Te myśli sprawiły, że przyspieszyłem nie oglądając się na konsekwencje. Jeśli przez to się zwarzę, trudno. Mimo wszystko to nie był najważniejszy start sezonu i mogłem sobie pozwolić na taki eksperyment. Trzeci km wyszedł najszybciej ze wszystkich – 4:25, co jednak nie znaczyło, że kryzys minął. Męczyłem się dalej. Z racji wysiłku kompletnie nie zwracałem uwagi na otoczenie, dla obcowania z którym przecież w styczniu zapisywałem się na ten bieg. Zdaje się, że priorytety w międzyczasie się zmieniły.
Na kolejnym punkcie nawadniania chwyciłem dwa kubki z wodą i wylałem je na głowę. Co za ulga. Niestety koszulka przykleiła się do klaty i pulsometr odmówił współpracy. No trudno, na zawodach nie jest to aż tak potrzebne, biegnie się przecież wg tempa. Potem zaliczyłem jeszcze kurtynę wodną, ustawioną przez organizatora.
Od 5-go km noga zaczęła podawać trochę lepiej, tzn. tempo ustabilizowało się na słabym poziomie 4:50, ale przynajmniej parłem do przodu bez takiej walki o życie. Pojawił się wiatr, zwykle niepożądany, a dziś zbawiennie chłodzący.
W miarę zbliżania się do mety czułem się coraz „płynniej’, ale zmęczenie narastało i koniec końców nie dałem rady przyspieszyć. Z wyjątkiem ostatniego kilometra, przypadającego w strefie zwiększonego dopingu kibiców, który zawsze daje mi kopa. Na ostatnich 200 metrach jak zwykle dałem czadu, podkręcając tempo poniżej 3:30. Obok mnie próbował przemknąć ktoś jeszcze szybszy, ale wsiadłem mu na ogon, dogoniłem i po krótkiej walce zostawiłem z tyłu. Po minięciu upragnionej mety ledwo szedłem, ale czułem jeszcze pewną niewielką rezerwę. Chwilę później, ledwo widząc na oczy, z bezkształtnej plamy tłumu kibiców usłyszałem głos, który rozpoznam wszędzie: tata!
Podsumowując, dobrze zorganizowany, klimatyczny bieg o dużym dla mnie znaczeniu sentymentalnym (Łódź to miasto, w którym studiowałem). Choć wysiłek nie pozwolił na wspominki z czasów dawniejszych, teraz stanie się treścią nowych wspomnień. Cieszy szeroki udział początkujących amatorów biegania, o czym świadczy fakt, że z wynikiem nieco ponad 47 minut uplasowałem się na początku drugiej ćwiartki rankingu.
Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to poprawiłem życiówkę o 20 sekund na niewyspaniu, w upale, walcząc z kolkami, na wolnej trasie. Niewątpliwie mam karty, żeby pograć o więcej :) Ale nie wiem, czy sprawdzę to przed jesienią. Półmaraton Wiązowski, Warszawski, Wings for Life, Ekiden i teraz tu - piąty start w ciągu dwunastu tygodni sprawił, że na jakiś czas mam dość zawodów. Pudełeczko z medalami pełne, trzeba zmienić na większe. Jeśli gdzieś pobiegnę, to bardziej towarzysko i rekreacyjnie. Czas na roztrenowanie i budowę bazy przed jesiennym sezonem startowym.Choć kusi mnie trochę, by pierwszy raz w życiu sprawdzić się gdzieś na piątkę. Może udałoby się na debiucie złamać 22 jakbym się mocno spiął?
Zapis biegu: http://www.endomondo.com/workouts/345632717/14544270