Kolejny dzień na pełnych obrotach. Kolejny dzień kiedy starałam się robić wszystko i... przez to wszystko zaczęłam zastanawiać się, co my sobie właściwie robimy?
Kiedyś kobieta zajmowała się domem. Krąglejsze kształty były czymś naturalnym. A dziś? Dziś kobieta, która decyduje się zostać przy dziecku staje się obiektem drwin ( sama tego doświadczyłam, ponieważ moją córką opiekowałam się 24h przez ponad 2,5 roku - to okazało się wystarczająco długim czasem by usłyszeć "a bo ty nie pracujesz to możesz się sobą zajmować" , "nie pracujesz? To Ty nic nie wiesz o życiu"). Same stworzyłyśmy sobie presję pracy i równoczesnego bycia "perfekcyjną" mamą.
Nie mówię, że to źle, ale na tym się nie skończyło. W szybkim tempie do tej listy dopisałyśmy stanie się fit, osiągnięcie wyglądu niczym z czasopism o modzie, stanie się dekoratorkami wnętrz, kucharkami, krawcowymi, studentkami i wiele, wiele innych.
Nie mówię, że źle jest dbać o własny rozwój. Złe jest dążenie do perfekcyjności na każdym polu. Wypełniamy sobie dzień do ostatniej sekundy. Wpisujemy kolejne pozycje w planner. A niedotrzymanie, któregoś z punktów wywołuje w nas wyrzuty sumienia i poczucie bycia gorszym (stąd krótka droga do przejadania poczucia winy).
Chyba nie na tym polega szczęście.
Dlatego chcę nauczyć się rezygnować z pewnych rzeczy, bez zatruwania sobie tym głowy. Nie zrobiłam treningu? Trudno zrobię jutro, ważne by w tygodniu chociaż trzy, cztery razy poćwiczyć porządnie - tyle mi wystarczy, w końcu mam też inne obowiązki.
via GIPHY
Dziś minął mi
Dzień 11
Niestety, znów kolacja wpadła później, bo byłam na zebraniu rodziców. Później szybkie zakupy i znów zjadłam o 20:30. W dodatku nie chciałam tracić kolejnych minut na przygotowywanie posiłku, więc zrobiłam kanapkę z chleba razowego z serkiem Almette i wędliną z piersi z kurczaka. Do tego trzy nerkowce. Poza tym nie mam do siebie zastrzeżeń ;)
Mam nadzieję, że Wy do siebie też nie :)