poleniłam się trochę z pisaniem, ale to było nieuniknione, jednak za dużo czasu to obsługiwanie i notowanie mi zajmuje, a jeszcze w pracy był nawał zajęć i ledwo dawałam radę ze zmęczenia, ale i nie dojadałam jak trzeba i były efekty.
Ćwiczyć ćwiczę, raz mam 100%, raz 67%, choć na razie przeżywam rozgrzewkę bez zadyszki, więc to jakiś postęp. Wprawdzie dziś na wadze było ciut więcej niż ostatnia najniższa, ale trzeba walczyć i się pilnować. To jeszcze kilka miesięcy do celu, więc będą większe problemy niż taki.
Zresztą po tym ostatnim roku nic mnie już nie zaskoczy w sensie przeżyć i skali ciężaru, które człowiek musi udźwignąć i jakoś żyć, choć już tylko musi, a nie chce.