Witajcie,
Ostatnio mnie tu nie było - totalny brak czasu...
We wtorek zadzwoniono do mnie w sprawie cv jakie złożyłam na pewne stanowisko pracy, więc przygotowywałam się do rozmowy, która odbyła się wczoraj tj w środę...
Ogólnie muszę Wam powiedzieć, że ten tydzień to kompletna porażka... dzisiaj się nawet poryczałam! ale po kolei...
Wczoraj nie miałam co wziąć zbytnio do pracy, więc był ryż z truskawkami i serem białym, któy zjadłam ok 12.00 i jako praktycznie jedyny posiłek w trakcie dnia... rozmowa o prace na godzinę 15.00 więc z pracy wyszłam o 14.30 i zestresowana czytałam ustawy, bo a nóż widelec zapytają mnie o coś to nie będę kombinować...
I szczerze? Nie zapytali o nic z ustaw! Zmarnowałam na to tyle czasu... rozmowa kwalifikacyjna trwała 2h! Najpierw odbyli ze mną rozmowę wstępną (która, biorąc pod uwagę pozostałe części była najprzyjemniejsza), a później były testy - excel (wydawało mi się, że to będzie pikuś, do momentu kiedy tego nie zobaczyłam-same funkcje jezeli nic nie zrobiłam), kolejny był na organizację czasu pracy (ułożenie planu dnia asystentki prezesa) i ostatnie zadanie na analizę i prędkość... Z całej tej rozmowy wyszłam rozczarowana, sfrustrowana i piekielnie głodna i zmęczona. Wracałam do domu z nadzieją na dobry obiad i zimne piwo (które się chłodziło od miesiąca). Piwo było, obiadu nie... Pusta lodówka... przełknęłam praktyczny brak obiadu (najadłam się kanapek których nie powinnam jeść), a piwa nawet nie spróbowałam bo wypił je mój tata... ech
Ale apogeum ZŁA przyszło dzisiaj...
Otóż do pracy kupiłam sobie serek by miec cokolwiek do zjedzenia, ogólnie ostatnio w pracy nie mogę jakoś wpaść w rytm jedzenia, jeśli nie mam konkretnego pudełeczka... a z racji wczorajszej pustki w lodówce, tym samym brakiem pojemniczków na dziś, nie wiele miałam do jedzenia w pracy i jakoś wkręciłam się w pracę, że zapomniałam zjeść i musiałam wychodzić. Głodna wpadłam do domu miałam jakieś 15 min by spakować się na siłownię, a moja mama w tym czasie przygotowywała cudowny obiad - smażone ziemniaczki z mięchem... idealny! mimo iż nie dietetyczny z chęcią bym go pochłonęła, ale bodycombat czekał! Więc odmówiłam posiłku, zbierając ciuchy w locie. Mama zapytała czy zrobić, to samo i na którą godzinę, a że bardzo się śpieszyłam, nie byłam w stanie podać jej konkretnej godziny, krzyknęłam "nie wiem" (z nadzieją, że zrobi a ja zjem najwyżej zimne) i wybiegłam na zajęcia.
Na zajęciach był ogień, mega energia, tak że miałam ochotę na kolejną godzinę combatu... Wróciłam szczęśliwa do domu, napakowana endorfinami, energią i tym że widziałam w swojej na max rozświetlonej Warszawie Duży Wóz na niebie.
Chcę już jeść ten fantastyczny obiad, na który tak czekałam... a jego NIEMA!! drugi dzień z rzędu nie jem prawie nic, w dodatku wiem, że wszyscy jedli obiad, a dla mnie nie starczyło! Wkurzyłam się niemiłosiernie, bo gdybym nie wiedziała co jedzą to jakoś bym to przeżyła, ba gdyby w tej cholernej lodówce było coś więcej niż światło zrobiłabym sobie coś do jedzenia, mimo iż moja fantastyczna mama była dziś na zakupach i co mi kupiła? Wafle różnej maści - bo nie jem glutenu (prawie) i masło orzechowe... Mama przychodzi i mówi mi, że jakiś gulasz gdzieś tam jest że jak chce to sobie go mogę zjeść... i w mojej głowie taka myśl - serio gulasz? Wy jedliście mięcho i jakieś ziemniaczki a ja mam jesc gulasz?! I z czym z cholernym waflem ryżowym !!
Burknęłam, że nie na to liczyłam i nie chce się z nią kłócić, to jeszcze mama miała do mnei pretensje bo nie powiedziałam jej o któej wracam by mogła coś zrobić... Jeszcze tata dołożył swoje dwa grosze, że mogę zrobić sobie coś innego, on nie widzi problemu...
Znalazłam dwa jajka i zrobiłam sobie jajecznicę z samych dwóch jaj... popatrzyłam na to i się rozpłakałam...
Serio rozbeczałam się z powodu, jedzenia!
Wiecie, jakie to jest okropne nie mieć wsparcia ze strony najbliższych?
Ktoś mógłby powiedzieć, żebym robiła zakupy i gotowała sama... Spoko, serio... ale gdybym mieszkała sama, wiem co miałabym w mieszkaniu, jakbym nie miała co jesc wiedziałabym, że czeka mnie gotowanie - a to zupełnie inne nastawienie. Mało tego! Często jest tak, że ja ide na zakupy, kupuję produkty a moja mama ma do mnie pretensje, że dzień wcześniej kupiła to samo i teraz się będzie marnować... ech
Tak bardzo chciałabym już mieć coś swojego, żyć na własny rachunek... budować własne życie na swoich warunkach... ale narazie jest to niemożliwe...
Ogólnie ten tydzień jest dla mnie ciężki chyba pod każdym możliwym względem... Chyba czas wybrać się gdzieś by złapać oddech, móc pozostać tylko z własnymi myślami by móc wszystko sobie poukładać.. Dodatkowo przed okresem i każdy element mojego/cudzego zachowania i innych aspektów wpływa na mnie ze zdwojoną siłą...
Przepraszam Was za tak długi wpis, ale musiałam jakoś z siebie to wszystko wyrzucić, a z racji mojej ilości znajomych i ludzi którzy mogliby mnie zrozumieć... nie miałam komu tego powiedzieć...
Przepraszam Was najmocniej, ale liczę, że będziecie wyrozumiali i choć odrobinę mnie zrozumiecie...
Buziaczki Kochani
P.S mimo bycia przed okresem - jest szansa, że waga znów spadnie o 0.5kg, narazie spadek o 0,3 w przeciągu niecałego tygodnia...