Temat: panowanie nad waga i sylwetka

Ciekawi mnie dlaczego ludzie nie mogą zapanować nad swoja waga?Nad tym co i ile jedza i w konsekwencji doprowadzają do otylosci.

Pasek wagi

matchatea napisał(a):

Niektorzy maja jakies problemy z ktorymi nie potrafia sobie poradzic i zajadaja problemy - dla mnie to niezrozumiale, bo tyjac maja jeszcze wiecej problemow... ale ja nigdy tego nie przezylam i nie znam takich osob prywatnie, dlatego ciezko mi to zrozumiec.Innym niezdrowe jedzenie tak bardzo smakuje, tak ich kusi, ze nie potrafia nad tym zapanowac i jedza duzo za duzo glownie niezdrowego. Nie chca przestawic sie na zdrowsze jedzenie i ograniczyc niezdrowe, dla nich to tortuty. Rozumiem chwile sie zapomniec i przytyc 3 kilogramy, ale 30kg... 40, 50?! Nie, tego juz nie rozumiem. Takie osoby znam, ich wymowka jest, ze raz sie zyje, ze wszystko tak dobrze smakuje, ze od czegos trzeba umrzec i moje ulubione klamstwo "dobrze czuje sie w moim ciele" - mowi 27-letnia osoba 160cm i 110kg, dla ktorej wejscie na pierwsze pietro jest wyzwaniem.

Mysle ze każdy chciałby jesc bezkarnie smaczne jedzonko,slodycze,ciasta ale podobno nasz gadunek to homo sapiensczlowiek rozumny no ja tez chętnie pochłaniała bym mnóstwo pysznego jedzonka jednak ogromnym wysiłkiem powstrzymuje się od tego.

Pasek wagi

Marisca napisał(a):

Po przeczytaniu Twojego pamiętnika dziwi mnie Twoje pytanie. 

Czemu?Przesiez nie jestem cyborgiem a w Twoim wieku bylam bardzo szczupla potem zaczelam przybierać na wadze ale zajelo mi trochę czasu żeby ogarnąć dlaczego ? Ale zawsze w pewnym momencie wiedziałam ze dalej tak być nie może!!! Teraz doszly zmiany związane z wiekiem ale i to ogarne bo zależy mi na tym żeby być sprawnym człowiekiem,zobaczymy jak Ty dobrniesz do 50.Wez tez pod uwagę ze jako mloda kobieta zylam w calkiem innych czasach i musiałam przystosować się do innego jedzenia z konserwantami i wszechobecnym cukrem.Musialam wiele się nauczyć i naprawdę nie rozumiałam dlaczego mam problemy z utrzymaniem wagi.Ale tez bez przesady nosze rozmiar 40/42 wiec nie jestem hipopotamem.

Pasek wagi

FabriFibra napisał(a):

O czym mowisz? O wahaniach wagi czy o otylosci?

A nie można o jednym i drugim?

Pasek wagi

Nie  byłam złośliwa, więc i Ty nie musiałaś. 

W pamiętniku czytałam, że już w 2008 roku miałaś problemy z wagą , czyli jeszcze przed 40-stką. Z kolei mi chodziło też o Twój jadłospis smalec, owoce w cieście francuskim, nutella, pierogi. No nie jesteś przykładem wzorowego odżywiania, więc nie dziwota, że dobrnęłaś do jakiejś tam wagi. Skoro Twoja waga z powietrza się nie wzięła to co najmniej dziwne , że na forum zadajesz pytania jakie powinnaś zadać sama sobie. 

Agnezia5 napisał(a):

matchatea napisał(a):

Niektorzy maja jakies problemy z ktorymi nie potrafia sobie poradzic i zajadaja problemy - dla mnie to niezrozumiale, bo tyjac maja jeszcze wiecej problemow... ale ja nigdy tego nie przezylam i nie znam takich osob prywatnie, dlatego ciezko mi to zrozumiec.Innym niezdrowe jedzenie tak bardzo smakuje, tak ich kusi, ze nie potrafia nad tym zapanowac i jedza duzo za duzo glownie niezdrowego. Nie chca przestawic sie na zdrowsze jedzenie i ograniczyc niezdrowe, dla nich to tortuty. Rozumiem chwile sie zapomniec i przytyc 3 kilogramy, ale 30kg... 40, 50?! Nie, tego juz nie rozumiem. Takie osoby znam, ich wymowka jest, ze raz sie zyje, ze wszystko tak dobrze smakuje, ze od czegos trzeba umrzec i moje ulubione klamstwo "dobrze czuje sie w moim ciele" - mowi 27-letnia osoba 160cm i 110kg, dla ktorej wejscie na pierwsze pietro jest wyzwaniem.
Mysle ze każdy chciałby jesc bezkarnie smaczne jedzonko,slodycze,ciasta ale podobno nasz gadunek to homo sapiensczlowiek rozumny no ja tez chętnie pochłaniała bym mnóstwo pysznego jedzonka jednak ogromnym wysiłkiem powstrzymuje się od tego.

Oczywiscie, ze kazdy by chcial, ja tez najchetniej objadalabym sie bez konca czekolada i chipsami bez zadnych konsekwencji :D Ale tak sie nie da. Tak wiec... wole byc szczupla i pozwolic sobie na slodkosci nawet codziennie, ale z umiarem, niz jesc za duzo i wygladac jak hipopotam i szukac wymowek, tak jak wiele osob. Nigdy nie bylam nawet blisko nadwagi

Szczerze to nie wiem i nigdy tego nie zrozumiałam. Przecież nikt nie budzi się nagle gruby. Każdy może sobie kupić wagę i jakoś to kontrolować. Co innego choroby, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają utratę wagi, co innego tycie "na własne życzenie". Druga sprawa, której nigdy nie zrozumiem- jak można się opychać jedzeniem? Jestem pełna=nie jem. Co innego "smaczki" np. kupić sobie raz na jakiś czas batonika, loda czy orzeszki, a co innego opychać się tym dzień w dzień, przecież to nie jest przyjemne.

Ja kiedyś się obżeralam, bo kontrola tego, co się je, spożywanie zdrowych produktów i ogólnie zdrowy styl życia wydawało mi się arcytrudną męczarnią. Teraz widzę, że to nie jest takie trudne (ale kalorii nie liczę).

Bo tak naprawde trzymac sie swojego cpm jest cholernie trudno, jeszcze jak ruchu nie ma. Osoby grube sobie sprawy nie zdaja ile przyjmuja kcal, stad maja zdanie, ze tyja z powietrza. Serio, wystarczy przeliczyc kcal z całego dnia, tak szczerze przed soba. 

KarynaGrazyna napisał(a):

Szczerze to nie wiem i nigdy tego nie zrozumiałam. Przecież nikt nie budzi się nagle gruby. Każdy może sobie kupić wagę i jakoś to kontrolować. Co innego choroby, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają utratę wagi, co innego tycie "na własne życzenie". Druga sprawa, której nigdy nie zrozumiem- jak można się opychać jedzeniem? Jestem pełna=nie jem. Co innego "smaczki" np. kupić sobie raz na jakiś czas batonika, loda czy orzeszki, a co innego opychać się tym dzień w dzień, przecież to nie jest przyjemne.

Fakt - nikt nie budzi sie nagle gruby. Ja moge powiedziec tylko o sobie - mialam wage i swiadomie dbalam o siebie , bylam szczupla - do czasu jak moje zycie zaczelo sie komplikowac - w sensie - majac pelny etat, rodzine zaczelam studiowac zaocznie - wyjazdy na cale dni na uczelnie i zamiast normalnych posilkow o normalnych porach byly na szybko zlapane bulki/kanapki z czyms tam, na trzecim roku dolozylam sobie drugie studia - trzy dni w tygodniu plus weekend - bez wczesniejszego "normalnego" odzywiania a tylko jakis suchy prowiant , ev. od czasu do czasu obiad na przerwie w najblizszej restauracji.- Wtedy zaczelam powoli, najpierw niezauwazalnie tyc. Po zakonczeniu studiow powinnam wrocic do swojego rytmu i normalnego odzywiania - ale "spadly z nieba" ciezkie choroby najpierw jednej corki , pozniej drugiej - kilka lat spedzonych w szpitalach - sorry - ale w takim czasie naprawde glowa jest zajeta czyms innym niz waga. Narastajacy wieloletni stres, byle jakie jedzenie - spowodowane brakiem warunkow na inne, zrobily z organizmu wrak, nic nie funkcjonuje normalnie, trudno to nazwac choroba, po prostu metabolizm przestal dzialac normalnie. Nigdy nie opychalam sie jedzeniem, raczej niedojadalam, co dla organizmu tez jest sygnalem , ze powinien "odkladac na potem" - w moim zyciu bylam tylko RAZ  w Mc Donaldzie. Pozniej natapil okres spokoju psychicznego i zmiany kuchni zwiazany z wyjazdem do Niemiec. Ze wzgledu na panujace tu zwyczaje zaczelam jesc najwiekszy posilek wieczorem - nie zwracajac na wczesniej wrzucone kalorie. Nie moge nazwac tego opychaniem sie a raczej byly to piekne dlugie kolacje z kims kogo poznalam - i to byla chyba ta pulapka - chec zrobienia sobie przyjemnosci po latach stresu - mila smaczna kolacja dluga kolacja. Oczywiscie nie jedna a taki dluzszy piekny okres, gdy zmartwienia w koncu przechodzily w przeszlosc. Ze organizm rozwalony i takie dorzucenie do pieca na wieczor przyniesie ten skutek oczywiscie nie pomyslalam, bo wczesniej nigdy nie mialam duzych problemow z waga. Jak sie "obudzilam wazylam ponad 75, potem juz tylko masakra, diety bezsensowne , ktore jeszcze bardziej rozwalily hormony (m.innymi pol roku z Almased, spadek i piekne jojo). Od roku zmieniam nawyki, teraz potrzebuje juz silnych dzialan by najpierw naprawic organizm, potem moze uda mi sie schudnac, moze - bo juz nie jestem taka pewna kto wygra - czy te zmiany w organizmie sa jeszcze do naprawy.

Podsumowujac - tak - sama sobie jestem winna, ale szczerze, mimo ze nie jestem nieswiadoma - ten proces przebiegal podstepnie i ciagnal sie latami, w czasie , gdy moja glowa miala inne tematy do myslenia niz tylko waga.

Takie ocenianie, wrzucanie wszystkich do jednego wora jest dennie glupie i szkoda mi osob, ktore tak malo wiedza a uwazaja sie za ekspertow od dbania o wage.

no nie wiem, ja tam panuje. Nigdy nie ważyłam więcej niż 67 kg.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.