Ostatnia prosta... już nic się nie chce, jedynie przetrwać… Miałem się tylko doturlać do mety tym niby-4:20-a-naprawdę-szybciej, ale ktoś mnie wyprzedził więc ryzykując (subiektywnie) odcięcie prądu jeszcze raz się przykleiłem. Zbiegliśmy na wydzielony tor dla kończących bieg i nagle przed sobą widzę na zegarze 41:48! Wiedziałem, że czas netto będę miał jakieś 5 sekund lepszy od brutto bo stałem blisko linii startu... czyli zostało mi 17 sekund a do mety 50 metrów, więc jest szansa! No to w długą, sprint 3:40, płuca wyplute, przed oczami mroczki, walka o każdy metr jak na filmach! Kolo przede mną został ostrzeżony, że go dochodzę, więc też przycisnął i odblokował wąski korytarz :) Przekraczając linię mety widziałem 42:01, zatem odjąwszy 0:05 mam złamane 42, o parę sekund ale mam! A miało być teraz 44, jesienią 43 i 42 dopiero na wiosnę 2016 :D Jednak nie mam złudzeń, era takich spektakularnych przestrzeleń właśnie dziś się skończyła. Teraz każdą minutę będzie trzeba wydzierać pazurami. Poprawić się z 45 na 44 to nie to samo co z 42 na 41. Ale tym się będę martwił potem, teraz zaciesz :)
Półprzytomny powisiałem trochę na barierce, odebrałem medal i wodę i z trudem odwiązałem od sznurowadła chip pomiaru czasu. Ustawiwszy się w kolejce po grochówkę poczułem, że wiatr ostro atakuje moje mokre ciuchy i zaraz mnie przewieje. W tym momencie podziękowałem sobie za upchnięty do pasa biodrowego worek na śmieci z wyciętymi dziurami na głowę i ramiona – kompaktowa, ale całkiem przyzwoita osłona przed wiatrem. Wciągając aromatyczną zupę pogadałem z sąsiadami ze stolika, po czym już bez worka żwawym truchtem wróciłem kilometr do auta z TAKIM bananem na twarzy :D W domu kwadransik moczenia nóg w lodowatej wodzie, kilka minut masochizmu na rolce, a wieczorem laptopik pod pachę aby spisać tą relację i do kawiarni na zasłużone tiramisu :) I fajnie zobaczyć swoje nazwisko w pierwszej setce na liście wyników :) I nawet Kaśkę z bloga runtheworld.pl choć raz w życiu obiegałem, bo miała gorszy dzień :) Dużo tych uśmiechów, wyjątkowo udany start! A kolejny za miesiąc. Jeśli się Wam podobało, to mała prośba – poświęćcie parę minut żołnierzom: http://tropemwilczym.pl/#section-historia
Międzyczasy: pierwsze kółko rozruchowo-lawirujące 10:36, drugie równe 10:30, trzecie kryzysowo-dublujące 10:34, czwarte finiszujące 10:17, razem netto 41:57
Zapis biegu: https://www.endomondo.com/workouts/479082971/14544270
Dostepnynick
4 marca 2015, 18:44Ważny medal. Wisi na specjalnym miejscu?
strach3
4 marca 2015, 18:56Leży w pudełku obok innych :)
Dostepnynick
4 marca 2015, 19:00Taki to powinien mieć szczególne miejsce :)pomyśl... Dużo potu wylane..:)
kronopio156
4 marca 2015, 11:13Masz talenta, no nie da się tego ukryć:D Można poobgryzać palce do łokcia czytając relację:-) A zawisnięcie na barierce plus super twarzowo-uniwersalny worek na śmieci podbił moje serce już do cna!:-)) Wielkie gratulacje !!!:-)))
strach3
4 marca 2015, 15:41Miło słyszeć, dziękuję :) Z tym workiem to taki stary biegowy patent, nie mój, zwykle na czas oczekiwania na linii startu.
kronopio156
4 marca 2015, 16:09Uhm, widziałam wcześniej, ale jak wyobraziłam sobie Ciebie po tym zawisnięciu na barierce wciągajęcego worek na siebie to juz w ogóle padłam;-)
ggeisha
4 marca 2015, 09:15Brawo, gratuluję! Piękny wynik. Zastanawia mnie tylko: średnie tętno 74??? To jakoś nie pasuje do opisu wypluwania płuc...
strach3
4 marca 2015, 09:17Dziękuję :) Pulsometr mam zepsuty, nowy nie dojechał na czas. Założyłem mimo to, bo czasem miewa przebłyski, ale tym razem nie miał.
ggeisha
4 marca 2015, 09:13Komentarz został usunięty