Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Uwaga! Będę się tłumaczyć


Na początku ostrzegam, że wpis będzie długi. Muszę się wytłumaczyć sama dla siebie i uwiecznić to co zrobiłam, bym w podobnej chwili wróciła do tego i przypomniała sobie skutki...

Ale owijam w bawełnę. Piątek wszystko jak ma być, zdrowe menu, aktywność, wręcz wzorowo. Sobota menu wspaniale, ale mój ukochany Przyjaciel zaproponował na wieczór byśmy w końcu się "odważyli" i spróbowali tatara. Ja, jak to ja żądna przygód, nowych doświadczeń bez zastanowienia się zgodziłam. Menu przez dzień było idealne, żadnych słodyczy, nadprogramowego tłuszczu. Pojechaliśmy, tatar wręcz wyśmienity, a jak podany? No myślałam, że padnę, aż uwiecznić musiałam.


Dlaczego dopiero teraz spróbowałam tego smakołyku? Bo P na trzeźwo jadł surowego nie będzie :) Byłam kierowcą, P seteczkę na odwagę i poszło. 
Wróciłam do domu, troszkę brzuch pełen, ale wielkich wyrzutów nie miałam. Za to co zrobiłam w niedzielę to pobiło wszystko. Umówiłam się z P, że wpadnę do niego wieczorem, obejrzymy coś, pogadamy. Przez dzień menu idealne. Przyjechałam do niego około 20.00. Posiedzieliśmy, coś obejrzeliśmy, ale P zgłodniał. Wymyślił sobie KFC, ja oczywiście powiedziałam, że nie jadę i jak chce to niech sobie przywiezie na wynos. Wyszedł. Nie minęło 5 minut jak wrócił. Akumulator zawiódł, nie pojechał nigdzie. Facet jak to facet w lodówce piwo i światło. Zaproponował mi lampkę wina więc stwierdziłam, że w sumie to chętnie się napiję. Poszła jedna, druga, trzecia i nie wiem kiedy jak nie było już nic. Od popołudnia nie jadłam nic. Było już grubo po północy jak poczułam, że to wino musi ze mnie wyjść. Co ja wtedy przeżyłam to masakra. Jak mogłam być tak głupia i na pusty żołądek tyle wypić? Nie mam pojęcia, ale ja to ja więc w sumie nic nie powinno mnie już dziwić. Zostałam na noc, nie puściłby mnie o tej porze nigdzie samej. Rano po przebudzeniu wszystko mi się przypomniało, jak zakończyłam poprzedni wieczór. Nie powiem, że nie było mi wstyd, ale zna mnie i wie, że nie zdarza mi się coś takiego, więc w sumie zrozumiał. O 14.00 miałam mieć kolokwium. 10.00, a ja nawet w Krakowie nie jestem. Wsiadłam do autobusu, kanary, jadę do Krakowa i czuję, że nie dam rady. Szukałam w torebce jakiegoś plastikowego woreczka na wszelki wypadek. Było mi gorąco i zimno na zmianę. Pierwszy raz w życiu tak się czułam. Ratunku, ja nie dojadę. Dzieliły nie minuty od celu. Dworzec główny w Krakowie. Wysiadłam z autobusu i czuję jak nogi się pode mną uginają. Wsiadłam w pierwszy lepszy tramwaj i postanowiłam, że nie jadę na żadne kolokwium, jadę na mieszkanie i wszystko o czym marzę to łóżko. Dodam, że była godzina 12.00, ja nic nie jadłam od obiadu dnia poprzedniego. Kupiłam butelkę coli bo czułam, że potrzebuję cukru i że trochę jestem odwodniona. O ja głupia. Poleżałam godzinę ale postanowiłam pójść na to kolokwium. Ostatni raz robię coś takiego, ostatni raz piję. Jestem jakaś niezrównoważona! Przeżyłam ten dzień ale było meeeega ciężko.

Na uczelni mam taki młyn, że o aktywności poza marszem tam i z powrotem nie ma nawet mowy. Jedyne co mnie cieszy to przynajmniej to, że udaje mi się dietę trzymać (poza poniedziałkowym niejedzeniem do 15.00).

W piątek ważenie, nie mogę się już doczekać. Czuję, że spodnie są trochę luźniejsze, oby to pokazały cyfry. Liczę na promyk nadziei.

Więcej grzechów nie pamiętam...

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...
  • MissPiggi

    MissPiggi

    15 stycznia 2014, 20:35

    Bleee... W życiu nie zjadłabym tatara xP Poszalałaś to teraz czas się ładnie trzymać diety:P

  • -inna-

    -inna-

    15 stycznia 2014, 09:07

    No no :D to trochę poszalałaś :D

  • fokaloka

    fokaloka

    14 stycznia 2014, 21:03

    Poszalałaś, ważne że już lepiej jest :)

  • smiletome

    smiletome

    14 stycznia 2014, 21:00

    Hehe, to miałaś ciekawy dzień :P

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.