Dziś mój dzień ważenia i mierzenia. Niestety nie mogę zmienić paska, bo ważę dokładnie tyle, co tydzień temu, czyli 78,8 kg. W cm też w sumie nie ma różnicy. A wszystko dlatego, że w środę się rozchorowałam i dopiero dzisiaj doszłam do siebie. Trochę mi się posypała i dieta, bo jadłam to, co było w domu, nie miałam siły, żeby sobie gotować, i treningi, bo o ćwiczeniach nie było nawet mowy. Ćwiczyłam w poniedziałek, wtorek i środę, raz interwały i dwa razy rowerek po 30 min. Od piątku popołudniu leżałam w łóżku. Piłam też znacznie mniej wody niż sobie założyłam, moim głównym napojem była herbata z miodem, cytryną i imbirem, i sok multiwitamina. Wiadomo, że trochę mi się porozjeżdżały posiłki. Jestem trochę zawiedziona, że tak mi się to potoczyło, ale z drugiej strony cieszę się, że nic mi na wadze nie przybyło. Niestety takie sytuacje się zdarzają i nic na to nie poradzę.
W związku z tym, nie wiem, jak będzie z moim celem, raczej mi się nie uda schudnąć te 6 kg, które sobie założyłam. Zostało mi w sumie 4, bo 2 już za mną, a mam na to jakieś 4 tygodnie. Jeśli bardzo się postaram to może się udać. Byłabym przeszczęśliwa :)
Żeby to zrobić w tym tygodniu zaostrzam treningi. Mój plan to:
poniedziałek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki
wtorek 60 min zumba
środa 60 min stepy
czwartek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki
piątek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki
W sobotę i niedzielę zobaczę jeszcze jak będzie u mnie z czasem. Bardzo bym chciała ruszyć w teren rowerem albo pójść na jakiś naprawdę długi spacer. To będzie zależało od pogody i czasu.
Co do diety to wracam do tego, co sobie założyłam, czyli przede wszystkim regularność posiłków, min. 2,5 litra wody dziennie i duuużo warzyw.
Może będę częściej pisać, bo to mnie jakoś dodatkowo motywuje.
Trzymajcie kciuki :) !
P.S. Zapomniałam napisać o największym rozczarowaniu tego tygodnia! Jakiś czas temu zamówiłam sobie na allegro hula hoop, żeby urozmaicić sobie aktywność fizyczną. Nie dość, że czekałam na nie prawie dwa tygodnie to okazało się, że to jest po prostu szajs! Po złożeniu całości koło, wcale nie było kołem. W trakcie kręcenia koło się tak jakby centrowało i nawet rozlatywało, bo zamówiłam składane, żeby zajmowało mniej miejsca w pokoju. Do tego dołączone były takie wypustki, do nich wkładało się magnesy i one też w trakcie kręcenia się otwierały. Czekałam na nie bardzo i naprawdę miałam ogromny zapał, a okazało się, że to takie badziewie... Nie wiem, jak można coś takiego wciskać ludziom. To tak chciałam się z Wami podzielić tą informacją i uważajcie przy zakupie takiego sprzętu, żeby się nie naciąć jak ja. Fakt, że kosztowało niewiele, bo 40 zł, na początek chciałam po prostu poćwiczyć, zobaczyć, czy taka forma aktywności będzie mi odpowiadać, ale jak się okazuje lepiej dopłacić i mieć porządny sprzęt.