Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

czas na zmiany

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8500
Komentarzy: 181
Założony: 29 września 2014
Ostatni wpis: 15 sierpnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
zusiaa1918

kobieta, 34 lat, Warszawa

171 cm, 88.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Witajcie,

Od dawna mnie tu nie było - skupiłam się na życiu i treningach... waga spadała do pewnego czasu kiedy zdrówko dopisywało, a kiedy zaszwankowało wszystko się posypało...
Po prawie 3 miesiącach chcę wrócić na prawidłowy tor czyli dieta i treningi (niestety bardzo spokojne po problemach z kolanem).

W tym czasie przybyły mi 3 kg i o 3 za dużo, bo zamiast starać się o spadek wagi wpadłam w dawne nawyki i ciężko zmotywować się znów do pracy :( 

Ale koniec marudzenia i suszenia sobie głowy, trzeba wziąć się w garść i walczyć dalej :) 

Więc witam ponownie :) będziemy widzieć się częściej ;)

Buziaczki

Ruda ]:>

18 lutego 2016 , Komentarze (4)

Dawno mnie tu nie było, ale zawsze tak jest gdy nie mam na nic czasu - nawet kompa nie odpalałam chyba od miesiąca bo zdążył się zakurzyć (smiech)

Co u mnie?

Praca, treningi, dom, praca, treningi dom (smiech) obecnie L4 (chory)

Aleeeeee ... Zobaczyłam pierwszy raz od nie wiem chyba 2-3 a może i więcej lat... 8 z przodu na wadze!!! Z ciekawosci zaczęłam mierzyć stare cuchy... i... pasują!! sukienka którą miałam na studniówce (7 lat temu) jest idealna :) jak to zobaczyłam to się prawie popłakałam a jak zobaczyła to moja Mama to obydwie się poryczałyśmy.... tak wiele się już zmieniło... w szczególności, że pasek w Vitalii oszukuje, bo rozpoczęłam dietę z wagą 104,7 kg i przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie doprowadzę do takiego stanu... nigdy!

Mam cele, mam marzenia i będę do nich dążyć bo dopiero teraz zauważam jak się zmieniam, a odbicie w lustrze zaczyna się robić coraz ciekawsze... już nie unikam lustra jak ognia, teraz ukradkiem i z zainteresowaniem zerkam w jego stronę :)

Jakiś czas temu zrobiłam badania na cukier i insulinę po obciążeniu glukozą i niestety okazało się, że mam problemy z insuliną po obciążeniu... więc rozpoczęłam współpracę z jednym z trenerów i obecnie przechodzę (już drugi tydzień) na nową dietę.. Przechodzę bo co jakiś czas zdarzy mi się grzech i nie mogę jakoś przełamać się na jedzenie węglowodanów tylko na noc, kiedy np chce mi się już ok 17 (szloch)

Więc walczcie o swoje marzenia, bo warto :)

RUDA]:>

13 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Witajcie,

Po ostatnim wpisie mam mieszane uczucia, bo porównano mnie do rozpieszczonej, roszczeniowej księżniczki... Może czasem się tak zachowuję... Sama nie wiem... ale bardziej chodziło mi o to co się dzieje, z głową kobiety prze/w trakcie okresu... Gdy hormony szaleją i do końca nie jesteś sobą, ba czasem nawet w 50% nie zachowujesz się jak na codzień i nie jesteś w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć...
Dawno tak koszmarnie się nie czułam, ale być może wpływ miał na to stres, który ostatnimi czasy jest dość spotęgowany.. 

Z racji owego stanu nie wiele zrobiłam, czy to w domu, czy w formie relaksu czy czegoś pożytecznego... te 3 dni uciekły mi nie wiem gdzie... :(

Ale jest jedna pozytywna sprawa, będę miała 3 treningi z moim starym trenerem i będę starała się ułożyć razem z nim trening pod moją osobę... czyli czeka mnie odrobine crossfitu :Djuż nie mogę się doczekać...

Ogólnie trochę się martwię, ale przez ostatnie 3 dni wypiłam tyle co piję w tydzień - a piję bardzo mało płynów, już nie mówiąc o wodzie... więc chyba czas zrobić sobie badania kontrolne, czy wszystko we mnie tyka jak należy... chyba, że to tylko chwilowe...

No nic, poniedziałek przed nami, nowy tydzień, nowe cele. Czas do boju!

Buziaki

I nie patrzcie na mnie źle, jestem tylko kobietą ;) mam nadzieję, że wrócę do jeszcze nie dawnej mnie, z większym entuzjazmem i uśmiechem...

10 grudnia 2015 , Komentarze (10)

Witajcie,

Ostatnio mnie tu nie było - totalny brak czasu...

We wtorek zadzwoniono do mnie w sprawie cv jakie złożyłam na pewne stanowisko pracy, więc przygotowywałam się do rozmowy, która odbyła się wczoraj tj w środę...
Ogólnie muszę Wam powiedzieć, że ten tydzień to kompletna porażka... dzisiaj się nawet poryczałam! ale po kolei...

Wczoraj nie miałam co wziąć zbytnio do pracy, więc był ryż z truskawkami i serem białym, któy zjadłam ok 12.00 i jako praktycznie jedyny posiłek w trakcie dnia... rozmowa o prace na godzinę 15.00 więc z pracy wyszłam o 14.30 i zestresowana czytałam ustawy, bo a nóż widelec zapytają mnie o coś to nie będę kombinować...
I szczerze? Nie zapytali o nic z ustaw! Zmarnowałam na to tyle czasu... ;(rozmowa kwalifikacyjna trwała 2h! Najpierw odbyli ze mną rozmowę wstępną (która, biorąc pod uwagę pozostałe części była najprzyjemniejsza), a później były testy - excel (wydawało mi się, że to będzie pikuś, do momentu kiedy tego nie zobaczyłam-same funkcje jezeli (szloch) nic nie zrobiłam), kolejny był na organizację czasu pracy (ułożenie planu dnia asystentki prezesa) i ostatnie zadanie na analizę i prędkość... Z całej tej rozmowy wyszłam rozczarowana, sfrustrowana i piekielnie głodna i zmęczona. Wracałam do domu z nadzieją na dobry obiad i zimne piwo (które się chłodziło od miesiąca). Piwo było, obiadu nie... Pusta lodówka... przełknęłam praktyczny brak obiadu (najadłam się kanapek których nie powinnam jeść), a piwa nawet nie spróbowałam bo wypił je mój tata... ech

Ale apogeum ZŁA przyszło dzisiaj...

Otóż do pracy kupiłam sobie serek by miec cokolwiek do zjedzenia, ogólnie ostatnio w pracy nie mogę jakoś wpaść w rytm jedzenia, jeśli nie mam konkretnego pudełeczka... a z racji wczorajszej pustki w lodówce, tym samym brakiem pojemniczków na dziś, nie wiele miałam do jedzenia w pracy i jakoś wkręciłam się w pracę, że zapomniałam zjeść i musiałam wychodzić. Głodna wpadłam do domu miałam jakieś 15 min by spakować się na siłownię, a moja mama w tym czasie przygotowywała cudowny obiad - smażone ziemniaczki z mięchem... idealny! mimo iż nie dietetyczny z chęcią bym go pochłonęła, ale bodycombat czekał! Więc odmówiłam posiłku, zbierając ciuchy w locie. Mama zapytała czy zrobić, to samo i na którą godzinę, a że bardzo się śpieszyłam, nie byłam w stanie podać jej konkretnej godziny, krzyknęłam "nie wiem" (z nadzieją, że zrobi a ja zjem najwyżej zimne) i wybiegłam na zajęcia.
Na zajęciach był ogień, mega energia, tak że miałam ochotę na kolejną godzinę combatu... Wróciłam szczęśliwa do domu, napakowana endorfinami, energią i tym że widziałam w swojej na max rozświetlonej Warszawie Duży Wóz na niebie.
Chcę już jeść ten fantastyczny obiad, na który tak czekałam... a jego NIEMA!! :< drugi dzień z rzędu nie jem prawie nic, w dodatku wiem, że wszyscy jedli obiad, a dla mnie nie starczyło! Wkurzyłam się niemiłosiernie, bo gdybym nie wiedziała co jedzą to jakoś bym to przeżyła, ba gdyby w tej cholernej lodówce było coś więcej niż światło zrobiłabym sobie coś do jedzenia, mimo iż moja fantastyczna mama była dziś na zakupach i co mi kupiła? Wafle różnej maści - bo nie jem glutenu (prawie) i masło orzechowe... Mama przychodzi i mówi mi, że jakiś gulasz gdzieś tam jest że jak chce to sobie go mogę zjeść... i w mojej głowie taka myśl - serio gulasz? Wy jedliście mięcho i jakieś ziemniaczki a ja mam jesc gulasz?! I z czym z cholernym waflem ryżowym !!
Burknęłam, że nie na to liczyłam i nie chce się z nią kłócić, to jeszcze mama miała do mnei pretensje bo nie powiedziałam jej o któej wracam by mogła coś zrobić... Jeszcze tata dołożył swoje dwa grosze, że mogę zrobić sobie coś innego, on nie widzi problemu...
Znalazłam dwa jajka i zrobiłam sobie jajecznicę z samych dwóch jaj... popatrzyłam na to i się rozpłakałam... 

Serio rozbeczałam się z powodu, jedzenia!

Wiecie, jakie to jest okropne nie mieć wsparcia ze strony najbliższych?

Ktoś mógłby powiedzieć, żebym robiła zakupy i gotowała sama... Spoko, serio... ale gdybym mieszkała sama, wiem co miałabym w mieszkaniu, jakbym nie miała co jesc wiedziałabym, że czeka mnie gotowanie - a to zupełnie inne nastawienie. Mało tego! Często jest tak, że ja ide na zakupy, kupuję produkty a moja mama ma do mnie pretensje, że dzień wcześniej kupiła to samo i teraz się będzie marnować... ech

Tak bardzo chciałabym już mieć coś swojego, żyć na własny rachunek... budować własne życie na swoich warunkach... ale narazie jest to niemożliwe...

Ogólnie ten tydzień jest dla mnie ciężki chyba pod każdym możliwym względem... Chyba czas wybrać się gdzieś by złapać oddech, móc pozostać tylko z własnymi myślami by móc wszystko sobie poukładać.. Dodatkowo przed okresem i każdy element mojego/cudzego zachowania i innych aspektów wpływa na mnie ze zdwojoną siłą...

Przepraszam Was za tak długi wpis, ale musiałam jakoś z siebie to wszystko wyrzucić, a z racji mojej ilości znajomych i ludzi którzy mogliby mnie zrozumieć... nie miałam komu tego powiedzieć...

Przepraszam Was najmocniej, ale liczę, że będziecie wyrozumiali i choć odrobinę mnie zrozumiecie...

Buziaczki Kochani :*

P.S mimo bycia przed okresem - jest szansa, że waga znów spadnie o 0.5kg, narazie spadek o 0,3 w przeciągu niecałego tygodnia...(balon)

8 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Witajcie,

Jak Wam minął poniedziałek? Mnie szczerze mówiąc nie najlepiej - najpierw sprzeczka z koleżanką z zespołu (gówniara mnie wkurza) później opieprz od szefowej a na sam koniec, się prawie poryczałam... nienawidzę tej huśtawki humorów... 

A poryczałam się praktycznie z powodu złości, ale także dlatego, że moja firma organizuje prezenty dla dzieci z domów dziecka... No i weszłam sobie na listę dzieci i ich życzeń i nie mogłam uwierzyć w to co widzę... część dzieci (ta najmłodsza) chciała zabawki, ale połowa jak i nie więcej prosiła o ubrania tj spodnie, swetry, spódniczki, albo piżamki czy pościel... Byłam na praktykach w domu dziecka w moim mieście i wiem, że tym dzieciakom jest mega ciężko, ale nie przypuszczałam, że w tak magiczny czas jakim są święta będą prosić akurat o takie prezenty... Zrobiło mi się nawet głupio, bo dwa dni wcześniej moja Mama pytała mnie co chcę dostać pod choinkę... mamy tyle pod nosem a nie doceniamy tego co mamy.... ech ;( dlatego mam nadzieję, że reszta tygodnia minie pod znacznie bardziej optymistycznymi wydarzeniami...

I w tak kiepskim humorze miałam ochotę wrócić do domu i tylko zakryć się kołdrą i udawać, że mnie nie ma... A co zrobiłam? Spakowałam się i poleciałam na siłownię! :D Wg pulsometru spalilam prawie 670 kcal i 41g tłuszczu :D


Dziś na śniadanko kasza jaglana gotowana na słodko z jabłkiem i rodzynkami, a na obiad coś ala chili concarne :p


6 grudnia 2015 , Komentarze (11)

Witajcie :)

Szczerzę przyznaję, że odpoczełam :) a Wy?

Miałam w sobotę skoczyć na jogę ale się nie obudziłam... i chyba dobrze mi z tym :p

Nie lubię sobotnich wieczorów bo popadam w dziwny, melancholijny nastrój... i towarzyszy mi wtedy piosenka James Bay - Let it go - po niżej filmik...

Ale też są pozytywne chwile ... Wczoraj na wadze mniej o 0.5kg po tygodniu od ostatniego ważenia :) to cudowne! I chcę więcej! :D

Dziś na śniadanko jajka na miękko :) na obiad nic specjalnego, ale na deser - pozwoliłam sobie na kawałeczek szarlotki z lodami! - pyyyyyyyycha!!

a Wieczór spędziłam na rysowaniu - czasem miło wrócić do starej pasji :)

Czas brać się za naukę angielskiego mam tydzień na napisanie 3 prac i nauki 500 słówek - tak to jest jak się uczyć nie chciało na bieżąco :(

No i siłka od jutra ... yeah! :D

Buziaki! :*

P.S uwielbiam ten kawałek <3

3 grudnia 2015 , Komentarze (12)

Witajcie,

dziś na szczęście niczego nie zapomniałam, więc widzę progress :D

A jak dzień i nawyki? Jakie nawyki.... echz, chyba powoli gubię się z natłoku wszystkich informacji dietetycznych co i jak powinno być, jak się odbywać, co jeść czego nie... I pierwszy raz od dłuższego czasu dochodzę do wniosku, że lepiej wiedzieć mniej niż za dużo, seeerio... (mysli)

Nawyk w celu picia wody - klapa, 1,5litra jak stało od pon tak stoi nie ruszone ... :(
Angielski nie ruszony - korepetytor mnie chyba zatłucze...(loser)
No i siłownia... niby ok niby chodze, ale jakby tak nie w pełni... cholera - trudne do zgryzienia...

Np dzisiaj byłam na bodycombacie - kto nie zna ten niech szybko sprawdzi co to jest (fitness z elementami sztuk walki, mega wyczerpujące) no i się zmęczyłam, leciało ze mnie jak z kranu, chciałam sprawdzić ile spaliłam kcal (bo odkryłam przecie taką funkcję w pulsometrze...) i co?! wyniku brak.... ech kopletnie nie wiem jak on to liczy i na jakiej postawie - wgl dla mnie to czarna magia (kujon)

I siedzę rozczarowana treningiem, obłożone kolano żelem chłodzącym bo boli i jeszcze ten nieszczęsny żołądek,... czyżby znów wszystko na raz?!

Ogólnie muszę sobie chłopa znaleźć bo dostaję świra (smiech)tak bardzo chciałabym się przytulić... ach

No nic, czas powoli paciorek i lulu.. Jutro piąteczek :D czyli zapowiada się jeszcze większa głupawka niż dzisiaj (kierowniczki i koordynatorki w pracy brak) już dzisiaj było tak wesoło, że chyba całe piętro nas słyszało, ale nie będę Wam opowiadać bo nie przystoi o takich brzydkich i dwuznacznych rzeczach pisać na vitaliii (smiech)

Buziaki :*

2 grudnia 2015 , Komentarze (9)

Hejcia,

Pewnie ktoś powie mi, że liczyć nie potrafię było 1 jest 3 (smiech) ale to dlatego, że uciekł mi jeden wpis, wczorajszy! Ale od początku...(smiech)

Wczorajszy dzień, niby zwykły niby nie (romansuję z kolegą z pracy, którego widziałam przelotem, stąd nie az taki zwyczajny dzień... :D) wtorek - praca prawie 9h, powrót do domu... no i okazuje się w drodze, że zostawiłam mp3 i kolczyki - gapa! Ale okazuje się, że to dopiero początek wczorajszych przygód... Wracam do domu lekko poirytowana podróżą w komunikacji miejskiej, dogaduję się, że idę na siłownię, w głowię buduje plan aby przed zajęciami jogi zahaczyć o jakiś sklep i wychodzę przed czasem.. Spoko.
Kupuję chleb na kanapki dla rodzeństwa, patrzę na zegarek do biedry nie zdążę, więc idę na siłkę. Szukam karty wejściowej, nie ma jej! z bijącym serem okazuje się, że włożyłam do innej kieszeni... zadowolona wchodzę do szatni zdejmuję kurtkę, spodnie... i okazuję się, że nie wziełam spodni na zmianę! Brawo jaaa! (smiech)(smiech) drugiej takiej na pewno nie ma (smiech)(cwaniak) zaczęłąm się śmiać i po 5 minutach wyszłam z siłowni...(smiech)

Korzystając z okazji poszłam do Biedry kupiłam olej z orzechów włoskich, sery i pierś z kurczaka ;) tak aby było co jeść w pracy :D

Dzisiaj z poprawą nawyków, tak jak i wczoraj słabo - ale nie poddaję się! Będę walczyć! :D

Z jedzonka - na śniadanie był serek wiejski z bananem i mandarynką

obiad - najlepsza na szybko wymyślona rzecz - ryż podsmażany, z jajkiem i warzywami... PYCHA!

No i ulubiona część - trening! Dziś tańce... niestety instruktora nie było, pojawił się chłopaczek na zastępstwo, ale to nie było to samo.... po niżej pokażę Wam jakie naklejki motywujące znajdują się u mnie na siłowni, na środkowej części drzwiczek w szatni uwielbiam je <3

Czas iść spać ;) jutro BODYCOMBAT! :D

Buziaki Kochani :*

30 listopada 2015 , Komentarze (2)

Witajcie :)

Znów zniknęłam na trochę, ale szczerzę nie wiem gdzie ucieka mi czas... Jest poniedziałek naglę sobota, niedziela i znów poniedziałek :< MASAKRA!

No nic, postanowiłam, że zmienię trochę nawyków ;)ponoć wyrobienie nawyku trwa od 21 do 28 więc wszystko przede mną :D

Przede wszystkim będę pracować nad ilością wypijanej wody, pracy nad umiejętnym łączeniem pokarmów a także nad nauką angielskiego...

Siłownia już nie jest dla mnie takim wyzwaniem... dziś np miałam nie iść (złe samopoczucie) ale wróciłam do domku, zdrzemnęłam się i na trening fruuu :D jutro siłka, środa siłka, czwartek i piątek reścik :D

Wracam powoli znów na Vitalię i to jest rzecz nad którą także chcę popracować oraz nastawieniem, bo gdzieś optymizm mi zwiał :(

A teraz czas na sen - buziaaaaki :*

28 października 2015 , Komentarze (3)

Hejcia,

Chwilę mnie nie było, ale takie tam sprawy... 
Zaliczyłam doła od niepamiętnych czasów, gdzie rozryczałam się bez większego powodu... ech chyba przez to, że brakowało słońca, ogólnie wszystko było pod górę...

W pracy jakaś masakra, okres, przeziębienie i teraz jakaś wysypka, no co jest do cholery?!

Przez te dwa tyg trochę zgrzeszyłam słodyczami, ale już się pilnuję znów w ryzach, bo jak tam można by było zaprzepaścić wszystko co się do tej pory osiągnęło? Przecież szkoda tego czasu i tych łez wzruszeń...!

Więc dzis byłam na siłowni po 2 tyg i czuje się REWELACYJNIE! :) znów biegałam! Mam nadzieję, że moje biedne kolana to wytrzymają, bo mam cel aby do końca roku zejść przynajmniej do 90 kg czyli ok 4,5kg przede mną :)

Nie ma nic przyjemniejszego niż wyjść z siłowni ledwo ruszając nogami jednocześnie mając tyle energii w sobie, że ma się wrażenie, że nasze ciało iskrzy... Na buzi jest niekontrolowany uśmiech, a człowiek czuje się leciutki dzięki endorfinom... ach to cudowne!

Na dobranoc z racji tego, że mnie nosi, kawałek wg mnie z pozytywną energią lekko chillowy :)

<3Dobranoc Kochaniutkie! :*


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.