Temat: Psychologiczne aspekty odchudzania

„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi?
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą

Hej kochani,

Jako osoba która schudła na własnej diecie juz 20 kg (w etapach z odstepami po kilka mscy, z ciaza w miedzyczasie i brakami jojo) i odchudza sie wlasnie znowu (kolejny etap z 66 zeszłam do 61 i lecej dalej) mogę coś nieco napisać o tej "psychice" ... 

Większosc z was pisze o pozeraniu, rzucaniu się na jedzenie w sytuacjach stresowych itd. I ja tak miałam, nie zauwazyłam tego tycia, a przytylam z 57 do 82 ! w bardzo krótkim czasie. Jedzenie sprawiało mi taką przyjemność, to była jakaś nagroda, nie wiem cięzko to nazwać. I to były też te braki o ktorych pisalyscie. Nie tyle jedzenia, co kiedys kiepsko zarabiałam i potem jak sytuacja nam się odmieniła diametralnie to ciągle cos zarłam, zamawiałam, naprawdę jakas masakra jak o tym mysle.. trzeba było w ciuchy zainwestować albo torebki ;) 

Jak w koncu przemogłam się do odchudzania (a byłam w totalnym zaprzeczeniu. Widziałam swoje tłuste zdjecia i mowilam, e tak wyszłam. TO niemozliwe) to przypomniało mi się cos co powiedziała mi sisotra gdy się odchudzała. Ponieważ wtedy przed dietą, sama myśl o odchudzaniu i końcu frykasów kojarzyła się naprawdę nie przebierając w słowach z jakąś katastrofą, koniec zycia, koniec wszystkiego...)to jej słowa na mnie spadły z jak nieba. Olsnienie. Ona mowi tak : przecież to tylko 3 msce!!! potem znowu mozna jeść normalnie. rozumiecie? no lwasnie. TYLKO TRZY MIESIACE. a nie koniec swiata, koniec zycia. to są tylko zasrane trzy miesiace!!! I jak się zaczyna z takiej wielkiej nadwagi jak 82 to kg lecą szybko. na początku:) takze jest to bardzo motywujące. wazyłam się codziennie i codziennie ubywało po ok 200 g. potem jadłam jeszcze bardziej rygorystycznie i poleciało. I wiecie co mi zaczeło sprawiac taka dziką przyjemnosc jak kiedys to zarcie? wlasnie pilnowanie tej diety, zeby byc najedzonym, jesc zdrowe rzeczy, ale jednoczenie jesc zgodnie z tą dietą swoją. Zeszłam do 75 potem parę mscy przerwy bez jojo, odpoczelam, jadlam znowu normalnie jak kiedys. Zeszłam potem do 65, zaszłam w ciaze, wrocilam do 79 potem zeszlam do 66 i teraz mam 61. Lecę tak do 58 odpocznę pare mscy i do 55 zejdę. 

Teraz jak mam ochotę siegnac po coś kalorycznego to poprawia mi nasroj taka mysl : jak fajnie jest chudnac, jaka to przyjemnosc się rano wazyc. Jak zjem to wrocę do tycia, zlego nastroju i wszystko znowu bedzie mnie wk**** ;))

Ja niby wiem że powinnam pójść do psychologa ale jakoś cały czas się wzbraniam :-(. Jakoś nie chcę opowiadać obcej osobie o swoich słabościach. 

Właśnie najlepiej iść do psychologa. Zwierzanie się z wielu rzeczy osobom które znamy jest wstydliwe, nie wiadomo jak to będzie kiedyś wykorzystane. Grunt to znaleźć dobrego psychologa.

Szczerze mówiąc dla mnie bardziej wstydliwe jest zwierzanie się ze swoich problemów psychologowi . Mam kilka naprawdę dobrych koleżanek i wiemy że nigdy mnie nie obgadują mnie za moimi plecami dlatego mogę im się zwierzyć się ze swoich zmartwień . Niestety też mam kłopoty odnośnie odchudzania ponieważ mam pewne potrawy i produkty od których czasami w ogóle nie mogę się opędzić i cały czas o nich myślę . Na pewno każda z was kiedyś tego doświadczyła czy cały czas doświadcza . Tutaj jem dietetyczny - nie do końca dobry dla mnie posiłek a tam z tyłu głowy mam gdzieś zdecydowanie bardziej smakowite potrawy ale to już niestety bardziej kaloryczne. Jednak odchudzanie to naprawdę Droga przez mękę...

Witam.

Ja to też mam poważny problem psychologiczny jeśli chodzi o jedzenie.  Na diecie jestem odkąd pamięta. 6 lat temu schudłam 10 kg, nawet nie wiem kiedy. Był to czas kiedy poznałam mojego obecnego męża. Może był on moją motywacją, sama nie wiem. Kg poleciały drastycznie. Aktualnie powoli wracam do wagi sprzed schudnięcia. Na pasku pokazuje już 68kg. Od ślubu (1,5 roku temu) przytyłam 7kg. Wpadłam w błędne koło. Staram się pilnować, próbuję różnych sposobów odchudzania. Dietetyk, dieta on- line, ćwiczenia, orbitrek i nic. Rozgoryczenie mam coraz większe. Im więcej o tym myślę tym gorzej mi to wychodzi, a co dziennie waga o 300g idzie w górę. Co robić jak robić? Sama nie wiem. Błędne koło. Próbuję się chwilowo odciąć od tego, nie myśleć. Z drugiej strony nie myślenie to strata cennego czasu. Tym sposobem wykupiłam dietę na vitali.. ostatnia próba, deska ratunku.

Pasek wagi

Samo ćwiczenie i dieta ( której przestrzegamy jakiś czas) nic nie zmienią, jeśli chce się długotrwałego efektu to niestety trzeba zapomnieć o złych nawykach i całkowicie przejść na zdrową dietę : http://www.biomedical.pl/dieta-i-odzywianie/przyczyny-nieskutecznego-odchudzania-a11427.html

możemy sobie mówić, że jeden pączek nic nie zmieni, ale niestety od tego zaczyna, dziś jeden, jutro dwa i w ten oto sposób całe nasze odchudzanie szlag trafia. Tyle jeśli chodzi o najważniejszy powód. NIE PODDAWAJCIE SIĘ !! i przede wszystkim nie ulegajcie pokusą.

Oto wątek, którego szukałam ;) "Odchudzałam się" masę czasu. W cudzysłowie, bo były to zrywy (po jednym wylądowałam w szpitalu) i epizody obżarstwa. W końcu poszłam do dietetyka. Szarpiąc się, bo było więcej cheat meali niż powinnam (zdecydowanie więcej) schudłam 8kg. Później wszystko rozjechało się, przyszedł moment, w którym dietetyk zaproponował mi okresową stabilizację, i gdy zobaczyłam w mailu "zmiany proszę wprowadzać stopniowo" to niemal wybuchnęłam gorzkim śmiechem. Potrafiłam iść w deszczu do sklepu, kupić czekoladę i zjeść całą w przeciągu dziesięciu minut.

Wiecie, ze słodyczami mam trochę jak alkoholicy z mocniejszymi trunkami. Mówię sobie- nie będę jeść. Ochota jest coraz większa, z czasem już wiem, że nie ma co się opierać, bo i tak ulegnę. Idę do sklepu, sprzedawczyni nawet w oczy nie patrzę. Często zmieniam sklepy, bo mam wrażenie, że patrzą na mnie krzywo i widzą, że za dużo kupuję. Gdy już mam jakiś batonik idę w przytulne miejsce, z dala od ciekawskich oczu, ale ponieważ nie jestem sama to np. wyciągam je z papierka żeby nie szeleściły i zjadam ukradkiem. Tak- to już ten stan.

Od kilku tygodni wiem już dokładnie skąd moja nadwaga i problemy ze słodyczami. Ponoć zapychają pustkę emocjonalną. Mój dietetyk nie pyta o problemy emocjonalne, a myślę, że to przeogromny błąd, bo sądzę, że u masy osób podłożem nadmiernej masy ciała są właśnie jakieś tam niepokoje. Dlatego planuję wizytę u psychologa. Mam szczerą nadzieję, że będzie to ten bodziec co zburzy tamę :D

Ja również trafiłam na ten wątek w poszukiwaniu wiedzy i doświadczeń innych osób. Przez wiele lat pracowałam w bankowości, co doprowadziło mnie do rozstroju fizycznego i psychicznego. Przytyłam z 59kg (w pierwszym roku pracy) do 93 w ostatnim czasie. Nie mogłam poradzić sobie z wypaleniem zawodowym, nabawiłam się nerwicy lękowej, straciłam całkowicie poczucie panowania nad czymkolwiek, nad pracą, życiem, sobą samą. Pewnego dnia nie byłam w stanie podnieść się z łóżka i pójść do pracy. Trafiłam do specjalisty, skorzystałam z L4, a następnie - w wyniku przemyśleń i analizy własnych pragnień - postanowiłam odejść z wyniszczającej pracy. Od czerwca nie pracuję, dość długo czasu zabrało mi dojście do takiego stanu psychofizycznego, żeby postanowić coś ze sobą zrobić. Od poniedziałku przystąpiłam do walki :) 

Pasek wagi

Ja po prostu pomyślałam sobie, że ciało to jest tylko maszyna do przemieszczania się i trzeba zaspokajać potrzeby umysłu, który nie chce siedzieć sam w pokoju i jeść odgradzając się od wszystkiego co za oknem. Jeść tak i tyle, żeby ta maszyna działała poprawnie. Jak mawiali starożytni Grecy - walka z pokusami cielesnymi kształtuje charakter, bo bez wyrzeczeń jest się słabeuszem bez charakteru.

poszukuje chetnej dzieczyny o wadze okolo 100 kg do wspolnego odchudzania 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.