Dzień jak wczoraj, praca i nic ciekawego. Jutro czeka mnie ostatni podrozdział. Aż drżę na myśl o przyszłym tygodniu. Stwierdzam, że jeśli umrę to albo na stres albo na śmiech, któreś z tych na pewno.
Menu:
- śniadanie: jajecznica z 2 jajek na szynce bez tłuszczu, pół pomidora, ogórka i szklanka soku wyciskanego z pomarańczy
- 2 śniadanie to co wczoraj
- obiad: pierś z kurczaka, brokuły, kalafior, grillowane kawałki ananasa
- kolacja: sałatka z grillowanej piersi kurczaka, ananasa, ogórka, pomidora, z sosem sezamowym
- po treningu: wafel ryżowy z plasterkiem szynki i pomidorem
Aktywność:
- bieganie
Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...
MissPiggi
19 stycznia 2014, 12:07Super, że tak dobrze idzie Ci z tym bieganiem :D i faktycznie to naprawdę wciąga, ja jak biegam to zawsze mi mało i zawsze staram przebić samą siebie nawet o 100 m xD Niestety nie zawsze jestem na siłach, ale i tak, jest coraz lepiej;P Powodzenia!!!:*
minikate
18 stycznia 2014, 21:44Same pyszności :) Zazdroszczę zauroczenia, mi ciężko przekonać się do biegania. Po przebiegniętych 100 metrach mam wrażenie, że zaraz się uduszę. Ciężko mi się do tego zmotywować, choć wiem, że cardio jest super, jeśli chodzi o spalanie :(
fokaloka
18 stycznia 2014, 21:30Piękne to zauroczenie. :)