Temat: Wigilia osobno bo tak

Cześć dziewczyny, jak wy to widzicie bo może ja przesadzam.

Z partnerem jestem już czwarty rok , na początku mówiłam mu że dla mnie święta to spędzenie czasu z rodziną. Rozumiał mnie, chodziliśmy do moich rodziców ( jego rodzina nie obchodzi świąt . Nie przez  religijne poglądy tylko brak chęci w organizację ) . W tym roku postanowił zrobić kolację u nas w domu. I nie tak że przedyskutowaliśmy to i doszliśmy do jakiegoś kompromisu. On po prostu w poniedziałek kupił produkty i powiedział ze kolację świąteczną będzie miał w domu i pyta mnie czy też będę czy pójdę do swoich rodziców. No mi zabrakło mowy. Po bezkompromisowej dyskusji był święcie przekonany że najważniejsze jest partnerstwo, nie rodzina. Bo kto jak nie partner/partnerka będzie najbardziej wspierać. No i nie wiem co myśleć, nie wiem czy panikuję bo myślę inaczej. Pytałam jedną znajoma to próbowała go  usprawiedliwić, pytałam drugą to radziła rzucić. A wy co o tym myślicie? Nie chcę podpowiedzi czy rzucić go czy zostawić bo sama muszę się zastanowić nad naszą relację ( bo  to nie pierwsza taka dziwna mała kłótnia , która mnie irytuje ) ale podpowiedzcie jak z takiego czegoś wyjść bez nerwów swoich ? 

Marisca napisał(a):

Peanut_Butter napisał(a):

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 
Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 
Ale może dla jej partnera ważna jest Wigilia jednak ze swoją najbliższą rodziną, czyli partnerką i on chce spędzić ten dzień z nią we własnym domu, a nie u jej rodziców. Tyle lat to on się poświęcał i może ma dość i trzeba ustalić jakąś naprzemienność. Ona nie może poświęcić się po 4 latach robienia tego co jej się podoba ? To, że jego rodzice nie robią Wigilii nie oznacza, że ten dzień nie ma dla niego znaczenia. A może po prostu on bardzo nie lubi tej Wigilii u jej rodziców i ma do tego prawo i nie ma powodów dla których miałby się co roku poświęcać. Poświęcał się 4 lata teraz autorka ma powód, aby raz poświęcić się dla faceta i uwzględnić , że on być może czuje się bardzo niekomfortowo w ten dzień u jej rodziców. Zresztą sama pisała, że z jakiś powodów ona sama ich odwiedza w ciągu roku. Punktem wyjścia  tej całej dyskusji jest to, że dla autorki partner to nie rodzina, a dla niego ona jest rodziną. innykwiatPrzestań bredzić, bo ludzie potrafią ze sobą żyć do śmierci bez ślubu. 

Wigilia chyba jednak nie jest dla niego zbyt ważna, skoro nie przeszkadzało mu nigdy, że ze swoją rodziną nawet jej nie organizowali. 

Nie czytałam całego wątku więc odpowiem tylko na twój pierwszy post

Partner postawił cię w niezręcznej sytuacji. Wydaje mi się, że wasza wiglilia u twoich rodziców to swego rodzaju tradycja, którą wypadałoby pielęgnować. Ze swoim facetem spędzasz czas częściej niż z rodzicami, a jest okazja do tego żeby się spotkać przy jednym stole w większym gronie, zjeść wspólny posiłek, porozmawiać. 

Twój mężczyzna nie skonsultował się z Tobą, nie zapytał o zdanie, poprostu postawił cię przed faktem dokonanym w momencie kiedy wszystko było z góry ustalone (skoro co roku jezdziliscie do twojej rodziny to było rzeczą oczywistą, że w tym roku będzie podobnie). Nie zaproponował rowniez opcji aby twoich rodziców zaprosić do was co wydaje mi się nietaktowne. Trzeba wziąć również pod uwagę, że kolację wigilijną oraz jej organizacje rozkłada się w czasie i odmowa przyjścia dwóch osób jednak w jakiś sposób koliduje i rozwala plany gospodarzy. 

Może być tak, że twoi rodzice zaprosili więcej osób, wtedy wiadomo, że do ciebie nie przyjdą, nie wyobrażam sobie również sytuacji, że rodzice są sami jak palec przy wiligijnym stole. Też nie wyobrazam sobie sytuacji że 24 grudnia wieczorem zasiadam przy stole tylko ze moim partnerem mając rodzinę gdzieś nie daleko. 

Osobiście świat nie lubię, ale szanuję moich rodziców i dziadków i wiem jak ważne jest dla nich to święto. Jadę do nich tysiąc kilometrów i raz na rok wypadałoby się podporządkować pod tradycję, z góry ustaloną kolej rzeczy. Też mogłabym zostać w domu i te kilka dni leżeć na sofie, nie tracić kasy i czasu na sam dojazd, ale Wigilia jest raz w roku. 

Na twoim miejscu poszłabym do rodziców, twój partner akurat o to się pytał więc chyba sama kolacja wigilijna jest dla niego mało istotna i ważna i pewnie nie będzie miał ci tego za zle, że będzie w domu sam (skoro u niego wigilii nie było to pewnie dla niego to normalne).  Najlepiej zapytaj się go, czy będzie mu przykro jeśli jednak pójdziesz jak co roku do rodziców, oczywiście dodaj, że może iść z tobą, ale zaznacz, że jeśli chce to może zostać w domu. 

sadcat napisał(a):

Marisca napisał(a):

Peanut_Butter napisał(a):

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 
Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 
Ale może dla jej partnera ważna jest Wigilia jednak ze swoją najbliższą rodziną, czyli partnerką i on chce spędzić ten dzień z nią we własnym domu, a nie u jej rodziców. Tyle lat to on się poświęcał i może ma dość i trzeba ustalić jakąś naprzemienność. Ona nie może poświęcić się po 4 latach robienia tego co jej się podoba ? To, że jego rodzice nie robią Wigilii nie oznacza, że ten dzień nie ma dla niego znaczenia. Punktem wyjścia  tej całej dyskusji jest to, że dla autorki partner to nie rodzina, a dla niego ona jest rodziną. innykwiatPrzestań bredzić, bo ludzie potrafią ze sobą żyć do śmierci bez ślubu. 
Jaka to dla niego najwazniejsza osoba, nawet sie z nia ozenic nie chce, wymyśla banialuki jakies o przynaleznosci, a idz. Znałam paru takich, co przez kilka dobrych lat nie chcieli slubu po czym z inna slub brali szybko.

Dla mnie np. ślub jest ważny, ale to nie znaczy, że dla innych tak jest , jak tutaj napisała Cyrica ona 19 lat żyła bez ślubu. Może chłopak nie czuje się na tyle ważny dla autorki skoro rodzina jest dla niej na 1 miejscu  i on jeszcze uważa, że nie jest to moment na ślub. 

A jeszcze powyżej pisałam o tym, że wygląda na to, iż partner autorki nie ma chyba z jej rodzicami najlepszych relacji , więc dla niego taka Wigilia to może być bardzo dużo poświęcenie, więc po 4 latach poświęceń ona raz może się poświęcić dla niego. W związku to nie tak działa, że tylko partner ma się dla mnie poświęcać. 

A druga kwestia jest taka, że zastanawia mnie po co autorka to ciągnie skoro rodzice są dla niej najważniejsi. 

Z jednej strony chciałaby ślub, a z drugiej strony jednak ten partner nie taki ważny. Na ślub to się decydują ludzie , którzy uważają sie wzajemnie za najbliższych i najważniejszych, dlatego chcą spędzić razem życie itp. 

Tutaj nawet już o samą Wigilię nie chodzi. Każdy ma inne podejście do tego związku po prostu, a dwa autorka sama nie wie czego chce od tego związku. 

Marisca, nie porównuj dwóch różnych relacji, miłość do rodziców to nie to samo co uczucia do partnera, a samo wybieranie kto jest dla autorki ważniejszy jest idiotyczne...

Napiszę Ci jeszcze na pocieszenie ;) podobną historię u mnie w rodzinie. Mieliśmy wszyscy jechać do mojej siostry (czyli jego córki własnej), bo ona nie dostała zbyt wielu dni wolnych i nie mogła przyjechać do nas, a mój ojciec (nie wiem, jakiś kryzys, bo zawsze był entuzjastyczny jeśli chodzi o święta) zaparł się, że on chce siedzieć w domu. To ja i moje inne siostry stwierdziłyśmy, że niech siedzi, namówiłyśmy mamę, żeby z nami pojechała (nie zgodziła się, stwierdziła, że siedzi z odludem, co za poświęcenie nie widzieć wnuków na święta) a ten w ostatniej chwili zmienił zdanie i przyjechał. Cyrk. Z takimi nigdy nie wiesz;) trzymaj się.

Krummel napisał(a):

Marisca, nie porównuj dwóch różnych relacji, miłość do rodziców to nie to samo co uczucia do partnera, a samo wybieranie kto jest dla autorki ważniejszy jest idiotyczne...

Są w życiu sytuacje, że trzeba wybrać rodzice, czy partner. I nie dlatego, że ktoś każe drugiej stronie wybrać bywa, że samo życie pisze taki, a nie inny scenariusz, że nie da się zadowolić rodziców i partnera jednocześnie.

Ale Marisca, gdzie autorka napisała, że rodzice są dla niej najważniejsi? Nigdzie też nie widziałam, żeby jej facet wspaniałomyślnie postanowił zacząć kultywować nową tradycję. Jemu się po prostu nie chce zrobić partnerce przyjemności i przemęczyć się te kilka godzin, bo przecież nie muszą tam jechać na 3 dni

Marisca napisał(a):

Krummel napisał(a):

Marisca, nie porównuj dwóch różnych relacji, miłość do rodziców to nie to samo co uczucia do partnera, a samo wybieranie kto jest dla autorki ważniejszy jest idiotyczne...
Są w życiu sytuacje, że trzeba wybrać rodzice, czy partner. I nie dlatego, że ktoś każe drugiej stronie wybrać bywa, że samo życie pisze taki, a nie inny scenariusz, że nie da się zadowolić rodziców i partnera jednocześnie.

Dobrze, ale sytuacja związana ze wspólną wigilią nie zalicza się do sytuacji ekstremalnej jak przeprowadzka na inny kontynent lub spór między rodziną a partnerem, bo wigilia to tylko kilka godzin i powrót do normalności.

Wiem, że ty (obsadzając cię w roli partnera autorki) ZARZĄDZIŁABYŚ siedzenie w domu , bo męża nie puscilabys samego gdziekolwiek... W końcu jesteście rodziną i wszystko musicie robić razem bez możliwości aby było inaczej. 

bridetobee napisał(a):

innykwiat napisał(a):

sacria napisał(a):

partner to jest rodzina i to najbliższa. Jeśli ktoś w związku czuje inaczej to raczej nie ten związek, nie ten partner. Mieszkając z kimś chyba zaczynamy budować z nim wspolne życie?
Większość zamieszkań razem to zamieszkania "na próbę", nawet wieloletnie, albo ułatwienie spotykania się, a nie deklaracja wspólnej przyszłości i wspólnego życia. Większość "partnerów" nawet meble ma moje/twoje, a co mówić o wspólnym życiu.
Skąd masz takie statystyki? ;) serio ale większość moich znajomych mieszka razem, żyje razem i są ze sobą szczęśliwi, planują przyszłość ale papier na już im niepotrzebny :)

Z długich badań naukowych na całym świecie. Socjologia, statystyki roczników, badania trwałości związków itd. Pierwsze po co sięgnełam, prosze bardzo, cytat: "Wspomniane czynniki wpływające na wybór kohabitacji mogą stanowić jednocześnie o jej niestabilności i krótkotrwałości. Badania norweskie (za:Slany, 1990; Kwak, 1994), amerykańskie (za: Selzer, 2000) oraz niemieckie (Nave-Herz, 2002) wykazały, że związki nieformalne trwają znacznie krócej niż małżeńskie. Uznaje się, że większość kohabitujących żyje ze sobą około jednego roku lub maksymalnie dwa lata (Ermisch, Francesconi, 1998; Schoen, Weinick, 1993; Nave-Herz, 2002; Kwak, 2005). W Wielkiej Brytanii tylko 4% związków niezalegalizowanych trwa dłużej niż 10 lat (Ermisch, Francesconi, 1998). Ocenia się, Ŝe 90% kohabitacji ze stażem nie dłuższym niż pięć lat rozpada się w ciągu pięciu lat, zaś 50% – w ciągu dwóch lat ich trwania (Brown, Booth, 1996). Stanley, Whitton i Markman (2004) podkreślają, że nie tylko niemałżeńską, ale również przedmałżeńską kohabitację cechuje wyższy wskaźnik rozwodów i niższa satysfakcja ze związku. Większość badań dowodzi, że istnieje bezpośredni związek między kohabitacją przedślubną a rozpadem małżeństwa (Axinn, Thornton, 1992; DeMaris, Rao, 1992; Jamieson i in., 2002; Johnson, i in., 2002; Kieran, 2002). Przedmałżeńska kohabitacja zwiększa ryzyko rozwodu od 40% do 85% (Teachman, Polonko, 1990; Kahn, London, 1991)" w: PRZEGLĄD PSYCHOLOGICZNY, 2009, TOM 52, Nr 3, 293-308, "Ryzyko kryzysów i konfliktów w związkach kohabitacyjnych"

A należy zauważyć, że w przeciągu ostatnich lat lawina związków krótkotrwałych z zamieszkaniem ("partnerskich" właśnie) narasta, z powodu przemian obyczajowych i nie przejmowania się tradycyjnymi normami.

Pasek wagi

Marisca napisał(a):

innykwiat Przestań bredzić, bo ludzie potrafią ze sobą żyć do śmierci bez ślubu. 

Marisca, nie życzę sobie takich uwag. Jak nie umiesz zauważyć, przeczytać i zrozumieć tego fragmentu z mojej wypowiedzi: <<"Partner" to może być zarówno facet, który jest dla mnie faktycznie najważniejszy, mamy dwójkę dzieci, żyjemy razem od 15 lat i zakładamy że to na zawsze (to rzadszy przypadek)>> to miej pretensje do swojej umiejętności czytania ze zrozumieniem, zamiast kolejny raz na tym forum prezentować chamstwo. Może inne osoby przywykły, ale ja nie i nie zamierzam. Możesz nie mieć wiedzy, możesz miec inne zdanie, możesz mieć inne doświadczenie czy upodobania, ale chamstwo jest nieakceptowalne.


Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.