I nie mam na myśli "diety, ćwiczeń, siłki ze sztangami, PKWN czy jak to się tam nazywa, makr"... Srakr. Nie chcę, żeby moje życie kręciło się wokół żarcia, po prostu mi to nie pasuje. W ogóle nie chcę, żeby kręciło się wokół czegokolwiek, a do tego właśnie się to sprowadza. Każdego wieczora zastanawiam się, jak przeżyję kolejny dzień, czy znowu zamiast sałaty zacznę wpierdalać czekoladę, czy poćwiczę. Jak gdyby na świecie nie istniało nic innego. Jak gdybym nie miała swoich pasji, problemów, które muszę jakoś rozwiązać, ukochanego Mężczyzny u boku, domowych codziennych obowiązków. Jednym słowem - życia. Wszystko kręci się wokół jedzenia. Również ten pamiętnik. Co z tego, że udało mi się coś osiągnąć, skoro w mojej głowie nie ma innych tematów poza dietą? Może komuś to pasuje, mnie nie.
W ciągu kilku ostatnich tygodni bardzo dużo się wydarzyło. Złego. Nie będę się wdawać w szczegóły, napiszę jedynie, że tonęłam we łzach i alkoholu, od którego też robię sobie przerwę, bo źle się to skończy. Czasem byłam tak bezsilna i zrozpaczona, że nie wiedziałam, gdzie się schować przed światem. A z pomocą, poza alkoholem, przychodziła czekolada... Siedziałam w domu odcięta od ludzi, świata, telewizji i radia (akurat to ostatnie wyszło mi na dobre, bo krew mnie zalewa jak słucham o polityce tej kretynki Merkel). Siedziałam odcięta od samej siebie, bo nie chciało mi się o nic zadbać. Egzystencja w czarnej dupie, mnóstwo negatywnych emocji, którym tak naprawdę nigdy nie mogłam dać upustu. Nie tędy droga.
Wczoraj stwierdziłam, że "tak być nie będzie", muszę coś ze sobą zrobić, bo chwilami bałam się rano obudzić, w strachu przed nadchodzącym dniem. W dodatku pogoda była jaka była (dziś pierwszy raz wyszło słońce, może to jakiś znak?), co jeszcze bardziej mnie dobijało. Brakowało mi motywacji do czegokolwiek, chęci, radości. Pomyślałam więc, że to wszystko kwestia nastawienia. Przecież zamiast dołować samą siebie powinnam znaleźć sobie jakieś zajęcie, jakiekolwiek, i na nim się skupić. Zacząć wychodzić z domu, codziennie chociaż na pół godziny. A wierzcie, to dla mnie spore wyzwanie, bo w domu czuję się najbezpieczniej i po prostu nie lubię przebywać wśród ludzi. Dziś poszłam piechotą po karmę dla króliczków i już po 5 minutach spaceru gapił się na mnie i uśmiechał jakiś facet (swoją drogą - niczego sobie). A ja nagle poczułam się jakbym zrzuciła jakiś ogromny ciężar. Nie przez tego faceta, ale przez to, że oddycham w miarę świeżym powietrzem, żółte liście szeleszczą pod butami, a ja nic nie muszę i nigdzie mi się nie spieszy. Po prostu idę.
Muszę przeprowadzić ze sobą bardzo poważną rozmowę, wyjaśnić priorytety, wziąć się nareszcie za jakąś robotę, Nie można wiecznie żyć przeszłością, choćby wspomnienia były nie wiadomo jak piękne. Trzeba patrzeć do przodu, znaleźć sobie jakiś cel w życiu, żeby do końca nie oszaleć.
Tak więc stoję tu przed Wami nowa ja. Nie będzie zdjęć przygotowywanych przeze mnie posiłków, bo pierwszym postanowieniem jest rezygnacja z celebrowania jedzenia. Poza tym kiedy niedawno wróciłam po kilku miesiącach, walnęłam wpis na trzy strony i pierwszy komentarz pod tym wpisem brzmiał "Mniam!" to mi się szczerze mówiąc odechciało. Niektórzy wchodzili tu pooglądać sobie obrazki, a nie taka jest idea prowadzenia tego pamiętnika. On ma w pierwszej kolejności służyć mnie.
Nie będę Was zanudzać dzień w dzień tego typu wpisami. Chcę natomiast dać jasno do zrozumienia, że zmieniam profil z dietowo-chujowego na życiowo-przebojowy. Jeśli chcecie zostać ze mną, serdecznie zapraszam. Jeśli natomiast nie, to życzę Wam powodzenia i osiągnięcia wymarzonych celów. Bo nie dla każdej z nas to rozmiar S :)
Na koniec piosenka, która od kilku dni towarzyszy mi prawie nieustannie. Na sto procent znacie:
Pozdrawiam cieplutko,
ula
NyuKarisia
17 maja 2016, 17:14Hej :) głowa do góry, najważniejsze żebyś sama doszła do tego, co cię uszczęśliwia ;) sama szukam każdego dnia jakiś pozytyw, no i niestety często bywa że nie istnieje taki.. Mimo iż nic nam nie brakuję to nadal coś tam się do naszej głowy wkrada, co rujnuje cały nastrój. Pozdrawiam
EwaFit
1 listopada 2015, 12:59Ula, jeśli masz odwagę pisać tak szczerze i od serca, to masz umijętność też porozmawiania ze sobą na tyle szczerze, żeby odnaleźć siebie i odkopać swoje pragnienia, może wykopać cos nowego, co sprawi, że na nowo zaczniesz realizować swoje marzenia. Wiem, jaką jesteś energiczną, pełną zapału dziewczyną. Długo na Ciebie czekałam. Cieszę się, że jesteś. W moim życiu, też w czasie wakacji spotkal mnie wielki bół, do tej pory płaczę. To sprawiło, że odpuściałam i cwiczeniowo i żywieniowo..., nie mogłam sobie poradzić. Ale wróciłam. Trzeba żyć dalej. powodzenia!
Magdalena762013
1 listopada 2015, 09:00Przykro mi, ze mialas taki smutny czas ostatnio. Grunt, ze udalo Ci sie wyjsc z domu! A co do zmian- to przeciez Twoj wybor, prawda? Mysle, ze jak kogos sie lubi to nie rezygnuje sie z zagladania do jego pamietnika, tylko dlatego, ze nie bedzie juz fotek jedzenia, prawda? Hi hi. Choc bardzo je lubilam:). Jednak wg mnie jestes osoba o dosc mocnym charakterze, ktora nie pozwoli sobie w kasze dmuchac, ktora wie czego chce i nie mieszka w Polsce, czyli ma.inne realia niz ja. Wiec zycze Ci powodzenia w dokonywaniu zmian. (A ditekowanie? Moze warto przejsc do tego na porzadku dziennym- jesc nadal dietetycznie tylko traktowac to jak norms i wtedy nie bedziesz o tym ciagle myslala i pisala). Uff
UlaSB
1 listopada 2015, 18:27Dziękuję Ci za miły komentarz! :) Te zmiany, które powoli wprowadzam mają związek tylko i wyłącznie ze mną, więc pewnie polskie reali by mi nie przeszkadzały. Tym bardziej, że szalenie tęsknię za Polską... Ale domyślam się, co miałaś na myśli. Co do diety, to oczywiście staram się trzymać, ale nie chcę, żeby stanowiła ona centrum moich zainteresowań. Jak na razie w miarę dobrze mi idzie i mam nadzieję, że tak zostanie :) Buziaki!
kachna_grubachna
31 października 2015, 22:58Wiem co czujesz. Mnie również męczy ciach ciągłeciągłe planomenie menu i ustawianie życia od posiłki ;( skup się na sobie ale nie płyń w alkohol i w czekoladę