- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
18 listopada 2020, 10:47
Cześć dziewczyny.
Tak mnie naszło. Czy istnieje sposób na trzymanie swojego bilansu kalorycznego bez liczenia kcal? U mnie ten sposób działa raczej średnio, po tym jak cały czas coś liczę i planuję wychodzi na to, że cały dzień, non stop myślę o jedzeniu. A wiecie czym to grozi u osoby z kompulsywnym obżarstwem? Wydaje mi się, że ja raczej o tym jedzeniu nie powinnam myśleć wcale...
Pomyślałam więc, czarownico, a gdybyś nie liczyła ilości kcal tylko .. ważyła posiłki? Zauważyłam, że moje najbardziej kaloryczne dania są też ciężkie, średnio 500-700 gram, myślę, że 1 kg na raz też bez problemu wsuwam. I potem oczywiście czuję się tragicznie. Fizycznie i psychicznie. Wiem, że ameryki nie odkrywam: dużo = kalorycznie (no chyba, że mówimy o warzywach). Przy czym wiadomo, jeśli zjemy max 200 gr choćby i kebaba to i tak sumarycznie spożytych kalorii wyjdzie mniej. Oczywiście nie chcę opierać mojej diety na fastfoodach, ale 300 gr obiadu nie zrobi tego co 700 gr obiadu :D
Wiem, że to generalnie głupie, przecież można powiedzieć PO PROSTU JEDZ MNIEJ, ale na mnie takie ogólne hasło nie robi wrażenia, ja muszę stawiać sobie łatwe do zliczenia/zważenia/skalkulowania limity.
Powiedzcie co o tym sądzicie, bo ja przez moje kompulsywne napady jedzenia wszystkiego w ilościach hurtowych, byleby się napchać mogę nie myśleć racjonalnie. Mam z kompulsami duży problem i szukam czegoś co będzie moim hamulcem.
18 listopada 2020, 12:00
A jakby trzymać się zasady "weź mało kalorycznego, głównego składnika i dopchaj żołądek warzywami"? To też jest śliskie, bo "mało głównego składnika" też może przewalić bilans, ale wydaje mi się że będzie bardziej skuteczne niż stałe kryterium wagowe. Można też nauczyć się proporcji w kilku daniach o określonej kaloryce i trzymać się tych proporcji przy przygotowywaniu - wtedy nie musisz dokładnie wszystkiego ważyć i przeliczać, tylko wiesz, że - przykładowo - owsianka czy omlet przygotowany w konkretny sposób ma konkretną liczbę kalorii. Posiłki możesz planować wcześniej, żeby myśleć o kaloriach tylko w fazie planowania, a nie przez cały dzień. Alternatywą może być korzystanie z gotowych jadłospisów z rozpiską kaloryczną, o ile masz chęci i możliwości (w wieloosobowych gospodarstwach domowych, gdzie jada się wspólne posiłki, dania dietetyczne mogą być odrzucane przez większość, a gotowanie dwóch obiadów to przyjemność, na którą nie wszyscy mogą sobie pozwolić;)).
18 listopada 2020, 12:01
Dziewczyny, a może któraś z was "uzdrowiła" w sobie to uczucie sytości i głodu? Na zasadzie, kiedyś żarła aż do bólu, a teraz potrafi przestać w odpowiednim momencie? Bo ja naprawdę nie mogę na sobie polegać w tej kwestii, nie wiem jak to zmienić. Stąd milion durnych pomysłów na przysłowiowe baty nad głową. Bo jeśli mój mózg nie mówi stop, to coś musi ten stop powiedzieć za mnie. Tak to sobie tłumaczę.
Już doczytałam post Nyasu.
A teraz przeczytam go jeszcze ze sto razy. Wydrukuję i powieszę na lodówcę.
Wiecie, każdy dookoła powtarza tylko szybciej, szybciej, chudnij już tu i teraz 20 kilo albo nie mamy o czym gadać, istnieje milion "diet" na schudnięcie 10 kilo w dwa dni itp. To tak mocno się we mnie zakorzeniło, że wszystko chciałabym tu i teraz. Spróbuję odpuścić liczenie i planowanie, bo tak jak mówiłam i więcej myślę o jedzeniu tym w większe bagno wpadam.
Dziękuję za dotychczasowe odpowiedzi, jeśli znacie jeszcze jakieś wartościowe opracowania/filmy/podcasty to poproszę, przygarnę wszystko. Mam tyle do naprawienia w tej główce, że hoho 😃
Edytowany przez czarovnicaa 18 listopada 2020, 12:09
18 listopada 2020, 12:09
Dziewczyny, a może któraś z was "uzdrowiła" w sobie to uczucie sytości i głodu? Na zasadzie, kiedyś żarła aż do bólu, a teraz potrafi przestać w odpowiednim momencie? Bo ja naprawdę nie mogę na sobie polegać w tej kwestii, nie wiem jak to zmienić. Stąd milion durnych pomysłów na przysłowiowe baty nad głową. Bo jeśli mój mózg nie mówi stop, to coś musi ten stop powiedzieć za mnie. Tak to sobie tłumaczę.
Tak, jak trzymam się przez jakiś czas ładnej, zbilansowanej, zróżnicowanej i zdrowej diety, to organizm sam wie, czego chce i w odpowiednim momencie mówi "dość" albo "nie masz wcale ochoty na czekoladę, odpuść". Ale jak tylko sobie pofolguję, to znów zaczynają się ciągoty i napady - szczególnie na rzeczy, które mi mocno smakują.
18 listopada 2020, 13:22
W ogóle nie rozumiem takich dylematów. Jem zawsze kiedy jestem głodna i to co chcę i ile mi potrzeba żeby się najeść. Dla kogoś kto nie ma zaburzonego poczucia głodu (dietami, złym odżywianiem, deficytami czy też przetworzonym jedzeniem i cukrem) to chyba w miarę oczywiste? Do głowy mi nie przychodzi przeliczanie mojego posiłku na kcal czy na wagę. 3 dni temu chciało mi się śliwek, zjadłam z 1,5 kg i jedyne czym się martwiłam to czy mój żołądek i jelita to zniosą.
18 listopada 2020, 14:49
@przymusowa Widzisz to jest proste wtedy kiedy tych zaburzeń się nie posiada. Jeśli jednak jest inaczej jest to dużo trudniejsze i głównie o tym jest ten post. Szukam sposobu/wsparcia, nie proponuje konkretnej metody.
18 listopada 2020, 15:45
Jeśli nie masz świadomości sytości i głodu, a w dodatku problemy z kompulsywnym objadaniem, to nie ważne na ile diet przejdziesz, zawsze będziesz wracać do tego zamkniętego koła nadmiernego myślenia o jedzeniu, objadania się, odmawiania jedzenia itd.
Brzmi to jakby jedzenie intuicyjne było dla Ciebie dobrym rozwiązaniem. Jeśli mówisz, że nie potrafisz jeść intuicyjnie to tym bardziej - bo są techniki, aby się tego nauczyć. Nie znam dokładnie całego procesu, ale jest coraz więcej specjalistów pracujących w tym nurcie. Może warto udać się po pomoc np. do psychodietetyczki? Albo chociaż poczytać jakieś materiały samopomocowe.
18 listopada 2020, 17:25
@przymusowa Widzisz to jest proste wtedy kiedy tych zaburzeń się nie posiada. Jeśli jednak jest inaczej jest to dużo trudniejsze i głównie o tym jest ten post. Szukam sposobu/wsparcia, nie proponuje konkretnej metody.
Opowiem swoją historię. Do 35 lat byłam szczupła.Pracowalam wtedy po za domem i nie miałam czasu na jedzenie . Jadłam 1 lub 2 posiłki dziennie. Od momentu gdy zaczęłam pracować w domu zaczęły się moje kłopoty z nadwagą
Wyglądało to tak że prócz 3 posiłków ciągle coś podjadalam. Aby wyjść z tego zaczęłam jeść z zegarkiem w ręku. Najpierw jadłam co 2 godziny i w miarę upływu czasu wydłużałam przerwy. Trwało to z rok. Schudłam 15 kg. Potem wydawało mi się że jem normalnie. Niestety jednak na przestrzeni lat jedzenie bardzo się zepsuło, wszędzie pakują cukier w takiej czy innej postaci. Nie miałam świadomości że dzieje się coś takiego. Znów przytyłam 12 kg , znów schudłam. Potem zachorowałam 2 razy na raka , zaczęłam pocieszać się jedzeniem i znów przytyłam , tym razem 10 kg. W zeszłym roku znów schudłam a w zimie przytyłam 8 kg
Zawsze chudłam bez najmniejszego problemu a tym razem materia stawia opór. Jem zdrowo głównie warzywa,ryby,jajka,zupy, z owoców to jabłka,grejpfruty,sezonowo śliwki, truskawki, orzechy. I co i nic.
A teraz do brzegu. Przez co najmniej rok warzylam wszystko a teraz robię to coraz rzadziej bo poprostu orientuję się już co ile waży i ile ma kalorii. Nie wiem jak w inny sposób można to ogarnąć
Edytowany przez Noir_Madame 18 listopada 2020, 17:25
18 listopada 2020, 17:31
a nie umiesz juz na oko okreslić wielkości porcji? Tzn chodzi mi o to, że ja liczyłam kalorie przez około 2-3 miesiące. Przez ten czas przewaliłam mnóstwo potraw po kilka razy i już mniejwięcej wiem ile czego mogę zjeść, żeby było ok. Mniejwięcej. Bo te 100-200 czy 300 kcal/ dobę w te czy we wtę nie robi różnicy jak raz na oko nałożysz 300 a raz 320 g czegoś. Problemem jest jak zjesz 1000 czy 2000 kcal więcej. Przez ten czas nauczyłam się (a raczej zapamiętałam), ze mogę zjeść np 6 pierogów ruskich na obiad, tyle i tyle np potrawki takiej co robię z warzyw na patelnię, ryżu i piersi indyka, wiem ile mniejwięcej mogę nałożyć sobie ziemniaków i kotleta schabowego. Oczywiście, to czy tak robię, to swoją drogą :P Są dni lepsze i gorsze, ale zmierzam do tego, że nakładając te rzeczy 5 czy 10 razy już wiem jak dany posiłek powinien ilościowo wyglądać na talerzu. Wydaje mi się, że każda osoba po jakimś czasie nabiera takiej umiejętności. Raczej nie jemy codziennie innej potrawy az do nieskończoności, tylko są one co jakiś czas powtarzalne. Jedynie można coś nowego policzyć sobie. Może tak spróbuj? Załóż sobie te 3-4 czy 5 posiłków i ich się trzymaj. Na kazdy zjedz porcję którą już gdzieś 100 razy liczyłas więc wiesz ile kromek chleba jest dobrze a ile za dużo. No chyba że problemem jest to, że jak liczysz to się trzymasz wyznaczonych posiłków a jak przestajesz liczyć, to już nie kontrolujesz się wcale i jesz po 8 razy dziennie co popadnie? :) To już trzeba nad psychiką popracować, bo to raczej emocjonalna sprawa niż fizyczna
Edytowany przez Karolka_83 18 listopada 2020, 17:34
18 listopada 2020, 21:30
Niestety jednak na przestrzeni lat jedzenie bardzo się zepsuło, wszędzie pakują cukier w takiej czy innej postaci. Nie miałam świadomości że dzieje się coś takiego. Znów przytyłam 12 kg , znów schudłam. Potem zachorowałam 2 razy na raka , zaczęłam pocieszać się jedzeniem i znów przytyłam , tym razem 10 kg. W zeszłym roku znów schudłam a w zimie przytyłam 8 kgZawsze chudłam bez najmniejszego problemu a tym razem materia stawia opór. Jem zdrowo głównie warzywa,ryby,jajka,zupy, z owoców to jabłka,grejpfruty,sezonowo śliwki, truskawki, orzechy. I co i nic.A teraz do brzegu. Przez co najmniej rok warzylam wszystko a teraz robię to coraz rzadziej bo poprostu orientuję się już co ile waży i ile ma kalorii. Nie wiem jak w inny sposób można to ogarnąć
Więc może w Twoim przypadku to już po prostu wiek i sprawdza się, że po 50-tce już należy jeść jednak te 400 kcal mniej. Też zakładam, że niedługo być może będę się musiała pożegnać np. z paczką orzechów dziennie i zaspokoić ochotę połową. Życie jest brutalne, nie dosyć, że człowiek się starzeje i w lustrze już nie ogląda "siebie" to jeszcze mu jedzenie zabierają:)