Oczywiście nad moją głową, bo za oknem, póki co, słońce świeci pełną gębą!
Powiem wam dziewczyny, że strasznie się na sobie zawiodłam. Ostatnie dwa dni, to jakaś porażka, We wtorek zjadłam po obiedzie kawałek ciasta, który zrobiłam dla siostry, bo tak stał ostatni kawałek, no i pomyślałam, że szkoda by się zmarnował (moje głupie myślenie, jeżeli chodzi o słodkie!).
Wczoraj natomiast do wieczora było ok. Bo jadłam regularnie, o 14:30 zjadłam musli z mlekiem i poszłam na chemię. Potem musiałam doładować sieciówkę i nigdzie nie było żadnego punktu, więc musiałam szukać, ale w końcu się udało. Zajęło mi to trochę czasu, ale mus to mus. Po drodze powrotnej wskoczyłam do Rossmanna po pilniczki i farbę do włosów (postanowiłam, że pofarbuję na lato na naturalne, bo nie podoba mi się, to co słońce robi z moimi kolorem!). Koniec końców w domu byłam o 18:30 i dopiero zaczęłam robić obiad: wątróbkę! Wiem, że bardzo dużo osób jej nie lubi, ale mi smakuje :-) no i zrobiłam w mące, nawet nie wiem czemu :< zjadłam dosłownie 4 kawałeczki bez niczego, ale wyszła taka tłusta, że no nie mogę. Potem zjadłam 2 paluszki rybne a na deser 2 jajeczka czekoladowe... i przyjechał M.
W Poznaniu było wielkie grillowanie UAMu, więc pojechaliśmy na 2h. Nic nie zjadłam, nic nie wypiłam, ale w drodze powrotnej zajechaliśmy do McDonald's, bo M. był głodny, a wszystko było pozamykane! (było jakoś przed 22) No chyba że pizzerie, ale z dwojga złego wybraliśmy Maka. Zjadłam Chikkera i małe frytki. Kanapka była o tyle dobra, że był w niej kurczak i warzywa, no plus sos i bułka! No ale była mała, więc pół biedy. Gdy wróciłam do domu byłam tak zmęczona (nie mogę się wyspać już 4 dzień), że poszłam się kąpać i spać.
Zapomniałam o ćwiczeniach... Ale za to dzisiaj miałabym wolne w przysiadach i planku, więc nadrobię wczorajsze i będzie akurat :-) Planuję pobiegać o ile deszcz nie wleje, bo właśnie chmury przesłoniły słońce i zapowiadali burze. No miejmy nadzieje, że się uda :-)
Dzisiaj byłam na wycieczce w oczyszczalni ścieków, więc nogi mi włażą w pupcie! 1,5 km z przystanku do oczyszczalni i 1,5 z powrotem. Do tego ponad 1h ciągłego łażenia w słońcu i niestety smrodzie! Straszna była ta wycieczka. No ale parę kalorii spaliłam! Wracając nie mogłam wytrzymać i kupiłam sobie loda, bo autentycznie cała się rozpływałam z gorąca. Dlatego mam ogromną nadzieję, że uda mi się pobiegać, żeby go spalić!
Śniadanie 7:00
- owsianka z rodzynkami i pestkami słonecznika
- zielona herbata
Przekąska 10:00
- jabłko
II śniadanie 11:30
- 2 kanapki z ciemnej bagietki z sałatą, szynką i ogórkiem
- lód w polewie czekoladowe
Zaplanowane:
- wątróbka z brązowym ryżem
- twaróg biały z warzywami
- marchewka
- min. 2 herbaty
Teraz uciekam do nauki! Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało trzymać dietki...
Powiem wam dziewczyny, że strasznie się na sobie zawiodłam. Ostatnie dwa dni, to jakaś porażka, We wtorek zjadłam po obiedzie kawałek ciasta, który zrobiłam dla siostry, bo tak stał ostatni kawałek, no i pomyślałam, że szkoda by się zmarnował (moje głupie myślenie, jeżeli chodzi o słodkie!).
Wczoraj natomiast do wieczora było ok. Bo jadłam regularnie, o 14:30 zjadłam musli z mlekiem i poszłam na chemię. Potem musiałam doładować sieciówkę i nigdzie nie było żadnego punktu, więc musiałam szukać, ale w końcu się udało. Zajęło mi to trochę czasu, ale mus to mus. Po drodze powrotnej wskoczyłam do Rossmanna po pilniczki i farbę do włosów (postanowiłam, że pofarbuję na lato na naturalne, bo nie podoba mi się, to co słońce robi z moimi kolorem!). Koniec końców w domu byłam o 18:30 i dopiero zaczęłam robić obiad: wątróbkę! Wiem, że bardzo dużo osób jej nie lubi, ale mi smakuje :-) no i zrobiłam w mące, nawet nie wiem czemu :< zjadłam dosłownie 4 kawałeczki bez niczego, ale wyszła taka tłusta, że no nie mogę. Potem zjadłam 2 paluszki rybne a na deser 2 jajeczka czekoladowe... i przyjechał M.
W Poznaniu było wielkie grillowanie UAMu, więc pojechaliśmy na 2h. Nic nie zjadłam, nic nie wypiłam, ale w drodze powrotnej zajechaliśmy do McDonald's, bo M. był głodny, a wszystko było pozamykane! (było jakoś przed 22) No chyba że pizzerie, ale z dwojga złego wybraliśmy Maka. Zjadłam Chikkera i małe frytki. Kanapka była o tyle dobra, że był w niej kurczak i warzywa, no plus sos i bułka! No ale była mała, więc pół biedy. Gdy wróciłam do domu byłam tak zmęczona (nie mogę się wyspać już 4 dzień), że poszłam się kąpać i spać.
Zapomniałam o ćwiczeniach... Ale za to dzisiaj miałabym wolne w przysiadach i planku, więc nadrobię wczorajsze i będzie akurat :-) Planuję pobiegać o ile deszcz nie wleje, bo właśnie chmury przesłoniły słońce i zapowiadali burze. No miejmy nadzieje, że się uda :-)
Dzisiaj byłam na wycieczce w oczyszczalni ścieków, więc nogi mi włażą w pupcie! 1,5 km z przystanku do oczyszczalni i 1,5 z powrotem. Do tego ponad 1h ciągłego łażenia w słońcu i niestety smrodzie! Straszna była ta wycieczka. No ale parę kalorii spaliłam! Wracając nie mogłam wytrzymać i kupiłam sobie loda, bo autentycznie cała się rozpływałam z gorąca. Dlatego mam ogromną nadzieję, że uda mi się pobiegać, żeby go spalić!
Śniadanie 7:00
- owsianka z rodzynkami i pestkami słonecznika
- zielona herbata
Przekąska 10:00
- jabłko
II śniadanie 11:30
- 2 kanapki z ciemnej bagietki z sałatą, szynką i ogórkiem
- lód w polewie czekoladowe
Zaplanowane:
- wątróbka z brązowym ryżem
- twaróg biały z warzywami
- marchewka
- min. 2 herbaty
Teraz uciekam do nauki! Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało trzymać dietki...
Miłego dnia! :-)
rroja
10 maja 2013, 15:33ale nie chcę stracić tego, co osiągnęłam ze swoim ciałem przez matury! :P a na studia wybieram się na inżynierię środowiska na politechnikę, a więc ściśle ;)
Tazik
9 maja 2013, 20:37Ja sądzę, że takie frytki czy czekoladka po prostu muszą się zdarzyć raz na jakiś czas... Nie jesteśmy cyborgami zaprogramowanymi tak, żeby nagle przestać zupełnie jeść wszystko co słodkie, tłuste i niezdrowe ;) Świetnie sobie radzisz i to jest najważniejsze! :* Ps. Co do pana P. to nie mam pojęcia co to jest i tak jak pisałam- staram się za dużo nie myśleć, aczkolwiek ciężko mi to przychodzi;-) Niby coś jest, a nie ma- i w każdej chwili może się rozwinąć lub zniknąć bez śladu... Taka sytuacja! ;)
WhiteCaat
9 maja 2013, 20:12Oj tam, najważniejsze, by to się nie powtórzyło. Trzeba się podnosić po każdym upadku, tylko tak dojdziemy do celu :)
Wajnona
9 maja 2013, 16:28Skoro zauważają inni to widać na pewno :) ja właśnie machnęłam drugi dzień i mam ochotę robić dalej, ale z autopsji wiem że jak machnę dziś np. do setki to potem dwa dni mi się nie będzie chciało :/
granolaa
9 maja 2013, 16:20Na ma już co rozpamiętywać tego, co było :). Grunt, że idziesz do przodu, no i nie zaniedbuj sportu i regeneracji, bo to najważniejsze :)
Wajnona
9 maja 2013, 16:17Na pewno można te przysiady rozkładać na serie, bez przesady chyba nie ma osoby która umiałaby zrobić 250 za jednym razem :) a jakie efekty?
rroja
9 maja 2013, 15:27"Kanapka była o tyle dobra, że był w niej kurczak i warzywa" - Kochana nie okłamuj się! tamto coś nawet nie leżało koło kurczaka ;) warzywa też średnie - makdonaldowe ;) to pewnie przez tą dużą dziurę jedzeniową w ciągu dnia, też już rozkminiłam, że mi się tak robi, że wieczorem "nadrabiam". no i wyśpij się koniecznie! bo też właśnie sprawdziłam, że jak się nie wyśpię, to organizm domaga się dodatkowego jedzenia, żeby uzupełnić energię chyba, ale zdecydowanie lepiej jest się wyspać :) miłego dnia!