Temat: Wigilia osobno bo tak

Cześć dziewczyny, jak wy to widzicie bo może ja przesadzam.

Z partnerem jestem już czwarty rok , na początku mówiłam mu że dla mnie święta to spędzenie czasu z rodziną. Rozumiał mnie, chodziliśmy do moich rodziców ( jego rodzina nie obchodzi świąt . Nie przez  religijne poglądy tylko brak chęci w organizację ) . W tym roku postanowił zrobić kolację u nas w domu. I nie tak że przedyskutowaliśmy to i doszliśmy do jakiegoś kompromisu. On po prostu w poniedziałek kupił produkty i powiedział ze kolację świąteczną będzie miał w domu i pyta mnie czy też będę czy pójdę do swoich rodziców. No mi zabrakło mowy. Po bezkompromisowej dyskusji był święcie przekonany że najważniejsze jest partnerstwo, nie rodzina. Bo kto jak nie partner/partnerka będzie najbardziej wspierać. No i nie wiem co myśleć, nie wiem czy panikuję bo myślę inaczej. Pytałam jedną znajoma to próbowała go  usprawiedliwić, pytałam drugą to radziła rzucić. A wy co o tym myślicie? Nie chcę podpowiedzi czy rzucić go czy zostawić bo sama muszę się zastanowić nad naszą relację ( bo  to nie pierwsza taka dziwna mała kłótnia , która mnie irytuje ) ale podpowiedzcie jak z takiego czegoś wyjść bez nerwów swoich ? 

ja mam mieszane uczucia co do całej tej sytuacji, bo już obok jest watek dziewczyny gdzie w sprawie jest drugie dno, a własciwie cała masa den, i czasami pochopne wypowiedzi moga być słabymi trafieniami. Najpierw uderzyło mnie, kiedy przeczytałam, ze partner to nie rodzina. No jak to! Ja ze swoim pobraliśmy sie po 19 latach, ale rodzine tworzyliśmy na długo, długo wcześniej. On od poczatku uczestniczył w uroczystościach u mojej rodziny, ja u jego. Wydało mi sie naturalne, że para chodzi razem i serio zdziwiłam się, że on do Twojej rodziny na Wigilię nie idzie. Ale potem, po zastanowieniu i rozwinieciu watku zobaczyłam, ze partnerstwo może oznaczać zupełnie inny układ niż taki związkowo-rodzinny. Ze może być oparty na dużym dystansie i swoistej wolności obyczajów, i partnerzy sobie do rodzin wchodzić nie muszą. No ok. Tylko ważne, aby oczekiwania w związku były podobne. Czy u Was są? Jesli jesteście na poziomie chłopak-dziewczyna, bez opcji budowania przyszłosci w stylu rodzinnym, to jak najbardziej powinnaś spedzić świeta z rodziną. Jesli zaś wiażesz z nim przyszłość, to w takich sytuacjach wychodzi, że jest duuuużo do omówienia. 

Nie no, ale na 11 stron chyba tylko ze dwie osoby napisały, że partner to nie rodzina. Ja tam autorkę rozumiem, każdą wigilię spędzam z bliskimi, mimo że nie przeżywam jej religijnie i duchowo, to jest to dla mnie czas właśnie rodzinny. I wiem, że dla moich bliskich to tym bardziej ważny czas. Mariscę strasznie poniosło z tym odcinaniem pępowiny, bo nie mówimy o pierwszym lepszym niedzielnym obiadem, na który autorka by ciągała tego biednego chłopa.

No i nie wiem, ale mi by chyba pękło serce, gdyby moje dziecko powiedziało mi kiedyś, że nie przyjedzie na wigilię, bo jej partner woli siedzieć sam w domu. Co innego, gdyby jechali do tych drugich rodziców, ale siedzieć samemu w domu? 

No i przede wszystkim, gdyby jakiś konkretny (jakikolwiek, nie wiem, międzynarodowy dzień czekolady) dzień w roku był ważny dla mojego partnera i jego rodziny (jak tutaj wigilia), a dla mnie nie, to jak najbardziej bym dla nich co roku siedziała przy stole i jadła tę czekoladę :D żeby sprawdzić ukochanemu przyjemność.

Tylko że w związku autorki chyba ogólnie coś nie gra. Nie chodzi tylko o wigilię

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?

znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.

A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 

Pasek wagi

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 

Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 

Agafruti5 napisał(a):

Po bezkompromisowej dyskusji był święcie przekonany że najważniejsze jest partnerstwo, nie rodzina. Bo kto jak nie partner/partnerka będzie najbardziej wspierać. No i nie wiem co myśleć, nie wiem czy panikuję bo myślę inaczej.

Może tylko dwie osoby napisały że myślą inaczej, ale jedna z nich jest autorka  watku ....

Czytam wypowiedzi i, niestety widzę nieustannie "Ja, ja, moje, mnie, mi". "Jak on mógł Mi to zrobic"... "Jak się wytłumaczę przed rodziną". Chyba problemem nie jest to że on nie chce iść, tylko jak to będzie wyglądało... Iw tle "rodzina wazniejsza". Partner ma byc tam dla dekoracji i by bylo ze sama nie jest? 

Bycie "rodzinnym" to nie jest As wyciagany z rekawa - związek ma zaspokajać potrzeby emocjonalne Obu partnerów. Rozwiązań jest dużo jeżeli chce się znaleźć sposób i myśli o drugiej osobie. To że za rodziną autorki chłopak  nie przepada to raczej dało się zauważyć w ciągu 4 lat, ale dopiero postawiona pod ścianą zastanawia się.... nad czym? Jaki on niedobry dla Niej bo nie robi tego co Ona chce? Bo jakoś nie widzę by próbowała znaleźć inne rozwiązanie niż to co Ona sobie zaplanowała...

sacria napisał(a):

partner to jest rodzina i to najbliższa. Jeśli ktoś w związku czuje inaczej to raczej nie ten związek, nie ten partner. Mieszkając z kimś chyba zaczynamy budować z nim wspolne życie?

Większość zamieszkań razem to zamieszkania "na próbę", nawet wieloletnie, albo ułatwienie spotykania się, a nie deklaracja wspólnej przyszłości i wspólnego życia. Większość "partnerów" nawet meble ma moje/twoje, a co mówić o wspólnym życiu. Studenci mieszkający razem to już nie "mieszkam z chłopakiem" ale "mam partnera", wprowadzenie się po miesiącu znajomości do faceta którego drugiego imienia nie znam to już "mam partnera", każdy z kilku chłopów z którymi w przeciągu 2-3 lat się mieszka to "partner". I on ma być najbliższa rodziną? "Partner" to może być zarówno facet, który jest dla mnie faktycznie najważniejszy, mamy dwójkę dzieci, żyjemy razem od 15 lat i zakładamy że to na zawsze (to rzadszy przypadek), jak też każdy facet z którym się spotykam i dla wygody zamieszkaliśmy razem, mamy wspólną lodówkę i łóżko i może coś kiedyś z tego wyjdzie a może nie, niczego nie zakładamy (to większość "partnerów"). Jeśli jak ktoś powiedział, facet nie chce iść do rodziny partnerki bo to dla niego obcy, to on też nie jest tym typem, który jest rodziną. Bo na logikę rodzice mojej najbliższej osoby nie są dla mnie obcy, są też moją rodziną, to oczywiste. Dziewczyna zastanawia się nad losami związku z "partnerem" bo się nie dogadują. Do tego chłop wcale nie chce się wiązać, unika deklaracji, wyklucza ślub czyli jak dla mnie to klasyczny przykład tymczasówki, jak większość takich "partnerskich" związków. Sorry, jak dla mnie przejściowy kohabitat, czy nazwę chłopa chłopakiem, partnerem czy konkubentem, czy spotykam się z takim dumnie nazywanym partnerem od trzech miesięcy, czy od 4 lat, to nie jest rodzina. I na pewno nie najbliższa osoba w życiu, choć może być bardzo bliski emocjonalnie i może nawet nie być w obecnym momencie innej wyraźnie najbliższej osoby. Owszem, porozumienie i rozmowa to podstawy, ale w każdej relacji - nie czynią z tego gościa bliskiej rodziny. Rozumiem pragnienie bycia razem tylko we dwoje, ale Wigilia to szczególny rodzinny czas, a pobyć we dwoje można kiedykolwiek. A tego faceta nie rozumiem. Nie wygląda na to, by mu zależało na specyfice wigilijnej, skoro w jego rodzinie się nie świętuje. A mądre porozumienie nie zakłada racji pół na pół, tylko na zasadzie komu realnie, głęboko na czymś zależy. Jeśli mi nie zależy na rodzinnych świętach a komuś tak, to idę tam nie dlatego, że się poddaję i jestem pod terrorem, tylko że co mi szkodzi? Mi to wisi a partnerstwo zakłada dbanie o to, na czym komuś zależy. Jeśliby mi zależało na spędzaniu świąt u mojej a partnerowi u jego rodziny, to byśmy sprawiedliwie dzielili pół na pół. Ale jeśli mu nie zależy a mi tak, to pół na pół nie jest sprawiedliwe.

Pasek wagi

Peanut_Butter napisał(a):

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 
Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 

Ale może dla jej partnera ważna jest Wigilia jednak ze swoją najbliższą rodziną, czyli partnerką i on chce spędzić ten dzień z nią we własnym domu, a nie u jej rodziców. Tyle lat to on się poświęcał i może ma dość i trzeba ustalić jakąś naprzemienność. 

Ona nie może poświęcić się po 4 latach robienia tego co jej się podoba ? 

To, że jego rodzice nie robią Wigilii nie oznacza, że ten dzień nie ma dla niego znaczenia. A może po prostu on bardzo nie lubi tej Wigilii u jej rodziców i ma do tego prawo i nie ma powodów dla których miałby się co roku poświęcać. Poświęcał się 4 lata teraz autorka ma powód, aby raz poświęcić się dla faceta i uwzględnić , że on być może czuje się bardzo niekomfortowo w ten dzień u jej rodziców. Zresztą sama pisała, że z jakiś powodów ona sama ich odwiedza w ciągu roku. 

Punktem wyjścia  tej całej dyskusji jest to, że dla autorki partner to nie rodzina, a dla niego ona jest rodziną. 

innykwiat

Przestań bredzić, bo ludzie potrafią ze sobą żyć do śmierci bez ślubu. 

Peanut_Butter napisał(a):

Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 

On się " poswieca" 4 lata z rzędu. Ma to robić zawsze a ona ma twierdzić że to dlatego że rodzina jest ważniejsza od Niego? To jak rzucanie pereł przed wieprze. Dla mnie to niedocenianie drugiej osoby i ignorowanie jej potrzeb - nie raz, nie dwa a schematyczne. Chłopak przerwał schemat (niezbyt kulturalnie ale skutecznie) I brawa dla Niego. Rola męczennika jest mało atrakcyjna.

A to że świat nie obchodzi się rodzinnie, nie oznacza ze nie są dla niego istotne. Począwszy od tego że to czas wolny od pracy i jak ktoś jest przemeczony to moment dla Siebie/Nas. Kończąc na tym że może też byc czas na budowanie własnych tradycji, stotne zwłaszcza wśród osób które w domu rodzinnym tych tradycji nie miały. Nie oznacza to że musi przejąć wszystkie tradycje partnera, bez modyfikacji. Spróbował, zobaczył, 4 lata obchodzil jak Ona chciala, a teraz chce wypróbować obchodzenie świat (zrobil zakupy swiateczne etc wiec nie nasladuje tez swojej rodziny) ale w węższym gronie. Pisze "chce" wnioskując z akcji, bo o jego potrzebach autorka niezbyt pisze. Mam nadzieję że o nich rozmawia.

Marisca napisał(a):

Peanut_Butter napisał(a):

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 
Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 
Ale może dla jej partnera ważna jest Wigilia jednak ze swoją najbliższą rodziną, czyli partnerką i on chce spędzić ten dzień z nią we własnym domu, a nie u jej rodziców. Tyle lat to on się poświęcał i może ma dość i trzeba ustalić jakąś naprzemienność. Ona nie może poświęcić się po 4 latach robienia tego co jej się podoba ? To, że jego rodzice nie robią Wigilii nie oznacza, że ten dzień nie ma dla niego znaczenia. Punktem wyjścia  tej całej dyskusji jest to, że dla autorki partner to nie rodzina, a dla niego ona jest rodziną. innykwiatPrzestań bredzić, bo ludzie potrafią ze sobą żyć do śmierci bez ślubu. 

Jaka to dla niego najwazniejsza osoba, nawet sie z nia ozenic nie chce, wymyśla banialuki jakies o przynaleznosci, a idz. Znałam paru takich, co przez kilka dobrych lat nie chcieli slubu po czym z inna slub brali szybko.

innykwiat napisał(a):

sacria napisał(a):

partner to jest rodzina i to najbliższa. Jeśli ktoś w związku czuje inaczej to raczej nie ten związek, nie ten partner. Mieszkając z kimś chyba zaczynamy budować z nim wspolne życie?
Większość zamieszkań razem to zamieszkania "na próbę", nawet wieloletnie, albo ułatwienie spotykania się, a nie deklaracja wspólnej przyszłości i wspólnego życia. Większość "partnerów" nawet meble ma moje/twoje, a co mówić o wspólnym życiu. Studenci mieszkający razem to już nie "mieszkam z chłopakiem" ale "mam partnera", wprowadzenie się po miesiącu znajomości do faceta którego drugiego imienia nie znam to już "mam partnera", każdy z kilku chłopów z którymi w przeciągu 2-3 lat się mieszka to "partner". I on ma być najbliższa rodziną? "Partner" to może być zarówno facet, który jest dla mnie faktycznie najważniejszy, mamy dwójkę dzieci, żyjemy razem od 15 lat i zakładamy że to na zawsze (to rzadszy przypadek), jak też każdy facet z którym się spotykam i dla wygody zamieszkaliśmy razem, mamy wspólną lodówkę i łóżko i może coś kiedyś z tego wyjdzie a może nie, niczego nie zakładamy (to większość "partnerów"). Jeśli jak ktoś powiedział, facet nie chce iść do rodziny partnerki bo to dla niego obcy, to on też nie jest tym typem, który jest rodziną. Bo na logikę rodzice mojej najbliższej osoby nie są dla mnie obcy, są też moją rodziną, to oczywiste. Dziewczyna zastanawia się nad losami związku z "partnerem" bo się nie dogadują. Do tego chłop wcale nie chce się wiązać, unika deklaracji, wyklucza ślub czyli jak dla mnie to klasyczny przykład tymczasówki, jak większość takich "partnerskich" związków. Sorry, jak dla mnie przejściowy kohabitat, czy nazwę chłopa chłopakiem, partnerem czy konkubentem, czy spotykam się z takim dumnie nazywanym partnerem od trzech miesięcy, czy od 4 lat, to nie jest rodzina. I na pewno nie najbliższa osoba w życiu, choć może być bardzo bliski emocjonalnie i może nawet nie być w obecnym momencie innej wyraźnie najbliższej osoby. Owszem, porozumienie i rozmowa to podstawy, ale w każdej relacji - nie czynią z tego gościa bliskiej rodziny. Rozumiem pragnienie bycia razem tylko we dwoje, ale Wigilia to szczególny rodzinny czas, a pobyć we dwoje można kiedykolwiek. A tego faceta nie rozumiem. Nie wygląda na to, by mu zależało na specyfice wigilijnej, skoro w jego rodzinie się nie świętuje. A mądre porozumienie nie zakłada racji pół na pół, tylko na zasadzie komu realnie, głęboko na czymś zależy. Jeśli mi nie zależy na rodzinnych świętach a komuś tak, to idę tam nie dlatego, że się poddaję i jestem pod terrorem, tylko że co mi szkodzi? Mi to wisi a partnerstwo zakłada dbanie o to, na czym komuś zależy. Jeśliby mi zależało na spędzaniu świąt u mojej a partnerowi u jego rodziny, to byśmy sprawiedliwie dzielili pół na pół. Ale jeśli mu nie zależy a mi tak, to pół na pół nie jest sprawiedliwe.

Skąd masz takie statystyki? ;) serio ale większość moich znajomych mieszka razem, żyje razem i są ze sobą szczęśliwi, planują przyszłość ale papier na już im niepotrzebny :)

Edit: rodzice narzeczonego jeszcze nie są moją rodziną. I nie zmieni tego nawet ślub. Widzieliśmy się kilka razy ale zbudowanie relacji trwa trochę dłużej. Chęci są z obu stron, jesteśmy sobie życzliwi ale do nazywania się bliskimi to daleka droga :)
Mimo to oboje z partnerem jesteśmy sobie najbliżsi i każdego dnia zwykłego i świątecznego sobie to pokazujemy. 


Peanut_Butter napisał(a):

paranormalsun napisał(a):

tusia9 napisał(a):

Agafruti5 napisał(a):

bede-szczupla napisał(a):

Może mi umknęło, ale dlaczego on nie chce sie oświadczyć?
Ślub cywilny- nie chce przynależeć do jakiejś grupy ( inaczej to ujął ale zapomniałam te słowo)Ślub kościelny- mimo że wierzy w Boga to nie wierzy w kościół A przy pytaniu o rozwiązanie i jak to widzi , zawsze boli go głowa albo "przełóżmy to na później'. 
akurat ślub kościelny to przysięga 2 osób ka Bóg i ksiądz to tylko świadek, ale niechęć do kościelnego można rozumieć. Ale cywilny? Jaka grupa? Nie wiedziałam, że ludzie po cywilnym są w jakiejś grupie... W ogóle wydaje mi się, że macie poważniejszy problem niż Wigilia.Jesteście razem 4 lata (szmat czasu) jesteś pewna, że macie takie same poglądy co do rodziny/dzieci?
znaczy ja rozumiem, że niektórzy nie chcą jakby podlegac pod system, chcą być wolni (w sensie na tyle nieregulowani prawem na ile mogą) itp itd. I nie ma nic złego w ogólnej niechęci do ślubów. Ale z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Mają chyba problem z dogadaniem się w sprawie swoich potrzeb i wizji życia.A co do nowych faktów - no jeśli on nie lubi twojej rodziny autorko to dziwne, że nadal tego wymagasz od niego.. I co dalej z tym kompromisem? Bo chyba nie skomentowałas. Moze wigilia razem, a 1 dzien swiat u rodziny? Tez zauwazylam, ze napisalas gdzies, ze bedzie ci glupio przed rodzina sie tlumaczyc czemu go nie ma.. Nie rozumiem takiego podejscia na zasadzie "co ludzie powiedza". Macie swoje zycie, ejstescie dorosli, nie musisz sie tlumaczyc. 
Tyle że w tej sytuacji, ta rodzinna wigilia jest dla autorki ważna, a dla jej partnera nie, skoro on jej nigdy z rodziną nie obchodzi. Naprawdę gdyby waszemu facetowi zależało na tym akurat konkretnym dniu, nie byłybyście w stanie się "dla niego poświęcić", nawet jeśli nie przepadacie za tymi ludźmi? Przecież we dwójkę można spędzać każdy "zwykły" wieczór. 

Może dla niego to potrzeba wynikająca z próby założenia jakiejś własnej tradycji? Ja rodzinna nie jestem, męczy mnie wizyta u rodziców narzeczonego i robię to dla niego. Ale on spotyka się ze mną w pół drogi i posiedzimy tam 2-3h i uciekamy do moich rodziców gdzie jest spokojniej, mniej ludzi itp. Ja rozumiem, że to dla niego ważne ale i on rozumie, że dla mnie męczące i wolę "po swojemu".
Gdyby jednak było wiecznie, że mam jeździć do niego bo "on ma dużą rodzinę, tradycja" i tak co roku bez liczenia się z moimi potrzebami to ja bym 4 lat nie wytrzymała i wcześniej bym powiedziała stanowcze nie. Równie dobrze, można do rodziców pojechać w pierwszy dzień świąt na obiad, nie musi to być wigilia. Facet poświęcał się dla niej 4 lata a wychodzi na to, że autorka ani tego nie docenia ani nie myśli, że dla niego to jest wyrzeczenie i może chciałby inaczej, raz jeden po swojemu. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.