Witajcie, moja córka skończyła dwa tygodnie w piątek. Jakoś sobie radzimy, powoli zaczynają przychodzić do nas goście. Bardzo się z tego cieszymy bo w domu we dwie to byśmy chyba zdziczały, ale cóż... tu pojawia się problem. Wiem że pewnie wszystkie matki to przeżyły, ale we mnie krew się burzy kiedy słyszę tzw. garść dobrych rad. Zaczynając od mojej mamy która mówi że jak wychodzę na dwór to mam okrywać piersi pieluchą bo dziecko się "nassie wiatru" i będzie płakało. Od teściowej że dziecku jest za zimno (temperatura w domu około 21 stopni) i ciągle powtarza: ojej, jakie masz zimne rączki, babcia Ci ogrzeje . Mój mąż mówi wtedy: Mamo, wychowałaś swoje to pozwól że my sobie ze swoim poradzimy. Dzięki Bogu teściowa zobaczy nas dopiero w święta więc na jakiś czas mam spokój. Gorzej z moją mamą, ona wszystko wie najlepiej.
Czekam tylko jak usłyszę od kogoś że dziecko dużo je bo się nie najada dlatego że mam za chude mleko , albo że płacze bo coś zjadłam i jej zaszkodziło.
Czasami zanim coś zjem zastanawiam się mocno, wchodze w wyszukiwarkę i wyszukuję. Niestety internet więcej rzeczy zabrania niż pozwala, łącznie z całą gamą swieżych warzyw bez których uważam nie można się obyć. Więc słuchając się samej siebie odstawiłam czosnek i cebulę a resztę wcinam.
Ps. Pogoda piękna, nie ma to jak urodzić pod koniec zimy. Spacerki przed nami
Buziaki