Temat: Wybór mieszkania- czynniki decydujące

Wymienilabym 4 bardzo ważne moim zdaniem czynniki wpływające na wybór mieszkania do kupienia (zakładam że metraż/ilość pokoi w różnych porównywanych mieszkaniach jest taka sama):

cena, rozkład, lokalizacja, widok z okien

Mogąc mieć tylko 3 z nich spełnione - która konfigurację wybralybyscie? Które z wymienionych przeze mnie jest dla Was najmniej ważne, jeśli inne są spełnione?

A ja myślę, że inne priorytety bedzie miała osoba mieszkająca w dużym mieście, a inna w małym. W moim rodzinnym mieście wszędzie było blisko, teraz mieszkam w dużym i lokalizacja jest priorytetem. Bo jak zechcę widok na las, to będę rano i popołudniu stać w korkach dojeżdżając do miasta, więc nawet tym widokiem się nie nacieszę. Potem cena i rozkład mieszkania. Gdyby mieszkanie było w dobrej lokalizacji i przystepne cenowo, przełknęłabym widok na sąsiadów. Przy zakupie obecnego mieszkania kierowałam się głównie ceną, bo było bardzo tanie w stosunku do lokalizacji w jakiej jest, więc metrażowo też mogliśmy zaszaleć. 

Berchen napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Generalnie pod warunkiem ze jako widok nie byłby widokiem sąsiada w odległości dwóch balkonów- to chyba na to zwracałabym najmniejsza uwagę. Nie mam w zwyczaju siedzenia i obserwowania widoku za oknem. Ba, np pracując u siebie, mimo ładnego widoku ja mam praktycznie non stop przysłonięte okna. Z tym że ja mam też trochę nadwrażliwość na światło i światło sloneczne potrafi wywołać u mnie migrenę.

Najważniejsza dla mnie byłaby lokalizacja No i wielkość powiązana z rozkładem. Szukając mieszkania były np. mieszkania dość duże- typu 80-90 m2 a w tym korytarz 20 m, łazienka 20 m a pokoje po 10 ;) totalnie bez sensu. i dlatego w końcu wybrałam dom.

nie trzeba miec zwyczaju obserwowania zeby miec dosc widoku sasiada w oknie, u corki bylo to szczegolnie okno w kuchni, gdzie zeby tego nie widziec trzebaby nosic opaske na oczy (mala kuchnia z oknem w centralnym miejscu). Ja mam podobnie w Niemczech w lazience z oknem- wychodzi na sasiedni budynek. Na szczescie mam rolety zewnetrzne i wieczorem je zaslaniam, inaczej widze zawartosc lodowki sasiadow gdy ktos ja otwiera, nie jest to fajne. Nie jestem typem obserwatora.

pytanie było co MY byśmy wybrali więc piszę o swoim zdaniu. I tak jak napisałam- okno w odległości dwóch balkonów dla mnie slabo, ale ja nie potrzebuje zielonego widoku wiec widok na inne bloki spoko.

Pasek wagi

1.cena nie kupię czegoś starego co niewiadomo ile postoi za 1 tys /m2 mniej niż nówka

2.układ /nie kuchniopokój liczony jako salon, korytarz oddzielne wejścia i okna w każdym pomieszczeniu

3. Widok i cisza

4. Lokalizacja tak do 30 min pieszo chodnikiem do przystanku żeby raz na jakiś miesiąc jechać do biura

my dalej zbieram ceny są odjebane i chć stać nas to wolę poczekać na kryzys bo i noża na gardle nie mamy a za najem płscę grosze

Wszystko jest względne :D Rozkład na przykład. Jakbym miała w planach dziecko, to kluczowa by była dla mnie druga, nieprzechodnia, spora sypialnia. Gdyby ten pokój miał służyć jako gabinet, czy pokój gościnny, nie miałoby to dla mnie aż takiego znaczenia. Lokalizacja - też dużo zależy moim zdaniem od tego czy się bierze dzieci pod uwagę, czy nie (wizja konieczności dowożenia ich latami do szkoły, bo dojazd komunikacją miejską jest fatalny, albo trzeba bardzo długo iść na przystanek, by mnie odstraszył od zakupu). Czy się ma samochód, czy są dwa samochody jak każdy musi dojeżdżać w inną stronę, czy jest te samochody gdzie trzymać - u mnie w mieście niemało budują nowych osiedli, gdzie jest koszmarny problem z brakiem miejsc parkingowych  - co z tego, że nienajgorsza lokalizacja, jak jedno zaparkuje w garażu podziemnym, ale drugie nie kupi już miejsca, i musi sobie codziennie doliczyć ileś tam minut na dojście z i do samochodu, który postawi się ładny kawałek dalej. Też pytanie czy się dojeżdża, czy pracuje zdalnie i wtedy to nie ma aż takiego znaczenia. Lokalizacja na mapie, a wyjazd z osiedla to też dwie różne rzeczy. Może być na papierze blisko do centrum, a jednocześnie wieczne korki - i finalnie ten kto jedzie dalej, ale inną trasą, nawet lepiej na tym czasowo wyjdzie. Też trzeba myśleć do przodu, posprawdzać co jest w planach zagospodarowania przestrzeni, gdzie jest ryzyko, że za parę lat dobudują bloków, bez planów rozbudowy dróg. Widok za oknem - wolałabym mieć widok na sąsiedni blok, gdyby nie był zbyt blisko, i nikt by mi nie zaglądał do okien. Niż najpiękniejszy nawet widok na las, gdybym nie była absolutnie pewna żeoj blok to ostatnia linia zabudowań, i za jakiś czas ktoś nie zacznie tam budowy. U mnie w mieście ostatnio powstało parę takich, jak ja to nazywam, "boisk śmierci" :D Były sobie bloki, z widokiem na łąki. Po czym łąki wykarczowali, zrobili orliki, boiska do tenisa, rampy do jazdy na desce, place zabaw, siłownie na świeżym powietrzu (często kilka elementów razem). W efekcie przyciąga to nie tylko mieszkańców najbliższych bloków, ale widać że jest dużo więcej ludzi. Przy ładnej pogodzie dzikie tłumy. W wakacje walenie piłką, puszczanie głośno muzyki, piski, wrzaski, wieczorami przekleństwa starszych dzieciaków, praktycznie od rana, do 22. W parku to się jakoś rozkłada na dużej powierzchni. Ale tam jest koszmar. Ja serdecznie współczuję ludziom, którzy mają okna z widokiem na te boiska. Ciągły huk. A sprzedać teraz ciężko - każdy podjeżdża i widzi co się dzieje. Sprawdziłabym dokładnie kto jest właścicielem gruntów - jak są w rękach dewelopera, to można zakładać ze powstanie kolejny blok. Ale jak należą do miasta, to loteria co tam będzie, tak samo jak są w rękach prywatnych osób (i nie wiadomo kto to kiedyś odkupi). Cena - pytanie czy zakładałabym, że to ma być mieszkanie na zawsze. Wtedy wolałabym nawet przepłacić, ale się potem za parę lat nie denerwować, że "pieniędzy się udało dozbierać, mogliśmy wtedy wziąć większy kredyt, ale mieć wszystko tak jak chcemy, a nie się teraz denerwować". Czy i tak za ileś lat rozważasz przeprowadzkę - wtedy już bym wolała nie utopić pieniędzy, wyłącznie po to żeby mieć wszyskto idealnie, skoro za jakiś czas i tak się będzie trzeba przenosić. 

No właśnie, bo zależy też jakie w danym momencie życia rzeczy są dla nas ważne. Jak byłam po studiach i poszłam do pracy to kluczowa była lokalizacja, najlepiej blisko pracy, ale też nie koniecznie bo ważny był dojazd - bo np na moim osiedlu miałam 5 minut do tramwaju, którym mogłam co 10 minut jechać gdziekolwiek i całą drogę miał swoje torowisko, więc odpadały korki. Było także kilka przystanków autobusowych w promieniu 200-300 m. Wtedy widok za oknem nie grał znaczenia, ale też mieliśmy wymóg swój z mężem, że na pewno nie typowa betonoza. Mieliśmy dużo zieleni w okół budynków a do najbliższych innych budynków był jakiś tam kawałek - nie było balkon w balkon czy okno w okno. Jak się przeprowadziliśmy na wieś, to jakbym miała pracę tą wcześniejszą, to miała bym w ch.. daleko, ale akurat nie pracowałam, więc teraz mogę szukać pracy bliżej wiochy. Mam do wyboru albo Wrocław od swojej strony (nie koniecznie centrum bo i po co?) albo inne większe miejscowości w stronę drugą a jest ich kilka. Mąż pracuje tak, że czy z Wrocka czy z wiochy ma podobną drogę  - tzn kilometrowo jest ciut dalej, ale nie musi pchać się w stronę centrum Wrocławia, więc jedzie krócej jeśli chodzi o czas. Jak się przeprowadzaliśmy z Wrocławia, to sporo osób mówiło "Daleko". Dla nas odpowiedzią było: "No ale daleko od czego? Nic nas we Wrocławiu nie trzyma, ani praca ani rodzina, bo i z Wro i z wiochy mamy jedną drogę do wszystkich, z którymi się spotykamy" Do moich rodziców zwiększyła się trasa z 40 minut na 45, więc żadna różnica. Jakby mnie trzymała praca we Wro, to odczułabym różnicę głównie ja, ale ten problem odpadł. Za to zyskałam dom z widokiem na las, zaebistych sąsiadów a moje dzieci mogą cały dzień latać po dworze a nie czekać aż pójdę z nimi na plac zabaw na 2 godziny. Co straciłam? - to że we Wro miałam kilka większych sklepów pod domem, szkoła czy przedszkole na piechotę. Tu mam drogi osiedlowy sklep pod domem, ale Biedra blisko a jak pojadę 10 minut dalej, to dojadę do Wrocławia i mam Lidla, sklepy z cuchami, pepco i inne actiony. Do galerii tu czy tam i tak trzeba się było wybrać specjalnie. Zmieniłam trochę samo podejście do zakupów. Kiedyś mając to pod nosem robiłam codziennie lub co drugi dzień mniejsze zakupy spożywcze w drodze po dzieciaki. Teraz jadę raz w tygodniu na większe zakupy. Dostosowałam się do sytuacji. Ciuchy i inne rzeczy nie kupuje się codziennie więc ten dostęp nie jest taki konieczny mieć pod nosem a i tak dużo zamawiam przez neta. Do szkoły na piechotę dzieci nie pójdą, ale mogę ich zawieźć (w sumie 15 minut w obie strony i jestem w domu) albo mogą jechać autobusem szkolnym. Natomiast cała otoczka wyszła nam mega na plus. Ale na różnych etapach mojego życia obecna miejscówka w stosunku do poprzedniego mieszkania mogła wypaść lepiej lub gorzej. Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi czy lepsza lokalizacja, czy lepszy widok za oknem, bo zmieniają nam się priorytety przez całe nasze życie. 15-20 lat temu bym się tu pewnie męczyła, ale teraz jestem szczęśliwa że tu mieszkamy bo na takim etapie jesteśmy.

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

No właśnie, bo zależy też jakie w danym momencie życia rzeczy są dla nas ważne. Jak byłam po studiach i poszłam do pracy to kluczowa była lokalizacja, najlepiej blisko pracy, ale też nie koniecznie bo ważny był dojazd - bo np na moim osiedlu miałam 5 minut do tramwaju, którym mogłam co 10 minut jechać gdziekolwiek i całą drogę miał swoje torowisko, więc odpadały korki. Było także kilka przystanków autobusowych w promieniu 200-300 m. Wtedy widok za oknem nie grał znaczenia, ale też mieliśmy wymóg swój z mężem, że na pewno nie typowa betonoza. Mieliśmy dużo zieleni w okół budynków a do najbliższych innych budynków był jakiś tam kawałek - nie było balkon w balkon czy okno w okno. Jak się przeprowadziliśmy na wieś, to jakbym miała pracę tą wcześniejszą, to miała bym w ch.. daleko, ale akurat nie pracowałam, więc teraz mogę szukać pracy bliżej wiochy. Mam do wyboru albo Wrocław od swojej strony (nie koniecznie centrum bo i po co?) albo inne większe miejscowości w stronę drugą a jest ich kilka. Mąż pracuje tak, że czy z Wrocka czy z wiochy ma podobną drogę  - tzn kilometrowo jest ciut dalej, ale nie musi pchać się w stronę centrum Wrocławia, więc jedzie krócej jeśli chodzi o czas. Jak się przeprowadzaliśmy z Wrocławia, to sporo osób mówiło "Daleko". Dla nas odpowiedzią było: "No ale daleko od czego? Nic nas we Wrocławiu nie trzyma, ani praca ani rodzina, bo i z Wro i z wiochy mamy jedną drogę do wszystkich, z którymi się spotykamy" Do moich rodziców zwiększyła się trasa z 40 minut na 45, więc żadna różnica. Jakby mnie trzymała praca we Wro, to odczułabym różnicę głównie ja, ale ten problem odpadł. Za to zyskałam dom z widokiem na las, zaebistych sąsiadów a moje dzieci mogą cały dzień latać po dworze a nie czekać aż pójdę z nimi na plac zabaw na 2 godziny. Co straciłam? - to że we Wro miałam kilka większych sklepów pod domem, szkoła czy przedszkole na piechotę. Tu mam drogi osiedlowy sklep pod domem, ale Biedra blisko a jak pojadę 10 minut dalej, to dojadę do Wrocławia i mam Lidla, sklepy z cuchami, pepco i inne actiony. Do galerii tu czy tam i tak trzeba się było wybrać specjalnie. Zmieniłam trochę samo podejście do zakupów. Kiedyś mając to pod nosem robiłam codziennie lub co drugi dzień mniejsze zakupy spożywcze w drodze po dzieciaki. Teraz jadę raz w tygodniu na większe zakupy. Dostosowałam się do sytuacji. Ciuchy i inne rzeczy nie kupuje się codziennie więc ten dostęp nie jest taki konieczny mieć pod nosem a i tak dużo zamawiam przez neta. Do szkoły na piechotę dzieci nie pójdą, ale mogę ich zawieźć (w sumie 15 minut w obie strony i jestem w domu) albo mogą jechać autobusem szkolnym. Natomiast cała otoczka wyszła nam mega na plus. Ale na różnych etapach mojego życia obecna miejscówka w stosunku do poprzedniego mieszkania mogła wypaść lepiej lub gorzej. Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi czy lepsza lokalizacja, czy lepszy widok za oknem, bo zmieniają nam się priorytety przez całe nasze życie. 15-20 lat temu bym się tu pewnie męczyła, ale teraz jestem szczęśliwa że tu mieszkamy bo na takim etapie jesteśmy.

Wlasnie, bo dużo zależy również od wieku i zdrowia. My kupiliśmy bardzo ładne mieszkanie w mieście gdzie spędziliśmy dzieciństwo i mamy rodzinę. Mieszkanie ma 52 metry położone w pobliżu ch,biedry,targu. Dobrze skomunikowane na parterze, czynsz do udźwignięcia. Jeśli zdrowie będzie mocno szwankować przeniesiemy się na stare lata. Choć nie bardzo to sobie wyobrażam życia bez pięknego ogrodu.

Pasek wagi

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

No właśnie, bo zależy też jakie w danym momencie życia rzeczy są dla nas ważne. Jak byłam po studiach i poszłam do pracy to kluczowa była lokalizacja, najlepiej blisko pracy, ale też nie koniecznie bo ważny był dojazd - bo np na moim osiedlu miałam 5 minut do tramwaju, którym mogłam co 10 minut jechać gdziekolwiek i całą drogę miał swoje torowisko, więc odpadały korki. Było także kilka przystanków autobusowych w promieniu 200-300 m. Wtedy widok za oknem nie grał znaczenia, ale też mieliśmy wymóg swój z mężem, że na pewno nie typowa betonoza. Mieliśmy dużo zieleni w okół budynków a do najbliższych innych budynków był jakiś tam kawałek - nie było balkon w balkon czy okno w okno. Jak się przeprowadziliśmy na wieś, to jakbym miała pracę tą wcześniejszą, to miała bym w ch.. daleko, ale akurat nie pracowałam, więc teraz mogę szukać pracy bliżej wiochy. Mam do wyboru albo Wrocław od swojej strony (nie koniecznie centrum bo i po co?) albo inne większe miejscowości w stronę drugą a jest ich kilka. Mąż pracuje tak, że czy z Wrocka czy z wiochy ma podobną drogę  - tzn kilometrowo jest ciut dalej, ale nie musi pchać się w stronę centrum Wrocławia, więc jedzie krócej jeśli chodzi o czas. Jak się przeprowadzaliśmy z Wrocławia, to sporo osób mówiło "Daleko". Dla nas odpowiedzią było: "No ale daleko od czego? Nic nas we Wrocławiu nie trzyma, ani praca ani rodzina, bo i z Wro i z wiochy mamy jedną drogę do wszystkich, z którymi się spotykamy" Do moich rodziców zwiększyła się trasa z 40 minut na 45, więc żadna różnica. Jakby mnie trzymała praca we Wro, to odczułabym różnicę głównie ja, ale ten problem odpadł. Za to zyskałam dom z widokiem na las, zaebistych sąsiadów a moje dzieci mogą cały dzień latać po dworze a nie czekać aż pójdę z nimi na plac zabaw na 2 godziny. Co straciłam? - to że we Wro miałam kilka większych sklepów pod domem, szkoła czy przedszkole na piechotę. Tu mam drogi osiedlowy sklep pod domem, ale Biedra blisko a jak pojadę 10 minut dalej, to dojadę do Wrocławia i mam Lidla, sklepy z cuchami, pepco i inne actiony. Do galerii tu czy tam i tak trzeba się było wybrać specjalnie. Zmieniłam trochę samo podejście do zakupów. Kiedyś mając to pod nosem robiłam codziennie lub co drugi dzień mniejsze zakupy spożywcze w drodze po dzieciaki. Teraz jadę raz w tygodniu na większe zakupy. Dostosowałam się do sytuacji. Ciuchy i inne rzeczy nie kupuje się codziennie więc ten dostęp nie jest taki konieczny mieć pod nosem a i tak dużo zamawiam przez neta. Do szkoły na piechotę dzieci nie pójdą, ale mogę ich zawieźć (w sumie 15 minut w obie strony i jestem w domu) albo mogą jechać autobusem szkolnym. Natomiast cała otoczka wyszła nam mega na plus. Ale na różnych etapach mojego życia obecna miejscówka w stosunku do poprzedniego mieszkania mogła wypaść lepiej lub gorzej. Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi czy lepsza lokalizacja, czy lepszy widok za oknem, bo zmieniają nam się priorytety przez całe nasze życie. 15-20 lat temu bym się tu pewnie męczyła, ale teraz jestem szczęśliwa że tu mieszkamy bo na takim etapie jesteśmy.

Wlasnie, bo dużo zależy również od wieku i zdrowia. My kupiliśmy bardzo ładne mieszkanie w mieście gdzie spędziliśmy dzieciństwo i mamy rodzinę. Mieszkanie ma 52 metry położone w pobliżu ch,biedry,targu. Dobrze skomunikowane na parterze, czynsz do udźwignięcia. Jeśli zdrowie będzie mocno szwankować przeniesiemy się na stare lata. Choć nie bardzo to sobie wyobrażam życie bez pięknego miasta ogrodu.

No własnie. Ja nie wykluczam że jak będę już stara to mieszkanie tu może być np już bardziej męczące niż komfortowe. Może być tak, że np z powodów zdrowotnych/starości nie będziemy mogli prowadzić auta a tu bez auta jak bez ręki. Być może wtedy jakieś małe, przytulne, nieduże mieszkanko na obrzeżach miasta, gdzie wszędzie będzie blisko i nic nas nie będzie obchodziło oprócz opłacenia czynszu będzie dla nas bardziej komfortowe. I wtedy przykładowo ważniejsze będzie dla nas aby wszędzie było blisko żeby przetuptać, żeby pod nosem był jakiś park a zupełnie w nosie będziemy mieli bliskość centrów handlowych czy szkoły (wtedy bliskość to raczej na minus :P). Przyda się za to bliskość przychodni :P Ogród który teraz kochamy i się nim zajmujemy z pasją, może wtedy okazać się męczący bo będzie wymagał zbyt dużo od nas pracy w porównaniu do naszego zdrowia. A może będzie własnie pretekstem do ruszania się i ćwiczenia mięśni. Może będzie katorgą a może ostoją, odprężeniem i miejscem wyciszenia i nostalgii na stare lata. Dzieci może będą pomagać a może nie - tego nie wie nikt na dzień dzisiejszy. Wszystko to gdybanie. Natomiast faktem jest, że wszystko może nam się odwidzieć za lat naście/dziesiąt tak jak zdążyło nam się zmienić w ciągu ostatniej dekady czy dwóch :)

Pasek wagi

Na pierwszym miejscu lokalizacja, blisko terenów zielonych, niedaleko sklepów i punktów typu: weterynarz/ lekarz. Na przedszkolach czy szkołach mi nie zależy bo nie mamy dzieci.

Na drugim miejscu cena, jeśli to mieszkanie docelowe mogę się nagiąć by mieć to na czym mi szczególnie zależy. 

Jeśli nie ma windy to max 2 piętro a najlepiej 1 , nie chcę na stare lata dźwigać zakupów po schodach, nie wiem jak się życie potoczy.

Na pierwszym miejscu lokalizacja - mieszkania poza centrum nie wchodziły w grę. Jak już mieszkanie spełniało wymóg lokalizacji, to na 2 miejscu był rozkład. Ważna była też cena, ale za dobrą lokalizację i rozkład byliśmy w stanie sporo dopłacić. Mieliśmy też możliwość dopłacić za wyższe piętro i co za tym idzie widok na morze, ale uznaliśmy, że to strata pieniędzy, bo dopłatą była dla nas na tamten moment kosmiczna. 

Pasek wagi

Użytkownik4217809 napisał(a):

1.cena nie kupię czegoś starego co niewiadomo ile postoi za 1 tys /m2 mniej niż nówka

2.układ /nie kuchniopokój liczony jako salon, korytarz oddzielne wejścia i okna w każdym pomieszczeniu

3. Widok i cisza

4. Lokalizacja tak do 30 min pieszo chodnikiem do przystanku żeby raz na jakiś miesiąc jechać do biura

my dalej zbieram ceny są odjebane i chć stać nas to wolę poczekać na kryzys bo i noża na gardle nie mamy a za najem płscę grosze

ja nie liczę na kryzys- sądzę że będzie jeszcze drożej w dużych miastach. Mamy znajomych którzy nie kupili mieszkanie 4-5 lat temu bo cały czas czekali aż bańka pęknie, a było wtedy naprawdę tanio w porównaniu do dzisiaj. Niestety obawiam się że za 5 lat będzie można powiedzieć podobnie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.