Trochę mnie tu nie było, co nie znaczy, że próżnowałam :) Wręcz przeciwnie sporo czytałam, szukałam inspiracji, odpowiednich treningów. Dużo się w sumie działo, sporo myślałam o tym, co chcę osiągnąć i jak to zrobić. Cały czas szukam i staram się obserwować swoje ciało i reakcje na różne bodźce. Stąd też brak wpisów. Dziś jednak postanowiłam coś napisać, bo ustaliłam sobie, że będę się ważyć raz na tydzień, w poniedziałek rano. Ustaliłam sobie cel minimalny - 6 kg do 28 kwietnia, bo wtedy wyjeżdżam na majówkę. Oczywiście dalej podtrzymuję cel główny, czyli schudnąć do 65 kg, ale postanowiłam zrobić sobie takie przystanki po drodze. Także skupiam się na 28 kwietnia. Wcześniej potrafiłam ważyć się codziennie, a nawet kilka razy dziennie, ale trochę robiła się z tego mała psychoza, więc postanowiłam sobie to odpuścić i robić to raz w tygodniu plus mierzenie. Dziś był pierwszy przystanek i jestem bardzo zadowolona z efektów, bo w ciągu tygodnia zgubiłam 1,4 kg. Może to woda, może to za dużo jak na jeden tydzień, ale nie robiłam niczego niezdrowego, więc chyba nie mam powodów do niepokoju, a wręcz przeciwnie :) W centymetrach też jest różnica, więc naprawdę się cieszę. To mnie bardzo motywuje do dalszej pracy.
Co do tego, co było dla mnie priorytetem w ostatnim tygodniu, to na pewno picie wody. W tej chwili bez problemu wypijam 2,5 do 3 litrów wody dziennie, zupełnie się do tego nie zmuszając. Wreszcie czuję pragnienie. Małym trikiem, który mi to ułatwił jest umieszczenie butelek z wodą, wszędzie tam, gdzie przebywam. Ja mam wodę w kuchni, w pokoju, w pracy, w samochodzie. Tak, żebym mogła sięgnąć po nią w każdej chwili, kiedy będę mieć potrzebę, żeby się napić. Codziennie rano piję też szklankę ciepłej wody z cytryną, ok. pół godziny przed śniadaniem. Trochę oczyszcza mi to jelita i nawadnia organizm po całej nocy.
Po drugie wprowadziłam aktywność fizyczną. W pierwszym tygodniu były to spacery i ćwiczenia na boczki. W poprzednim tygodniu wprowadziłam interwały dla początkujących, ćwiczenia na boczki i od biedy rowerek stacjonarny. Od biedy, bo nie przepadam na nim jeździć, ale jak sobie włączę przy tym jakiś film, to jakoś łatwiej mi to idzie. 3 razy były interwały, 3 razy boczki i raz rowerek. Boczki dokładam do interwałów, bo trwają tylko 10 min, a zależy mi, żeby wysmuklić talię i okolice brzucha. Poza tym bardzo lubię te ćwiczenia, więc robię je zawsze po bardziej męczących ćwiczeniach, jako nagrodę :)
Zaczęłam też sama robić sobie słodycze. Czasem mam ochotę na coś słodkiego, rzadko ale jednak się pojawia. Ostatnio zrobiłam super pralinki z wafli ryżowych, wiórków kokosowych i jogurtu naturalnego. Smakowały troszkę jak rafaello, następnym razem włożę migdał do środka i będę mieć wersję fit. Super alternatywa, bo wiem, że nie zrobi mi to krzywdy, zaspokoję przy tym swoją ochotę na słodycze no i znam w 100% skład, wiem, że nie ma tam żadnych syfów. I nie mam tak, że pochłaniam od razu 10, albo jeszcze więcej. Zjadłam dwie i to mi wystarczyło, resztę trzymałam w lodówce kilka dni, na później.
Jak pisałam wcześniej, chciałabym nauczyć się zdrowo żyć. Wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Owszem, zdarzyło mi się zjeść np. kawałek tortu, bo był Dzień Kobiet i dostałyśmy w pracy taki prezent. Dzisiaj zjadłam imieninowego cukierka od mamy. Takie sytuacje się zdarzają i na pewno będą się zdarzać, ale nie daję się zwariować. Na co dzień jem naprawdę zdrowo i sumiennie trzymam się swoich założeń. A raz na jakiś czas można zaszaleć i nie dać się ponieść takiemu myśleniu, że jak raz sobie pozwoliłam to już po moich staraniach. Zależy kto po co to robi. Oczywiście, że chcę schudnąć, ale chcę też przy tym jeść smacznie, to na co mam ochotę, a raz na jakiś czas pozwolić sobie na małe co nieco. Jakoś tak czuję, że chyba dojrzałam do tej zmiany. Wcześniej to były takie porywy. Teraz wiem, że chcę zrobić coś dla siebie, ale tak na stałe, żeby wypracować sobie taki styl życia, który będę w stanie realizować, z którym będę czuć się dobrze i nie będzie mi niczego brakowało. O takie mam dziś przemyślenia :)
Dobrego tygodnia :) !
Rina_91
14 marca 2017, 08:22Sześć kilo do 28 kwietnia?? Przecież to zabójcze tempo...
zarzesamischowana
17 marca 2017, 13:27Jeśli będę tracić kilogram tygodniowo to nie jest to zabójcze tempo. Ja sobie tak założyłam i chcę zrealizować ten cel. Nie czuję, że robię sobie krzywdę, nie głoduję i nie zamęczam się ćwiczeniami. Wszystko co robię, robię w zgodzie ze sobą i naprawdę czuję się bardzo dobrze.
Rina_91
17 marca 2017, 14:11Masz racje, to kilogram tygodniowo, nie ma szali. Nie wiem jak to policzyłam wcześniej :-)