Dieta i aktywność w porządku. W sumie to jestem dumna z siebie, bo ten weekend udało się bez żadnych, podkreślam żadnych grzechów.
Biegałam i pierwszy raz od czasu, kiedy zaczęłam czułam jak dziś bolały mnie łydki, to chyba dobrze. Zmykam już spać, bo z rana czeka mnie podróż do Krakowa.
Menu:
- śniadanie: kanapeczka z wafla ryżowego, reszta sałatki z wczoraj i banan
- 2 śniadanie: ulubiony zestaw, czyli to co wczoraj
- obiad: łosoś z grilla, warzywa gotowane
- kolacja: 2 kanapeczki z wafli ryżowych z sałatą, szynką z indyka, pomidorkami i ketchupem (tak, wiem pomidory i ketchup, ale lubię to :)) pomarańcza
Aktywność:
- bieganie
Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...
minikate
20 stycznia 2014, 21:37Ja już po kolacji, ale patrząc na Twoje menu aż zgłodniałam! A ketchup i pomidory to też moje ulubione połączenie :p Ja niestety z licencjatem dalej na 0 :(
MissPiggi
20 stycznia 2014, 14:06Ja też ostatnio jak biegałam to później łydki mnie bolały;P Smakowicie wygląda to Twoje jedzenie ^_^ Aż ślinka cieknie:P A na uczelni na pewno wszystko pójdzie po Twojej myśli;)
-inna-
20 stycznia 2014, 08:42ahh :D ja lubię takie sałatki śniadaniowe z owoców ;D są pycha!!!
fokaloka
19 stycznia 2014, 22:36Tak wgl, to co studiujesz? :)
vitalia92
19 stycznia 2014, 22:22silna babka z cb jak zadnych grzeszkow nie mialas :) ja tez nie mialam, ale za to dzis kiepskie i ubogie menu ;/