Nie jest to mój pierwszy raz ani nawet nie piąty, kiedy startuję z odchudzaniem. Mam za sobą wiele sukcesów i niestety jeszcze więcej porażek. Jednak nigdy nie dobiłam do takiej wagi jaką mam teraz. TRAGEDIA!
Prawda jest taka, że od kilku lat, ci roku jestem na diecie, chudnę bardzo dużo w przeciągu 3-4 miesięcy, po czym następuję zatrzymanie utraty wagi i wtedy zaczyna się katowanie samej siebie. Tzn. zaczynam jeść tak mało że czasem jest to 500kcal dziennie do tego ćwiczę 1h dziennie a waga nie drgnie nawet o pół kilo przez parę tygodni. Po czym poddaje się i stopniowo wracam do punktu wyjścia, przy okazji nabieram kilka kilo więcej niż początkowa waga.
Wiem, że to jest mega niezdrowe, wiem, że przychodzi taki czas przy odchudzaniu, że waga stoi w miejscu i nie powinnam się zniechęcać. Niestety jestem zawsze tak podjarana szybkimi efektami odchudzania w pierwszychvetapach, że każde małą rzecz która nie idzie po mojej myśli sprawia, że się denerwuję i poddaję.
Dlatego pomyślałam, że pisząc tutaj może nie zatracę się tym razem. Może to będzie większą motywacją, żeby nie załamywać się jeśli nic się nie zmienia w przeciągu tygodnia czy dwóch.
Tak naprawdę zaczęłam ponownie tą przygodę już tydzień temu i udało mi się schudnąć 2,4 kg. Cieszę się z tego ale też boję się, że stanie się to co zawsze, tym bardziej, że obsesyjnie wchodzę na tą wagę codziennie😒Trzymam się 1600kcal, myślę że przy tak wysokiej wadze narazie jest to wystarczający deficyt. Do tego ćwicze 5 razy w tygodniu po około 40min.
Na szczęście lubię sport i ruch co sprawia, że odbieram to jako przyjemność a nie przykry obowiązek😅
Start jest optymistyczny, ale jestem pełna obaw jak to sie potoczy🫣
Aaaaa i prawie zapomniałam dodać, że moim wrogiem w aktywnym sposobie życia jest niestety moja praca, którą kocham😭. Tryb jest totalnie siedzący przy czym prowadzenie własnej działalności wiąże się z tym, że często jestem w pracy powyżej 10 godzin i ciężko jest ogarnąć czas na jakiś dodatkowy ruch, bądź spacer.