Dobry wieczór! :) Jak minął Wam dzień?
U mnie dzisiaj było bardzo aktywnie. Od 9 do 18 buszowaliśmy z mężem po Warszawie by pozałatwiać wszystkie zaległe konsumpcyjne sprawunki. Na szczęście nasz wysiłek zaowocował planowanymi zakupami i to uważam za prawdziwy sukces! :) Odczuwając dolegliwości w kostkach żałuję, że nie włączyłam sobie krokomierza. Myślę, że wynik mógłby być mocno zadowalający :)
Powiedzcie mi proszę, jak radzicie sobie z utrzymaniem postanowień dietetycznych gdy jesteście poza domem a musicie coś zjeść na mieście?
Muszę przyznać, że w moim wypadku jest to najsłabsze ogniwo, które uniemożliwia mi utrzymanie zdrowych nawyków żywieniowych na 100%. Mam słabość do produktów Mc. Tortilla, frytki i cola - moja miłość! Przyznam szczerze, że do tej pory w 9/10 przypadków, kiedy jestem zmuszona zjeść coś na mieście to moje nogi kierują mnie właśnie tam. Zwłaszcza, gdy mam gorszy dzień.
Gdy mam lepszy dzień, zaopatruję w świeże sałatki bądź kanapki z największą ilością świeżych warzyw, która może się zmieścić w pełnoziarnistej bułce.
Dzisiaj, pomimo możliwości zdrowego wyboru, wybrałam rybę w panierce, gnocci i gotowane warzywa. Przyznam, że jedzenie było bardzo pyszne i pozwoliło mi utrzymać uczucie sytości do teraz (a jadłam ok. 18:00).
Przyznam szczerze, że wychodzę założenia, że lepiej zjeść nie do końca zdrowo niż opuścić posiłek. W moim przypadku zasada jest taka, że jak opuszczę posiłek bądź zjem posiłek za mało kaloryczny, to wieczorem wchodzę w fazę odkurzacza i wciągam wszystko co wpadnie mi w łapki. Co gorsza, takie dni kończę paczką czipsów tuż przed snem i butelką coli... Mam nadzieję, że takie sytuacje nie spotkają mnie w 2018 roku ;) Dzisiaj na pewno nie! :D
Jakieś porady? ;)
Liczę na to, że od kiedy zacznę korzystanie z cateringu dietetycznego, to ten problem przestanie mnie dotyczyć, ale póki co jest na tapecie :)
Powodzenia w kolejnym dniu! :*
Freak.Monique
3 stycznia 2018, 09:00Hmmm...A ile kalorii powinnaś zjadać codziennie? Ja również miałam tę fazę odkurzacza gdy jadłam za mało lub jadłam za mało w pierwszej połowie dnia. To samo moja koleżanka, która praktycznie nie jadła śniadań. A śniadanie jest bardzo ważne i musi być w miarę kaloryczne, tak samo obiad- też powinien zawierać więcej kalorii. Tzn to działa i kiedyś działało u mnie. Możesz pokombinować z kaloriami, że śniadaniami białkowo-tłuszczowymi (sycą na bardzo długo). Ale przede wszystkim nie jedz za mało. Wylicz sobie ilość kalorii która powinnaś przyjmować i się tego trzymaj. Grunt to dobry plan. No i cóż... początki są zawsze ciężkie. Nie odchudzam się pierwszy raz, więc powiem Ci z doświadczenia że kiedy zobaczysz efekty to nie pomyślisz o Mc ;) Wkręcisz się w temat, a reszta będzie tylko bułką z masłem.
Freak.Monique
3 stycznia 2018, 09:08P.S. Ja się oferuję do otwarcia butelki wina , które leży w moim barku i czeka na odpowiedni moment. Jeśli by jednak nie doczekało obiecuję je odkupić ;)
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 20:16Jak w tytule, u mnie najgorsze są pierwsze 72 godziny. U mojego męża jest mechanizm, że on ma kryzysy dietetyczne między 4-7 dniem. Także gdy razem planujemy poprawę mamy tydzień wyjęty z życia, ale też wspieramy się w tych ciężkich chwilach. Tuż przed wyborem cateringu policzyłam sobie ilość kalorii, które powinnam jeść. PPM na poziomie 1500kcal, CPM na poziomie 2200kcal. Śniadania jadam od zawsze. Jeśli mam na 8 do pracy, to śniadanie jest zawsze przed wyjściem do pracy, a gdy śmigam na 6, to wstaje jak najpóźniej by zjeść zaraz po przyjściu do pracy. Np. dzisiaj miałam wrażenie, że zjadłam za małe II śniadanie. Szybko zrobiłam się głodna, ale na szczęście miałam też ze sobą porcję obiadu. Później szybko do domu, pierwsze co to skierowałam kroki do kuchni i o dziwo czuję się ok. Oby tak dalej :) Na wino oczywiście się skuszę! Może po zrzuceniu pierwszych 5kg? ;)
Freak.Monique
3 stycznia 2018, 20:53Nie no, to wygląda super. Więc to nie to. Ja niestety popełniałam ten błąd a wieczorem nie mogłam zapanować nad apetytem. Dobrze że w porę zmądrzałam ;) Wiesz, może po prostu podczas tego maratonu po sklepach spaliłaś naprawdę dużo kalorii i to dlatego organizm domagał się dodatkowych porcji energii.
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 21:20No cóż, tego już się nie dowiemy, a dzisiaj było już dużo lepiej :)
Durrr
3 stycznia 2018, 00:09Nie chcę Cię martwić - ale Twoje gadanie to tylko wymówki - a nie prawdziwy problem. Wystarczy zrobic posilek w domu i zabrać ze sobą - ot, cała filozofia.
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 20:10Tu się akurat z Tobą nie zgodzę. Fakt, wczorajszy dzień mogłam tak zaplanować by zabrać jedzenie ze sobą. Jednak bywają takie sytuacje, gdy coś pójdzie nie po mojej myśli, czas powrotu do domu ulegnie zmianie i co wtedy? Oczywiście, wierzę w to, że kiedyś wyrobię w sobie takie nawyki, że wybór zdrowego jedzenia będzie dla mnie oczywisty. Póki co nie jest.
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 20:10Komentarz został usunięty
Freak.Monique
3 stycznia 2018, 20:56Czasem trudno wyrobić się w planie na 100 procent jeśli się jest matką, żoną i kobietą pracująca. To nie są wymówki ale życie.
Durrr
3 stycznia 2018, 21:01Wszystko zależy jak czesto to czasem... A tak juz na serio - rozwiazan jest kilka - ja zawsze mam w pracy skitrane 3-4 zupy w sloikach - jak mam ssanie to odgrzewam domową zupkę i sprawe awaryjnego posilku w pracy zawsze ogarnę - cieple, sycące, a bez wielkiej ilości kalorii. Jak musze coś na szybko kupić - to wybieram jalbo orzechy, akiś twaróg, dobre kabanosy, ciemne pieczywo, warzywa - mozna skomponowac jako tako zdrowy posilek, Na miescie jem co akuart jest - uwazam ze jak to jest raz kiedys to mozna nie panikować - chyba ze jestem mocno na diete akurat nastawiony to jem cos o dobrym skladzie - tatara, sushi (chociaz ma duzo wegli)
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 21:19Sushi jest super - bardzo sycące, ale lubię je kupować w sprawdzonych miejscach. Orzechy u mnie odpadają bo noszę aparat a mnie ma nic gorszego niż grzebanie sobie w zębach w pracy czy na mieście. Może faktycznie muszę pomyśleć nad tym by zanieść sobie do pracy trochę więcej jedzonka, by razie "W" mieć coś przyzwoitego pod ręką.
Durrr
3 stycznia 2018, 21:31Co do sushi - nie raz bralem na szybko z tych stoisk w galeriach - moze nie jest to jakas eksplozja zlozonych smakow, ale z racji obrotu zawsze bylo swieze i ok - więc mozna jako fastfooda zjeść jak trzeba. A w pracy jak mowie - gotuje gesta zupe z duza iloscia miesa, wlewam gorącą do sloika, odwracam, studze - spokojnie 3 tygodnie w lodowce wytrzymuje :D
margarettttttttt
2 stycznia 2018, 23:09no jakby to powiedzieć... u mnie nawet wczorajszy spacer, godz. ok 21 skończył się McDonalds, więc rozumiem ból. ból jest też w pracy..., i aż się zastanawiam jak sobie jutro poradzę. moim postanowieniem jest zastąpienie "Maka" jogurtem naturalnym i bułką pełnoziarnistą, może jakieś owoce, rodzynki, orzechy. dam znać jutro czy działa i czy faza wieczornego odkurzacza włączyła się i u mnie. powodzenia!
smoczyca1987
3 stycznia 2018, 20:07I jak? Dało radę? U mnie wszelkie twarde przekąski jak orzechy odpadają, bo nie dość żem gruba to jeszcze mam aparat na zębach. Tragedia!
Freak.Monique
3 stycznia 2018, 21:27Spokojnie, ja jestem gruba z krzywymi zębami ;) To dopiero tragedia. No i popatrz, co sobie uzbieram na aparat to wyskoczy mi jakoś wydatek i muszę zbierać albo od nowa, albo od połowy;)