Dlaczego "zero"?
Cóż pierwsze dni, tj. w okolicach pierwszego wpisu, traktowałam jako przygotowanie. Sprawdzałam swoje możliwości, swoją wydolność, ile czasu byłam w stanie wytrzymać przy różnych typach ćwiczeń, ile powtórzeń było dla mnie normą... Dieta przyszła dopiero parę dni później (czyli w zasadzie właśnie tydzień temu). Wtedy też zaczęłam ważyć się i mierzyć, wciąż dostosowując treningi do siebie oraz wpychać je w swoje wolne chwile na rozkładzie.
Pamiętam z dwóch poprzednich prób odchudzania (tych udanych), że właśnie w pierwszym tygodniu zawsze są największe efekty - bo leci woda, czasem 2-3kg do tyłu. Tym razem, w Tygodniu 0, nie zmieniło się u mnie praktycznie nic.
Denerwuje mnie to, smuci i... niepokoi zarazem. Najwyraźniej zdecydowanie za lekko do tego wszystkiego podeszłam. Jadłam dość poprawnie, dobry skład, sporo białek, mniej węglowodanów, zdrowe tłuszcze. Włączyłam do jadłospisu rzeczy, których wcześniej było u mnie bardzo mało, na przykład ryby. Wiele dań roślinnych. Przestałam jeść produkty mączne, odpuściłam moje ulubione, ba! ukochane makarony i kaszę jęczmienną, pszenny chleb (to jest w ogóle osobna historia...). Nie słodzę. Mam jeszcze tylko problem z solą...
Ale najwyraźniej mimo całkiem porządnego "składu" posiłków, jem ich po prostu za dużo. Albo za mało się ruszam. To drugie jest znacznie bardziej prawdopodobne.
Przez cały tydzień waga wahała się w okolicach 73,3 - 72,7kg, czyli marnie, spadł może centymetr z talii, ale to by było na tyle, bo po dość radykalnej zmianie diety mam wrażenie, że brzuszek mi pęcznieje. Mam nadzieję, że to jest stan przejściowy i organizm się do tego przyzwyczai.
Wyraźnie za to widzę postęp w samopoczuciu (nie jestem już senna, wysypiam się i nie zamulam popołudniami) oraz w wytrzymałości ćwiczeniowej - codziennie coraz więcej. I chyba o to mi właśnie chodziło.
A zatem - pora zmierzyć się z kolejnym tygodniem.
Niesia92
14 lutego 2016, 19:30daj sobie czas, nie od razu Rzym zbudowano ;) ruszy, to pewne :)
onejra
13 lutego 2016, 20:02Kochana, sukces gearantują odpowiednie proporcje. 70% to dieta a 30% to ćwiczenia. Trzymam kciuki za Ciebie, najważniejsze to nastawić swoją głowę w kierunku zmian a Ty widzę robisz to bardzo rozsądnie :)