Waga na dziś: 89,2 kg. Dieta pudełkowa zamówiona - 1500 kcal. Na śniadanie zjadłam: Panini z szynką i warzywami na ciepło. Było pyszne! 😇👍
Jakiś czas nic nie pisałam. Jestem sparaliżowana strachem. Dzieję się u mnie w życiu coś przygnębiającego.
Od dwóch miesięcy gnębi mnie urząd skarbowy. Jestem absolutnie przerażona obecną sytuacją.
Cały czas mi grożą, grzywnami, karami, procederami... Podzielę się z Wami tą historią.
Po liceum planowałam studiować konserwatorstwo zabytków. "Nie pójdziesz na studia - potrzebujemy pieniędzy i żebyś pracowała". Powiedzieli rodzice. Mieliśmy kiepską sytuację finansową.
Łapałam każdą możliwą pracę. Przy zbiorach, w sklepie, na telefonach, na produkcji.
Takie prace wiązały się zawsze z jednym... Mobbing i toksyczna atmosfera.
Sytuacja finansowa bardzo się polepszył ale... Żadne pieniądze nie były tego warte.
Po dwóch latach ciągłego stresu, mój organizm odmówił posłuszeństwa. Było tak tragicznie, że ukrywałam się w toalecie, żeby chociaż na kilka minut odpocząć.
Żeby nakreślić Wam poziom toksyczności opiszę jedną z takich typowych sytuacji.
Drugi dzień urlopu, telefon od kierownika i kilka SMS z przekleństwami treści: "Poje*** Cię?!", "Do niczego się nie nadajesz!!" "ODBIERAJ!?!"... Oddzwaniam i od razu wyzwiska, krzyk, wrzask i oskarżenia.
Oburzona odpowiadam "Nie krzycz na mnie, nic z tego nie rozumiem, nie będę z tobą rozmawiała ". Rozłączyłam się. Za chwilę telefon od wkurzonego szefa.
Okazało się, że ktoś nie rozładował zamówienia i wszyscy z góry założyli, że to ja. W firmie był taki bałagan, że szukali mnie godzinę po hali. Stwierdzili, że szybciej wyszłam do domu..
A mnie tego dnia nawet nie było w pracy, bo miałam urlop. Gdy w końcu udało mi się to wyjaśnić usłyszałam "AHA no dobra, to nie byłaś Ty". Nigdy nie przepraszali.
Miałam wtedy ogromną presję ze strony rodziny aby pracować. Trudą sytuację, bo mieszkałam w takim miejscu, gdzie w okolicy innej pracy nie było. Wtedy ratowało mnie moje hobby, czyli zwiedzanie zabytkowych miejsc.
Zamków, dworków, pałaców, wież, koszarów.. Ten temat od zawsze był mi bliski.
Robiłam zdjęcia, malowałam, dokumentowałam i tworzyłam coś w rodzaju rękodzieła z tamtych czasów. Czasami udało mi się coś sprzedać przez Internet, ale bardzo rzadko.
Przełom nastąpił podczas festiwalu w Malborku. Dołączyłam się do jednego z straganiarzy i udało nam się wszystko sprzedać! Czułam się jak ryba w wodzie.. Dzieliłam się wiedzą, zachęcałam ludzi do poznawania naszej historii, zebrałam zamówienia na kilka zdjęć i obrazów. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Od tamtego momentu zajmowałam się tym po pracy i każdy weekend. Dorabiałam sobie w ten sposób do wypłaty. Nadszedł taki moment gdzie musiałam założyć firmę, bo przekroczyłam w jednym miesiącu limit zarobków bez działalności. (Wystarczy jeden raz).
Wbrew rodzinie i własnym obawom postawiłam wszystko na jedną kartę. Pierwszy rok był ciężki, ledwo starczało mi na rachunki i jedzenie. Jednak sytuacja się poprawiała i po dwóch latach mogłam śmiało powiedzieć, że osiągnęłam "sukces". 😁😍
No i właśnie.. Za chwilę będzie 3 lata odkąd mam firmę. Dwa miesiące temu dostałam pierwsze pismo z urzędu skarbowego. Potem drugie i trzecie. Chcą masę dokumentów, papierów, paragonów. Jak myślę, że wyciągnęli ze mnie wszystko co mogli, to proszą o nowe rzeczy i zadają nowe pytania...
Okazało się, podczas prowadzenia działalności przeprowadziłam się do innego województwa. Urzędy nie przekazały sobie kompletnej dokumentacji między sobą (a powinny) i dlatego ten "nowy urząd" ma masę zastrzeżeń.
Straszą mnie karami, grzywnami, paragrafami... Jakaś paranoja.
A ja jeżdze tam i tłumaczę się, chociaż nie zrobiłam nic złego.... Najbardziej absurdalne jest w tym wszystkim to, że to JA muszę im udowodnić, że jestem niewinna i to JA muszę im wszystko przekazać oraz wyjaśnić.
Oni jako urząd skarbowy mogą sobie przekazać wszystkie dane i mnie w to nie angażować, ale zwyczajnie mają prawo tego nie robić i nie robią...
Ścigają i traktują mnie jak jakiegoś potencjalnego złodzieja/przestępcę. A wiecie co jest najlepsze? Po opłaceniu ogromnych podatków i ZUSu wychodzę trochę powyżej najniższej krajowej.
Ile to stresu generuje, ile nie przespanych nocy, ile jeżdżenia i odkopywania dokumentów.. Szkoda słów.
Przez tą sytuację jestem jak sparaliżowana i nie mogę nic innego robić...
A największą ironią losu i moim osobistym wkurw'em jest to, że co chwilę widzę w gazecie/intrenecie afery finansowe na setki tysięcy naszych polityków. Teraz afera wizowa.. Dziś kupując bułki w sklepiku nagłówek w gazecie "ZAGINĘŁO Z BUDŻETU 200 TYSIĘCY NA REMONT CHODNIKA"...
Wyobraźcie sobie jak w tej sytuacji się czuje... Nie wiem czy nie zamknę firmy jeśli to będzie dłużej trwało.
Za dużo stresu mnie to kosztuje.. Dziś znowu pojechałam zawiezc kolejne papiery i wyjaśnienia.. Z przed 2 lat..
Zobaczymy co tym razem wymyślą.