Cześć krokodyle! Jak Wam mija ten obłędnie słoneczny dzień? Chyba wszystkim naładowało baterie, w moim pobliskim parczku wylęg jak na oddziale geriatrii! Nie ma ławeczki bez szczęśliwych, wystawiających twarze do słońca seniorów :D Dzieci biegają, matki nie nadążają, studenci popijają piwko w zaroślach, żyć nie umierać!
Pobiegane, porozciągane, pojedzone. tylko nie nauczone :d Zamiast tego ślęczę na Vitalii i staram się motywować podupadłych na duchu, bo dziś wyjątkowo czuję, jakbym mogła udźwignąć jeszcze tysiąc dusz. Daj mi rząd dusz! Jak pisał klasyk- a ja ich nauczę ćwiczyć Jak piszę ja.
Byłam w domu rodzinnym w którym internet trzeba nosić wiadrem, więc wybaczcie, że nie pisałam zbyt dużo i zaniedbałam pamiętniki ;) Powróciłam do Krakowa bo w domu nijak nie idzie się uczyć, plus lekko toksyczna atmosfera i naprawdę choćby skały srały nie da się nawet zebrać własnych myśli. Z roku na rok odkrywam że chyba jestem samotnikiem. Bardzo towarzyskim samotnikiem, to możliwe? Przekonuję się, że tak
Miało być jeszcze o bardzo nietypowym workoucie :D a rzecz miała się tak- dzień szósty lutego dnia pańskiego dwa tysiące czternastego. Zapakowana jak Rumun zasiadam w pociągu relacji Kraków-dom, trasa 7 godzin 15 minut, panie prawie jak samolotem do Amieryki, ale jedziemy. Mało nas, mało nas do pieczenia chleba w tym pociągu, nawiązałam dwie bardzo dziwaczne znajomości ale koniec końców wszyscy pasażerowie w całym wagonie wysiedli a ja wciąż miałam 1,5 godziny drogi. Już nie było co robić, od krzyżówek dostałam oczopląsu, książkę skończyłam, uczyć się nie chciało. Zjadałam co miałam do zjedzenia i tak siedziałam w pustce, rozmyślając i oglądając czarny nocny krajobraz przetykany od czasu do czasu jakąś latarnią w oddali.
I nagle myśl szalona- a gdyby tak... Wzrok prędko bada możliwości przedziału- a więc mamy półki, na których można się popodciągać, mamy kawałek podłogi, czego trzeba nam więcej, szabadabo? No czego?
Squaty, lunge'e, unoszenie nóg. Od czasu do czasu pociągiem zarzuciło, więc i balansowanie miałam zaliczone, chwiejąc się na jednej nodze, przypomniałam sobie co śpiewa Artur Rojek, że życie to surfing, więc sobie surfingowałam wymyślając coraz to nowe ćwiczenia które zajęłyby możliwie mało przestrzeni a maksymalnie zmęczyły mięśnie. Potem wyłożyłam się na kanapach, że tak nazwę te lekko przestarzałe siedziska pociągowe, obciągnięte starym welurowym materiałem, i ćwiczyłam mięśnie brzucha. Nie wiem kiedy zeszło 40 min. Kilka wdechów, wydechów i po wszystkim.
Ty to jesteś postrzelona, myślę do siebie, ciekawe czy ktoś kiedykolwiek ćwiczył w pociągu :D Jeśli tak, chciałabym go poznać. My, wariaci musimy trzymać się razem :D
Potem przeszedł konduktor i nieco podejrzanie spojrzał na moją zaczerwienioną twarz, gdy już siedziałam spokojnie i udawałam że jestem stuprocentowo normalnym pasażerem :D
W domu też udało mi się zachować ćwiczeniowy rytm, Bóg zesłał nam wspaniały luty żebyście nie mogły jęczeć tych swoich wymówek, że np, pobiegałybyście ale śnieg. Także pogoda jak w Soczi, można było biegać do woli, korzystając wreszcie z normalnego powietrza. Jak bardzo mi tego było trzeba!
Dokończyłam też Jillian. Czy widzę różnicę? Delikatną. Coś tam w mięśniach drgnęło.
Przemykając z łazienki do pokoju w majciochach usłyszałam za sobą głos matki z salonu-
PUPA CI SIĘ UNIOSŁA!!!
no kurde, wolałabym jednak żeby matka nie oglądała mi dupska, ale skoro faktycznie się uniosła, to nie będę się przecież gniewać :DD
Także wierzę, że zmiany są, choć jeszcze tak widocznych nie dostrzegam.
I wiecie co? (teraz pora przemyśleń. Weźcie książkę Paulo Coehlo, usiądźcie na niej, bo do niczego innego się nie nadaje, zamknijcie oczy i medytujcie ze mną nad sensem życia i Vitalii) Ostatnio myślę sobie- nie ma jak spokojne tempo. Nie wiem czy mnie dobrze zrozumiecie, bo mija miesiąc czy dwa a u mnie nie ma wielkiego spadku ani w kilogramach ani w centymetrach a mnie to... cieszy
Celem moim jest lato. Do celu idę spokojnie. Wiem, że gdybym się katowała i ujrzała spektakularne efekty, spoczęłabym na laurach. Że gdybym trzymała rygorystyczne diety po dojściu do krótkodystansowej mety chciałabym wrócić do jedzenia- byle duużo, szybko i niezdrowo. A tak- nauczyłam się jak jeść zdrowo. Nauczyłam się jeść warzywa. Nie wyobrażam sobie życia bez aktywności ruchowej. Zmieniam się po mikrokawałeczku każdego dnia i to jest zmiana na lepsze. Małe kroczki. (Jak masz duże stopy to kroczki będą odpowiednio większe :DD) Bez dramatyzowania, bez posiadania wagi (sic!), bez obłędu w oczach.
Dzięki temu mam w sobie spokój jakiego nie miałam nigdy i optymizm, który się nie kończy. Nie wariuję. Dużo się uśmiecham. Żyję i daję innym żyć.
Przesłanie- nie dać się zwariować. Robić swoje, robić to wytrwale ale powoli. Nie szarpcie się jak konie, bo potem jedyny efekt jaki ujrzycie- to piana na ustach. A ja wolę pianę na białej kawie. Bez cukru.
I jakoś mi dobrze i błogo. Żeby tylko nie ten egzamin, który mam w piątek, byłabym najszczęśliwsza pod słońcem, tym które nam dzisiaj tak ładnie świeci.
Niech świeci i Wam! Pamiętajcie, nie wariować dziewczyny, bo kto wariatkę zechce?
Belcia.
20 lutego 2014, 21:28Haha :D- generalnie nie mam nic do jabłek, ale jestem na diecie przeciwgrzybicznej i powinnam trzymać się z daleka od fruktozy, ale moja miłość do owoców mi na to nie pozwala :D
search.
19 lutego 2014, 20:50Buniek to mój synek :)
holka
19 lutego 2014, 18:19Wariatka z Ciebie jest najprawdziwsza....ale jak widać już samodzielna...w domu rodzinnym dobrze...ale w swoim własnym najlepiej :) A Mama dobrze,że pochwaliła,w końcu zna się na rzeczy i możesz być pewna,że jest szczera i obiektywna i widzi więcej bo rzadziej Cię widzi ;)
FITmama
19 lutego 2014, 17:55fajnie sie to czyta :). pozytywnie. Ja uwielbiam sie podciągać, szczególnie latem na drzewach. pozdrawiam
search.
18 lutego 2014, 15:15no muszę go wygonić bo z nim nie idzie ćwiczyć rozprasza za bardzo :) wiec i wilk syty i owca cała :)
search.
18 lutego 2014, 14:34Kochana ja słońce przez 7 długich dni będę oglądała zza okna. Może to i lepiej i tak się nie mam w co ubbrać :D :F co do drinów: szklanka tzw long kobiece drinki 1/4 wódki reszta sok i lód męskie drinki ( o zgrozo) 2/4 wódki, 1/4 martini reszta sok .. kobiece drinki= lekki przyjemny kac męskie za to ja pierd*** moja głowa :):)
Pokerusia
18 lutego 2014, 12:57ha,ha niesamowita jesteś:-)
Mileczna
18 lutego 2014, 11:16oj pięknie to wszystko ujełaś :))) mnie teraz trzeba duzo tego spokoju wlaśńie :)) ale zaczyna on wracać pomału .... no w pociagu nie ćwiczyłam ,głównie dlatego że lata świetlne nie korzystałam już z PKP i póki mój samochodzik jest sprawny to nie zamierzam ,ale pomysł na "zabicie czasu " ćwiczeniami - no dla mnie masz ambsolutnie nominacje do jakiejś super nagrody:)) mnie się zdarza w pracy ,kiedy mam wnerwiający dzień ,albo za dużo pracy przy kompie zaszyc się w magazynku albo w szatni i robić squaty właśnie :))) czyli nie jest to tak bardzo dziwne
Taritt
17 lutego 2014, 23:54Jesteś szalona :D Tak trzymaj :D Workout w pociągu, nie wierzę :D
akuku3
17 lutego 2014, 23:07Twój tata zapewne do pokolenia chudzielców woodstokowych należał ;) a dyńka z importu ale smaczna.
akuku3
17 lutego 2014, 22:04Energetycznie u Ciebie. Uśmiecham się do tableta. Oczyma wyobraźni widzę, jak pod ciężarem swojego cielska ląduję z półką pociągową na podłodze :D
liliana200
17 lutego 2014, 19:32Jeśli po miesiącu rozstępy się zmniejsza dam znać. jest bardzo wydajny jak na olejek i szybko się wchłania i ładnie pachnie.
zapomnij.o.tym
17 lutego 2014, 19:20całoroczne, ale spina i tak jest, bo muszę pocisnąć 4,9 żeby mieć realne szanse na stypendium, a to będzie... trudne, bardzo :D o tak "festina lente" jak to mówią ;)
katarinaa221990
17 lutego 2014, 17:41POWOLI DO CELU...A JAK !POKAŻEMY, ŻE MOŻNA;p
liliana200
17 lutego 2014, 15:17hahahaha ja bym z chęcią z tobą poćwiczyła w tym pociągu, bo mi tez czasami tak dziwne pomysły przychodzą do głowy. Ćwiczyłam swego czasu w pracy z nudów, pajacyki, skłony, wykopy, przysiady, biegałam w koło lady. To było życie jak w Madrycie!! Żałuję, że nie zrobiłam foty bo byś zobaczyła jak kąciki nosa i sama nos miałam czerwony i zawsze te kąciki nosa mnie swędziały a tu po tygodniu tak zmiana że czerwień zniknęła. Drogi, to fakt. ja dałam 6 funtów ( 30 zł ) za 60 ml.Zobaczymy tylko jak sobie poradzi z rozstępami.