Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
12. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossman Run. Część II


Trasa zakręcona jak ruski termos, jeszcze takiej nie widziałem. Start spod Manufaktury, pl. Wolności, Pietryna, zawrotka Zieloną i Zachodnią, powrót do Manufaktury, obiegnięcie rynku. Dalej Zachodnią w kierunku północnym, zawrotka przy Lutomierskiej, obiegnięcie parku Staromiejskiego Północną, Nowogrodzką i Podrzeczną. Dalej znów plac Wolności, znów Pietryna, przeskok na Zachodnią i dalej w kierunku południowym, zawrotka przy Struga i powrót na metę na rynek Manufaktury. Szczegóły na stronie http://biegpiotrkowska.pl/. Na planie każdy kilometr zaznaczony innym kolorem, inaczej byłby problem z odczytaniem. Dobrze ponad 20 zakrętów o 90 stopni i dwa o 180 stopni (zawrotki na Zachodniej). Oczywiście każdy z nich to kilka sekund straty, więc znając przebieg trasy już na wejściu wiedziałem, że z tego tytułu zapłacę z końcowego wyniku pewien podatek. Czy to jakaś tragedia? Nie, nie każda trasa jest łatwa, po prostu trudniej o dobry wynik. Dużo większym problemem okazało się to, że mimo wyznaczonych stref startowych jeszcze na drugim kilometrze wpadałem na truchtaczy, biegnących tempem 5:30. Skąd te kołki się tam wzięły!? Wiadomo skąd – zignorowali strefy i ustawili się w sektorze szybkobiegaczy, bo przecież oni muszą być z przodu. Stanowili tym większy problem, że na zakrętach przez nich zaczyna się kotłować, trzeba mocno zwalniać. Na pohybel niewiernym!

Pierwszy kilometr był więc wypełniony lawirowaniem w tłumie bardziej, niż to się normalnie dzieje, dobry czas 4:30 wynikał ze zrywów przy wyprzedzaniu i kosztował nadmiernie dużo wysiłku. Niestety wypita kawa zaszkodziła trochę moim kiszkom i odwiedziła mnie dawno niewidziana znajoma Kolka. Nie była bardzo silna, ale mimo to walka z nią kosztowała mnie wiele sił, czułem się, jakbym biegł w oleju. W rezultacie czas drugiego km fatalny: 4:55. Nie mogłem uwierzyć, że tak wolno biegnę wkładając tyle pary. Byłem zatem kilka sekund w plecy, ale co gorsza biegło się źle, więc perspektywy na ciąg dalszy były kiepskie. Co ja tu robię, już pozamiatane, nie warto dalej biec! – myślałem. Robiło mi się coraz goręcej, puls bujał się w okolicy 180 i pojawiła się silna pokusa zejścia z trasy. Przypomniałem sobie jednak złożoną na forum deklarację, że będę walczył do końca. No trudno, słowo się rzekło i teraz nie ma, że boli – jakoś muszę dać radę. A zresztą jak miałbym się jesienią zmierzyć z maratońską ścianą, jeśli wymiękłbym na trzecim kilometrze dyszki?

  • dotinka1982

    dotinka1982

    29 maja 2014, 19:59

    Też dostaje kociokwiku, jak ludzie nie przestrzegają stref. Po to one są by ustawiać się w tych strefach. I o ile na maratonie ma się sporo czasu na nadrobienie (straconych na początku sekund/minut) o tyle na dyszce jest to juz o wiele trudniejsze, tym bardziej gdy trasa wymaga zwalniania na zakrętach! Dobrze, że pamiętałeś o deklaracji :-)

  • haszka.ostrova

    haszka.ostrova

    29 maja 2014, 09:25

    To ja się cieszę, że robię postępy prędkościowe, a tutaj czytam, że jestem truchtaczem i kołkiem :P Ale spoko rozumiem zdenerwowanie ;) ja brałam udział tylko w jednym biegu do tej pory i to jeszcze połączonym z marszem, bez żadnych stref... To była masakra! Przed biegiem poczytałam sobie, że jeżeli nie ma się zamiaru naprawdę szybko biec to lepiej ustawić się dalej. Tak więc też zrobiłam bo moje możliwości były kiepskie, a jak się okazało przede mną mnóstwo osób truchtających jeszcze wolniej lub właśnie maszerujących (najchętniej w parach lub grupkach, trzymając się za ręce)... Pomijając komfort biegających szybciej to przede wszystkim wydaje mi się, że takie coś jest niebezpieczne...

    • strach3

      strach3

      29 maja 2014, 09:32

      Zupełnie nic nie mam do biegających wolniej. Każdy przez to przechodził, zresztą nie ma obowiązku się rozwijać, można sobie truchtać całe życie i też jest okej. Ale jak są strefy, to trzeba ich przestrzegać (a nawet jak nie ma, to ustawić się z głową). I masz rację, że czasem może to być niebezpieczne, choć zwykle tylko męczące. A tych trzymających się za ręce najchętniej rozjechałbym walcem ;)

    • haszka.ostrova

      haszka.ostrova

      29 maja 2014, 11:41

      nie no, to było tak z przymrużeniem oka ;) A po tym biegu dużo osób zwracało organizatorom uwagę na to, co się działo w jego czasie i obiecali, że w kolejnej edycji będzie to wyglądało inaczej, zobaczymy w październiku czy się wywiążą z obietnic :)

  • bodyroxx

    bodyroxx

    28 maja 2014, 23:37

    Popełniłam dokładnie ten sam błąd taktyczny na ostatnim biegu. Ustawiłam się nieco za blisko linii startu i nagle tłum mnie pociągnął właśnie na 4:30min/km a kolejny kilometr też już bym o wiele gorszy ale jeszcze poniżej 5 minut...no a później podobne odczucia, 3-4 km to była mordęga i to jeszcze kryzys na podbiegu. Tak, ze ...znam to uczucie, o którym pisałeś ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.