- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 października 2023, 15:48
Takie zwykłe pytanie. Czy drożyzna spowodowała u Was zmianę sytuacji finansowej? Czy odczuwacie ją? Jak bardzo? Czy w chwili obecnej pozwalacie sobie na mniej niż kiedyś?
23 października 2023, 23:55
Oczywiście, że tak.
Nie narzekam może jakoś bardzo na naszą sytuację bo jest dość dobra, co nie zmienia faktu, że w sklepach zostawia się coraz więcej.
Na co dzień robię częściej zakupy więc jednorazowo nie zostawiam ogromnych kwot (ale sporo większe niż wcześniej) ale teraz w piątek jak pojechałam do Auchan i zobaczyłam 900 zł to sama byłam w szoku - a wcale jakoś ten wózek po brzegi wypełniony nie był.
Nie musimy się jakoś bardzo ograniczać ale zaczęłam brać pod uwagę promocje - jak kupuję rybę to zazwyczaj biorę tą, która jest na promce. To samo np. jak kupowałam lody - też jak były na promocji brałam większą ilość żeby potem nie kupować po 20 zł za pudełko.
Koszty utrzymania mieszkania także wzrosły, mamy nowy dom więc jeszcze w miarę to jakoś jest ale wynajmujemy także mieszkania - musieliśmy ponieść najemcom czynsz o 50% żeby to się jakoś spinało.
musieliśmy ponieść najemcom czynsz o 50% żeby to się jakoś spinało. oby ci ktos zaplacil te 50 % wiecej, nie sadze by dochody im o 50 % wzrosly a podwyzki w innych dziedzinach tez odczuja, ja musialabym sie wyprowadzic jak by mi wlasciciel zaspiewal z dnia na dzien podwyzke o 50 %.
Dokładnie 😳
24 października 2023, 00:04
Tak naprawdę wynajem mieszkania to żaden biznes. Cena mieszkania dwupokojowego w Trójmieście (nie w dzielnicy na końcu świata, ale też nie w centrum) to z wyposażeniem jakieś 600 tys. Wynajem to powiedzmy 2500 zł + czynsz + opłaty. Czyli 30 tys. rocznie minus podatek minus amortyzacja. To jest mniej niż 4% zysku. A ryzyko duże, bo lokatorzy mogą przestać płacić i nie da się ich legalnie wyrzucić. Mogą też zniszczyć mieszkanie, bo prawda jest taka, że o nie swoje ludzie zazwyczaj nie dbają.
Co prawda nie uwzględnia to wzrostu cen nieruchomości. Ale jeżeli chodzi o sam wzrost wartości nieruchomości, to równie dobrze można kupić mieszkanie i zostawić je puste w stanie surowym i później sprzedać, unikając ryzyka lokatorów pasożytów (czynsz w pustym mieszkaniu to nie są jakieś duże kwoty).
Przecież obecnie 4% to ma każdy bank na lokacie. Po co w takim razie użerać się z lokatorami ? Tylko dlatego, że posiadanie nieruchomości jest bezpieczniejsze niż gotówki, która może stracić wartość. Ale sam wynajem to nic nie wiadomo jakiego.
my wyliczyliśmy rentowność wynajmu na 8-10% i tego się trzymamy. Ale tak, nie jest to z mojego punktu widzenia podstawowa inwestycja.
No ale pomijasz wzrost wartości nieruchomości, którą za pewne kiedyś sprzedasz, przekażesz dzieciom. Nie podeprę się Polskimi statystykami, bo mnie nigdy nie interesowały, ale na rynku Amerykańskim, masz domy które w parę lat podwoiły swoją wartość rynkową. Kasa z wynajmu to przy tym kieszonkowe. We Fr z tego co widzę w covid domy zdrożały o 30%. To już bijesz spokojnie inflację, nie wchodząc nawet w najem. Jeśli kupiłaś mieszkanie za gotówkę, to w ostatnich latach mogłaś trzymać pustą chatę i czekać.
To prawda, pomijam. W NL w ciągu 5 lat wartość nieruchomości właściwie się podwoiła, ale to jest bardzo specyficzny rynek, mocno regulowany i niewiele się buduje.
No ale to jest clue, imho, traktowania nieruchomości jako inwestycji, nie? Z moje perspektywy o tym właśnie rozmawiamy, jako o zysku z posiadania nieruchomości w większym mieście, nie o per se pieniądzach z najmu. Patrząc na to przez pryzmat społeczeństwa - jeśli mieszkanie w 5 lat podwaja swoją wartość, to przecież to jest absolutna kaszana.
Dlatego właśnie przy nieruchomościach obecnie najwięcej się zyskuje na wzroście wartości, a nie na wynajmie. Bo były osoby w tym wątku, które się burzyły na podwyżki czynszu, a prawda jest taka, że stopa zwrotu z wynajmu jest praktycznie żadna (i to mówiąc o mieszaniu kupionym za gotówkę, nie w kredycie). A ryzyko jest duże (przynajmniej w Polsce). Moi rodzice od lat wynajmują mieszkanie tej samej osobie, podwyżka raz do roku o jakieś 50-100 zł, czyli praktycznie żadna. Cena jest poniżej rynkowej. Ale im zależy przede wszystkim na spokojnym, płacącym terminowo lokatorze niż na większym zarobku. Bo znam niestety osobiście przypadki gdzie ludzie przestali płacić i nie chcieli się wynieść.
Ale wzrost cen mieszkań jest przerażający. Świadczy to o tym jak ogólnie źle się dzieje moim zdaniem.
24 października 2023, 00:28
Odnosnie podwyzek cen - brat kupil blizniaka, podworko nie wiem ile ma, kolo 1.200 m2. Na koncu ich drogi, postawiono budynek z mieszkaniami, ja wiem, 3 pietra, mieszkanka takie do 60 m2. Dom brata to 120m2. Obecnie ukonczono w koncu te mieszkania i ich cena jest taka sama, jak stan deweloperski domu z 1.200m2 przed pandemia. Tadam.
Inwestycja w mieszkania nie polega na co miesiecznym naplywnie kasy do portfela, ale na "samosplacaniu" sie rat + podniesieniu wartosci nieruchomosci po kilku latach, co dzieje sie z automatu.
I niestety podejscie mowiace o tym, ze kazdy sobie ustala ceny wynajmu jakie chce, wlasnie doprowadza do takich absurdow cenowych, jakie od lat sa w Polsce. Tak samo nieregulowany rynek.
Dla kontrastu - w moim 100+ k miescie, dopiero gdzies w ostatnich 5 latach zaczely wyrastac nowe budynki mieszkalne. Z mieszkaniami, na wynajem. Kupno wciaz jest nierealne. A nowe osiedla z nowymi domami? Nie istnieja. W moim miescie 400k € za rozpadajacy sie dom, nieremontowany od dziesiecioleci, to norma. Nikogo na to nie stac, nie, jesli nie mial jakiejs nieruchomosci w spadku. Nie przy wschodnich zarobkach ;) Natomiast ceny wynajmu wciaz sa tak niskie, w porownaniu do cen kupna, ze nikt sie w domy i mieszkania nie pcha.
24 października 2023, 00:39
Odnosnie podwyzek cen - brat kupil blizniaka, podworko nie wiem ile ma, kolo 1.200 m2. Na koncu ich drogi, postawiono budynek z mieszkaniami, ja wiem, 3 pietra, mieszkanka takie do 60 m2. Dom brata to 120m2. Obecnie ukonczono w koncu te mieszkania i ich cena jest taka sama, jak stan deweloperski domu z 1.200m2 przed pandemia. Tadam.
Inwestycja w mieszkania nie polega na co miesiecznym naplywnie kasy do portfela, ale na "samosplacaniu" sie rat + podniesieniu wartosci nieruchomosci po kilku latach, co dzieje sie z automatu.
I niestety podejscie mowiace o tym, ze kazdy sobie ustala ceny wynajmu jakie chce, wlasnie doprowadza do takich absurdow cenowych, jakie od lat sa w Polsce. Tak samo nieregulowany rynek.
Dla kontrastu - w moim 100+ k miescie, dopiero gdzies w ostatnich 5 latach zaczely wyrastac nowe budynki mieszkalne. Z mieszkaniami, na wynajem. Kupno wciaz jest nierealne. A nowe osiedla z nowymi domami? Nie istnieja. W moim miescie 400k ? za rozpadajacy sie dom, nieremontowany od dziesiecioleci, to norma. Nikogo na to nie stac, nie, jesli nie mial jakiejs nieruchomosci w spadku. Nie przy wschodnich zarobkach ;) Natomiast ceny wynajmu wciaz sa tak niskie, w porownaniu do cen kupna, ze nikt sie w domy i mieszkania nie pcha.
Czyli jest to nadal mocno zależne od tego, gdzie się mieszka, bo u nas (Landeshauptsadt na zadoopiu) z uwagi na szalejące ceny wyprzedają się domy maści wszelkiej, które znajdują się poza ścisłym centrum, bo ludzie nie mają ochoty na opłaty za wynajem, które mocno przewyższają ratę potencjalnego kredytu (nieruchomości w centrum stoją znowuż puste, bo ceny wywindowano z uwagi na potencjalną atrakcyjność położenia, ale miasto samo w sobie poza krajobrazem nie ma nic do zaoferowania).
24 października 2023, 00:51
Tak naprawdę wynajem mieszkania to żaden biznes. Cena mieszkania dwupokojowego w Trójmieście (nie w dzielnicy na końcu świata, ale też nie w centrum) to z wyposażeniem jakieś 600 tys. Wynajem to powiedzmy 2500 zł + czynsz + opłaty. Czyli 30 tys. rocznie minus podatek minus amortyzacja. To jest mniej niż 4% zysku. A ryzyko duże, bo lokatorzy mogą przestać płacić i nie da się ich legalnie wyrzucić. Mogą też zniszczyć mieszkanie, bo prawda jest taka, że o nie swoje ludzie zazwyczaj nie dbają.
Co prawda nie uwzględnia to wzrostu cen nieruchomości. Ale jeżeli chodzi o sam wzrost wartości nieruchomości, to równie dobrze można kupić mieszkanie i zostawić je puste w stanie surowym i później sprzedać, unikając ryzyka lokatorów pasożytów (czynsz w pustym mieszkaniu to nie są jakieś duże kwoty).
Przecież obecnie 4% to ma każdy bank na lokacie. Po co w takim razie użerać się z lokatorami ? Tylko dlatego, że posiadanie nieruchomości jest bezpieczniejsze niż gotówki, która może stracić wartość. Ale sam wynajem to nic nie wiadomo jakiego.
my wyliczyliśmy rentowność wynajmu na 8-10% i tego się trzymamy. Ale tak, nie jest to z mojego punktu widzenia podstawowa inwestycja.
No ale pomijasz wzrost wartości nieruchomości, którą za pewne kiedyś sprzedasz, przekażesz dzieciom. Nie podeprę się Polskimi statystykami, bo mnie nigdy nie interesowały, ale na rynku Amerykańskim, masz domy które w parę lat podwoiły swoją wartość rynkową. Kasa z wynajmu to przy tym kieszonkowe. We Fr z tego co widzę w covid domy zdrożały o 30%. To już bijesz spokojnie inflację, nie wchodząc nawet w najem. Jeśli kupiłaś mieszkanie za gotówkę, to w ostatnich latach mogłaś trzymać pustą chatę i czekać.
To prawda, pomijam. W NL w ciągu 5 lat wartość nieruchomości właściwie się podwoiła, ale to jest bardzo specyficzny rynek, mocno regulowany i niewiele się buduje.
No ale to jest clue, imho, traktowania nieruchomości jako inwestycji, nie? Z moje perspektywy o tym właśnie rozmawiamy, jako o zysku z posiadania nieruchomości w większym mieście, nie o per se pieniądzach z najmu. Patrząc na to przez pryzmat społeczeństwa - jeśli mieszkanie w 5 lat podwaja swoją wartość, to przecież to jest absolutna kaszana.
Dlatego właśnie przy nieruchomościach obecnie najwięcej się zyskuje na wzroście wartości, a nie na wynajmie. Bo były osoby w tym wątku, które się burzyły na podwyżki czynszu, a prawda jest taka, że stopa zwrotu z wynajmu jest praktycznie żadna (i to mówiąc o mieszaniu kupionym za gotówkę, nie w kredycie). A ryzyko jest duże (przynajmniej w Polsce). Moi rodzice od lat wynajmują mieszkanie tej samej osobie, podwyżka raz do roku o jakieś 50-100 zł, czyli praktycznie żadna. Cena jest poniżej rynkowej. Ale im zależy przede wszystkim na spokojnym, płacącym terminowo lokatorze niż na większym zarobku. Bo znam niestety osobiście przypadki gdzie ludzie przestali płacić i nie chcieli się wynieść.
Ale wzrost cen mieszkań jest przerażający. Świadczy to o tym jak ogólnie źle się dzieje moim zdaniem.
Sprawdziłam Warszawę z ciekawości, W 2022 rok do roku wzrost cen na rynku wtórnym 15%. No to już to samo nam bije inflację, jeśli ktoś nie potrzebuje gotówki i po prostu sobie to mieszkanie trzyma na przyszłość. Do tego dochodzi jeszcze to 8-10% z najmu (powiedzmy, że wezmę dane od Krolowejmargot) i masz 23-25% zysku. No damn - nie opłaca się? Czy to 70% zakupów gotówkowych nowych mieszkań w tym kontekście dziwi? Nie dziwi.
Co z tym zrobić? Mam wrażenie, że nikt nie wie. Wg Pikettego taki po prostu jest porządek rzeczy, że patrząc lokalnie, zyski z kapitału są większe niż wzrost zysków z pracy i bez solidnej redystrybucji i bardzo przemyślanej polityki pieniężnej ekonomia dąży do ekstremalnych dysproporcji bogactwa. A im więcej się zadłużamy jako państwa, tym ten proces postępuje szybciej (vide covid), bo pieniądze nie skapują, pieniądze płyną w górę. Można sobie te statystyki wygooglować, żaden to sekret. Amerykańskie są szczególnie brutalne - to jest wzrost stanu posiadani top 10% kosztem całej reszty o jakieś 15-20% puli w zaledwie dekadę, też w dużym stopniu dzięki wzrostowi cen nieruchomości.
Ja o tym piszę tutaj, bo dla mnie te dane, to było jakby mi ktoś świat wreszcie wytłumaczył. Mieszkając w kraju rozwiniętym, od dobrej dekady miałam poczucie, że coś jest...nie tak - tylko nie mogłam tego nazwać, bo ekonomia nigdy mnie specjalnie nie interesowała. Dopiero po covidzie zaczęłam kopać, bo wszystko się już zrobiło totalnie oczywiste. Mi się widzi, że serio każdy powinien o tych liczbach wiedzieć, żeby rozumieć co się dzieje i co nas najprawdopodobniej czeka.
Edytowany przez menot 24 października 2023, 01:32
24 października 2023, 06:29
Odnosnie podwyzek cen - brat kupil blizniaka, podworko nie wiem ile ma, kolo 1.200 m2. Na koncu ich drogi, postawiono budynek z mieszkaniami, ja wiem, 3 pietra, mieszkanka takie do 60 m2. Dom brata to 120m2. Obecnie ukonczono w koncu te mieszkania i ich cena jest taka sama, jak stan deweloperski domu z 1.200m2 przed pandemia. Tadam.
Inwestycja w mieszkania nie polega na co miesiecznym naplywnie kasy do portfela, ale na "samosplacaniu" sie rat + podniesieniu wartosci nieruchomosci po kilku latach, co dzieje sie z automatu.
I niestety podejscie mowiace o tym, ze kazdy sobie ustala ceny wynajmu jakie chce, wlasnie doprowadza do takich absurdow cenowych, jakie od lat sa w Polsce. Tak samo nieregulowany rynek.
Dla kontrastu - w moim 100+ k miescie, dopiero gdzies w ostatnich 5 latach zaczely wyrastac nowe budynki mieszkalne. Z mieszkaniami, na wynajem. Kupno wciaz jest nierealne. A nowe osiedla z nowymi domami? Nie istnieja. W moim miescie 400k ? za rozpadajacy sie dom, nieremontowany od dziesiecioleci, to norma. Nikogo na to nie stac, nie, jesli nie mial jakiejs nieruchomosci w spadku. Nie przy wschodnich zarobkach ;) Natomiast ceny wynajmu wciaz sa tak niskie, w porownaniu do cen kupna, ze nikt sie w domy i mieszkania nie pcha.
jeśli weźmiesz kredyt na załóżmy 600 tys (a to nie pozwoli na zakup większego mieszkania w dużym miescie) to czynsz of lokatorów nie spłaci ci kredytu.
24 października 2023, 07:41
Tak naprawdę wynajem mieszkania to żaden biznes. Cena mieszkania dwupokojowego w Trójmieście (nie w dzielnicy na końcu świata, ale też nie w centrum) to z wyposażeniem jakieś 600 tys. Wynajem to powiedzmy 2500 zł + czynsz + opłaty. Czyli 30 tys. rocznie minus podatek minus amortyzacja. To jest mniej niż 4% zysku. A ryzyko duże, bo lokatorzy mogą przestać płacić i nie da się ich legalnie wyrzucić. Mogą też zniszczyć mieszkanie, bo prawda jest taka, że o nie swoje ludzie zazwyczaj nie dbają.
Co prawda nie uwzględnia to wzrostu cen nieruchomości. Ale jeżeli chodzi o sam wzrost wartości nieruchomości, to równie dobrze można kupić mieszkanie i zostawić je puste w stanie surowym i później sprzedać, unikając ryzyka lokatorów pasożytów (czynsz w pustym mieszkaniu to nie są jakieś duże kwoty).
Przecież obecnie 4% to ma każdy bank na lokacie. Po co w takim razie użerać się z lokatorami ? Tylko dlatego, że posiadanie nieruchomości jest bezpieczniejsze niż gotówki, która może stracić wartość. Ale sam wynajem to nic nie wiadomo jakiego.
my wyliczyliśmy rentowność wynajmu na 8-10% i tego się trzymamy. Ale tak, nie jest to z mojego punktu widzenia podstawowa inwestycja.
No ale pomijasz wzrost wartości nieruchomości, którą za pewne kiedyś sprzedasz, przekażesz dzieciom. Nie podeprę się Polskimi statystykami, bo mnie nigdy nie interesowały, ale na rynku Amerykańskim, masz domy które w parę lat podwoiły swoją wartość rynkową. Kasa z wynajmu to przy tym kieszonkowe. We Fr z tego co widzę w covid domy zdrożały o 30%. To już bijesz spokojnie inflację, nie wchodząc nawet w najem. Jeśli kupiłaś mieszkanie za gotówkę, to w ostatnich latach mogłaś trzymać pustą chatę i czekać.
To prawda, pomijam. W NL w ciągu 5 lat wartość nieruchomości właściwie się podwoiła, ale to jest bardzo specyficzny rynek, mocno regulowany i niewiele się buduje.
No ale to jest clue, imho, traktowania nieruchomości jako inwestycji, nie? Z moje perspektywy o tym właśnie rozmawiamy, jako o zysku z posiadania nieruchomości w większym mieście, nie o per se pieniądzach z najmu. Patrząc na to przez pryzmat społeczeństwa - jeśli mieszkanie w 5 lat podwaja swoją wartość, to przecież to jest absolutna kaszana.
Dlatego właśnie przy nieruchomościach obecnie najwięcej się zyskuje na wzroście wartości, a nie na wynajmie. Bo były osoby w tym wątku, które się burzyły na podwyżki czynszu, a prawda jest taka, że stopa zwrotu z wynajmu jest praktycznie żadna (i to mówiąc o mieszaniu kupionym za gotówkę, nie w kredycie). A ryzyko jest duże (przynajmniej w Polsce). Moi rodzice od lat wynajmują mieszkanie tej samej osobie, podwyżka raz do roku o jakieś 50-100 zł, czyli praktycznie żadna. Cena jest poniżej rynkowej. Ale im zależy przede wszystkim na spokojnym, płacącym terminowo lokatorze niż na większym zarobku. Bo znam niestety osobiście przypadki gdzie ludzie przestali płacić i nie chcieli się wynieść.
Ale wzrost cen mieszkań jest przerażający. Świadczy to o tym jak ogólnie źle się dzieje moim zdaniem.
Sprawdziłam Warszawę z ciekawości, W 2022 rok do roku wzrost cen na rynku wtórnym 15%. No to już to samo nam bije inflację, jeśli ktoś nie potrzebuje gotówki i po prostu sobie to mieszkanie trzyma na przyszłość. Do tego dochodzi jeszcze to 8-10% z najmu (powiedzmy, że wezmę dane od Krolowejmargot) i masz 23-25% zysku. No damn - nie opłaca się? Czy to 70% zakupów gotówkowych nowych mieszkań w tym kontekście dziwi? Nie dziwi. Co z tym zrobić? Mam wrażenie, że nikt nie wie. Wg Pikettego taki po prostu jest porządek rzeczy, że patrząc lokalnie, zyski z kapitału są większe niż wzrost zysków z pracy i bez solidnej redystrybucji i bardzo przemyślanej polityki pieniężnej ekonomia dąży do ekstremalnych dysproporcji bogactwa. A im więcej się zadłużamy jako państwa, tym ten proces postępuje szybciej (vide covid), bo pieniądze nie skapują, pieniądze płyną w górę. Można sobie te statystyki wygooglować, żaden to sekret. Amerykańskie są szczególnie brutalne - to jest wzrost stanu posiadani top 10% kosztem całej reszty o jakieś 15-20% puli w zaledwie dekadę, też w dużym stopniu dzięki wzrostowi cen nieruchomości. Ja o tym piszę tutaj, bo dla mnie te dane, to było jakby mi ktoś świat wreszcie wytłumaczył. Mieszkając w kraju rozwiniętym, od dobrej dekady miałam poczucie, że coś jest...nie tak - tylko nie mogłam tego nazwać, bo ekonomia nigdy mnie specjalnie nie interesowała. Dopiero po covidzie zaczęłam kopać, bo wszystko się już zrobiło totalnie oczywiste. Mi się widzi, że serio każdy powinien o tych liczbach wiedzieć, żeby rozumieć co się dzieje i co nas najprawdopodobniej czeka.
Menot, wiec nawet jesli ktoś ekonomii nie rozumie, to mieli a przez te drobne komunały od ktorych zaczyna sie nauka podstaw, np. wolny rynek reguluje sie sam i to jest dobre, a gospodarka centralna jest zła. I mozna podać na ten temat pierdylion przykładów opartych na ubogim drzewku majacym co najwyżej dwie-trzy gałązki w górę. Tylko że mozna również wyciągnąć wnioski z mas ludzkich, to też sa liczby, i to całkiem dobrze zobrazowane. Bo ilośc ludzi bezdomnych w takim bogatym Los Angeles czy Paryzu w porównaniu do znacznie ubozszej Warszawy to nie jest coś, czego sie nie da nie zauważyć. Ciężko zakładać, że wszyscy są patologią czy nie umieją odpowiednio zarządzać pieniędzmi. Skutki rozwarstwienia społecznego wcześniej czy później zaczną przenikać coraz bardziej do środka widełek zamozności, a w kwestii nieruchomości to sie obecnie dzieje bardzo dynamicznie. Pół biedy, kiedy takie zjawisko dotyczny dóbr niekoniecznych, ale ono weszło w kategorię dóbr podstawowych. Co tam cena chispów, kiedy podobnie wywindowała cena ziemniaków.
Oczywiście można patrzeć bardzo krótodystansowo - ja mam, inny nie ma to niech sie martwi albo lepiej zarządza. Spoko. Ale przyzwyczailiśmy sie aktualnie (w Polsce bardzo) do znikomego odsetka włamań, kradziezy, dewastacji. Pierwszym odruchem bedzie poczucie potrzeby ubezpieczenia, czyli wsadzenie kasy w dupe wielkiej korporacji obracajacej dobrem juz nawet nie luksusowym, co iluzją jakiegokolwiek dobra. Najwieksze pieniądze, to pieniadze puste, i to jest prawdopodobnie to jest właśnie to, co Ci sie wydawało... nie tak.
Edytowany przez Cyrica 24 października 2023, 07:43
24 października 2023, 07:50
Odnosnie podwyzek cen - brat kupil blizniaka, podworko nie wiem ile ma, kolo 1.200 m2. Na koncu ich drogi, postawiono budynek z mieszkaniami, ja wiem, 3 pietra, mieszkanka takie do 60 m2. Dom brata to 120m2. Obecnie ukonczono w koncu te mieszkania i ich cena jest taka sama, jak stan deweloperski domu z 1.200m2 przed pandemia. Tadam.
Inwestycja w mieszkania nie polega na co miesiecznym naplywnie kasy do portfela, ale na "samosplacaniu" sie rat + podniesieniu wartosci nieruchomosci po kilku latach, co dzieje sie z automatu.
I niestety podejscie mowiace o tym, ze kazdy sobie ustala ceny wynajmu jakie chce, wlasnie doprowadza do takich absurdow cenowych, jakie od lat sa w Polsce. Tak samo nieregulowany rynek.
Dla kontrastu - w moim 100+ k miescie, dopiero gdzies w ostatnich 5 latach zaczely wyrastac nowe budynki mieszkalne. Z mieszkaniami, na wynajem. Kupno wciaz jest nierealne. A nowe osiedla z nowymi domami? Nie istnieja. W moim miescie 400k ? za rozpadajacy sie dom, nieremontowany od dziesiecioleci, to norma. Nikogo na to nie stac, nie, jesli nie mial jakiejs nieruchomosci w spadku. Nie przy wschodnich zarobkach ;) Natomiast ceny wynajmu wciaz sa tak niskie, w porownaniu do cen kupna, ze nikt sie w domy i mieszkania nie pcha.
Czyli jest to nadal mocno zależne od tego, gdzie się mieszka, bo u nas (Landeshauptsadt na zadoopiu) z uwagi na szalejące ceny wyprzedają się domy maści wszelkiej, które znajdują się poza ścisłym centrum, bo ludzie nie mają ochoty na opłaty za wynajem, które mocno przewyższają ratę potencjalnego kredytu (nieruchomości w centrum stoją znowuż puste, bo ceny wywindowano z uwagi na potencjalną atrakcyjność położenia, ale miasto samo w sobie poza krajobrazem nie ma nic do zaoferowania).
Byc moze, wplyw pewnie ma jeszcze podzial wschod - zachod. Znajomy opowiadal mi ostatnio, ze spoldzielnie przejely duza wiekszosc nieruchomosci dlatego, ze ceny wynajmu byly regulowane - ze wzgledu na biede i utrzymywanie budynkow / mieszkan nie bylo prywatnie dla nikogo oplacalne przy tak niskich stawkach za wynajem, bylo sie wrecz stratnym na wynajmie komus. W moim miescie 70-80% budynkow (czyli w sumie wszystko, poza scislym centrum ze starszymi kamieniczkami), to wielka plyta. Teraz spoldzielnie buduja nowe kamienice, zapelniajac dziury, z horrendalnymi czynszami - czyli od 1200€ kalt. Zdaje sobie sprawe, ze w duzych, bogatych miastach to norma, ale przy zarobkach tu, to jednak maloosiagalne. Chociaz czesc spoleczenstwa (glownie sektor IT pracujacy przez remote) na nie oczywiscie stac. Przynajmniej cos sie ruszylo w rozwoju miasta i zaczyna wygladac ciekawiej ;) Ale budowanie osiedli mieszkaniowych nie wchodzi w gre, poza tym nie jest tak latwo budowac tu poza planem zagospodarowania, kupic ziemie na obrzezach czy poza miastem i przeksztalcic na osiedle. My powoli rozwazamy kredyt i kupno, ale szczerze mowiac, nawet nie ma czego ;)
Edytowany przez cancri 24 października 2023, 07:53
24 października 2023, 07:55
Ogółem widzę, że jest drogo, ale nie odczuwam tego.
Jestem osobą dość młodą, mam 28 lat i pochodzę z domu gdzie się nie przelewało (w dużej mierze przez podejście rodziców - mama nie pracowala, tata pracował z 6 miesięcy w roku kiedy nie pił, korzystaliśmy z socjali).
Nie mieliśmy stałego dostępu do słodyczy, owoce mama kupowała na sztuki - np. po 1 jabłku na osobę, na wakacje nie jeździliśmy w ogóle. Potem poszłam na studia i też była bieda bo musiałam je sobie opłacać, a zarabiałam około 1300 zł(pracowałam+studia zaoczne).
Teraz mogę sobie pozwolić na wiele więcej. Nie muszę zastanawiać się nad zakupami spożywczymi, a w takich ubraniowych potrafię zachować umiar i raczej kupuję z VInted. Jeździmy min. raz w roku na wakacje i odkładamy ok. 4 tysiące miesięcznie.
24 października 2023, 08:45
Widzę, że ceny wzrosły, ale nie zmienił się mój poziom życia, ani nawyki zakupowe.Ilość podróży chyba nawet wzrosła.
Tak jak koleżanki, musiałam podnieść czynsz najemcom nieruchomości w PL, w NL zrobiliśmy to na początku roku.
Podniosła pani ludziom czynsz na tyle, by liczba podróży mogła wzrosnąć? Przepraszam, to nawet nie jest pytanie. Przerzucanie wzrostu kosztów w zasadzie jedynie na biedniejszych niestety było i jest. Nie ma się czym chwalić.
A ktoś to rozpatruje w kategoriach chwalenia się? U mnie w mieście ogólnie ceny za wynajem tak bardzo wzrosły, że to nie są juz niewielkie różnice, tylko miesięcznie kwoty w setkach, albo w tysiącach złotych (wiadomo, zależy jaki metraż, standard i dzielnica, ale ogólnie ceny mocno poszły w górę). To ktoś kto ma mieszkania na wynajem, i traktuje to jako lokatę swojego kapitału, ma wynajmować poniżej cen rynkowych i na tym tracić? Nic nikomu do tego na co się przeznacza zysk z wynajmu - jeden na podróże, drugi spłaca z tego kredyt, trzeci odkłada żeby zabezpieczyć finansowo własną rodzinę. Z resztą, przecież od wynajmu trzeba zapłacić podatek - nie wiem czy skarbówka by się w końcu nie zainteresowała, gdyby ktoś wynajmował znacząco poniżej ceny rynkowej (ja na miejscu takich urzędników bym się zastanowiła, czy ktoś nie bierze reszty do ręki pod stołem, jeżeli by chodziło o wynajem zupełnie obcej osobie). Ciężko oczekiwać, żeby ludzie którzy są w lepszej sytuacji finansowej zaczęli nagle robić za instytucje charytatywne. No nie, jak kogoś nie stać, to są mieszkania socjalne, trzeba się zapisać na listę, tym się zajmuje państwo (w szerokim rozumieniu, w wąskim lokalne władze), nie prywatne osoby. Komuna się skończyła parę ładnych lat temu.
"Dla przykładu weźmy Warszawę, czyli największe miasto w Polsce, w którym jest też zdecydowanie najwięcej mieszkań socjalnych.Kryterium dochodowe do mieszkania socjalnego 2022 w Warszawie to równowartość najniższej emerytury na jedną osobę (czyli 882,56 zł) dla gospodarstwa wieloosobowego. W gospodarstwach domowych, w których mieszka jedna osoba, kryterium dochodowe stanowi 130% najniższej emerytury ? 1147,33 złotych."I to jest alternatywa dla wynajmu komercyjnego? No nie. Alternatywy dla wynajmu komercyjnego nie ma.
Menot, a do czego zmierzasz? Do stwierdzenia, że Ci się polityka socjalno-mieszkaniowa Europy nie podoba? Czy do delikatnej sugestii, że posiadacze mieszkań inwestycyjnych to są krwiożerczy wyzyskiwacze? Czy do ogólnego stwierdzenia, że powinno być inaczej? I jaki jest związek tego, co chcesz przekazać, z tematem postu?
Jakie byłyby ceny mieszkań, gdyby nie było kupowania mieszkań pod wynajem?
To jest raczej objaw, niż przyczyna problemu. Albo może jedno i drugie. Upraszczając, mniejszy popyt, niższa cena. Ale to nie jest aż tak proste. W teorii powinniśmy żyć w systemie, kiedy dobrobyt z góry skapuje na dół. Tak się nie dzieje z wielu powodów - pieniądz robi pieniądz szybciej, niż wzrost gospodarki wyciąga w górę pensje. W momencie, kiedy w gospodarkę wpompowano od groma kasy z funduszy covidowych, te pieniądze finalnie gdzieś skończyły. Gdzie? No nie u mnie. Nie u większości ludzi - skończyły na górze piramidy dochodów. Nie podam ci Polskich statystyk, ale tak wskazują Brytyjskie i Amerykańskie, u nas zapewne było tak samo. Część z tego zainwestowano na giełdzie (vide nieintuicyjna dzika jazda w górę w czasie de facto kryzysu globalnego), a sporą część, głównie od inwestorów indywidualnych, w nieruchomości - bo to po prostu stosunkowo bezpieczna i pewna lokata kapitału. Morawiecki kupił obligacje antyinflacyjne, spryciarz.Więc o ile nie możesz winić ludzi za to, że kupują sobie mieszkanie pod wynajem, to możesz mieć świadomość, że ten skok cen w czasie covid, a w mniejszym stopniu i wcześniej, bo dodruk pieniędzy i zadłużanie państwa przy braku metod na ściągnięcie tych pieniędzy z miejsca, w którym finalnie lądują, tzn "z góry" daje podobny efekt, to efekt takiej a nie innej polityki finansowej. Innymi słowy - jeśli puszczasz kasę w obieg, i jej potem nie ściągasz z jej miejsca docelowego, tzn z góry, to kończysz z asset bubble. Potem szaraki potem się męczą przeliczając plastry szynki i cenę chipsów solidarnie "walcząc z inflacją", a ktoś kto miał naddatek do inwestowania na giełdzie zarobił w dwa lata 50%. Już nie mówiąc o tym, że finalnie tańczymy globalnie na brzegu recesji - Jak się patrzy np. na rynek Amerykański, który nas udupił w 2008, to różowo nie jest. Btw, to nie są jakieś moje przemyślenia, to konkluzja z przynajmniej kilku książek na ten temat jakie ostatnio czytałam, więc jak ktoś chce tytuł, to proszę bardzo. Chętnie się podzielę.
A podziel się, proszę. No właśnie, balansujemy na bardzo wąskiej krawędzi... Załamnie zapowiadane jest już conajmiej od kilku lat i jest odwlekane dodrukiem piniędzy. I teraz mamy katastofalną inflacę, za którą ciężko nadążyć. I co z tego, że zarabiam 25% więcej niż przed covidowym szaleństwem? Wydaję się, że kredyty można szybciej spłacać, ale tak wzrosły odsetki..., że no właśnie, wydaje się.