Wciąż jestem na etapie, gdzie moje nastroje się wahają od zmotywowanej, walczącej do upragnione sylwetki kobiety do zrezygnowanej, żrącej grubaski. I tak ciągle i ciągle.
Moje założenia z dnia 1. nie były złe. Szkoda tylko, że jeden grzech rozpędza lawinę kolejnych...
Kilka dni temu - dnia 5. zobaczyłam na wadzę 65,9 kg i się ucieszyłam, bo przecież taki był cel na dzień 10. No więc walka trwała.
W niedzielę - dnia 8. poszłam na siłownię i siostra namówiła mnie na zmierzenie się ich sprzętem. Nie chciałam. Ostatnio ważyłam się na koniec stycznia, a z powodów zdrowotnych w ciągu tych niecałych 3 miesięcy prawie nie ćwiczyłam, ciągle startowałam z dietą i ją odkładałam.. Bałam się, że mój wiek metaboliczny będzie jeszcze wyższy (przypomnienie: w styczniu 40 lat, a sama za kilka miesięcy kończę 30). No ale się zmierzyłam. Rewelacji nie było jak na taki okres, ale jednak: 1,5 kg mniej. 1 kg mniej tłuszczu. 2 lata młodsza - czyli już 38-latka. Dało powera - super.
We wtorek - dzień 10 - zważyłam się. Na wadze dalej 65,9. Ech, liczyłam na jakiś spadek, a tu od kilku dni waga znów stoi. A później się walnęłam po głowie i mówię: gdybym się nie zważyła w międzyczasie, to dziś, wchodząc na wagę byłabym zadowolona - w końcu osiągnęłam cel na pierwsze 10 dni. No i trochę ciśnienie zeszło. A później - hmmm. a później się nażar... najadłam. Za bardzo... Z myślą, że muszę mieć siłę na wieczorną siłownię. A na wieczornej siłowni lipa.. poszłyśmy z siostrą na inną i... no nie poćwiczyłyśmy. Nie dało się na tych maszynach, miałam wrażenie, że rozlecą się pod moim tyłkiem. Po 20-30 minutach max odpuściłyśmy. No i okazało się, że moje najedzenie się na zapas było bez sensu, bo nawet nie miałam jak spalić...
Środa - dzień 11. Znów weszłam na wagę. Po wtorkowym obżarstwie. Błąd. Zobaczyłam początkowe 66,6... A później przyjechała mama. Przywiozła rafaello. No i załamana wynikami zjadłam całe.. Całe, caluteńkie. Do dupy, całkowicie.
Czwartek - dzień dzisiejszy - nie weszłam na wagę. Za bardzo się bałam. I z jednej strony czuję, że muszę zawalczyć. Patrzę na zdjęcia fit i szczupłych gwiazd i się motywuję. A później patrzę na lodówkę i mam ochotę zajrzeć. Targają mną dwie zupełnie przeciwne emocje. Nie wiem, której się poddam...
magdaka000
14 kwietnia 2017, 11:26Nie możesz załamywać się wzrostami wagi. Ja przestrzegam diety od miesiąca, żadnych odstępstw, więc wyobraź sobie jak się czułam gdy waga potrafiła nagle z dnia na dzień skoczyć o kilogram. Różne myśli wtedy miałam, że na co mi to całe ćwiczenie i dieta jak dalej tyje. Ale nie można się wtedy załamywać, trzeba zacisnąć zęby i trzymać dietę dalej, bo to w końcu znowu spadnie, ale trzeba być cierpliwym. I pamiętaj też że jeden niewłaściwy posiłek nie przekreśla całej diety. Często ludzie tak myślą, jak zjedzą coś niewłaściwego to od razu zakładają ze cały dzień jest do niczego i mogą się najeść jeszcze bardziej. Nic bardziej mylnego! Nawet jeśli zdarzy się coś nadprogramowego, to później z podkulonym ogonem wracamy do diety (jeszcze tego samego dnia!) i nie będzie tak źle ;) trzymam kciuki!
Orzeszek1984
13 kwietnia 2017, 14:07hmm....głęboki wdech....tak jak sama zauważyłaś spełniłaś swój plan i w 10 dni schudłaś tyle ile chciałaś. Dlatego naprawde naprawde i jeszcze raz naprawde odpuść sobie to ważenie pomiędzy dniami ważenia które sobie założyłaś. Przecież taki był Twój plan. Ja Cię rozumiem jeśli chodzi o te myśli, ta ciekawość ile ważysz i ten mętlik w głowie, bo sama też tak miewałam. I dlatego wiem i Ty też wiesz, bo sama to zauważyłaś, że nie byłoby problemów z Twoimi myślami i rzucaniem się na coś zakazanego, gdybyś stosowała się do podstawowego założenia. Musisz się teraz wewnętrznie wyciszyć i patrz na te fotki szczupłych dziewczyn i zamiast podjadania w stresie, to wyjdz z domu na dłuuuugi spacer i wtedy będzie lepiej. Zauważ,że dałabyś ze wszystkim rade,więc myśl pozytywnie:)
SzczesliwaByc
13 kwietnia 2017, 14:26No, spełniłam plan w 10 dni a następnego dnia cały zaprzepaściłam i wróciłam do wagi wyjściowej. I to mnie boli. Nie wiem, człowiek się pilnuje przez ponad tydzień, chudnie tyle co nic i jeden dzień zapomnienia i wszystko wraca. Gdybym tylko tak chudła jak tyję..
angelisia69
13 kwietnia 2017, 13:322 bieguny :P ktory daje wiekszy zysk?ktory daje straty?idz w strone lepszego,zakop ten zly!!!lodowke obklej super laskami i wloz do srodka fit przekaski ;-)
SzczesliwaByc
13 kwietnia 2017, 14:27Wiesz, że się zastanawiam cały czas nad tym obklejeniem lodówki? Tylko się boję, że mąż by spędzał przy niej po tym więcej czasu :P
angelisia69
13 kwietnia 2017, 15:27no to jeszcze wieksza motywacja,zeby nie musial tam patrzec a na ciebie ;-) wiec wieksze starania z twojej strony ;-)