Pogoda dzisiaj idealna na naukę! Cały dzień leje. Nawet na chwilę nie wyszłam z domu tylko od 10 siedzę w książkach i zadankach. Gdybym tak cały rok się uczyła, to teraz nie miałabym czym się martwić!
Dietkowo całkiem ok, chociaż zjadłam parę chipsów, które siostra kupiła. Ach jak ja ich dawno nie jadłam. Mam w szafce pół opakowania Pringlesów, które dostałam od mamy i obiecałam sobie, że zjem je po maturze - w nagrodę, albo na zajedzenie smutków. Mam ogromną nadzieję, że jednak z tego pierwszego powodu :D
Ćwiczenia standardowo:
- przysiady - 220, 25 dzień
- pompki - 6 (łatwiej mi się robi, bo obejrzałam filmik jak je poprawnie wykonać, ale i tak 6 była już tak ledwo, ledwo i coś czuję, że też będę musiała rozłożyć na serie)
- 8 min abs
- plank - 45 sekund
Wczoraj w końcu udało mi się pobiegać. Powietrze po deszczu nie było takie przyjemne do biegania, wydawało mi się na maksa gęste i ciężkie. W parku przewaga biegaczy i rowerzystów, non stop kogoś mijałam, spacerowiczów bardzo mało. Przebiegłam 6,34 km w 39:23 min i spaliłam 382 kalorie, czyli loda na pewno :D Moja kondycja zdecydowanie się poprawiła, zatrzymuję się tylko na światłach jak jest czerwone. Gdyby nie to, to biegłabym cały czas, co mnie bardzo cieszy.
Dzisiaj tak stwierdziłam, że czuję się odrobinkę lepiej w moim ciele. Tak minimalnie. Najbardziej lubię swoje ciało po bieganiu ćwiczeniach, kiedy jest takie napięte (niestety oprócz brzucha i boczków). W następny weekend się zmierzę, bo ile można żyć w niepewności :-) Coś czuję, że z biustu pójdzie, bo staniki jakieś takie luźne... :<
Śniadanie 9:30
- 2 kanapki z połowy bagietki korzennej, jedna z twarogiem i pomidorem, druga z szynką i pomidorem
- zielona herbata
II śniadanie 11:40
- błonnik + odrobina płatków kukurydzianych z mlekiem i rodzynkami
- kawa
- 3 ciastka owsiane z gorzką czekoladą (siostra mi chyba wyjadła te bez czekolady, bo nigdzie ich nie ma :<)
Obiad 14:50
- makaron z sosem Arrabiata, bazylią i mieszanką twardych serów (dał mi popalić, dosłownie!)
tak wyglądał, niestety słaba jakość, bo robione iPodem (w ogóle wydaje się mega duża porcja, w rzeczywistości naprawdę taka nie była, bo to nie był duży talerz :D)
- czerwona herbata
Podwieczorek 18:00
- zupa-krem ze szparagów
Kolacja 20:30
- jogurt naturalny z otrębami żytnimi, rodzynkami i pestkami słonecznika posypane cynamonem
- 3 takie połówki marchewki
- mięta
Mam nadzieję, że chociaż u was jest ładniejsza pogoda, bo w końcu weekend! a przy ładnej pogodzie lepiej się ćwiczy, mniej się je i w ogóle same pozytywy!
Dietkowo całkiem ok, chociaż zjadłam parę chipsów, które siostra kupiła. Ach jak ja ich dawno nie jadłam. Mam w szafce pół opakowania Pringlesów, które dostałam od mamy i obiecałam sobie, że zjem je po maturze - w nagrodę, albo na zajedzenie smutków. Mam ogromną nadzieję, że jednak z tego pierwszego powodu :D
Ćwiczenia standardowo:
- przysiady - 220, 25 dzień
- pompki - 6 (łatwiej mi się robi, bo obejrzałam filmik jak je poprawnie wykonać, ale i tak 6 była już tak ledwo, ledwo i coś czuję, że też będę musiała rozłożyć na serie)
- 8 min abs
- plank - 45 sekund
Wczoraj w końcu udało mi się pobiegać. Powietrze po deszczu nie było takie przyjemne do biegania, wydawało mi się na maksa gęste i ciężkie. W parku przewaga biegaczy i rowerzystów, non stop kogoś mijałam, spacerowiczów bardzo mało. Przebiegłam 6,34 km w 39:23 min i spaliłam 382 kalorie, czyli loda na pewno :D Moja kondycja zdecydowanie się poprawiła, zatrzymuję się tylko na światłach jak jest czerwone. Gdyby nie to, to biegłabym cały czas, co mnie bardzo cieszy.
Dzisiaj tak stwierdziłam, że czuję się odrobinkę lepiej w moim ciele. Tak minimalnie. Najbardziej lubię swoje ciało po bieganiu ćwiczeniach, kiedy jest takie napięte (niestety oprócz brzucha i boczków). W następny weekend się zmierzę, bo ile można żyć w niepewności :-) Coś czuję, że z biustu pójdzie, bo staniki jakieś takie luźne... :<
Śniadanie 9:30
- 2 kanapki z połowy bagietki korzennej, jedna z twarogiem i pomidorem, druga z szynką i pomidorem
- zielona herbata
II śniadanie 11:40
- błonnik + odrobina płatków kukurydzianych z mlekiem i rodzynkami
- kawa
- 3 ciastka owsiane z gorzką czekoladą (siostra mi chyba wyjadła te bez czekolady, bo nigdzie ich nie ma :<)
Obiad 14:50
- makaron z sosem Arrabiata, bazylią i mieszanką twardych serów (dał mi popalić, dosłownie!)
tak wyglądał, niestety słaba jakość, bo robione iPodem (w ogóle wydaje się mega duża porcja, w rzeczywistości naprawdę taka nie była, bo to nie był duży talerz :D)
- czerwona herbata
Podwieczorek 18:00
- zupa-krem ze szparagów
Kolacja 20:30
- jogurt naturalny z otrębami żytnimi, rodzynkami i pestkami słonecznika posypane cynamonem
- 3 takie połówki marchewki
- mięta
Mam nadzieję, że chociaż u was jest ładniejsza pogoda, bo w końcu weekend! a przy ładnej pogodzie lepiej się ćwiczy, mniej się je i w ogóle same pozytywy!
Miłego wieczorku :-)
teinaa
11 maja 2013, 19:55Prawda, jak pada cały dzień to chociaż z nudów można zabrać się za naukę :P Ja też mam mały pokój tu gdzie wynajmuję, ale jakoś daję radę.
rroja
11 maja 2013, 10:22u mnie dziś jeszcze ładnie, ale wieczorem ma padać podobno... niezależnie od pogody ja też w książkach ;) powodzenia!
ewe.pla
11 maja 2013, 10:07Bieganie jest najlepsze na wszystko i podobno lepiej się człowiek uczy więc do matury wspomagacz masz jak znalazł :) I narobiłaś mi ochoty na szparagi^^ Ja jeszcze nie widziałam u siebie w warzywniaku, ale może będą lada dzień ;)
nelly.
10 maja 2013, 23:436,34 km w 39:23 min ? Podziwiam, gratuluje i bije pokłon :D
granolaa
10 maja 2013, 21:10U mnie pogoda też okropna, ale mnie to niestety nie motywuje do nauki :). A ćwiczenia super, ja niestety nie jestem stworzona do biegania, więc podziwiam :)