Temat: Zarobki a życie

Tak się zaczęłam zastanawiać. Wielu ludzi zarabia najniższą krajową. Nie każdy dostaje od rodziców majątki czy pomoc finansową. W dwie osoby można może coś uciułać, ale nie będą to kwoty, za które się kupi mieszkanie. Co wtedy? Wyobraziłam sobie np singli zarabiających np 2500-3 tys. Ceny wynajmu mieszkania u mnie w mieście to ok 1500 zł. Zostało by tysiąc na miesięczne życie. Jak wtedy w ogóle żyć? Porąbane. 

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

GreenApple2022 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

Przecież to ty zaczęłaś pisać zaczepiająco. Koleżanka wyżej grzecznie zapytała, co jest złego w kupieniu dziecku mieszkania, a ty zamiast normalnie odpowiedzieć piszesz o urażonej dumie. Już nic nie można się zapytać, bo zaczyna się gównoburza nie na temat, a odpowiedzi na zadane pytanie nadal brak.

Dziwne, że tylko na takie niepopularne opinie jak moja pojawia się od razu reakcja obronna "a co w tym złego?". Najszybciej na coś takiego reagują ludzie, którzy sami czują się takim stwierdzeniem urażeni. Coś na zasadzie uderz w stół... Dawanie tak kosztownych prezentów jest zwyczajnie niewychowawcze. Znam kilka takich przypadków i w każdym z nich rzeczona osoba narzeka, że ma za mało, ciągle chce więcej, nie zna wartości pieniądza, albo jest turbo sknerą (niepotrzebne skreślić). Z jedną z tych osób miałam kiedyś dość długą dyskusję, zapoczątkowaną narzekaniem, jak to mu ciężko, mało zarabia itp i że on powinien zarabiać znacznie więcej od pracowników fizycznych, bo przecież on wykształcony jest i doświadczenie ma. Jak komuś to nie pasuje to niech się szkoli, przebranżawia i idzie w dobre zawody, itp... Zadałam mu 2 pytania: (1) czy nie cieszy go fakt, że rano w biurze idzie do czystego kibla, w kantynie obiad ugotuje mu sympatyczna pani a 100 m dalej na hali produkcyjnej ludzie realnie partycypują w obrotach firmy składając produkowane przez nią urządzenia i tym zrzucają się też na jego pensję? (2) Czy Ci ludzie, dbający o jego komfort muszą zarobić na chleb i masło w takiej samej cenie, w jakiej on je kupuje? Nawet nie wspomniałam o innych kosztach życia. Goościu nie miał już na to sensownych kontrargumentów, ale i tak bezczelnie wrócił do perrorowania o zmianie pracy, bo co to za problem. Rozmowa konia z dyszlem. To jeden z wielu przykładów, które utwierdzają mnie w tym, że przychylanie dziecku nieba materialnie robi mu krzywdę a jego otoczenie obrywa potem rykoszetem. Oczywiście są szlachetne wyjątki, ale dlatego są wyjątkami, bo jest ich mało. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że akurat jego dziecko będzie tym szlachetnym wyjątkiem, może się mocno zdziwić.

Wilena napisał(a):

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

Wilena, a czy ja Ci bronię? Buduj się. Ja po prostu zauważyłam, że uważam to za błąd. Nigdzie nie napisałam, że należałoby wyeksmitować na bruk szczęśliwych posiadaczy nieruchomości za friko. Tylko, że oczywiście każdy czuje się dotknięty jak nie we własnym imieniu, to w cudzym. Nigdzie też nie napisałam o obdzieraniu styranych rodziców z resztki majątku. Ludzie są różni, jedni mają poczucie, że powinni się w pełni usamodzielnić, a są tacy (znam osobiście) co 40tki dobiegają, dobrze zarabiają a na wakacje latają na koszt rodziców, bo przecież tych pinonżków jakoś tak strasznie mało.

ja zarabiam 5k na reke i tez sie czasem zastanawiam jak przezyc w duzym miescie.

Wilena napisał(a):

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

to co innego. Ja pisalam o tych ktorzy nie maja majetnych rodzicow. Ja mam w pracy kolezanke.ktora ma 60 lat, dawno po rozwodzie, meza miala alkoholika. Pracuje w 3 miejscach, zamierza pracowac jeszcze 7 lat bo nabrala pozyczek zeby corka mogla studia skonczyc, I ktorej dala na duze wesele mimo ze nie miala pieniedzy, dolozyla sie im.do mieszkania w warszawie. I w sumie.tylko po to zeby jej.corce bogata rodzina.meza nic nie.zarzucila 

april_93 napisał(a):

Wilena napisał(a):

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

to co innego. Ja pisalam o tych ktorzy nie maja majetnych rodzicow. Ja mam w pracy kolezanke.ktora ma 60 lat, dawno po rozwodzie, meza miala alkoholika. Pracuje w 3 miejscach, zamierza pracowac jeszcze 7 lat bo nabrala pozyczek zeby corka mogla studia skonczyc, I ktorej dala na duze wesele mimo ze nie miala pieniedzy, dolozyla sie im.do mieszkania w warszawie. I w sumie.tylko po to zeby jej.corce bogata rodzina.meza nic nie.zarzucila 

Co za paskudna sytuacja... Biedna kobieta ☹️ Nie znam jej osobiście, a autentycznie zrobiło mi się przykro. Oby tylko zdrowie dopisało i dało jej siłę... 

Córka chociaż doceniła poświęcenie matki? Czy ma to w głębokim poważaniu?

Pasek wagi

april_93 napisał(a):

Wilena napisał(a):

april_93 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

ja tak samo. Nie wzielabym zadnej kasy od rodzicow na mieszkanie. Oni maja swoje lata, wolalabym zeby sami sobie cos kupili, zadbali o siebie. Ja pracuje, kupilam male.mieszkanie na kredyt, bede je remontowac. Nie zamierzam brac kasy od rodzicow. Najwyzej wyremontujw tylko co musze, na reszte odloze pozniej. Zarabiam wiecej od rodzicow, szybciej sama odloze. Chyba zaplakalabym sie gdyby mama dala mi jakas kase. Szkoda mi, nie sa juz najmlodsi. Wiekszosc z nas nie ma majetnych rodzicow.I nie rozumiem jak mlodzi, silni ludzie moga brac jakies pieniadze od starych, styranych rodzicow. 

Powiem jeszcze ze mam kolezanki ktore powychidzily za maz I kupily duze mieszkania z mezami. Jak powiedzialam ze kupilam malutka kawalerke to niektore dziwnie zareagowaly, nie spodziewalam sie ze ktos kto ma pieknee mieszkanie, meza moze mi pozazdroscic malego mieszkania. Zapracowalam sobie na nie sama. Wiec pisanie ze tylko ci zazdroszcza ktorzy mieli gorszy start.... jest nieprawda. 

Ja nie rozumiem dlaczego to przedstawiacie tak, jakby styrani rodzice rękoma zdartymi od pracy odejmowali sobie od ust ostatnią kromkę chleba i zdejmowali z przygarbionych pleców ostatnią koszulę. Gdyby moi rodzice, czy dziadkowie byli w złej sytuacji finansowej, to bym nie chciała żeby mi pomagali, a sami musieli zaciskać pasa. Ale nie są. Dostałam np. od dziadków działkę. Jedną z kilku, które mają. Mają do nich takie podejście, że "jak się dziecko chcesz budować to się tam buduj, a jak nie to niech leżą". To nie jest tak, że jakby ja powiedziała, że nie potrzebuje ich pomocy i poradzę sobie sama, to babcia z dziadkiem by sprzedali tą działkę, wzięli kasę i wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie. Ta działka by po prostu" leżała". Jako lokata kapitału, której się nie rusza i by mi ją po prostu zapisali w spadku. Na marginesie, działkę kupił mój pradziadek, jako rolną, wtedy w okolicy były pojedyncze domy, a tak to pola i łąki i w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, ta działka była niewiele warta. A teraz to jest miejska dzielnica z rozbudowaną infrastrukturą. 

to co innego. Ja pisalam o tych ktorzy nie maja majetnych rodzicow. Ja mam w pracy kolezanke.ktora ma 60 lat, dawno po rozwodzie, meza miala alkoholika. Pracuje w 3 miejscach, zamierza pracowac jeszcze 7 lat bo nabrala pozyczek zeby corka mogla studia skonczyc, I ktorej dala na duze wesele mimo ze nie miala pieniedzy, dolozyla sie im.do mieszkania w warszawie. I w sumie.tylko po to zeby jej.corce bogata rodzina.meza nic nie.zarzucila 

Ja takich historii nie znam. Raczej patrząc po rodzinie i znajomych, to jak komuś rodzice dali mieszkanie, to sami też pieniądze mają. W tej historii którą opisujesz, to wiadomo że jest to zupełnie inna sytuacja i wtedy się z takiej pomocy nie powinno korzystać. 

Dla tych co zarabiają mało jedyne co zostaje to wyjechać za granicę tam 2 etaty i odkłafać kilka lat lub mieszkać u rodziców szukać partnera i odkładać większość zarobków. Albo nie szukać mieszkania w drogich okolicach. Są pgr gdzie 60m2 można kupić za 100 tyś i dojeżdzać.... Każdy sobie układa życie po swojemu. 

bez dzieci żyje nam sie wygodnie jesteśmy w stanie odłożyć jedną wypłatę czyli dajmy ns to 3000 x 12mies x kilka lat. dlatego bawienie się w dzieci bez własnego lokum uważam za podcinanie sobie skrzydeł

Adriana82 napisał(a):

GreenApple2022 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

Przecież to ty zaczęłaś pisać zaczepiająco. Koleżanka wyżej grzecznie zapytała, co jest złego w kupieniu dziecku mieszkania, a ty zamiast normalnie odpowiedzieć piszesz o urażonej dumie. Już nic nie można się zapytać, bo zaczyna się gównoburza nie na temat, a odpowiedzi na zadane pytanie nadal brak.

Dziwne, że tylko na takie niepopularne opinie jak moja pojawia się od razu reakcja obronna "a co w tym złego?". Najszybciej na coś takiego reagują ludzie, którzy sami czują się takim stwierdzeniem urażeni. Coś na zasadzie uderz w stół... Dawanie tak kosztownych prezentów jest zwyczajnie niewychowawcze. Znam kilka takich przypadków i w każdym z nich rzeczona osoba narzeka, że ma za mało, ciągle chce więcej, nie zna wartości pieniądza, albo jest turbo sknerą (niepotrzebne skreślić). Z jedną z tych osób miałam kiedyś dość długą dyskusję, zapoczątkowaną narzekaniem, jak to mu ciężko, mało zarabia itp i że on powinien zarabiać znacznie więcej od pracowników fizycznych, bo przecież on wykształcony jest i doświadczenie ma. Jak komuś to nie pasuje to niech się szkoli, przebranżawia i idzie w dobre zawody, itp... Zadałam mu 2 pytania: (1) czy nie cieszy go fakt, że rano w biurze idzie do czystego kibla, w kantynie obiad ugotuje mu sympatyczna pani a 100 m dalej na hali produkcyjnej ludzie realnie partycypują w obrotach firmy składając produkowane przez nią urządzenia i tym zrzucają się też na jego pensję? (2) Czy Ci ludzie, dbający o jego komfort muszą zarobić na chleb i masło w takiej samej cenie, w jakiej on je kupuje? Nawet nie wspomniałam o innych kosztach życia. Goościu nie miał już na to sensownych kontrargumentów, ale i tak bezczelnie wrócił do perrorowania o zmianie pracy, bo co to za problem. Rozmowa konia z dyszlem. To jeden z wielu przykładów, które utwierdzają mnie w tym, że przychylanie dziecku nieba materialnie robi mu krzywdę a jego otoczenie obrywa potem rykoszetem. Oczywiście są szlachetne wyjątki, ale dlatego są wyjątkami, bo jest ich mało. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że akurat jego dziecko będzie tym szlachetnym wyjątkiem, może się mocno zdziwić.

bardzo dobrze to opisałaś! Znam przedstawiciela handlowego który wykłóca się z kasjerką w biedronce dlaczego ceny takie wysokie ( czy to ona ustala ceny...) albo dziunie klepiące w klawiaturę cały dzień jakie to one spracowane i nie szanujące pracy operatorów taśmy ( a bez ich pracy nie byłoby firmy)

Większość jest taka. Każdy sobie.  Pieniądz degraduje ludzi. Czyją pracę bardziej doceniam? Informatyka który tworzy niepotzebną mi aplikację i zarabia 20 tys, czy sprzątaczki która dba o czystość i zarabia 2 tys? Albo policjanta? Prawnika który wybiera sobie intratne sprawy i za podpis bierze górę pieniędzy ?Czy piekarza który robi mi chleb? 

A argumenty że każdy może sie szkolić ?! Naprawdę nie każdy. Niektórzy mają gorszy start , brak jakiegokolwiek wsparcia, mniejsze predyspozycje i to jest ok. Nie każdy musi być geniuszem, ale każdy zasługuje na godność.

Nie postrzegamy siebie jako część społeczeństwa.  Nie powinno być takich różnic w zarobkach. I tu chodzi mi o zmnieszenie tych górnych różnic.

Większość Polaków obwinia innych nigdy siebie.  

a co do opieki rodziców nad 21- 38latkami?! Śmiech mnie ogarnia. Dorośli ludzie a nadal biorą kasę od rodziców. Ale to dlatego że u nas emeryci żyją dziećmi i wnukami a nie zwiedzają świat i sobie dogadzają... Może chociaż na stare lata dzieci za te lata wspierania wezmą do siebie i zapewnią opiekę przez kilka lat.

Adriana82 napisał(a):

GreenApple2022 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

april_93 napisał(a):

no niestety tak jest. Napływ ukrainców niestety będzie sprawiał że zarobki nie będą szly w góre wśród ludzi którzy mają prace fizyczną....

Jest pełno takich ludzi jak opisałaś ale zwykle widzi się tylko tych którzy coś dostali. Sporo ludzi na początku biduje, mieszka kątem u rodziny albo wynajmuje jak najtańsze mieszkanie, odkłada pieniądze na wkład własny przez pare lat a potem bierze kredyt na 30. I tacy, którzy całe życie spłacają kredyt mieszkaniowy, zapewne też nie kupią swoim dzieciom mieszkań. I tak koło się kręci. 

Każdy by chciał dostać mieszkanie. Obecnie młodzi wszystko by chcieli mieć od razu. Trzeba sobie uświadomić że na wszystko trzeba zapracować i nie patrzeć że ktoś tam dostał coś tam od rodziców, bo serio takich co coś dostali jest mniej niż tych co musieli sami sobie kupić. 

Absolutnie nie rozumiem idei kupowania dzieciom mieszkań.

Co jest w tym złego jeżeli rodzice chcą pomóc własnemu dziecku, żeby nie musiało harować pół życia na własne mieszkanie i spłacać kredytu?

Czyżbyś dostała mieszkanie od rodziców i urażona duma się odezwała?

Jaka urażona duma? Po prostu zapytałam co jest z tym złego. Najwidoczniej Ty masz problem z tym, że ktoś miał łatwiejszy start w życiu od Ciebie.

A skąd... Fakt, że zapracowałam na mieszkanie samodzielnie daje mi dużą satysfakcję a mieszkanie ma wartość znacznie większą niż materialna. Zostałam wychowana w przekonaniu, że jak coś chcę to powinnam na to zapracować. Bardzo cenię sobie tę lekcję i sama bym podobnie postąpiła z własnymi dziećmi. Rozwalające są te Wasze "aaaaa, pewnie zazdrościsz, bo sama miałaś trudno", jak słowo daję słabe z Was psycholożki skoro tylko jedna opcja jest wg. Was dopuszczalna.

Przecież to ty zaczęłaś pisać zaczepiająco. Koleżanka wyżej grzecznie zapytała, co jest złego w kupieniu dziecku mieszkania, a ty zamiast normalnie odpowiedzieć piszesz o urażonej dumie. Już nic nie można się zapytać, bo zaczyna się gównoburza nie na temat, a odpowiedzi na zadane pytanie nadal brak.

Dziwne, że tylko na takie niepopularne opinie jak moja pojawia się od razu reakcja obronna "a co w tym złego?". Najszybciej na coś takiego reagują ludzie, którzy sami czują się takim stwierdzeniem urażeni. Coś na zasadzie uderz w stół... Dawanie tak kosztownych prezentów jest zwyczajnie niewychowawcze. Znam kilka takich przypadków i w każdym z nich rzeczona osoba narzeka, że ma za mało, ciągle chce więcej, nie zna wartości pieniądza, albo jest turbo sknerą (niepotrzebne skreślić). Z jedną z tych osób miałam kiedyś dość długą dyskusję, zapoczątkowaną narzekaniem, jak to mu ciężko, mało zarabia itp i że on powinien zarabiać znacznie więcej od pracowników fizycznych, bo przecież on wykształcony jest i doświadczenie ma. Jak komuś to nie pasuje to niech się szkoli, przebranżawia i idzie w dobre zawody, itp... Zadałam mu 2 pytania: (1) czy nie cieszy go fakt, że rano w biurze idzie do czystego kibla, w kantynie obiad ugotuje mu sympatyczna pani a 100 m dalej na hali produkcyjnej ludzie realnie partycypują w obrotach firmy składając produkowane przez nią urządzenia i tym zrzucają się też na jego pensję? (2) Czy Ci ludzie, dbający o jego komfort muszą zarobić na chleb i masło w takiej samej cenie, w jakiej on je kupuje? Nawet nie wspomniałam o innych kosztach życia. Goościu nie miał już na to sensownych kontrargumentów, ale i tak bezczelnie wrócił do perrorowania o zmianie pracy, bo co to za problem. Rozmowa konia z dyszlem. To jeden z wielu przykładów, które utwierdzają mnie w tym, że przychylanie dziecku nieba materialnie robi mu krzywdę a jego otoczenie obrywa potem rykoszetem. Oczywiście są szlachetne wyjątki, ale dlatego są wyjątkami, bo jest ich mało. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że akurat jego dziecko będzie tym szlachetnym wyjątkiem, może się mocno zdziwić.

Mocno naciagasz fakty, by udowodnic swoja teorie.

Moi rodzice dali mi na start, bo mogli. Nie zarzynali sie. Wypracowali te pieniadze i stwierdzili, ze moga mnie wesprzec. Nie byly to zadne wille czy miliony, ale pomoglo mi na starcie. Nie osiadlam na laurach. Wrecz przeciwnie. Pewnie niektorzy dostali duzo wiecej, niektorzy duzo mniej, ale dla mnie to bylo cos co mi pomoglo i pociagnelam dalej. Rowniez wynoszac okreslone wartosci z domu czy podejscie do pewnych spraw (rowniez finansowych). Wszystko co mam w tej chwili, zawdzieczam w wiekszosci sobie, bo wykorzystalam ta poczatkowa pomoc i pociagnelam dalej temat. Taki przyklad. I takich przykladow mam troche w otoczeniu. 
Mam wrazenie, ze dla Ciebie to albo dorobienie sie samemu kawalerki w wieku 40 lat i duma z tego faktu/pogarda dla reszty, albo niebieskie ptaki wykorzystujace biednych rodzicow emerytow. 

Dzis ja pomagam, mimo ze realnie nawet by tej pomocy nie potrzebowali. Bo chce i moge. Bo chce by mieli lepiej niz maja, mimo ze maja calkiem dobrze. Takich ludzi jest mnostwo, wiec nie podciagaj wiekszosci pod jakies ekstrema, ktore poprawiaja Ci humor.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.