Jestem w szoku, że nie zrezygnowałam! Głównym celem były (nadal są i będą) ćwiczenia i aktywność fizyczna - mam nadzieję, że tak zostanie już na długo. Jem i jadłam zdrowo, zdarzały się oczywiście drobne grzeszki, w międzyczasie również przecież były święta... Ale sama dieta, waga i deficyt kaloryczny nie są dla mnie takie ważne. Dlaczego nie waga? Z prostej przyczyny, mięśnie ważą więcej niż tłuszcz i nie mam zamiaru wpaść w szał liczenia kalorii. Kiedyś skończyło się to dla mnie bardzo źle, bo zaburzenia odżywiania i nienawiść do siebie to jedne z najgorszych rzeczy, które mi się kiedykolwiek przydarzyły.
-0,9kg, kilka cm mniej w obwodach i to bez dietowego szału, jedynie dzięki ćwiczeniom 4 razy w tygodniu i spacerom w miarę możliwości. I wiecie co? Czuję się wspaniale! Oczywiście mogłabym ograniczyć kalorie, ćwiczyć więcej - ale po co? Jak by się to skończyło? Być może szybszymi efektami, które są bardziej widoczne. Ale czy na pewno tak by zostało na dłuższą metę? Wychodzenie z diety odchudzającej jest o wiele trudniejszym procesem, a chwila nieuwagi może zaprzepaścić osiągnięcia. Wypracowanie zdrowych nawyków jest najważniejsze, uważam nawet że bardziej trwałe w moim przypadku, niż sam proces odchudzania. Wiem, że organizm mi za to podziękuje, a ciało będzie się odwdzięczać mniejszymi wymiarami w swoim spokojnym tempie.
Nic na siłę, powoli i spokojnie - nic ani nikt mnie nie goni :) nie poddałam się i nie poddam!