Temat: panowanie nad waga i sylwetka

Ciekawi mnie dlaczego ludzie nie mogą zapanować nad swoja waga?Nad tym co i ile jedza i w konsekwencji doprowadzają do otylosci.

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

KarynaGrazyna napisał(a):

Szczerze to nie wiem i nigdy tego nie zrozumiałam. Przecież nikt nie budzi się nagle gruby. Każdy może sobie kupić wagę i jakoś to kontrolować. Co innego choroby, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają utratę wagi, co innego tycie "na własne życzenie". Druga sprawa, której nigdy nie zrozumiem- jak można się opychać jedzeniem? Jestem pełna=nie jem. Co innego "smaczki" np. kupić sobie raz na jakiś czas batonika, loda czy orzeszki, a co innego opychać się tym dzień w dzień, przecież to nie jest przyjemne.
Fakt - nikt nie budzi sie nagle gruby. Ja moge powiedziec tylko o sobie - mialam wage i swiadomie dbalam o siebie , bylam szczupla - do czasu jak moje zycie zaczelo sie komplikowac - w sensie - majac pelny etat, rodzine zaczelam studiowac zaocznie - wyjazdy na cale dni na uczelnie i zamiast normalnych posilkow o normalnych porach byly na szybko zlapane bulki/kanapki z czyms tam, na trzecim roku dolozylam sobie drugie studia - trzy dni w tygodniu plus weekend - bez wczesniejszego "normalnego" odzywiania a tylko jakis suchy prowiant , ev. od czasu do czasu obiad na przerwie w najblizszej restauracji.- Wtedy zaczelam powoli, najpierw niezauwazalnie tyc. Po zakonczeniu studiow powinnam wrocic do swojego rytmu i normalnego odzywiania - ale "spadly z nieba" ciezkie choroby najpierw jednej corki , pozniej drugiej - kilka lat spedzonych w szpitalach - sorry - ale w takim czasie naprawde glowa jest zajeta czyms innym niz waga. Narastajacy wieloletni stres, byle jakie jedzenie - spowodowane brakiem warunkow na inne, zrobily z organizmu wrak, nic nie funkcjonuje normalnie, trudno to nazwac choroba, po prostu metabolizm przestal dzialac normalnie. Nigdy nie opychalam sie jedzeniem, raczej niedojadalam, co dla organizmu tez jest sygnalem , ze powinien "odkladac na potem" - w moim zyciu bylam tylko RAZ  w Mc Donaldzie. Pozniej natapil okres spokoju psychicznego i zmiany kuchni zwiazany z wyjazdem do Niemiec. Ze wzgledu na panujace tu zwyczaje zaczelam jesc najwiekszy posilek wieczorem - nie zwracajac na wczesniej wrzucone kalorie. Nie moge nazwac tego opychaniem sie a raczej byly to piekne dlugie kolacje z kims kogo poznalam - i to byla chyba ta pulapka - chec zrobienia sobie przyjemnosci po latach stresu - mila smaczna kolacja dluga kolacja. Oczywiscie nie jedna a taki dluzszy piekny okres, gdy zmartwienia w koncu przechodzily w przeszlosc. Ze organizm rozwalony i takie dorzucenie do pieca na wieczor przyniesie ten skutek oczywiscie nie pomyslalam, bo wczesniej nigdy nie mialam duzych problemow z waga. Jak sie "obudzilam wazylam ponad 75, potem juz tylko masakra, diety bezsensowne , ktore jeszcze bardziej rozwalily hormony (m.innymi pol roku z Almased, spadek i piekne jojo). Od roku zmieniam nawyki, teraz potrzebuje juz silnych dzialan by najpierw naprawic organizm, potem moze uda mi sie schudnac, moze - bo juz nie jestem taka pewna kto wygra - czy te zmiany w organizmie sa jeszcze do naprawy.Podsumowujac - tak - sama sobie jestem winna, ale szczerze, mimo ze nie jestem nieswiadoma - ten proces przebiegal podstepnie i ciagnal sie latami, w czasie , gdy moja glowa miala inne tematy do myslenia niz tylko waga.Takie ocenianie, wrzucanie wszystkich do jednego wora jest dennie glupie i szkoda mi osob, ktore tak malo wiedza a uwazaja sie za ekspertow od dbania o wage.

Bylas gruba, wiedzialas o tym, a jadlas tak dalej, latami, wystarczylo zmniejszyc porcje :) 

lenistwo, brak dbałości o wygląd, zamiłowanie do jedzenia, rozepchany żołądek - to moim zdaniem prowadzi do otyłości.  Ludzie mają ponowny hormonalne ale przy nich można mieć problemy z wagą, trudniej ją utrzymać, można trochę utyc ale nadprogramowe 50 kg to nie hormony. 

KarynaGrazyna napisał(a):

Szczerze to nie wiem i nigdy tego nie zrozumiałam. Przecież nikt nie budzi się nagle gruby. Każdy może sobie kupić wagę i jakoś to kontrolować. Co innego choroby, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają utratę wagi, co innego tycie "na własne życzenie". Druga sprawa, której nigdy nie zrozumiem- jak można się opychać jedzeniem? Jestem pełna=nie jem. Co innego "smaczki" np. kupić sobie raz na jakiś czas batonika, loda czy orzeszki, a co innego opychać się tym dzień w dzień, przecież to nie jest przyjemne.

Nie trzeba się odpychac żeby przytyć. Ja się czuje pełna jak zjem 2 razy więcej niż potrzebuje.

Pasek wagi

ilovewinter napisał(a):

Ja kiedyś się obżeralam, bo kontrola tego, co się je, spożywanie zdrowych produktów i ogólnie zdrowy styl życia wydawało mi się arcytrudną męczarnią. Teraz widzę, że to nie jest takie trudne (ale kalorii nie liczę).

Jak to robisz bez liczenia kcal?

Pasek wagi

maharettt napisał(a):

ilovewinter napisał(a):

Ja kiedyś się obżeralam, bo kontrola tego, co się je, spożywanie zdrowych produktów i ogólnie zdrowy styl życia wydawało mi się arcytrudną męczarnią. Teraz widzę, że to nie jest takie trudne (ale kalorii nie liczę).
Jak to robisz bez liczenia kcal?

Tez sie zastanawiam jak to sie robi. :?

sadcat napisał(a):

maharettt napisał(a):

ilovewinter napisał(a):

Ja kiedyś się obżeralam, bo kontrola tego, co się je, spożywanie zdrowych produktów i ogólnie zdrowy styl życia wydawało mi się arcytrudną męczarnią. Teraz widzę, że to nie jest takie trudne (ale kalorii nie liczę).
Jak to robisz bez liczenia kcal?
Tez sie zastanawiam jak to sie robi. 

Normalnie. Ja jem wtedy, kiedy jestem głodna, albo mam na coś ochotę. Jeśli jednego dnia zdarza mi się przesadzić - np. wieczornym podjadaniem przy filmie - drugiego dnia lekko się oszczędzam. Wyznacznikiem jest dla mnie waga i kiedy pojawi się jakiś kilogram więcej niż zwykle i zadomowi na dłużej (bo wiem, ze wahania są naturalne), to podejmuję działania naprawcze i w ciągu tygodnia jestem w stanie tę górkę "wypędzić". I tak od około 25 lat. Waga 62, wzrost 172, wiek obecny 45.  

Pasek wagi

mirabilis1 napisał(a):

sadcat napisał(a):

maharettt napisał(a):

ilovewinter napisał(a):

Ja kiedyś się obżeralam, bo kontrola tego, co się je, spożywanie zdrowych produktów i ogólnie zdrowy styl życia wydawało mi się arcytrudną męczarnią. Teraz widzę, że to nie jest takie trudne (ale kalorii nie liczę).
Jak to robisz bez liczenia kcal?
Tez sie zastanawiam jak to sie robi. 
Normalnie. Ja jem wtedy, kiedy jestem głodna, albo mam na coś ochotę. Jeśli jednego dnia zdarza mi się przesadzić - np. wieczornym podjadaniem przy filmie - drugiego dnia lekko się oszczędzam. Wyznacznikiem jest dla mnie waga i kiedy pojawi się jakiś kilogram więcej niż zwykle i zadomowi na dłużej (bo wiem, ze wahania są naturalne), to podejmuję działania naprawcze i w ciągu tygodnia jestem w stanie tę górkę "wypędzić". I tak od około 25 lat. Waga 62, wzrost 172, wiek obecny 45.  

Zgadzam sie z mirabilis1. Przeciez wiekszosc osob nie liczy kalorii, w srod moich znajomych i mojej rodziny tylko ja liczylam przez moment kalorie, a wszyscy sa szczupli 8) 

Ja nie jestem jakaś gruba... Ale uważam, że część osób, w tym ja po prostu lubią jeść, lubią smakować. Nie chodzi o to żeby się "nażreć", tylko jak mam coś dobrego w lodówce to ciężko jest się powstrzymać przed zjedzeniem tego. A często jest tak, że jak się spróbuje to nie jest łatwo powiedzieć sobie stop, wystarczy. Tak jak z paczką chipsów. Czy jest ktoś, kto zje tylko sugerowaną porcję? Nie sądzę...

Grażyna 

Co do Ciebie nie jest tajemnicą poliszynela, że miałaś zaburzenia odżywiania, także tak samo ktoś mógłby Ci napisać, że nie wie jak można doprowadzić się do takiego stanu sucharka. 

A wracając do tematu. 

Ja uwielbiam słodycze, no nie mogę bez nich żyć i aby trzymać formę kiedy się najem za dużo po prostu wsiadam na rowerek   i jadę 1,5 h. Oczywiście nie objadam się słodyczami codziennie,  najtrudniejszy jest czas okołoowulacyjny  i tydzień przed okresem. 

Kompletnie do mnie nie przemawia jedzenie 2 kostek czekolady, albo 1 ciastka. To tak jakby zakończyć stosunek przed samym orgazmem. 

Ja mogę na swoim przykładzie napisać, że przytyłam 20 kg w 5 mies, kiedy mój tata zachorował na raka i wtedy wisiało mi jak wyglądam, miałam większe problemy na głowie. Natomiast jak tata zmarł zaraz poukładałam swoje sprawy i się pozbierałam gubiąc te 20 kg w 4,5 mies. 

Ja jestem gruba, a jesc nie lubie. Jem za malo tak naprawde, bardzo waska Gruppe produktow. Przytylam przez leki na serce, ktorych lekarz mi nie chcial zmienic doprowadzajac do +30 kg w rok.

Zeby chudnac trzeba tez jest odpowiednio. Odpowiednio to nie jest dwa razy dziennie a wysoce kalorycznie. Zreszta na kazdego dziala co innego. Ja sobie zdaje sprawe z tego, ze ludzie, ktorzy mnie widza pewnie tak mysla, ze nic nie robie, tylko siedze i zre. A ja zjadlam male sniadanie a obiad zjem o 18 i na tym sie skonczy - co oczywiscie jest zlym trybem odzywiania. Jezdze na rowerze codziennie z corka do zlobka i do pracy (12 km dziennie), chodze na Aquafitness. Ale kogo to, pewnie tylko siedze i sie obzeram :D 

Tez do momentu studiow bylam mega szczupla, wazylam polowe tego, co teraz. Ale tez cale zycie cwiczylam jak glupia, co Weekend bylam w gorach. A wcale jakos lepiej nie jadlam. Problemy zaczely sie, jak zaczely sie studia, na tydzien co najmniej noc, dwie bez snu (i tak totalnie bez snu przez 40h), stres, z roku na rok co raz mniejsza ilosc cwiczen i tak dalej. Oczywiscie momentami moglam jesc lepiej, nie przecze. Ale samo jedzenie u mnie przytycia nie sprawilo. A ludzie i tak wlasnie tak to widza.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.