Dobry wieczór! :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale nie mam jeszcze internetu w domu... Podróż minęła spokojnie, dietowo okay, zresztą menu opisywałam w poprzednim poście :)
Mimo braku postów, starałam się do Was regularnie zaglądać. Trudno jednak robić cokolwiek na Vitalii z poziomu telefonu komórkowego, a jak już wspominałam, musiałam oszczędzać transfer, więc nie zawsze mogłam być na bieżąco.
W tym czasie spędziłam przemiłe chwile z moim E, w którym znów jestem zakochana jak na samym początku ^^ Co kilka tygodni rozłąki potrafi zdziałać, nawet sobie nie wyobrażacie... ;) W każdym razie powróciłam pełna energii... i chyba faktycznie chudsza, bo po prostu teraz sama zaczęłam to widzieć. Walczę więc dalej, a waga niech sobie powolutku leci dalej tak jak leciała. Dużo szybciej nie musi, bo nie mam ochoty bać się powrotu do 100 kg...
Obiecałam, że będę skrupulatnie zapisywać i fotografować posiłki i obietnicy dotrzymałam :) Nie zrobiłam co prawda zdjęcia pierwszej w domu owsiance (E., który nie normalnie nie wstaje przed południem cały radosny wpadł do kuchni o 8 rano i tak mnie zaskoczył, że kompletnie zapomniałam o zdjęciu :)), ale widziałyście ją tyle razy, że chyba tragedii nie ma ;) Inne posiłki uwieczniłam, udało mi się też dodać kilka pierwszych przepisów na bloga, do czytania którego serdecznie zapraszam :D
Oto adres: www.wege-vita.blogspot.com
Na razie fotomenu z kilku ostatnich dni plus krótkie info co do mojej działalności ;)
Część przepisów jest już na blogu. Jeśli jesteście zainteresowane czymś, co ostatnio jadłam, a czego nie ma na blogu, dajcie znać, na pewno dodam przepis :)
03.04.14:
Śniadanie: owsianka z bananem, musem z orzechów arachidowych i truskawkami (przepis).
II śniadanie: owocowe, puchate pancakes z truskawkami i suszonymi morelami (przepis tutaj)
Obiad: brązowy ryż, fasolka szparagowa z fetą i warzywami, po przepis (oczywiście po polsku) również zapraszam na bloga :)
Kolacja: Tradycyjnie zielony koktajl, o który tyle razy pytałyście w komentarzach. Przepis oczywiście na blogu.
Aktywność fizyczna:
30 minut ćwiczeń na ręce przeplatanych cardio. Na więcej nie miałam jeszcze siły.
04.04.14:
Śniadanie: znów owsianka z bananem, truskawkami, orzechami (różnymi i w całości, ale blender i tak wszystko zgniótł ;)), łyżką otrębów i siemienia lnianego
II śniadanie: kolejny kulinarny eksperyment własnego pomysłu, czyli waniliowo-kakaowe puchate pancakes (ostatnio zakochałam się w tego typu plackach!) - przepis dodam niedługo na bloga.
Obiad: 40 g razowego makaronu z własnoręcznie robionym pesto i kolorową surówką (przepis dodam niedługo)
Kolacja: Jak zwykle zielony koktajl
Aktywność fizyczna:
cały dzień byłam w drodze, a przy wieczornym prasowaniu po prostu padłam, więc mimo że nie było konkretnych ćwiczeń, dzień zaliczam do raczej udanych.
05.04.14:
Śniadanie: Tak jak poprzednio, czyli truskawkowo-bananowa owsianka z siemieniem i otrębami, przy czym dziś dorzuciłam do niej garść sałaty i kilka listków mięty.
II śniadanie: pół wiosennej tortilli pszennej (nie mogę nigdzie dostać pełnoziarnistej) – na zdjęciu jest cała, ale powstrzymałam się i zjadłam tylko pół, do tego kolorowa surówka.
Obiad: miała być jabłkowo-cynamonowa zapiekanka ryżowa. Miała. Zamiast jednego dodałam dwa jajka i okazało się, że mam za dużo ciasta, ewentualnie za małą formę do pieczenia :/ Wyszło z tego coś, co dało się zjeść, ale co definitywnie nie powinno znaleźć się na patelni. Chyba że to olej kokosowy wszystko zepsuł. W każdym razie nie będę się teraz wyrywać z przepisem, spróbuję to zrobić jeszcze raz (bo ma potencjał) i dopiero wtedy narażę Was na gotowanie ;) Mimo wszystko dodaję zdjęcia.
Kolacja: nareszcie coś innego, bo na koktajl już nie mogłam patrzeć :p Ile można... Tego dnia miałam potworną ochotę na sałatkę, ale miałam w domu tyle warzyw i pomysłów, że w końcu zrobiłam mini-talerz sałatkowy. Nic wypasionego, ot sałatka z czerwonej fasoli, pora, pomidorków koktajlowych i mozarelli z dressingiem balsamicznym, garść kiełków (których po tej aferze sprzed dwóch lat mimo wszystko trochę się boję) i kilka plasterków sałatki buraczkowej (ze słoika, gotowej do spożycia i przepysznej). Najadłam się i byłam bardzo zadowolona ;)
Aktywność fizyczna:
13,5km na rowerze (godzina jazdy). Muszę dodać, że na cholernie niewygodnym rowerze. Ten, na którym jeździłam do tej pory właściciel nagle postanowił zabrać do Chorwacji, akurat jak ja byłam na urlopie w Polsce. Mało się nie rozpłakałam, jak mi E powiedział, bo nienawidzę robić cardio w domu i miałam nadzieję odbić to sobie na rowerze, a tu dupa. W garażu stał jednak drugi rower, bez powietrza w kołach i w ogóle średnio wyglądał. Ale góral i w ogóle... Zapytaliśmy znajomego, czy mogłabym nim jeździć (on i tak go nie używa, a u nas tylko zajmuje miejsce) no i spoko. Nie wiem, kto robił dizajn, ale po 3 minutach myślałam, że odpadnie mi dupa. Siodełko ma chyba wykute w kamieniu, w dodatku jest potwornie wąskie, poza tym kierownica była za nisko, tak że pracowały mi też ręce (dobrze) i miałam ciągle dziwnie wygiętą szyję (źle). Aha, na łańcuchu nie było zabezpieczenia, tak że jeansy elegancko o niego szorowały (nawet nie próbowałam zakładać dresów, bo są za szerokie,m wkręciłyby się w łańcuch, ja bym poleciała na ryj i tak by się skończył dzień dziecka). W dodatku cały czas była ładna pogoda, a akurat tego dnia musiało się rozpadać. Nic to, walczyłam dzielnie i jeździłam mimo deszczu.
- chest and back workout z Rebeccą Louise
- 9 exercises for a flat stomach, też z Rebeccą Louise :)
- ręce z Mel B – pierwszy raz od początku do końca z puszkami mleka, myślałam, że mi ręce odpadną, ale wytrzymałam :)
boczki z Tiffany – robiłam pierwszy raz, bo wcześniej na samym początku zawsze łapała mnie kolka, zresztą tym razem też, ale ćwiczyłam wolniej i szybko przeszło. Dwa dni mnie w bokach rypało ;)
06.04.14:
Śniadanie: zielona owsianka z kiwi i brzoskwinią. Ciągle jeszcze męczyłam się z kupionymi przez przypadek błyskawicznymi płatkami owsianymi, których po prostu nie lubię.
II śniadanie: pół tortilli z dnia poprzedniego i truskawkowe smoothie.
Obiad: zupa pomidorowa z makaronem ryżowym. Zabrałam ze sobą w kubeczku termicznym. Niestety się nie najadłam i ukradłam E kawałek białej, pysznej bagietki :P Taki tam, 2,5 cm grubości. Był przepyszny...
Kolacja: Wróciłam do domu głodna jak wilk (o szczegółach napiszę niżej) i trochę za dużo zjadłam: fasolową sałatkę ze słoiczka (sama przygotowałam), sałatkę z buraczków, trochę Mexican Mix Bonduelle'a, jajko na twardo i kilka oliwek. Do tego mnóstwo kiełków. Wiem, nie utyję, bo i nie ma od czego, ale dużo tego było... W tle widać mój bukiet bzu, musiałam się pochwalić :)
Aktywność fizyczna:
Rano posprzątałam kuchnię, a o 14.00 pojechaliśmy z E na działkę :) Działka należy do kolegi, który wyjechał z Niemiec i szuka jelenia, który by ten ogródek od niego przejął... i chyba znalazł, bo jesteśmy zachwyceni. Działka jest strasznie zapuszczona, od dobrych dwóch lat nikt tam niczego nie robił, ale ma domek, w tym domku naczynia, krzesełka, łóżko polowe... Do tego tarasik 5x5 m2 pod dachem, stoły, grill... Drzewka owocowe (czereśnie albo wiśnie, nie jestem pewna, jabłonie, chyba brzoskwinie i mirabelki...), ogromny trawnik i mnóstwo miejsca na własny ogródek, o którym od lat marzę ^^ E też by się chętnie pobawił i akurat mieliśmy okazję sprawdzić, ile to roboty i czy w ogóle nam się podoba. On zamiatał gałęzie, igliwie i kurz z tarasu, a ja latałam z grabiami (chyba z 6 kg ważyły...) po całym ogrodzie i grabiłam liście. Oprócz koszmarnego bólu mięśni z dnia poprzedniego (Tiffany, I love you! i moja dupa...) nabawiłam się odcisków i bólu ramion :D Ale byłam zachwycona! Słoneczko świeciło, ponad 20 stopni, kilka godzin roboty, a efekt po prostu piorunujący. Na końcu jeszcze popaliliśmy liście, więc pachniałam ogniskiem :)
Dlatego właśnie wróciłam do domu taka głodna – rano ta kuchnia, pół dnia stania przy garach, a później ogród... :)
Na inne ćwiczenia nie bardzo miałam siłę :P Kolację zjadłam trochę po 20.00, a po 23.00 już leżałam w łóżeczku. Gorąca kąpiel w soli o zapachu pomarańczy gówno dała i następnego dnia w ogóle ledwo łaziłam ;)
07.04.14
Śniadanie: zielona owsianka z mango.
II śniadanie: no cóż... było niestety spore, bo poprzedniego dnia byłam zwyczajnie głodna, zresztą chyba miałam jakiś kryzys, bo najchętniej rzuciłabym się na żarcie :/ No więc na II śniadanie 2 kropki pumpernikla z serkiem Philadelphia (ogórek i feta), sałatą, pomidorem, wędliną sojową i ketchupem. Do tego malinowo-jagodowe smoothie z suszonymi morelami. Na pewno ze 450 kcal...
Obiad: Zupa pomidorowa z poprzedniego dnia z kuskusem, mozarellą i jogurtem naturalnym. Zjadłam chyba niecałe 2 porcje, bo nie chciałam zostawiać ½ porcji zupy w zamrażarce. Wiem wiem, każdy pretekst dobry... Nie za dobrze się dzisiaj czuję.
Kolacja: miał być zielony koktajl. Wieczorne sałatki chyba mi nie służą, bo rano zamiast radośnie siedzieć na kiblu... A, oszczędzę Wam szczegółów :) W każdym razie chciałam zużyć resztki kiełków... i nie wyszło :) Nie będę Wam pisać, co zrobiłam, ale wyszło ohydne ^^ Poprawiłam natomiast sałatką z buraczków i coś mi się wydaje, że jutro nie wylezę z kibla :P
Aktywność fizyczna:
Umyłam okno z kuchni. E jara jak smok i myślałam, że go nie domyję (okna znaczy się) :) Walczyłam ponad godzinę, poza tym standardowe sprzątanie kuchni. Byłam też w mieście, musiałam kupić bilet semestralny (315 €! No chyba kogoś suty pieką. Wieczne opóźnienia pociągów, non stop jakieś problemy, o warunkach sanitarnych nie wspominając, a te cholerne bilety z każdym semestrem coraz droższe :/ Ciekawe skąd ja mam brać co pół roku tyle kasy?), pójść do banku, do rzeźnika po kotlety dla E, do dm (gdzie dostałam pyszne i w miarę małokaloryczne cukierki pomarańczowe z rokitnikiem i drugie z litchi i zieloną herbatą, których jeszcze nie próbowałam. Bez cukru, za to ze steviolem), do Rewe po normalne płatki owsiane... Niby niedaleko, bo mieszkam w centrum, ale zawsze coś.
Poza tym mam nadzieję na:
- chest and back workout z Rebeccą Louise
- 9 exercises for a flat stomach, też z Rebeccą Louise
- ręce z Mel
- boczki z Tiffany
Na razie to tyle :) Mam nadzieję, że podoba Wam się zalążek bloga. Piszcie, co myślicie, jestem otwarta na propozycje, uwagi i krytykę :)
Postaram się wpaść znów na dniach i jeśli nie uda mi się na razie regularnie pisać, to chciałabym chociaż od czasu do czasu dodać nowy post i przepis na bloga :)
Trzymajcie się cieplutko! :*
kiki83
10 kwietnia 2014, 22:36Bardzo różnorodnie i apetycznie, miło się tu zagląda. A odnośnie koktajlu z kiwi, to dobrze poinformować czytelników, trzeba pić go na świeżo, żeby nie zrobił się gorzki. (kiwi zawiera enzymy, które rozkładają białko i jeśli w towarzystwie tego owocu występuje nabiał, to najlepiej spożywać danie zaraz po przyrządzeniu).
kobiecymokiem93
9 kwietnia 2014, 12:25Jejku...do Ciebie wejść i od razu człowiek nabiera wilczego apetytu! Przepysznie jak zawsze! :)
UlaSB
9 kwietnia 2014, 17:48Dziękuję bardzo! ^^
CzekoladowaSilje
8 kwietnia 2014, 23:01oh super jest i blog! ;D A codo menu.. to omg dlaczego zajrzałam o tej godzinie?! teraz będą mi się śnić te pyszności! xD
UlaSB
8 kwietnia 2014, 23:02Hihih, ja zaczynam pod wieczór przeglądać książki kucharskie, to jest dopiero męczarnia... ;-)
CzekoladowaSilje
8 kwietnia 2014, 23:03a to już masochizm xD
elirena
8 kwietnia 2014, 22:10Zaraz wchodzę na twojego bloga - fajnie, że założyłaś. No i gratuluję zapału w zapisywaniu, robieniu zdjęć etc... Pozdrawiam
UlaSB
8 kwietnia 2014, 23:01Mam nadzieję, że Ci się spodoba :) Chwilowo nje narzekałam na nadmiar zajęć, więc miałam czas się rozpisywać ;)
Peyton1983
8 kwietnia 2014, 15:13Boże jak to wszystko pysznie wygląda, a smakuje pewnie jeszcze lepiej:)
UlaSB
8 kwietnia 2014, 19:22Mnie smakowało :) :D
Sylwusia21
8 kwietnia 2014, 10:58No kochana dołączam do grona fanek Twoich przepisów:) te owsianki i koktajle mmm muszą być pyszne:)
UlaSB
8 kwietnia 2014, 11:02Juhuuu! ^^ Ja owsianki uwielbiam, kocham, ubóstwiam! :D
andzia655
8 kwietnia 2014, 10:55Uleczko nie masz się czego bać, rób swoje, a wszystko będzie dobrze.
UlaSB
8 kwietnia 2014, 11:01Dziękuję Ci bardzo! :*
Justynak100885
8 kwietnia 2014, 10:28Jestem zakochana w Twoim jedzonku! Chyba taka owsianke z truskawkami musze sobie zrobic :))
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:50Polecam :) Im słodsze truskawki, tym pyszniejsza owsianka ^^
earned-not-given
8 kwietnia 2014, 09:43uuu boczki z Tiffany potrafią nieźle dać w kość :D a blog - super pomysł! nareszcie będe mogła sobie robić te pyszności bez pytania pod każdym postem "jak to zrobilaaas?" ;)
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:29Będę się starała dodawać jak najwięcej nowych przepisów :))
Niebieska56401
8 kwietnia 2014, 09:37oj ale pyszne jedzenie:) slinka sama cieknie;p
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:28^^ Bardzo mi miło :D
andzia655
8 kwietnia 2014, 09:30Fajnie, że założyłaś bloga, masz dziewczyno talent kulinarny więc dziel się nim, inspiruj ludzi którzy nie mają pomysłu. Dania Twoje wyglądają smakowicie myślę, że Twój blog w nie długim czasie zyska dużo czytelników.
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:28Dziękuję, dodałaś mi otuchy, bo mimo wszystko trochę się boję tego bloga ;)
winter_beats
8 kwietnia 2014, 09:08tak jak pisałam, ślinotok na całego! :) bardzo ładne zdjęcia robisz. bloga obczaiłam, bardzo fajny, czaję się już na te puchate pancakes :) te boczki Tiffany też zaczęłam ćwiczyć i byłam zaskoczona, że jednak po tym są zakwasy, będę je dalej uskuteczniać. p.s. a co to za afera z kiełkami sprzed kilku lat, bo chyba mnie ta wiadomość ominęła?
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:25Chodzi o enterokrwotoczny szczep E. Coli, 2 czy 3 lata temu w Niemczech wybuchła panika, bo ludzie zaczęli masowo chorować. Najpierw podejrzenie padło na ogórki i pomidory, potem na sałatę, a w końcu okazało się, że były właśnie w jakichś tam kiełkach. Ta choroba często kończyła się śmiercią, ale ja już sama w końcu nje wiem, czy się bać tych kiełków czy nie... Cieszę się bardzo, że dostałaś ślinotoku, hihih ^^ A Tiffany... mam nadzieję, że z tym bólem łączą się też efekty :D
winter_beats
8 kwietnia 2014, 10:28prawda taka, że teraz we wszystkim może się czaić śmieeerć :D ja kiełki do czasu do czasu kupuję, chociaż zawsze mam problem, żeby wykończyć cale opakowanie przed końcem daty ważności, bo u mnie to tylko ja, ewentualnie siostra je je... dzisiaj popołudniu chyba też zrobię te boczki :)
NancyB
7 kwietnia 2014, 23:11O matko ale tutaj apetycznie, dosłownie głodna się zrobiłam. Pięknie przyrządzone potrawy. :) Powodzenia!
nathalija
7 kwietnia 2014, 23:40ja tak samo :D jestem w szoku, że jedzenie może tak ładnie wyglądać :D
earned-not-given
8 kwietnia 2014, 09:44dokładnie! nawet te, które są podobno niezjadliwe wyglądają tak, że... UCH!
UlaSB
8 kwietnia 2014, 10:19Hihih, dziękuję, bardzo mi miło! :)