♥♥♥
Dziś opowiem Wam (a może tylko sobie) moją historię sprzed trzech lat. Pierwszy rok studiów, nowa wielka miłość, nie liczyło się nic oprócz niej. Całymi dniami leżeliśmy przed telewizorem, oglądając filmy, nigdzie się nie ruszając i jedząc wszystko to, na co mieliśmy ochotę... Pizza 2 razy w tygodniu (końskie porcje), chipsy, frytki, tosty z wielką ilością sera, makarony z sosami, piwooo... A do tego jeszcze tabletki antykoncepcyjne. Wszystko to sprawiło, że ocknęłam się po 6 miesiącach rozpusty, patrząc na swoje całkiem odmienione ciało, którego nigdy nie znałam.
Zawsze byłam szczupła, można nawet powiedzieć, że chuda, a kiedy nagle, dotykając mojego brzucha, patrząc na to jak przytyły mi ręce, nogi, uda... wpadłam w panikę. Przez kilka dni płakałam kiedy kładłam się spać i brałam prysznic. Czułam się spuchnięta, brzydka i chora. Przestałam wychodzić z domu. Dodatkowo mój chłopak ciągle zapewniał mnie, że dla niego jestem najpiękniejsza (tak jest do tej pory :) ) i wcale nie było to dla mnie pocieszające, bo płakałam i krzyczałam do niego, że na pewno kłamie. Zdecydowałam się na dietę i fitness w klubie sportowym. Dietę "ułożyłam" sama. Początkowo wyeliminowałam fast foody i alkohol, przerzuciłam się na razowe pieczywo, piłam tylko wodę i czerwoną herbatę, odstawiłam antykoncepcję. Później popłynęłam...
Mogłam chodzić na fitness na tyle godzin, ile chciałam. Najpierw były to 2 godziny, np Step + cardio. Po jakichś 10 dniach zostawałam w klubie na 3 godziny zajęć i po powrocie ćwiczyłam jeszcze w domu dopóki nie położyłam się spać. W łóżku czytałam do późna historie metamorfoz i dotykałam się po ciele, sprawdzając czy przypadkiem przez jeden dzień nie zgubiłam jakiegoś kilograma... Zaniedbałam studia. Nie wychodziłam na spotkania integracyjne ze znajomymi, bo ćwiczyłam. Jedzenie ograniczyłam do minimum. Kryzysowym momentem był ten, kiedy po jakichś 3 tygodniach zjadłam pół małego kebaba bez sosów i bez bułki (czyli tak naprawdę warzywa z mięsem) i płakałam przez pół wieczora. W pewnym momencie nie jadłam nawet 1000kcal dziennie.
Wpis z 24 dnia diety:
"Śniadanie: Owsianka
II śniadanie: połowa małej puszki sałatki rybnej, paczka chipsów dietetycznych jabłkowych(80g)
Obiad: omlet z bananem, kurczakiem i curry
POSTANAWIAM: MUSZĘ MNIEJ JEŚĆ!!! :("
Wpis z 30 dnia diety:
"Śniadanie: tost z grahamki z serem camembertt
II śniadanie: jabłko
Obiad: mała miseczka zupy jarzynowej
Kolacja: micha owoców z jogurtem naturalnym i malusieńki
naleśnik z łyżeczką dżemu
= 920kcal
Wychodzi na to, ze jem mniej niz 1000 kcal?:o
nie, nie codziennie...
I wydaje mi się, że gdyby tak było, chudła bym
szybciej..."
No i chudłam szybciej... Zaczynałam od 61kg.
Po 20 dniach diety: -4kg
Po 29 dniach diety: -5kg
Po 33 dniach diety: -6kg
Po 43 dniach diety: -7,5 kg
Po 43 dniach odchudzania ważyłam 53,5 kg.
Pewnie pomyślicie sobie, że to nic specjalnego, bo w sumie w 45 dni da się chyba w miarę zdrowo zrzucić te 7kg, ale ja zaczęłam robić się słaba, łamały mi się paznokcie, wypadały włosy i ciągle chciało mi się płakać albo krzyczeć... Byłam wściekła na wszystko, a w mojej głowie siedziało tylko myślenie o diecie i ćwiczeniach. Plucie sobie w brodę, wyrzuty sumienia... to zdominowało całe moje życie.
W końcu nadeszła majówka. Przyjechaliśmy z chłopakiem do rodzinnego domu, przyszły spotkania ze znajomymi, grille, piwkowanie... A ja nic na nich nie jadłam, nic nie piłam i nic mnie nie cieszyło. I właśnie podczas tej majówki mój chłopak uświadomił mi, że przesadziłam. Małymi krokami wracałam do "normalnych" ilości jedzenia, wyluzowałam, a po jakimś czasie NIESTETY zupełnie odpuściłam. Dlaczego niestety? Bo mogłam choć trochę zadbać o te nawyki, które udało mi się wyrobić, może wtedy nie byłoby JOJO. A było! I trwa do tej pory.
W każdym razie ta przygoda uświadomiła mi jaka jestem słaba. Jak potrafię rzucić wszystko żeby poddać się jednej rzeczy. Jak łatwo jest wpaść w zaburzenia odżywiania, do których bez wątpienia byłam "o krok". Jak łatwo jedna mała rzecz jest w stanie kierować moim myśleniem... Mam nauczkę. WE WSZYSTKIM ZACHOWAĆ UMIAR!
Niestety nie mam zdjęć sprzed diety. Po prostu ich sobie wtedy nie robiłam, bo nie chciałam na nie patrzeć. Te, które wstawiam nie są też do końca wyraźne, ale może choć troszkę widać różnicę.
jeszczezobaczysz
19 czerwca 2015, 12:09i tak wszedzie wygladasz super ;)
wiola7706
18 czerwca 2015, 23:22o matko! ale różnica. Gratuluję
StoneFox
18 czerwca 2015, 20:37Dobrze, że w porę się otrząsnęłaś. Uda Ci się dojsć do wymarzonej wagi racjonalnie i zdrowo. Trzymaj się :)
wazyc49kg
18 czerwca 2015, 15:11Historia podobna do mojej, sprzed kilku lat. Też byłam równie mocno (jak nigdy) zmotywowana i schudłam 11kg.. odkąd zasłabłam rodzinka wzięła mnie w obroty i zaczęła pilnować z jedzeniem. Jak tylko miłość do jedzenia wróciła, pojawiło się 2x jojo i tak walczę mniej lub bardziej.. jednak nie na tyle, by schudnąć ile powinnam :( Piszesz o efekcie jojo, zatem ile przytyłaś?
tricked_beauty
18 czerwca 2015, 15:38Więc jesteśmy w takiej samej sytuacji, bo mi od tamtej pory też nie udaje się schudnąć... Wróciło mi z powrotem 7 kg, więc jojo książkowe :)
angelisia69
18 czerwca 2015, 14:44oj super ze wyszlas z tego bagna,ja niby tez ale myslenie o posilkach,liczenie kcal i wazenie pozostalo :(
Oktaniewa
18 czerwca 2015, 12:56Ja natomiast jestem strasznie leniwa. Nie potrafię isć ruszyć tyłka, ale lubie narzekać i jęczeć jaka to jestem grubaśna, jem na noc i nie umiem z tym skończyć.
tricked_beauty
18 czerwca 2015, 13:08Ja własnie na tym samym spędziłam ostatnie 3 lata :D Tyle mi zajęło ruszenia tyłka z kanapy...
szalonatereska
18 czerwca 2015, 12:28Oj też wpadłam w zaburzenia odżywiania. Moje całe życie kręciło się wokół ćwiczeń i jedzenia, ale pewnego dnia coś pękło i zaczęłam żreć jak głupia. Przez co utyłam znacznie więcej niż schudłam. Wszystko przez brak umiaru. Musimy nauczyć się nie popadać w skrajność.
tricked_beauty
18 czerwca 2015, 12:33No właśnie! U mnie nie ciężko o rzucanie się na jedzenie bez ograniczeń... Mam nadzieję,że tym razem jestem mądrzejsza o to doświadczenie i uda mi się zachować złoty środek :) Nam obydwu!