosc swiata, talent do czegos. Do tego dochodzi jakas wewnetrzna umiejetnosc, podobnie jak u twojego meza, nie do konca okreslona, polaczenie wiedzy i instynktu. Mam kolezanke w pracy, ktora przed rozmowa rozwojowa z rodzicami musi dziecko sprawdzic - zadaje mu konkretne zadania. Ja nie mam takiej potrzeby , bo bawiac sie z dzieckiem umiem zaobserwowac wszystko to czego ona nie widzi.
7 lipca 2024, 20:32
No ja tego nie mam. Ja nie jestem wyczulona na ludzi. Nauczyłam się jakiś tam podstaw, żeby czuć się bezpieczniej na ulicy, ale ja zawsze jestem pogrążona we własnych myślach i niespecjalnie świadoma co się dzieje na około mnie. Włącza mi się percepcja jak czuję się serio zagrożona. Wyprowadzkę z Paryża powitałam z ulgą - nie będę ściemniać, bo ostatni lata to już serio odbierałam jako degradację tego miasta. Nie miałam już żadnej frajdy z jeżdżenia do centrum.
7 lipca 2024, 21:06
No ja tego nie mam. Ja nie jestem wyczulona na ludzi. Nauczyłam się jakiś tam podstaw, żeby czuć się bezpieczniej na ulicy, ale ja zawsze jestem pogrążona we własnych myślach i niespecjalnie świadoma co się dzieje na około mnie. Włącza mi się percepcja jak czuję się serio zagrożona. Wyprowadzkę z Paryża powitałam z ulgą - nie będę ściemniać, bo ostatni lata to już serio odbierałam jako degradację tego miasta. Nie miałam już żadnej frajdy z jeżdżenia do centrum.
no niestety, ja tez zle sie czulam jak zatrzymalismy sie podrozujac w wiekszych miastach München, Nürnberg. Za duzo ludzi nie majacych konkretnych celow, stojacych w grupkach, doskakujacych zbyt blisko jak chcesz zrobic zdjecie, ma sie wrazenie ze tylko czekaja na " okazje".
7 lipca 2024, 22:22
Wiem, że mieli wypowiadać się tylko Ci, którzy mieszkają za granicą, ale i tak odpiszę.
Byłam w tym roku w Norwegii i naprawdę zszokowałam się i przestraszyłam. Środek dnia, centrum spokojnego, średniej wielkości miasta. Myślisz sobie - ale fajnie, tak ładnie, spokojnie. Siadam na ławce przed Mcdonalds, mój narzeczony zamawia coś w środku. Nagle pojawia się grupka nastolatków, z zakrytymi chusta twarzami (tylko oczy było widać) krzyczy "allah akbar" i zaczyna czymś rzucać i biec w moją stronę (siedziałam sama, inni ludzie byli w środku). Szybko uciekłam do środka, oni weszli tam za mną i dalej wrzeszczą i się zachowują agresywnie. Nikt na to nie zareagował, jakby takie zachowanie było normalne. Później jak jechałam na północ, nic takiego nie widziałam, im większe pustkowia, tym spokojnie i brak imigrantów, sami rodowici mieszkańcy, przyzwyczajeni do ciężkiego klimatu w zimie. Ale w tym pierwszym mieście już nie czułam się bezpiecznie. A wcześniej przed tym zdarzeniem normalnie sobie chodziliśmy po lesie, ścieżkach trekkingowych, potem już nawet nad fiordem się bałam iść i rozglądałam ciągle czy znów się nie pojawią. I w głowie miałam tę historię o pobitym chłopaku i zgwałconej grupowo dziewczynie na plaży we Włoszech.
Jak byłam rok temu w Atenach, to widziałam dużo bezdomnych na materacach, naćpanych ludzi, prostytutki na rogu, wszędzie grafiti i dewastacje zabytków. Ale jednak Ci ludzie trzymali się sami siebie i nie zaczepiali.
Może to i uprzedzenia, ale staram się wybierać wakacje tam gdzie nie ma aż tylu migrantów. No ale widać nawet w Norwegii może się zdarzyć słaba historia.
8 lipca 2024, 00:02
5 lat mieszkałam w centrum Sztokholmu i czułam się bardzo bezpiecznie. Jak ogólnie w całej Szwecji, bo dużo jeździliśmy po kraju. Po Danii i Norwegii też i nigdy nie miałam nieciekawych przygód. Ale z drugiej strony nie łaziłam po jakichś podejrzanych miejscach, w Warszawie wieczorami też nie chodzę na spacery po Szmulkach. Moim zdaniem skandynawskie centra miast są po prostu bezpieczne. W Szwecji dodatkowo jest o tyle wg mnie bezpiecznie, że ci ludzie naprawdę zachowują większy odstęp od siebie, unikają przypadkowych kontaktów, więc jak nagle się robi tłoczno, to to jest po prostu podejrzane.
Teraz mieszkam w Berlinie i to prawda, że dużo zależy od dzielnicy. To w ogóle jest dość specyficzne miasto. Mieszkam w dobrej dzielnicy, ale już mamy na koncie włamanie do mieszkania, gdzie ja takich incydentów nie miałam w rodzinie nawet w latach 90. Ale z drugiej strony w tym samym czasie na klatce moich rodziców były też ostrzeżenia o włamaniach, a mieszkają w polskim powiatowym mieście.
8 lipca 2024, 00:32
Menot, a co myślisz o dzisiejszych wynikach wyborów?
Po pierwsze, wkurza mnie, że się Francuską politykę traktuje jako jakieś lustrzane odbicie tego, co się dzieje w PL. Czy w USA. Czy generalnie w jakimkolwiek innym kraju. Podział partyjny we FR mało się ma do Polskiego. Problemy i pozycja w EU są kompletnie inne od Polskich. A jak czytasz wyborczą, to normalnie jakby RN było PiSo-konfą, Macron KO, a nasza lewica Francuską koalicją lewicową, co jest absurdalne wręcz.
Po drugie. Bosh, jak to ubrać w słowa. Imho - we FR jest wiele, wiele problemów, które na gwałt potrzebują rozwiązania, a jak nie rozwiązania, to chociażby dialogu. Tyle, że tego dialogu nie ma i nie będzie tak długo, jak bawimy się w celowe polaryzowanie społeczeństwa. Nazwanie RN faszystami (trochę absurd na program patrząc a nie na historię partii) czy ekstremistami w momencie, kiedy z roku na rok zdobywają więcej głosów i z partii praktycznie się nie liczącej stanowią 1/3 parlamentu do niczego dobrego nie prowadzi i nie doprowadzi. Problemy które pchają ludzi na prawo nie zostaną rozwiązane udawaniem, że ich nie ma i nazywaniem głosujących faszystami. Imho, Europa potrzebuje dramatycznie centrum. Centrum jest rozwiązaniem, a Macron centrum we FR zarżnął. Jeśli jedna strona to faszyści, a druga to islamo-lewacy, to o jakim porozumieniu można mówić?
Co będzie po wyborach...w dobrym układzie nico. Ani nic nie zrobią z imigracją, ani z przestępczością, ani z zadłużeniem państwa, ani z niewydolnym, przeciążonym socjalem. Nic nie zrobią, bo w świecie lewicy tych problemów nie ma. One nie istnieją, więc nie mogą być zaadresowane. Może spróbują walczyć z rozwarstwieniem społecznym, ale tu też krzyż na drogę, jeśli będą udawać, że ono nie jest bezpośrednio powiązane z tym, co wymieniłam powyżej. W najgorszym wypadku natomiast polecą w klimaty La France Insoumise, z kompletnie odklejonym Melenchonem i wtedy będziemy mieć problem. Jeśli zostanie premierem, no to ekhem, ciekawa jestem jaki artykuł o nim napisze wyborcza.
Damn, ja wiem, że to jest igranie z ogniem, patrząc po Polsce, ale ja serio uważam, że Francji potrzebna jest wygrana takiej po bandzie prawicy, żeby w ogóle pewne problemy nazwać i skonfrontować i uzdrowić system polityczny, gdzie w każdych wyborach jest zabawa we wzajemne blokowanie. Tak jak w PL w pewnym sensie potrzebny był PiS, choćby po to, żeby otworzyć politykę na problemy ludzi wykluczonych i aby klasa polityczna nabrała pokory. Chociaż może to bez sensu, w USA nie zadziałało.
No ale ja generalnie jestem niemożebnie pesymistycznie nastawiona do polityki i uważam, że nie przystaje do wyzwań naszych czasów i nie jest wstanie na tym etapie wprowadzić żadnych, niezbędnych zmian. Nie ważne w jakim kierunku by się chciało ten świat reformować.
Edytowany przez menot 8 lipca 2024, 01:00
8 lipca 2024, 00:40
5 lat mieszkałam w centrum Sztokholmu i czułam się bardzo bezpiecznie. Jak ogólnie w całej Szwecji, bo dużo jeździliśmy po kraju. Po Danii i Norwegii też i nigdy nie miałam nieciekawych przygód. Ale z drugiej strony nie łaziłam po jakichś podejrzanych miejscach, w Warszawie wieczorami też nie chodzę na spacery po Szmulkach. Moim zdaniem skandynawskie centra miast są po prostu bezpieczne. W Szwecji dodatkowo jest o tyle wg mnie bezpiecznie, że ci ludzie naprawdę zachowują większy odstęp od siebie, unikają przypadkowych kontaktów, więc jak nagle się robi tłoczno, to to jest po prostu podejrzane.
Teraz mieszkam w Berlinie i to prawda, że dużo zależy od dzielnicy. To w ogóle jest dość specyficzne miasto. Mieszkam w dobrej dzielnicy, ale już mamy na koncie włamanie do mieszkania, gdzie ja takich incydentów nie miałam w rodzinie nawet w latach 90. Ale z drugiej strony w tym samym czasie na klatce moich rodziców były też ostrzeżenia o włamaniach, a mieszkają w polskim powiatowym mieście.
Centra. No właśnie centra są z reguły spoko - i dlatego stawiam wiele osób mieszkających w nich ma odklej i wypiera co się dzieje trochę dalej. Bo kto by jeździł na przedmieścia na końcu linii RER, jeśli absolutnie nie musi? Dlatego ważniejsze są statystyki. Plus, sytuacja się zmienia. M. opowiadał, że tuż przed naszą przeprowadzką nagle był znaczący wzrost ilości włamań do mieszkań, których wcześniej w centrum nie było. Skąd? Jego spostrzeżenie jest takie, że rozparcelowano dużo więcej mieszkań socjalnych w zamożnych dzielnicach i włamania robią nie "zawodowcy" ale dzieciaki, dosłownie, które sobie taką znalazły rozrywkę. Że to jest nowy profil włamywaczy - nieletni, którzy rabują w sąsiedztwie.
Edytowany przez menot 8 lipca 2024, 00:52
8 lipca 2024, 09:12
Ja mieszkam w Hadze, ale nie w centrum, tylko bliżej morza i wydm. W mojej okolicy , jedynych emigrantów jakich widuję, poza sobą, to są nie wiem, dostawcy, kurierzy, osoby sprzątające. Ale to specyficzna okolica. W centrum, czy sklepach na Mariahoeve, widuję ich oczywiście, ale to są na ogół rodziny z dziećmi, na zakupach w AH, w Primarku, chłopcy jadący na rowerach z pizzą, takie tam. Nigdy nie spotkał mnie żaden incydent związany z emigrantami, ani w Niderlandach, ani w Szwajcarii, ani w Niemczech, gdzie bywam regularnie w Berlinie i Norymberdze, ani w ogóle nigdzie. W niebezpiecznych Indiach jeździliśmy metrem i jedyne, co mnie spotkało, to zdjęcia robione z ukrycia, albo prośba zapozowania jawnie. W Norymberdze jeszcze przed wojną trafiliśmy do rosyjskiej dzielnicy i byliśmy świadkami tulipanowej imprezy- ale tam policja interweniowała mega sprawnie. Tylko nawet nie wiem, czy Rosjan mieszkających 3 pokolenia w Niemczech można uznać za emigrantów. Natomiast zgadzam się z Menot- Paryż od lat wydaje mi się miastem w czymś w rodzaju stanu wyjątkowego- z jednej strony masa ludzi na ulicach, bezdomnych, żebraków, dziwnych handlarzy- naciągaczy, z drugiej mega brutalne, w moim odczuciu interwencje policji- wyciąganie z samochodu na ulicy, demolowanie straganikow z czymś tam, kordon z bronią w środku dnia wokół zabytków. Z drugiej strony masa ludzi siedzących sobie wzdłuż Sekwany i nawet jednego patrolu. Anyway, dopuszczam, że są miasta które mają z emigrantami problemy inne niż kradzież kwiatów z klombu (w mojej okolicy byli to moi rodacy), ale ja tego nie odczuwam. Ani w moim mieście, ani w Ams, gdzie czasem bywam, ani w Rotterdamie czy Lejdzie, gdzie bywam częściej. Ale też Holandia ma inny pomysł na emigrantów niż Francja.