Smutne to, ale to powiedzenie staje mi się niepokojąco bliskie. Przy 155cm wzrostu moja waga osiągnęła właśnie apogeum - 68kg :/ W życiu tyle nie ważyłam (bez ciąży). Katastrofa.
Nie było mnie tu... dość długo. Wydarzyła się jak widać masakra, bo przez zasiedzenie z dzieckiem w domu po prostu... przytyłam.
W czasie tej agonii: próbowałam oprzeć się pokusie czytania książek podczas gdy na spacerku mały uśnie - obłapiając ławki chciwym spojrzeniem mijałam je i chodziłam dookoła mojego osiedla aby trochę się poruszać bez konieczności porzucania mojego małego R.
Akcja spaceringu zintensyfikowanego trwała 2 tygodnie (5km = 1 spacer) i przy braku drgań w odpowiednim kierunku na wadze (chociaż przynajmniej nie było drgań niepożądanych...), porzuciłam ten proceder.
Czyli błąd pierwszy - niekonsekwencja.
Potem. Mama zahaczyła w rozmowie, że powinnam sprawdzić po urodzeniu dziecka poziom TSH, czy przypadkiem nie dolegają mi "poporodowej zaburzenia czynności tarczycy". Przyjęłam do wiadomości, rozgrzeszyłam się częściowo i pocieszyłam... i nic z tym nie zrobiłam.
Tak więc błąd drugi - usprawiedliwianie się bez weryfikacji hipotezy badawczej.
Następnie - lawina wstydu. Potoki nieprzemyślanych przekąsek, słodyczy przeplatanych sałatkami w agonii rozpaczy i poczucia winy.
W tym akcie mojej osobistej tragedii wystąpiło jakieś 179 błędów, których nie będę jednakże na wasze szczęście szczegółowo omawiać.
Akt ostatni to jak sądzę - sięgnięcie tam gdzie już tylko muł i wodorosty. Wtedy też zdarza się coś, co po prostu czasami się zdarza (mi zdarzyło się wczoraj). Ktoś wrzuca na fb zdjęcie przedstawiające jakąś scenkę rodzajową z wakacyjnego wypadu ze znajomymi, na którym Cię oznacza. Zdjęcie nie jest więc wypozowanym selfikiem lub zdjęciem "z dobrych czasów", jest zdjęciem zrobionym godzinę temu - z zaskoczenia! Domyślacie się...
Następuje UŚWIADOMIENIE...
...patrząc na zdjęcie widzimy nagle rzeczy takimi jakimi są. Wielorybie rozmiary są uwypuklone przez sąsiedztwo osób smukłych jak szyja żyrafy. Byłam na tyle twarda by się nie popłakać i jeszcze sypnąć jakimś zabawnym komentarzem do tegoż tragicznego zdjęcia. A w duchu pomyślałam sobie, że to jest ten moment...
...w którym trzeba brać się za siebie, bo inaczej ludzie zaczną przeze mnie skakać...
Moje wpisy na one są żenujące, bo każde opiewają moją skruchę i przyrzekają zmiany i poprawę... Ten niestety w tej materii inny nie będzie. Musi za to różnić się tym, że będzie ostatni przed prawdziwą i rzetelną pracą nad sobą.
Zadania:
1. Zrobić badania poziomu TSH
2. Znaleźć sprzymierzeńca w świecie realnym (zrobione) i ze sprzymierzeńcem prowadzić zdrową rywalizację w walce o utratę kg.
3. Na początek - odrzucić słodycze TOTALNIE. Bez kompromisów.
Moja motywacja na dziś i wizualizacja gotowości do walki p. Lagherta :P
malvinella
30 sierpnia 2016, 10:42Sprzątanie to niezły trening :)