O co cała afera?

Amerykanin Benjamin Careathers od 2002 roku był wiernym konsumentem energy drinka Red Bull. Jego zdaniem,reklamy sugerowały nadzwyczajną moc napoju, kiedy tym czasem wszystkie deklaracje producenta opierały się na działaniu kofeiny. Okazuje się, że związku tego w Red Bullu nie ma więcej niż w filiżance porządnej kawy.

Amerykanin nie zauważył ani zwiększenia wydajności, ani lepszej koncentracji po wypiciu Red Bulla, co skłoniło go w 2013 roku do złożenia pozwu przeciwko firmie. Uznał on za nieprawdziwe hasło 'Red Bull doda Ci skrzydeł', a reklamy w telewizji, radio i gazetach za powiększające falę oszustwa. 

Stanowisko producenta

Red bull wystosował do mediów oświadczenie, w którym zaprzeczył jakimkolwiek uchybieniom ze swojej strony. Aby jednak uniknąć kosztów procesu zgodził się na ugodę, według której wypłaci 13 mln dolarów na fundusz ugodowy. Firma zmieni też strategię reklamową. Amerykanie, którzy zakupili energy drinka w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat będą mogli liczyć na 10 dolarów gotówką lub 2 napoje gratis. Koszty przelewu i dostarczenia ponosi Red Bull.

Cała prawda o Red Bullu

Red Bull to pierwszy dostępny na rynku napój energetyzujący, zdecydowany potentat w swojej branży, co 'odbija się' też na jego cenie. Składem nie różni się jednak wiele od innych tego typu napojów. Jako regulator kwasowości wykorzystany został cytrynian sodowy. Charakterystyczna jest wysoka zawartość witamin z grupy B (szczególnie B12) - 100 ml napoju to aż 200% zalecanego dziennego spożycia. 

Substancją pobudzającą w tym i wielu innych energetykach jest kofeina i tauryna. Według wielu naukowców ich działanie nie jest bardziej skuteczne od dobrej kawy, czy herbaty.

A Ty uważasz, że Careathers miał podstawy do pozwu?

Zdjęcie tytułowe pochodzi z: Giovanna Faustini / Foter / CC BY

Zdjęcie z tekstu pochodzi z: mandyxclear / Foter / CC BY-ND