- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 października 2023, 21:48
Nawiązując do tematu o maturze i studiach.Czy ciśnięcie na wyższe wykształcenie swoich dzieci czy raczej na to żeby rozwijały swoje zainteresowania, zdolności. Ja 20 lat temu wiedziałam że będzie brakować fachowców,nasi synowie skończyli szkołę średnią i żyją dziś dzięki fachowi jak paczki w maśle. My z resztą też.
Edytowany przez Noir_Madame 5 października 2023, 21:48
6 października 2023, 16:44
Mój mąż pracuje rękami. Teściowa nie zadbała o jego wykształcenie ale to dłuższa historia. 20 kilka lat temu zrobił kurs w pewnym zawodzie i pracuje do dziś. Zarabia porządne pieniądze. Dokształca się w tej dziedzinie na bieżąco. Zawód jest porządany i tak zostanie. Na razie pracuje bardziej fizycznie na większych obiektach. Z wiekiem może się przenieść na warsztat a pieniądze i tak zostaną te same.
Ja pracuję głową. Studia skończyłam. Pracuje w branży nie związanej ze studiami ale w podobnej jak mój mąż tylko na stanowisku biurowym. Także siłą rzeczy mamy z mężem dużo pogawędek na temat naszych prac. Ja wiem o czym on do mnie mówi a on wie co ja do niego. Bo mimo wszystko od strony technicznej dużo wiem.
Syn zaczął szkołę średnią. Oczywiście chce być sławnym informatykiem. Czy pójdzie na studia to nie wiem. Sam zdecyduje.
Corka jest jeszcze w podstawówce i nie ma sprecywanych planów na przyszłość.
6 października 2023, 18:27
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Ano, to jest okropne. Zwłaszcza dla dzieci imigranckich, które potrzebują czasu, żeby "nadgonić", jeśli dołączyły do systemu później i w dodatku mają nieniemieckojęzycznych rodziców.
Ale imigrantów nie przyjmuje się poto, żeby się kształcili i nie daj Boże dołączali do elit rządzących
Zarówno w dwóch różnych podstawówkach, do którzych chodziły i chodzą moje dzieci, jak i w szkole ponadpodstawowej, do której chodzi moja córka są klasy tzw. DaZ (Niemiecki jako drugi język), w których dzieci imigranckie, które w ogóle lub słabo znają język, uczą się właśnie tego języka. Jest ogromne parcie na to, żeby te dzieci jednak językiem posługiwały się biegle, bo jest ogromny problem z pokoleniem ich rodziców i dziadków, którzy potrafią być tu od ponad 30 lat i mówić Kali jeść, Kali pić lub wcale (głównie kobiety) i jest im z tym super.
Problem nie leży w systemie, bo ten staje na głowie, żeby te dzieci zintegrować (działam w gremiach szkolnych moich dzieci na poziomie polityki landu), problemem jest brak takiej potrzeby z poziomu rodziny.
Integracja i frazesy o równości, to jedno, rzeczywista polityka państwa to zupełnie co innego. Sądzisz, że uczy się te dzieci języka, żeby mogły iść na studia (a o tym jest temat)? Robotnikowi też trzeba wytłumaczyć na czym polega jego zadanie.
I owszem ściąga się wykształconych ludzi o określonych specjalnościach. Ale imigranci głównie potrzebni są do prostych, słabo płatnych prac
W Szwajcarii akurat odwrotnie - emigranci potrzebni są do prac specjalistycznych, bo taniej sprowadzić expata niż wykształcić. Ale - i to się w PL ciągle za mało zdarza - nie ma takiego rozstrzalu zarobków i braku szacunku. Różnica między tzw menadżerem a panią w sklepie to może 2-krotność zarobków - a nie 5-krotność. Więc jak ktoś chce pracować w sklepie to kończy szkołę handlową. U nas - tzw. wyzsze studia online. Bo wcześniej był ogólniak, jak wszyscy……
6 października 2023, 18:31
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Wiem o tym i to jest dla mnie dziwne,jak takiego młodego człowieka można zaszufladkować ?
No właśnie system jest bardzo zły. Bo niedość, ze to jest strasznie skomplikowane lub nawet wykluczone, dostać się po 11 klasie do gimnazjum (pozostają opcje dziwnych hybryd szkolnych), to tym dzieciom daje się informację: ?jesteś za słaby na ogólniak?. Wpaja im się w wieku 10 lat, ze ta Realschule, a potem zawodówka to jest szczyt ich możliwości. A ja jednak chcę, żeby to był wybór moich dzieci. Chce zostać kucharzem? Ogrodnikiem? Optykiem? Ratownikiem? Okay, ale to ma być jego wybór. Chce studiować medycynę? Teologię? Sinologię? Ok. Ale tego nikt ma mu nie narzucać.
a nie ma z tej ścieżki powrotu? Trochę dłużej, ale do celu? Jak w PL 30 lat temu? Że na studia po ogólniaku, ale też po technikum, a nawet po zasadniczej i technikum? Czyli 4 lub 5 lub 6 lat po podstawówce, ale jednak?
6 października 2023, 19:13
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Wiem o tym i to jest dla mnie dziwne,jak takiego młodego człowieka można zaszufladkować ?
No właśnie system jest bardzo zły. Bo niedość, ze to jest strasznie skomplikowane lub nawet wykluczone, dostać się po 11 klasie do gimnazjum (pozostają opcje dziwnych hybryd szkolnych), to tym dzieciom daje się informację: ?jesteś za słaby na ogólniak?. Wpaja im się w wieku 10 lat, ze ta Realschule, a potem zawodówka to jest szczyt ich możliwości. A ja jednak chcę, żeby to był wybór moich dzieci. Chce zostać kucharzem? Ogrodnikiem? Optykiem? Ratownikiem? Okay, ale to ma być jego wybór. Chce studiować medycynę? Teologię? Sinologię? Ok. Ale tego nikt ma mu nie narzucać.
a nie ma z tej ścieżki powrotu? Trochę dłużej, ale do celu? Jak w PL 30 lat temu? Że na studia po ogólniaku, ale też po technikum, a nawet po zasadniczej i technikum? Czyli 4 lub 5 lub 6 lat po podstawówce, ale jednak?
oczywiscie ze jest mozliwe, tylko to nie jest proste i im wczesniej tym lepiej, no i zalezy od wielu czynnikow. W Pl tez jak poszlam do szkoly ekonomicznej to juz na przydzlosc kierunki medyczne wykluczylam, bo rkonomicznej nie bylo biologie.
6 października 2023, 20:03
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Wiem o tym i to jest dla mnie dziwne,jak takiego młodego człowieka można zaszufladkować ?
No właśnie system jest bardzo zły. Bo niedość, ze to jest strasznie skomplikowane lub nawet wykluczone, dostać się po 11 klasie do gimnazjum (pozostają opcje dziwnych hybryd szkolnych), to tym dzieciom daje się informację: ?jesteś za słaby na ogólniak?. Wpaja im się w wieku 10 lat, ze ta Realschule, a potem zawodówka to jest szczyt ich możliwości. A ja jednak chcę, żeby to był wybór moich dzieci. Chce zostać kucharzem? Ogrodnikiem? Optykiem? Ratownikiem? Okay, ale to ma być jego wybór. Chce studiować medycynę? Teologię? Sinologię? Ok. Ale tego nikt ma mu nie narzucać.
a nie ma z tej ścieżki powrotu? Trochę dłużej, ale do celu? Jak w PL 30 lat temu? Że na studia po ogólniaku, ale też po technikum, a nawet po zasadniczej i technikum? Czyli 4 lub 5 lub 6 lat po podstawówce, ale jednak?
Jest ale jest trudno. Moja córka jest w Realschule i ma porządne oceny. Jest w ostatniej klasie, wiec albo znajdzie szkole, która ja przyjmie na ostatnie 3 lata, albo musi iść do zawodówki. Ona chce matury i studiów. Gimnazja są wysycone i już teraz mówią, ze będzie ciężko, mimo, ze rekrutacja dla takich dzieci, jak moja, jest dopiero w lutym.
Wiec będzie musiała iść do takiej hybrydki, gdzie można zdać maturę, ale są tez przedmioty „kierunkowe” (na przykład zdrowie lub podstawy techniki), gdzie w razie, jakby nie wyszło z maturą, dostają „Fachabi” (Coś jak maturę zawodową), po której można studiować niektóre kierunki na szkołach półwyższych. Ale na przykład takiej biologii czy położnictwa po tym nie zrobi (Położnictwo dopiero od dwoch lat jest studiami).
wiec powrót jest ale skomplikowany i nie ma dnia, żebym nie żałowała, ze poszliśmy tą drogą, bo dziecko zamiast skupiać się na nauce i fajnym życiu, trzęsie portkami o przyszłość.
6 października 2023, 20:09
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Wiem o tym i to jest dla mnie dziwne,jak takiego młodego człowieka można zaszufladkować ?
No właśnie system jest bardzo zły. Bo niedość, ze to jest strasznie skomplikowane lub nawet wykluczone, dostać się po 11 klasie do gimnazjum (pozostają opcje dziwnych hybryd szkolnych), to tym dzieciom daje się informację: ?jesteś za słaby na ogólniak?. Wpaja im się w wieku 10 lat, ze ta Realschule, a potem zawodówka to jest szczyt ich możliwości. A ja jednak chcę, żeby to był wybór moich dzieci. Chce zostać kucharzem? Ogrodnikiem? Optykiem? Ratownikiem? Okay, ale to ma być jego wybór. Chce studiować medycynę? Teologię? Sinologię? Ok. Ale tego nikt ma mu nie narzucać.
a nie ma z tej ścieżki powrotu? Trochę dłużej, ale do celu? Jak w PL 30 lat temu? Że na studia po ogólniaku, ale też po technikum, a nawet po zasadniczej i technikum? Czyli 4 lub 5 lub 6 lat po podstawówce, ale jednak?
Jest ale jest trudno. Moja córka jest w Realschule i ma porządne oceny. Jest w ostatniej klasie, wiec albo znajdzie szkole, która ja przyjmie na ostatnie 3 lata, albo musi iść do zawodówki. Ona chce matury i studiów. Gimnazja są wysycone i już teraz mówią, ze będzie ciężko, mimo, ze rekrutacja dla takich dzieci, jak moja, jest dopiero w lutym.
Wiec będzie musiała iść do takiej hybrydki, gdzie można zdać maturę, ale są tez przedmioty ?kierunkowe? (na przykład zdrowie lub podstawy techniki), gdzie w razie, jakby nie wyszło z maturą, dostają ?Fachabi? (Coś jak maturę zawodową), po której można studiować niektóre kierunki na szkołach półwyższych. Ale na przykład takiej biologii czy położnictwa po tym nie zrobi (Położnictwo dopiero od dwoch lat jest studiami).
wiec powrót jest ale skomplikowany i nie ma dnia, żebym nie żałowała, ze poszliśmy tą drogą, bo dziecko zamiast skupiać się na nauce i fajnym życiu, trzęsie portkami o przyszłość.
fakt ze decyzja przed laty byla zle,nie bylo Gesamtschule w okolicy? Teraz to juz po herbacie, oby udalo sie osiagnac to co chce, co sobie wymarzy.
6 października 2023, 20:36
Mnie ciśnięto, obiecałam sobie, że cisnąć nie będę. Wylądowałam w Niemczech i mam inny problem. Tutaj podstawówka trwa 4 lata, potem jest zmiana szkoły. I już wtedy kształtuje się perspektywa, czy dziecko jest maturalne, czy nie. Jeżeli szkoła wyda pismo polecające do gimnazjum (kończącego się maturą), to super (aczkolwiek te pisma nie są wiążące, przynajmniej nie w moim landzie), OK. Jeśli nie, można i tak próbować, ale może nie zostać przyjęte. Wtedy idzie do tzw. Realschule, która ma dwie opcje - koniec szkoły po 9 klasie lub po 11. Chcesz po tym robić maturę, musisz się nagimnastykować, żeby Cię przyjęto do gimnazjum, pozostają opcje okrężnej drogi.
Po 9 klasie masz tylko i wyłącznie szanse na zdobycie wykształcenia zawodowej z niższej półki, po którym nie ma raczej opcji na wielkie kariery lub swobodne życie. 11 klasa, okay.
Ale właśnie problem jest taki, że próbuje się tym dzieciom bardzo szybko narzucić pewne schematy, z których potem ciężko się wykaraskać. Bo jest różnica, jeżeli moje 18 letnie dziecko, które miało wszelkie szanse, powie mi, że chce zdobyć wykształcenie pani z banku (każda zawodówka to 3 lata), a jeżeli z uwagi na opinię, którą mu wystawiono w wieku 10 lat, nie dano mu szansy na prostą drogę do matury i studiowania na przykład wymarzonej biologii.
Więc począwszy od mojego drugiego dziecka (przy pierwszym nie zdawałam sobie do końca sprawy, jakie to skomplikowane) cisnę na tyle, żeby jednak dostało się do gimnazjum. Co potem, leży w jego gestii.
Ano, to jest okropne. Zwłaszcza dla dzieci imigranckich, które potrzebują czasu, żeby "nadgonić", jeśli dołączyły do systemu później i w dodatku mają nieniemieckojęzycznych rodziców.
Ale imigrantów nie przyjmuje się poto, żeby się kształcili i nie daj Boże dołączali do elit rządzących
Zarówno w dwóch różnych podstawówkach, do którzych chodziły i chodzą moje dzieci, jak i w szkole ponadpodstawowej, do której chodzi moja córka są klasy tzw. DaZ (Niemiecki jako drugi język), w których dzieci imigranckie, które w ogóle lub słabo znają język, uczą się właśnie tego języka. Jest ogromne parcie na to, żeby te dzieci jednak językiem posługiwały się biegle, bo jest ogromny problem z pokoleniem ich rodziców i dziadków, którzy potrafią być tu od ponad 30 lat i mówić Kali jeść, Kali pić lub wcale (głównie kobiety) i jest im z tym super.
Problem nie leży w systemie, bo ten staje na głowie, żeby te dzieci zintegrować (działam w gremiach szkolnych moich dzieci na poziomie polityki landu), problemem jest brak takiej potrzeby z poziomu rodziny.
Integracja i frazesy o równości, to jedno, rzeczywista polityka państwa to zupełnie co innego. Sądzisz, że uczy się te dzieci języka, żeby mogły iść na studia (a o tym jest temat)? Robotnikowi też trzeba wytłumaczyć na czym polega jego zadanie.
I owszem ściąga się wykształconych ludzi o określonych specjalnościach. Ale imigranci głównie potrzebni są do prostych, słabo płatnych prac
W Szwajcarii akurat odwrotnie - emigranci potrzebni są do prac specjalistycznych, bo taniej sprowadzić expata niż wykształcić. Ale - i to się w PL ciągle za mało zdarza - nie ma takiego rozstrzalu zarobków i braku szacunku. Różnica między tzw menadżerem a panią w sklepie to może 2-krotność zarobków - a nie 5-krotność. Więc jak ktoś chce pracować w sklepie to kończy szkołę handlową. U nas - tzw. wyzsze studia online. Bo wcześniej był ogólniak, jak wszyscy??
Więc tym bardziej nie opłaca się kształcić imigranckich dzieci.
6 października 2023, 20:46
Bedac kilkuletnim dzieckiem chodziłam do ogniska baletowego, uwielbiałam to i byłam bardzo dobra. Do tego stopnia że mój tata powiedział że wyśle mnie do szkoły baletowej w Poznaniu.Rodzice po rozwodzie ale mój tata dużo mi pomagał np. w nauce.Niestety "mamusia" nie pozwoliła mi rozwijać się w tym kierunku a jednocześnie nie dbała o moje wyniki w nauce.
6 października 2023, 20:58
Bedac kilkuletnim dzieckiem chodziłam do ogniska baletowego, uwielbiałam to i byłam bardzo dobra. Do tego stopnia że mój tata powiedział że wyśle mnie do szkoły baletowej w Poznaniu.Rodzice po rozwodzie ale mój tata dużo mi pomagał np. w nauce.Niestety "mamusia" nie pozwoliła mi rozwijać się w tym kierunku a jednocześnie nie dbała o moje wyniki w nauce.
Noir, szczerze, tata ci obiecal i nie dotrzymal, mimo to tylko mama winna. To sa tematy przeszle ale warto przepracowac. Nie chce nikogo bronic,tylko wiem ze dzieci maja czasem pamiec wybiorcza.
6 października 2023, 21:00
Ja byłam właśnie takim emigranckim dzieckiem w Niemczech. Poszłam do Realschule bo na gimnazjum za słabo mówiłam po niemiecku. Wiedziałam, że po kilku latach i tak wracamy do Polski ale pamiętam też, że moi znajomi stresowali się tym, że nie dostali się do gimnazjum i będą musieli się bardziej natrudzić, żeby pójść na studia. To nie są moim zdaniem sprawy, którymi powinien się martwić dziesięciolatek.
Ja, jeśli będę mieć dziecko, nie chcę go koniecznie cisnąć albo namawiać na studia, bo może się okazać, że jest dobre w czymś zupełnie innym niż ja bym to sobie wyobrażała.