Tak się zapierałam. Niemalże rękoma i nogami, że nie... że nie mogę... że za wcześnie, a jednak w pełni świadoma swych praw i obowiązków zdecydowałam się w niedzielę nieco odpuścić.
Nie złamały mnie żelki, nie złamał mnie hamburger. Pokonały mnie szparagi mamy w masełku i młoda kapustka z boczkiem :) Ale spokojnie pilnowałam się. Później jeszcze zjadłam pół loda na spółkę z dzieckiem, bo w moim mieście nie zjeść chociaż raz w sezonie lodów z budki pamiętającej moje szczęnięce lata to grzech (na prawdziwej śmietanie... z owocami sezonowymi... zimne choć nie zmrożone. Możecie to sobie wyobrazić? Ja nie chciałam na wyobraźni kończyć ;p)
Aaaa...jak ja kochałam tą bajkę! Kto zna, kto pamięta?
Dzień 16
diety upłynął mi bez problemów, choć wpadło kilka rodzynek (zaczyna się czas wzmożonego zapotrzebowania na słodkie ;) ). Nie spodziewam się jednak w tym tygodniu cudów. Wątpię by pojawił się spadek, bo czasu na ćwiczenia nie będzie. Wszędzie wokół choróbska, ja też dziś czułam się niewyraźna. No i Dzień Mamy nadchodzi wielkimi krokami, więc nie będę nawet myśleć o treningu. Jak się jednak uda to uda i poćwiczę.
Dziś jedynym ćwiczeniem były te z miotłą, odkurzaczem i przy garach. Szkoda tylko, że prasowanie wciąż kuleje. No, ale coś za coś ;)
A jak Wy po weekendzie się czujecie?
tracy261
23 maja 2017, 19:23Raz nie zawsze :) Też mam ochotę na takie lody i chyba jutro sobie pozwolę :)
angelisia69
23 maja 2017, 14:29nieraz i tak trzeba,jak jest umiar to nie widze przeszkod ;-) jej szparagi-uwielbiam a nie moge jesc :/ bo nie dosc ze w nocy co 5min latam sikac i nie moge spac,to mocz po nich tak smierdzi ze wytrzymac sie nie da :/ Pozdrawiam!!
VITALIJKA1986
22 maja 2017, 22:30cos od zycia sie nalezy!Na zdrowie :D
Skrytozerca
22 maja 2017, 22:34A dziękuję :) Cieszę się, że obeszło się bez wyrzutów sumienia i bez zajadania ich :)