Temat: Zarobki a życie

Tak się zaczęłam zastanawiać. Wielu ludzi zarabia najniższą krajową. Nie każdy dostaje od rodziców majątki czy pomoc finansową. W dwie osoby można może coś uciułać, ale nie będą to kwoty, za które się kupi mieszkanie. Co wtedy? Wyobraziłam sobie np singli zarabiających np 2500-3 tys. Ceny wynajmu mieszkania u mnie w mieście to ok 1500 zł. Zostało by tysiąc na miesięczne życie. Jak wtedy w ogóle żyć? Porąbane. 

Ja znam taki przypadek, gdzie corka narobila dlugow, zostawila syna babci i sie zmyla - tzn. matka nabrala kredytow dla corki. Ta kobieta cale zycie na 2 etatach i dorabianiu, zeby splacic. Problem w tym, ze zmarl jej maz rok temu, wnuk ma 19 lat ale ona do pracy go nie goni, bo przeciez to dzieciak jeszcze, a sama ma zaawansowanego raka. Chlopak cale dnie gra w gry i nic nie robi ponoc. Moja przyjaciolka ja zatrudnila jako opiekunke dla dzieci, potem jako pomoc do sprzatania w firmie etc. Latami jej placili bardzo dobrze za te dodatkowa robote, ale co z tego, jak ona niegospodarna strasznie a wnuczka traktuje jak jajko. No i mieszkanie tez mieli kupione wlasnie na kredyt, zeby corka miala.

I jestem w stanie zrozumiec - okej, corka ja wykorzystala, matka chciala dobrze. Ale niczego sie nie nauczyla i wnuka tez niczego nie uczy procz tego, ze schorowana i utyrana babcia bedzie na niego robic. A on tez przeciez buty musi miec oryginalne za kilka stow i inne takie. Tylko ile ona moze?

Wilena napisał(a):

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

Bo to tak niestety często wygląda. Mam koleżankę, która ma już mocno starszych rodziców (po 70), a sama jest jeszcze przed 30. Jak brała ślub to jej ojciec, będąc już na emeryturze jeździł za granicę by zarobić na jej wesele. Dodam, że ona ma 2 starszego rodzeństwa, ale chyba tylko ona jest taka niedołężna życiowo. Prace jej siostra załatwiła, jak wyprowadziła się z domu to swojego psa zostawiają matce, a teraz jak ma gowniaka to przyjeżdża do matki codziennie i siedzi do późnych godzin wieczornych żerując na jej gościnności. 

Adriana82 napisał(a):

GreenApple2022 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

Przecież to ty zaczęłaś pisać zaczepiająco. Koleżanka wyżej grzecznie zapytała, co jest złego w kupieniu dziecku mieszkania, a ty zamiast normalnie odpowiedzieć piszesz o urażonej dumie. Już nic nie można się zapytać, bo zaczyna się gównoburza nie na temat, a odpowiedzi na zadane pytanie nadal brak.

Dziwne, że tylko na takie niepopularne opinie jak moja pojawia się od razu reakcja obronna "a co w tym złego?". Najszybciej na coś takiego reagują ludzie, którzy sami czują się takim stwierdzeniem urażeni. Coś na zasadzie uderz w stół... Dawanie tak kosztownych prezentów jest zwyczajnie niewychowawcze. Znam kilka takich przypadków i w każdym z nich rzeczona osoba narzeka, że ma za mało, ciągle chce więcej, nie zna wartości pieniądza, albo jest turbo sknerą (niepotrzebne skreślić). Z jedną z tych osób miałam kiedyś dość długą dyskusję, zapoczątkowaną narzekaniem, jak to mu ciężko, mało zarabia itp i że on powinien zarabiać znacznie więcej od pracowników fizycznych, bo przecież on wykształcony jest i doświadczenie ma. Jak komuś to nie pasuje to niech się szkoli, przebranżawia i idzie w dobre zawody, itp... Zadałam mu 2 pytania: (1) czy nie cieszy go fakt, że rano w biurze idzie do czystego kibla, w kantynie obiad ugotuje mu sympatyczna pani a 100 m dalej na hali produkcyjnej ludzie realnie partycypują w obrotach firmy składając produkowane przez nią urządzenia i tym zrzucają się też na jego pensję? (2) Czy Ci ludzie, dbający o jego komfort muszą zarobić na chleb i masło w takiej samej cenie, w jakiej on je kupuje? Nawet nie wspomniałam o innych kosztach życia. Goościu nie miał już na to sensownych kontrargumentów, ale i tak bezczelnie wrócił do perrorowania o zmianie pracy, bo co to za problem. Rozmowa konia z dyszlem. To jeden z wielu przykładów, które utwierdzają mnie w tym, że przychylanie dziecku nieba materialnie robi mu krzywdę a jego otoczenie obrywa potem rykoszetem. Oczywiście są szlachetne wyjątki, ale dlatego są wyjątkami, bo jest ich mało. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że akurat jego dziecko będzie tym szlachetnym wyjątkiem, może się mocno zdziwić.

Mamy inne doświadczenia. W moim środowisku wyjątkami jest taka patologia, jaką opisałaś na przykładzie swojego znajomego.

cancri napisał(a):

AnabelLee napisał(a):

Milosniczka! napisał(a):

cancri napisał(a):

MuszeSiku napisał(a):

Użytkownik4101115 napisał(a):

W pojedynkę już coraz ciężej się żyje. Tak naprawdę to jest wegetacja i życie z ołówkiem w ręku. Nawet przenosząc się z mieszkania na wynajecie pokoju zbyt wiele nie zmienia dla takiej osoby.

Pokoj przynajmniej u mnie w mieście to z 500 zł, więc jest różnica. Ale też w dojrzałym wieku ciężko sobie wyobrazić życie ze współlokatorami. A gdzie tu pieniądze na te wspominane  pasje i podróże? To chore, że normalnie pracujący człowiek tak żyje.... 

No nie wiem, w takim Berlinie na przyklad to normalne, ze wielu doroslych ludzi po studiach mieszka w wynajmowanych mieszkaniach z innymi, malo kogo stac wynajac samemu cale mieszkanie, mieszkan jest deficyt a tez nikt problemu z tym nie ma. W PL tylko takie podejscie, ze kazdy przed 30 nie dosc, ze musi mieszkac sam, to jeszcze na wlasnym mieszkaniu.

To nie jest kwestia podejścia. Mam 34 lata, oszalałabym, mieszkając ze współlokatorami. Jeszcze na studiach zaczęło mi to przeszkadzać, ale nie miałam wyjścia. 

Myślę, że większość z osób po 30, które wynajmują pokój, po prostu właśnie nie ma wyjścia. 

ja tak samo, na studiach mieszkałam ze współlokatorami i faktycznie trzeba się było dostosować (i czasem myślałam, że oszaleję ;)). Odetchnęłam, jak zamieszkałam z chłopakiem. 

Mieszkanie ze studentami a mieszkanie z ludzmi, ktorzy chodza na pracy na etat chyba rzadzi sie innymi prawami, nieprawdaz?

Pisze tylko, ze w wielu miejscach na swiecie jest problem z wynajeciem mieszkania jednej osobie, zwlaszcza jak malo zarabia. I w wielu miejscach ludzie dziela mieszkania i jest to normalne. Jak sie zarabia minimalna, to nie mozna miec wszystkiego, trzeba w ktoryms miejscu pojsc na kompromis - albo wynajmuje sie z kims mieszkanie, albo sie nie podrozuje ile sie chce.

Cancri proszę cię. W Niemczech żyje się 2x lapiej. Nie ma co porównywać... 

Wiecie co? Samodzielność fajnie wyglada w teorii. Pytanie, jak to się ma do rzeczywistości. Ja się wyniosłam z domu dwa tygodnie przez szesnastymi urodzinami, zamieszkałam z babcią i to tyle, że mi na głowę nie padało, o całą resztę musiałam zadbać sama. Chodziłam po szkole szukając pracy i nawet tu gdzie ją dostawałam, patrzono na mnie co najwyżej z politowaniem. Nie jest fajnie sie usamodzielniać z zerowym, totalnie zerowym poczuciem bezpieczeństwa, gdzie wszystko czego człowiek spróbuje musi sie udać, bo po prostu nie będzie miał z czego żyć. A w momencie kiedy jest sie na starcie wszystkiego, człowiek takie złudne bezpieczeństwo zyskuje zakotwiczając się gdziekolwiek. Myślicie że ma się potem jakąkolwiek skłonność do ryzyka? Ze się chce szukać gdzieś lepszego życia, kiedy nie ma dokąd wracać ani żadnego wsparcia skądkolwiek? Nie, takiego strachu sie nie zapomina nigdy. Właśnie mija 25 lat od kiedy dostałam wzglednie dobrą pracę i siedzę w tym samym miejscu. Oczywiście mam kupę doświadczenia z innymi pracami, nawet dla prestizowych wydawnictw i firm, ale to wszystko po godzinach i na zlecenia, nigdy nie zaryzykowałam pójścia va banque i raczej nie rusze się z bezpiecznej przystani do samego końca... mojego lub jej, cytując klasyka ;)

Nikomu nie życzę takiej samodzielności, a juz najmniej mojemu dziecku. 

Co do mieszkania, babcia przepisała je oczywiście ma mnie. Tylko ja mam 44 lata, ona 92, mój syn 16. Skad w ogóle pomysł, żeby czekać na mieszkanie po rodzicach? Do siedemdziesiątki chce ktoś czekać? Optymistyczne założenie, ale realnie mieszkanie do życia to sie przejmuje co najmniej po dziadkach, albo jak u nas po pradziadkach. 

Tu bym chciała jeszcze na chwilę wrócic do motywu pracy kobiet za najniższą krajową. Takimi zarobkami obarczone są najczesciej zawody, które raczej podejmują kobiety, to nie jest tak, że faceci sa bardziej zaradni, to jest problem systemowy. Niestety, żeby coś ze sobą dalej zrobić trzeba mieć pieniądze ciut wieksze, niż starczające do pierwszego i nie można sobie pozwolić na to, żeby chociaż przez miesiąc takich pieniędzy nie mieć. To nie jest tak, że się kobiety uwieszają swoich misiów, bo są niezaradne i wygodne, czasem dzielenie życia z kimś to jedyna opcja, by nie wegetować. Tylko jak pan miś ma poczucie władzy z powodu utrzymywania partnerki, to koło się zamyka. Najniższa krajowa w zawodach kobiecych to taki współczeny lukrowany odpowiednik prostytuowania się z biedy. 

LinuxS napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

GreenApple2022 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

Przecież to ty zaczęłaś pisać zaczepiająco. Koleżanka wyżej grzecznie zapytała, co jest złego w kupieniu dziecku mieszkania, a ty zamiast normalnie odpowiedzieć piszesz o urażonej dumie. Już nic nie można się zapytać, bo zaczyna się gównoburza nie na temat, a odpowiedzi na zadane pytanie nadal brak.

Dziwne, że tylko na takie niepopularne opinie jak moja pojawia się od razu reakcja obronna "a co w tym złego?". Najszybciej na coś takiego reagują ludzie, którzy sami czują się takim stwierdzeniem urażeni. Coś na zasadzie uderz w stół... Dawanie tak kosztownych prezentów jest zwyczajnie niewychowawcze. Znam kilka takich przypadków i w każdym z nich rzeczona osoba narzeka, że ma za mało, ciągle chce więcej, nie zna wartości pieniądza, albo jest turbo sknerą (niepotrzebne skreślić). Z jedną z tych osób miałam kiedyś dość długą dyskusję, zapoczątkowaną narzekaniem, jak to mu ciężko, mało zarabia itp i że on powinien zarabiać znacznie więcej od pracowników fizycznych, bo przecież on wykształcony jest i doświadczenie ma. Jak komuś to nie pasuje to niech się szkoli, przebranżawia i idzie w dobre zawody, itp... Zadałam mu 2 pytania: (1) czy nie cieszy go fakt, że rano w biurze idzie do czystego kibla, w kantynie obiad ugotuje mu sympatyczna pani a 100 m dalej na hali produkcyjnej ludzie realnie partycypują w obrotach firmy składając produkowane przez nią urządzenia i tym zrzucają się też na jego pensję? (2) Czy Ci ludzie, dbający o jego komfort muszą zarobić na chleb i masło w takiej samej cenie, w jakiej on je kupuje? Nawet nie wspomniałam o innych kosztach życia. Goościu nie miał już na to sensownych kontrargumentów, ale i tak bezczelnie wrócił do perrorowania o zmianie pracy, bo co to za problem. Rozmowa konia z dyszlem. To jeden z wielu przykładów, które utwierdzają mnie w tym, że przychylanie dziecku nieba materialnie robi mu krzywdę a jego otoczenie obrywa potem rykoszetem. Oczywiście są szlachetne wyjątki, ale dlatego są wyjątkami, bo jest ich mało. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że akurat jego dziecko będzie tym szlachetnym wyjątkiem, może się mocno zdziwić.

Mocno naciagasz fakty, by udowodnic swoja teorie.

Moi rodzice dali mi na start, bo mogli. Nie zarzynali sie. Wypracowali te pieniadze i stwierdzili, ze moga mnie wesprzec. Nie byly to zadne wille czy miliony, ale pomoglo mi na starcie. Nie osiadlam na laurach. Wrecz przeciwnie. Pewnie niektorzy dostali duzo wiecej, niektorzy duzo mniej, ale dla mnie to bylo cos co mi pomoglo i pociagnelam dalej. Rowniez wynoszac okreslone wartosci z domu czy podejscie do pewnych spraw (rowniez finansowych). Wszystko co mam w tej chwili, zawdzieczam w wiekszosci sobie, bo wykorzystalam ta poczatkowa pomoc i pociagnelam dalej temat. Taki przyklad. I takich przykladow mam troche w otoczeniu. Mam wrazenie, ze dla Ciebie to albo dorobienie sie samemu kawalerki w wieku 40 lat i duma z tego faktu/pogarda dla reszty, albo niebieskie ptaki wykorzystujace biednych rodzicow emerytow. 

Dzis ja pomagam, mimo ze realnie nawet by tej pomocy nie potrzebowali. Bo chce i moge. Bo chce by mieli lepiej niz maja, mimo ze maja calkiem dobrze. Takich ludzi jest mnostwo, wiec nie podciagaj wiekszosci pod jakies ekstrema, ktore poprawiaja Ci humor.

Uważasz, że samodzielnie można się dorobić jedynie kawalerki na 40tkę? I kto tu się podardliwie wyraża o innych? Ja mam po prostu takie a nie inne doświadczenia z ludzmi mocno wspieranymi przez rodziców. Napisałam też, że zapewne są wyjątki, więc o co Ci chodzi? BTW, jeśli dla Ciebie duma z własnej pracy od razu musi oznaczać pogardę dla innych, to serio dramat. Idź na jakąś terapię.

Julian98 napisał(a):

cancri napisał(a):

AnabelLee napisał(a):

Milosniczka! napisał(a):

cancri napisał(a):

MuszeSiku napisał(a):

Użytkownik4101115 napisał(a):

W pojedynkę już coraz ciężej się żyje. Tak naprawdę to jest wegetacja i życie z ołówkiem w ręku. Nawet przenosząc się z mieszkania na wynajecie pokoju zbyt wiele nie zmienia dla takiej osoby.

Pokoj przynajmniej u mnie w mieście to z 500 zł, więc jest różnica. Ale też w dojrzałym wieku ciężko sobie wyobrazić życie ze współlokatorami. A gdzie tu pieniądze na te wspominane  pasje i podróże? To chore, że normalnie pracujący człowiek tak żyje.... 

No nie wiem, w takim Berlinie na przyklad to normalne, ze wielu doroslych ludzi po studiach mieszka w wynajmowanych mieszkaniach z innymi, malo kogo stac wynajac samemu cale mieszkanie, mieszkan jest deficyt a tez nikt problemu z tym nie ma. W PL tylko takie podejscie, ze kazdy przed 30 nie dosc, ze musi mieszkac sam, to jeszcze na wlasnym mieszkaniu.

To nie jest kwestia podejścia. Mam 34 lata, oszalałabym, mieszkając ze współlokatorami. Jeszcze na studiach zaczęło mi to przeszkadzać, ale nie miałam wyjścia. 

Myślę, że większość z osób po 30, które wynajmują pokój, po prostu właśnie nie ma wyjścia. 

ja tak samo, na studiach mieszkałam ze współlokatorami i faktycznie trzeba się było dostosować (i czasem myślałam, że oszaleję ;)). Odetchnęłam, jak zamieszkałam z chłopakiem. 

Mieszkanie ze studentami a mieszkanie z ludzmi, ktorzy chodza na pracy na etat chyba rzadzi sie innymi prawami, nieprawdaz?

Pisze tylko, ze w wielu miejscach na swiecie jest problem z wynajeciem mieszkania jednej osobie, zwlaszcza jak malo zarabia. I w wielu miejscach ludzie dziela mieszkania i jest to normalne. Jak sie zarabia minimalna, to nie mozna miec wszystkiego, trzeba w ktoryms miejscu pojsc na kompromis - albo wynajmuje sie z kims mieszkanie, albo sie nie podrozuje ile sie chce.

Cancri proszę cię. W Niemczech żyje się 2x lapiej. Nie ma co porównywać... 

Mieszkalas kiedys w Niemczech i zarabialas minimalna, ze wiesz?

cancri napisał(a):

Julian98 napisał(a):

cancri napisał(a):

AnabelLee napisał(a):

Milosniczka! napisał(a):

cancri napisał(a):

MuszeSiku napisał(a):

Użytkownik4101115 napisał(a):

W pojedynkę już coraz ciężej się żyje. Tak naprawdę to jest wegetacja i życie z ołówkiem w ręku. Nawet przenosząc się z mieszkania na wynajecie pokoju zbyt wiele nie zmienia dla takiej osoby.

Pokoj przynajmniej u mnie w mieście to z 500 zł, więc jest różnica. Ale też w dojrzałym wieku ciężko sobie wyobrazić życie ze współlokatorami. A gdzie tu pieniądze na te wspominane  pasje i podróże? To chore, że normalnie pracujący człowiek tak żyje.... 

No nie wiem, w takim Berlinie na przyklad to normalne, ze wielu doroslych ludzi po studiach mieszka w wynajmowanych mieszkaniach z innymi, malo kogo stac wynajac samemu cale mieszkanie, mieszkan jest deficyt a tez nikt problemu z tym nie ma. W PL tylko takie podejscie, ze kazdy przed 30 nie dosc, ze musi mieszkac sam, to jeszcze na wlasnym mieszkaniu.

To nie jest kwestia podejścia. Mam 34 lata, oszalałabym, mieszkając ze współlokatorami. Jeszcze na studiach zaczęło mi to przeszkadzać, ale nie miałam wyjścia. 

Myślę, że większość z osób po 30, które wynajmują pokój, po prostu właśnie nie ma wyjścia. 

ja tak samo, na studiach mieszkałam ze współlokatorami i faktycznie trzeba się było dostosować (i czasem myślałam, że oszaleję ;)). Odetchnęłam, jak zamieszkałam z chłopakiem. 

Mieszkanie ze studentami a mieszkanie z ludzmi, ktorzy chodza na pracy na etat chyba rzadzi sie innymi prawami, nieprawdaz?

Pisze tylko, ze w wielu miejscach na swiecie jest problem z wynajeciem mieszkania jednej osobie, zwlaszcza jak malo zarabia. I w wielu miejscach ludzie dziela mieszkania i jest to normalne. Jak sie zarabia minimalna, to nie mozna miec wszystkiego, trzeba w ktoryms miejscu pojsc na kompromis - albo wynajmuje sie z kims mieszkanie, albo sie nie podrozuje ile sie chce.

Cancri proszę cię. W Niemczech żyje się 2x lapiej. Nie ma co porównywać... 

Mieszkalas kiedys w Niemczech i zarabialas minimalna, ze wiesz?

Noo, 9 lat mieszkam i znamy się nawet ;) napisz do mnie, bo blokujesz to ci przypomnę... 🤔 Jak masz ochotę oczywiście 

Julian98 napisał(a):

cancri napisał(a):

Julian98 napisał(a):

cancri napisał(a):

AnabelLee napisał(a):

Milosniczka! napisał(a):

cancri napisał(a):

MuszeSiku napisał(a):

Użytkownik4101115 napisał(a):

W pojedynkę już coraz ciężej się żyje. Tak naprawdę to jest wegetacja i życie z ołówkiem w ręku. Nawet przenosząc się z mieszkania na wynajecie pokoju zbyt wiele nie zmienia dla takiej osoby.

Pokoj przynajmniej u mnie w mieście to z 500 zł, więc jest różnica. Ale też w dojrzałym wieku ciężko sobie wyobrazić życie ze współlokatorami. A gdzie tu pieniądze na te wspominane  pasje i podróże? To chore, że normalnie pracujący człowiek tak żyje.... 

No nie wiem, w takim Berlinie na przyklad to normalne, ze wielu doroslych ludzi po studiach mieszka w wynajmowanych mieszkaniach z innymi, malo kogo stac wynajac samemu cale mieszkanie, mieszkan jest deficyt a tez nikt problemu z tym nie ma. W PL tylko takie podejscie, ze kazdy przed 30 nie dosc, ze musi mieszkac sam, to jeszcze na wlasnym mieszkaniu.

To nie jest kwestia podejścia. Mam 34 lata, oszalałabym, mieszkając ze współlokatorami. Jeszcze na studiach zaczęło mi to przeszkadzać, ale nie miałam wyjścia. 

Myślę, że większość z osób po 30, które wynajmują pokój, po prostu właśnie nie ma wyjścia. 

ja tak samo, na studiach mieszkałam ze współlokatorami i faktycznie trzeba się było dostosować (i czasem myślałam, że oszaleję ;)). Odetchnęłam, jak zamieszkałam z chłopakiem. 

Mieszkanie ze studentami a mieszkanie z ludzmi, ktorzy chodza na pracy na etat chyba rzadzi sie innymi prawami, nieprawdaz?

Pisze tylko, ze w wielu miejscach na swiecie jest problem z wynajeciem mieszkania jednej osobie, zwlaszcza jak malo zarabia. I w wielu miejscach ludzie dziela mieszkania i jest to normalne. Jak sie zarabia minimalna, to nie mozna miec wszystkiego, trzeba w ktoryms miejscu pojsc na kompromis - albo wynajmuje sie z kims mieszkanie, albo sie nie podrozuje ile sie chce.

Cancri proszę cię. W Niemczech żyje się 2x lapiej. Nie ma co porównywać... 

Mieszkalas kiedys w Niemczech i zarabialas minimalna, ze wiesz?

Noo, 9 lat mieszkam i znamy się nawet ;) napisz do mnie, bo blokujesz to ci przypomnę... ? Jak masz ochotę oczywiście 

No ale wiesz tez, ze ta minimalna to nie sa jakies kokosy na zycie tak naprawde jak sie rozpowiada, nawet jak sie zyje lepiej niz w PL na minimalnej. Jak dochodza oplaty za dzieci, ubezpieczenie auta etc. to tak naprawde malo co zostaje... Moj D zarabia minimalna tu i nie mam pojecia, jak mialby sie utrzymac tylko z tej pensji sam, a na wschodzie jest duzo taniej ponoc...

A propo wspierania finansowego dorosłych dzieci to akurat niedawno zakończyłam związek w którym miałam wątpliwa przyjemność obserwowac tego typy zachowania… dwóch dorosłych synów 30 i 30+, ojciec praca fizyczna, matka 2 etaty plus zlecenie (do domu przychodziła zjeść lub nawet nie) a synom kupili mieszkania gdzie jedno, ok po bardzo niskiej cenie jakiś wykup od rodziny za kilkadziesiąt tysięcy, ale drugiemu normalnie wzięli kredyt dali wkład własny i jeszcze spłacali ten kredyty 2-3 lata bo on nadal mieszkał z rodzicami :D bo uprane ugotowane itd. Wiec rodzice płacili kredyt za mieszkanie które stało puste i dodatkowo utrzymywali go w swoim domu.  Później jak już łaskawie się zgodził ze się wyprowadzi to ZERO oszczędności bo z pracy za ok 2500 nie oszczędzał nic, mimo ze złotówki za swoje utrzymanie nie płacił, wszystko na imprezy. Facet 30 lat! Także mały remont itd tez rodzice. Później pracował albo nie, zależy, bo on jednak szukał pracy która go rozwija (najlepiej z wyjazdami służbowymi za granice) a nie będzie pracował w byle miejscu. Wiec zdarzały się sytuacje ze nie pracował i po wałówkę jeździł do matki. Jak jechała na wakacje to mu musiała najpierw nagotować na tydzień :D Wiec podejrzewam ze o spłaci raty nie było w ogóle mowy. Jak złapał lepsza prace na chwile (w branży IT) to zapoznał dziewczynę i przebalowal kasę na wyjazdach z nią. No ale taki się nie musi martwić o zabezpieczenie finansowe bo mama zawsze gotowa dac pieniądze (dodam ze rodzice sami wydatki mieli bo budowali sami dom swoimi siłami wszystko co się dalo). Drugi w duuuzo mniejszej skali ale tez sie zdarzało ze dostał kilka stow na konto - No przecież ja nie prosiłem o pieniądze przelała bo sama chciała. Wakacje za granica za „pożyczone” pieniądze nigdy nie oddane. Mówił o jakimś większym wydatku typu garnitur, remont pokoju itd to zaraz przelew był na koncie. A kobieta autentycznie nie miała czasu kiedy spac bo z etatu na etat, dyżury tez w nocy. I nie wiem jak dwóm dorosłym facetom z taka łatwością przychodziło patrzeć ze matka się zażyna a oni tylko biorą. Ten drugi pracował za stawkę ok 3 tys netto (duże miasto wojewódzkie) w wieku 34 lat i twierdził ze nie szuka innej pracy bo jemu wystarczy to co ma.. (a praca mu się podoba bo zrobi swoje i może posiedzieć na telefonie). A jak nie miał to mama zawsze coś sypneła… wiec tez uważam ze to jest krzywda dla tych dwóch facetow bo mając po 30+ nie maja nic swojego, na nic nigdy nie zapracowali i nie maja nawet żadnych oszczędności mimo tego ze ktoś im zagwarantował start. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.