Dziś 10 dzień mojej diety. W weekend zaliczyłam wpadki alkoholowe i trochę zbyt mało ćwiczeń, ale oprócz tego naprawdę zmieniłam swój jadłospis i bardzo dużo się ruszam. Mimo to, nie zleciał ten "kilogram tygodniowo", nie czuję się ani szczuplejsza, ani bardziej jędrna, ani zadowolona... Za 4 dni według mojego planu powinnam być 2 kg lżejsza niż 10 dni temu, i co? I nic. Porażka. Chciałam zwalić to na PMS, ale policzyłam i jeszcze na niego za wcześnie... Czuję się dziś gruba, wielka i nieszczęśliwa. Ale nie poddam się, bo choć nie widzę jeszcze efektów, mam więcej energii niż wcześniej. A to dla mnie też było ważne.
Dziś powinnam odpuścić ćwiczenia, bo od poniedziałku daje sobie ostry wycisk i czuję,że coś jest nie tak z moim biodrem albo mięśniem w jego okolicach. Rano chodziłam jak kulawa... Ale jutro wyjeżdżam i na pewno nie będę miała czasu na ćwiczenia, więc chcę zrobić dziś cokolwiek. Pogoda jest dołująca, chyba nie mam energii na bieganie, więc może zmuszę się do jakichś "dywanówek" a na pewno do Callaneticsu. To już 3h :)
Z dietą lekko popłynę podczas obiadu, bo właśnie piecze się pizza. Ale na razowym spodzie, z mozzarellą, pomidorami, tuńczykiem, pieczarkami i cebulą. No i jest mała. A ja doszłam do wniosku, że jem trochę zbyt małe obiady.
Zjadłam:
Śniadanie: jajko sadzone + kromka chleba razowego z szynką + kawa 350kcal
II śniadanie: truskawki z jogurtem (koktajl) 150kcal
Obiad: Pizza na razowym spodzie 800kcal
Kolacja: jeszcze raz kawałek pizzy :| 250kcal
= 1600 kcal
Ćwiczyłam:
- 5km jazdy na rowerze
- 1km biegu
- Callanetics
- Ćwiczenia z ciężarkami na ręce
- 10 minut pośladki z Mel B
- 15 minut rozciąganio/yogo/rozluźniania by me :)
Dziś będzie 5 posiłków, bo wcześniej jem obiad :)
***
Ćwiczyłam i płakałam. Płakałam i ćwiczyłam... Wszystko mnie ostatnio drażni, denerwuje i rozbija. Obawiam się, że to wina nowych tabletek anty z wiekszą dawką hormonów... Zamiast cieszyć się (bo mam jeden pożądny powód do tego), to skupiam się na zupełnie nieważnych rzeczach, które wprowadzają mnie w furię... Nie chce być taka.
I na koniec moja nowa zajawka! Na zakończenie treningu, zamiast od razu hop na kanapę, to hop na matę i YOGA! :) Wychodzi mi to kalecznie, ale relaksuje.
corkaDantego
19 czerwca 2015, 00:29witaj :) czemu się odchudzasz? przecież jesteś szczupła (ja 6 lat temu wazyłam 50 kg,4 lata temu 80 kg,i teraz ooo co jest) życzę oczywiście powodzenia,cel najważnieszy ,ja walczę, i prosze o motywujące komenciki jak któraś znajdzie czas :D
StoneFox
18 czerwca 2015, 20:33Nie poddawaj się, to tylko chwilowe humory i załamka, daaaasz radę! :)
tricked_beauty
18 czerwca 2015, 21:17:*